piątek, 27 grudnia 2013

#1464 - Hilda i troll

Pierwsze, co zwraca na siebie uwagę, gdy weźmiemy do ręki debiutancki album Luke`a Pearsona na polskim rynku, to jakość jego wydania. Centrala, nie pierwszy raz zresztą, przyłożyła się do tego, aby komiks zachwycał nie tylko swoją treścią, ale również edycją. „Hilda i troll” to książka pięknie wydana. Chropowaty, imitujący płótno grzbiet, wyklejka w etniczne wzory i błyszczący, jak gdyby padający deszcz na ostatniej stronie okładki.


Dłuższą chwilę poświęciłem, żeby móc cieszyć się tymi małymi, ale jakże znaczącymi (szczególnie dla dziecka!) detalami. Jeszcze nie przystąpiłem do lektury, a już byłem kupiony...

Czytając peany pochwalne na rzecz autora komiksu byłem nieco sceptycznie nastawiony. Angielski rysownik, znany z okładek do książek wydawanych nakładem Random House, Penguin Books czy Simon and Schuster, który w swoim portfolio może pochwalić się współpracą z „New York Timesem”, „Wired”, „Guardianem”, ze swoją urzekającą kreską porównywany jest do Hayao Miyazakiego i Tove Jansson, a chwali go między innymi Paul Gravett, recenzenci „New Yorkera” i „Publisher`s Weekly”. Nie powiem, oczekiwałem wiele, szczególnie, że także na polskim gruncie recepcja „Hildy” była bardzo dobra.

Sama fabuła pierwszego (z trzech) komiksu z Hildą jest dość wątła i na dobrą sprawę to nie ona świadczy o sile tej pozycji. Jej mocnym punktem jest z pewnością kreacja głównej bohaterki. To wyrazista postać, z którą dziecko będące przecież docelowym czytelnikiem, będzie się mogło bez problemu utożsamiać. Hilda Folk to ten typ bohaterki, której nie sposób nie pokochać od pierwszego wejrzenia. Rezolutna dziewczynka o niebieskich włosach uwielbia przygody. A mieszkając w baśniowej, górskiej krainie, zamieszkałej przez trolle, olbrzymy, drewniaki i pewnie inne stworzenia, o których nie mamy pojęcia, okazji do przeżywania ich nie zabraknie. Choć opowieść o tym, jak Hilda spotkała pewnego razu kamiennego troll przebiegać będzie według schematów znanych dorosłemu czytelnikowi w niczym nie ujmuje to jej urokowi i dramatyzmowi.

Nie sposób nie docenić walorów dydaktycznych tej pozycji. Pearson w nienachalny sposób wychwala dziecięcy pęd do odkrywania świata, poucza, aby nie tylko nie sądzić po pozorach, ale i czytać książki do końca. Tomasz Pstrągowski w swojej recenzji podkreślił jak ciekawie przedstawiona została figura rodzica. „Nie ogranicza ona dociekliwości dziecka i pozwala mu szukać własnych odpowiedzi. Nie zamartwia się też, gdy dziewczynka wychodzi sama lub postanawia spać na deszczu. Zamiast tego, zachęca ją do rozwijania swojej pasji.” - nie można odmówić słuszności tym uwagom.



Kolejnym atutem komiksu jest wykreowany na kartach komiksu klimat. Pearson ze swoją fantastyczną kreską stworzył świat, który ma w sobie to coś, dzięki czemu po lekturze chcemy do niego wracać znowu, znowu... i znowu. Choć te porównania do Miyazakiego są mocno na wyrost, to skojarzenia z "Muminkami" są jak najbardziej na miejscu - nad komiksem unosi się ten sam skandynawski duch. Blisko jest również do naszej "Łaumy" czy w pewnym sensie do "Koraliny" Neila Gaimana - i niech już samo zestawienie z tymi pozycjami świadczy o tym, jakim "Hilda i troll" świetnym jest komiksem.

Luke Pearson stworzył komiks, który niemal w pełni spełnił moje wysokie oczekiwania, o których wspomniałem na samym początku tego tekstu. Choć testowałem go tylko na jednym dziecku, a mianowicie tym, które jest gdzieś tam ukryte we mnie, to z czystym sumieniem mogę polecić go każdemu, który szuka odpowiedniej lektury dla nieco młodszego czytelnika (o ile przeboleje dość wysoką cenę). "Hilda i troll" to wraz z "Bartnikiem Ignatem" i "Jasiem Ciekawskim" trzy najlepsze komiksy dziecięce mijającego roku!


Brak komentarzy: