sobota, 12 kwietnia 2014

#1571 - Rzut za 3: UE, komiksowa poezja i Dem

Dawno już nie próbowaliśmy na Kolorowych trafiać zza łuku - nasz ostatnia "trójka" miała miejsce grubo ponad rok temu gdy Bartek Basista pisał o trzech kolejnych zeszytach z cyklu "Before Watchmen". W kilka dni po tym, jak JR Smith pobił rekord NBA w oddanych rzutach z odległości 7.24 metra, postanowiłem sam spróbować trafić za trzy.

Unia Europejska prowadzi Polskę ku lepszej przyszłości! Bez wsparcia finansowego 28 krajów członkowskich nasz wspaniały naród nie miałby szans dokonać skoku cywilizacyjnego, który w ciągu ostatnich lat dzieje się na naszych oczach! Fundusze unijne zapewniają Polsce stabilny i dynamiczny rozwój infrastruktury, szkół czy modernizację rolnictwa, ale to jeszcze nie wszystko! Dzięki środkom w ramach Narodowej Strategii Spójności możliwe jest realizowanie różnych ambitnych projektów mających na celu poprawianie świadomości polskiego społeczeństwa. Przykładem takiego działania jest akcja "Równy komiks", będąca ogólnopolską kampanią na rzecz równego dostępu do zatrudnia, która została zrealizowana ze środków Europejskiego Funduszu Społecznego oraz krajowego wkładu publicznego w ramach Programu Operacyjnego Kapitał Ludzki 2007-2013. Jednym z owoców tej akcji jest jest komiks "Równy komiks" będący kwintesencją tego, jak nie robić "komiksów na zamówienie", "służących zacnej idei" czy "z cudzych pieniędzy".

Pierwsze, co rzuca się w oczy biorąc do ręki tą cieniutką broszurkę wydrukowaną w oszałamiającym nakładzie 60 tysięcy egzemplarzy to jego koszmarna estetyka wykonania. Wiele komiksów w swoim życiu widziałem, ale nie pamiętam, żeby jakikolwiek z nich był tak źle zrobiony na tak wielu poziomach. Okropne logo, fatalny design, czcionka, kolory, tła i ogólnie całościowe podejście do projektu - wszystko jest sztuczne, infantylne, złe i po prostu brzydkie. Tomasz Kleszcz rysując "Równy komiks" cofnął się chyba do czasów, gdy szykował się do pierwszego "Kamienia przeznaczenia" - tak źle rysującego jeszcze go nie widziałem, a mam dobre porównanie, bo na biurku tuż obok leży "Miasto z widokiem", w którym wspiął się na wyżyny dla siebie do tej pory nieosiągalne. A sam komiks o czym jest? "Fabuła", o ile w ogóle można mówić o fabule w przypadku luźno ze sobą połączonych jedno lub dwustronnicowych epizodów ilustrujących statystyki dotyczące równouprawnienia w pracy kupy się kompletnie nie trzyma. Joanna Nowicka i Bogumił Nowicki wzięli kilka raportów CBOSu, GUSu i postanowili przerobić je na komiksowe szorciaki, w założeniu czyniąc je "bardziej atrakcyjnymi dla młodzieży". Wyszły jakieś denne "żarciki", wymuszone i niedobre, wpisujące się w łopatologiczny dyskurs charakterystyczny dla polskiej polityki, jak przypuszczam kompletnie niestrawny dla "młodzieży". Ja natomiast po trzykrotnej lekturze wciąż nie umiem powiedzieć jaki konkretnie cel przyświeca "ogólnopolskiej kampanii na rzecz równego dostępu do zatrudnienia" i nie mam pojęcia w jaki sposób komiks skierowany do licealistów może coś w tej sprawie zmienić.

Komiksy Dema to jeden z tych tajemniczych fenomenów wydawniczych, o których nie śniło się filozofom. Jakub Dębski (czy Dakub Jebski, jak artysta tytułował się niegdyś) zaczynał swoją webkomiksową karierę (w jego wypadku to słowo nie jest żadnym nadużyciem) w 2004 roku, jako twórca związany z netKolektywem. W 2006 roku zadebiutował jako scenarzysta na papierze w magazynie "Jeju" przedrukiem paska, jaki napisał na wrakowy konkurs, a w rok później ukazał się jego pierwszy pełen metraż (o ile tak można określić 24-stronnicowy zeszyt) "Bossi i Bosso. O jedną umowę za daleko", który stworzył wraz z Michałem Dzitkowskim. Kiedy i przede wszystkim dlaczego Dem z jednego jakich wielu polskich (web)komiksarzy stał się sensacją internetów - tego nie umiem powiedzieć. Może było to jakoś w okolicach "Dużej ilości psów naraz"? Z swoją maksymalnie uproszczoną kreską i specyficznym poczuciem humoru trafił w gusta czytelników, dla których komiks to te śmieszne rysunki z dymkami, które można przeczytać na kwejku. Co w niczym nie umniejsza sukcesowi Dębskiego, bo potrafił przekuć sieciową popularnością, która jak wiadomo na pstrym koniu jeździ, na bardzo konkretne profity. Stał się liczącą się w polskim środowisku blogowo/vlogowym personą, a pod marką Jakub Dębski Demland regularnie publikuje kolejne zeszyty komiksowe. "Peryferie kosmosu" to kolejny tytuł jego autorstwa, a pierwszy będący nie zbiorem krótszych humoresek, ale jedną długą fabułą. I jak napisał Janek Sławiński w swojej recenzji tej pozycji "kiedy czytało się jeden komiks Dema, to czytało się wszystkie" - trudno nie zgodzić się z takim postawieniem sprawy. Humor Dębskiego - może nieco bliski temu, co w "Wilq" robią Minkiewicze, ale jakby bardziej nieokrzesany, purenonsensowy i absurdalny - jest tak charakterystyczny, że albo śmieszy niemożebnie, albo nie. Dla mnie opowieść o odkryciu końca kosmosu przez niewydarzonego syna wybitnego naukowca był sympatyczną rozrywką na 20 minut. Ot, na kibelek. Widać, że szef Demlandu zna się na tym co robi i wie, jak zadowolić swoich fanów. Ja, ani po, ani przed lekturą "Peryferii kosmosu" nie mogę się do nich zaliczyć...

W połowie marca ukazał się album "Komiks wierszem w trybie żeńskim". To już druga poetycko-komiksowa antologia, będąca owocem konkursu organizowanego przez wrocławskie Biuro Literackie. Jego uczestnicy, czy raczej uczestniczki, wybierały teksty polskich poetek spośród ponad stu utworów wyselekcjonowanych przez Marcina Sendeckiego, aby potem przerabiać je na komiksy. Napisałem "przerabiać", bo to słowo wydaje mi się najbardziej adekwatne do tego, co dwunastka młodych twórczyń (z jednym wyjątkiem wszystkie urodziły się w latach osiemdziesiątych lub później) zrobiła z tekstami ośmiu poetek (z jednym wyjątkiem wszystkie urodzone w latach siedemdziesiątych lub wcześniej). Sebastian Frąckiewicz, jeden z jurorów konkursu, w posłowiu chwali młode komiksiary, że za pomocą swoich prac "poszukują nowych sposób na konstruowanie narracji wizualnych" i "poszerzają graficzny język, jakim posługuje się gatunek opowieści obrazkowych". Trudno jest mi się z Sebastianem zgodzić, bo wszystkie, (może z jednym wyjątkiem, którym jest komiks Anny Podczaszy) prace w warstwie formalnej są bardzo zachowawcze, bliskie tradycyjnym szorciakom dążącym do mniej lub bardziej wyraźnej puenty. Kompletnie nie dostrzegam tych prób odświeżenia, poszukiwania czy poszerzenia, o których pisze jeden z jurorów konkursu. Widzę warsztatową sprawność, kilka nazwisk do zapamiętania (Agnieszka Świątek i Greta Samuel), konserwatywne podejście do narracji wizualnej i... zupełną porażkę w interpretowaniu tekstu poetyckiego. Bez żadnego wyjątku wszystkie prace zgromadzone w zbiorze "W trybie żeńskim" to grzeczne ilustracje tekstów "uznanych poetek" przygotowane przez "młode artystki komiksowe", swoim graficznym konkretem zabijające poetycką wieloznaczność. Upraszczające, spłycające. Zmierzające w kierunku "opowiedzenia" wiersza, w stronę fabularności, co w przynajmniej kilku przypadkach wiążę się z utratą  istotnych walorów pierwowzoru. Gdyby jeszcze taka adaptacja miało coś innego do zaoferowania byłbym w stanie wybaczyć taki zabieg, ale najczęściej nie ma. W tym przekładaniu poezji na komiks przeszkadza wiernopoddańczość wobec oryginału, nie ma dialogu (o czym zresztą pisze inny juror, Krzysztof Ostrowski), brakuje jakiejś wartości dodanej, czegoś, co wzbogacałoby odbiór tekstu, pozwalało na niego spojrzeć z innej perspektywy, droczyłoby się z nim. W kolejnym starciu z poezją komiks ponosi klęskę.

Brak komentarzy: