środa, 12 lutego 2014

#1530 - Blazing Combat

Autorem tekstu jest Andrzej Janucik, a został on pierwotnie opublikowany na łamach bloga Przypadkowe Akty Głupoty.

Komiksy wojenne to popularny gatunek. „Sgt. Rock”, „Nam” czy wydawane w w Anglii „Commando” to serie które ukazywały się długo, w dużych nakładach i w niektórych przypadkach doczekały się wznowień. Warren Publishing było wydawnictwem, które w latach sześćdziesiątych miało ugruntowaną pozycję w branży. Przez długi czas publikowało z sukcesami horrorowe magazyny komiksowe „Eerie” i „Creepy”, które zajmowały ważne miejsce na rynku.



Kiedy więc tak doświadczony wydawca przygotowuje nowy periodyk traktujący o popularnej tematyce wojennej i zatrudnia tak uznanych twórców, jak Joe Orlando, Wallace Wood, Alex Toth, Gene Colan, Al  Williamson, Frank Frazetta (który narysował okładki) oraz Archie  Goodwina, w roli redaktora naczelnego i twórcy większości scenariuszy, można spodziewać się przeboju. Ale kwartalnik „Blazing Combat” się nim nie stał. Ukazały się jedynie cztery numery serii, która koncentrowała się na przedstawieniu wojny w naturalistyczny sposób, bez upiększania, w jej całej brutalności  i bezsensie.

W przedmowie do wydania zbiorczego, które ukazało się w 2009 roku nakładem Fantagraphics można się dowiedzieć komu komiks się nie spodobał. Amerykańska armia zakazała sprzedaży magazynu w swoich bazach, a American Legion (organizacja weteranów założona po I Wojnie Światowej, która później nabrała bardziej ogólnego charakteru, ale wciąż pozostaje aktywna i kładzie nacisk na wąsko pojmowany patriotyzm oraz przywiązanie do równie wąsko pojmowanych amerykańskich wartości) zaapelował do dystrybutorów o bojkotowanie i nawet sabotowanie sprzedaży magazynu. Jak widać okazywanie, jak naprawdę wygląda wojna czy rzeczywistość amerykańskiej armii w latach sześćdziesiątych nie było nikomu na rękę.

Wzorowany na komiksach EC „Frontline Combat” i „Two-Fisted  Tales” magazyn „Blazing Combat” publikował krótkie, sześcio- i ośmiostronicowe historie wojenne. Rysowane były one przez weteranów ze stajni Williama Gainesa oraz najbardziej znanych  artystów tego okresu. Jak już wspomniałem, niemal wszystkie  scenariusze zostały stworzone przez Goodwina.


Komiks od początku miał mieć wydźwięk antywojenny i to była  główna przyczyna jego kłopotów. Jak w wywiadzie na końcu albumu  podaje wydawca, kłopoty magazynu zaczęły się od drugiego numeru i historii „Landscape”. Opowiada ona o pewnym epizodzie wojny w Wietnamie z perspektywy  zwyczajnego chłopa uprawiającego pole ryżowe. Jego wioska jest kolejno wyzwalana przez komunistów i wojska rządowe,  giną ludzie, ale chłop przyjmuje to ze spokojem. Do czasu kiedy jego ziemia zostaje spalona, a on sam zabity. Z jego perspektywy wojna wydawała się absurdalna i bezcelowa.

Nie był to jedyny komiks traktujący o wojnie wietnamskiej. Już na samym początku zbioru dostajemy nowelkę „Viet-Cong”, traktującą o amerykańskim oficerze doradzającym wojskom Południowego Wietnamu  w zwalczaniu partyzantki. Ten komiks nadał ton całej serii.  Pokazano w nim torturowania jeńców, bezsilność żołnierzy i niewiarę w sens tego, co robią. W 1965 roku, kiedy wojna w Wietnamie dopiero nabierała tempa, a Amerykanie występowali jedynie w charakterze „doradców”, było to szokujące ujęcie tego tematu. Teraz obraz amerykańskiego żołnierza odwracającego wzrok w drugą stronę,  kiedy torturuje się jeńców prawdopodobnie nie wywołałby takich emocji, ale wtedy budził wielkie kontrowersje.

Ale Wietnam nie był jedynym konfliktem w kręgu zainteresowań  magazynu. Akcja innych nowelek rozgrywała się w czasach wojny w Korei, obu wojen światowych, wojny secesyjnej czy wojny o niepodległość. Wszystkie łączył wojenny absurd, a konflikty były przedstawiane z punktu widzenia zwykłych żołnierzy. Twórcy „Blazing Combat” kładli nacisk na fakt, że wojna nie wygląda tak, jak ją się zwykle przedstawia w patriotycznych narracjach produkowanych na użytek propagandy. Tutaj wojna to krew, flaki i wszechobecna śmierć. Najczęściej pozbawiona sensu, a jeśli nawet go ma to nie dla tych którzy giną, jak w nowelce  „Long View”. Wrogowie są takimi samymi ludźmi, jak my, a my sami, na froncie stajemy się bestiami, jak w opowieści „Enemy”, gdzie amerykański żołnierz morduje jeńca. A zabicie przeciwnika to nie jest czyn bohaterski czy szlachetny, jak opisuje go literatura. To ciężka i brudna robota - jak w opowieści „Face to Face”.


Nikt tutaj nie jest czysty, ani przeciwnik, ani „nasi chłopcy”. Amerykańscy żołnierze są przedstawiani nie jako bohaterowie, ale jako zwykli ludzie lub gorzej - tchórze i mordercy. W „Souvenirs” żołnierz piechoty morskiej rabuje trupy zabitych Japończyków. Kiedy zostaje zabity okradając ciała na wysuniętej pozycji wszyscy omyłkowo uznają go za bohatera. Tak ironiczne podejście do armii  i motywacji jej żołnierzy wyjaśnia częściowo problemy wydawcy magazynu. Albo historia „Saratoga”, o historycznej postaci generała Arnolda, który wsławił się licznymi zwycięstwami dla wojsk USA zanim przeszedł na stronę Brytyjczyków. Takie podejście oraz przedstawianie mniej chlubnych epizodów z historii armii USA, jak bitwa o przełęcz Kasserine, nie mogło się podobać szerokiej publiczności. Komiks poruszał też sprawę rasizmu w US Army i to w kontekście wojny w Wietnamie co również nie pomagało.

Oczywiście nie wszystkie prace z łam „Blazing Combat” przetrwały próbę czasu. Mają one w końcu już niemal pięćdziesiąt lat. Zadziwiająca jednak liczba nowelek wciąż może się  podobać, co jest zasługa nie tylko rysowników, ale przede  wszystkim scenarzysty. Archie Goodwin to postać która zapisała się złotymi zgłoskami w historii amerykańskiego komiksu, pracując w różnych wydawnictwach, wsławiając się między innymi stworzeniem  linii Marvel Epic. W „Blazing Combat” udowadnia, że doskonale zna się na swoim fachu.

Wszystkie nowelki na poziomie graficznym są bez zarzutu. Widać w nich dużą dbałość o szczegóły i dokumentację historyczną. Niestety, scenariusze niektórych z komiksów wydają się być nieco przestarzałe. Takie historie, jak „Battle of Britain” czy „Me-262!” wydają się zbyt banalne, ale większość nowelek jednak utrzymuje co najmniej średni, a bardzo często wysoki poziom. Do najciekawszych (oczywiście to dość  subiektywna selekcja) należą otwierająca zbiór i nadająca mu ton historia „Viet-Cong”. Ponadto interesujące są nowelki „Long View”, „Mad  Anthony” i „Enemy”. Wspomniana wcześniej „Landscape”, ironiczne „Saratoga” i „Souvenirs” również. Podobnie jak „Lone Hawk”, opowiadający o asach lotniczych pierwszej  wojny światowej czy „U-Bot”. Naprawdę słabe są naprawdę nieliczne opowieści, jak postapokaliptyczny „Survival”.


Mógłbym powiedzieć że „Blazing Combat” to jeden z najlepszych komiksów wojennych jakie czytałem, ale ta pochwała nie oddałaby temu zbiorowi sprawiedliwości. Nie czytałem wielu komiksów wojennych,  poza tym, przynajmniej niektóre z historii zawartych w zbiorze zasługują na uznanie jako samodzielne opowieści. Album nie jest tak bezwzględny i szczery w opisie wojny jak „To była wojna w okopach” Tardiego, ale korzystnie wyróżnia się na tle większości historii tego typu. Przypomina na swój sposób serię „Ernie Pike” Oesterhelda i Pratta, koncentrując się bardziej na ludziach i ich tragediach, niż na chwale i glorii wojny. Seria jest uważana za na tyle ważną że doczekała się wydania francuskiego w wydawnictwie Akileos. Nie jest chyba aż tak popularna w USA skoro Fantagraphics regularnie umieszcza wydanie zbiorcze w swoich wyprzedażach. Jeżeli tylko nadarzy się okazja, warto dorzucić zbiorek do zamówienia. Dla klasycznych rysunków i dla ciekawych  opowieści. I żeby się przekonać, że na wojnie wcale nie jest tak fajnie, jak to przedstawiają patrioci różnej maści.

Brak komentarzy: