czwartek, 26 grudnia 2013

#1463 - Angelus vol.1

Autorem poniższego tekstu jest Krzysztof Tymczyński, a pierwotnie ukazał się on na łamach jego bloga poświęconego Image Comics.

Po wcześniejszych recenzjach dwóch tomów przygód Sary Pezzini oraz jednym opowiadającym o całej trzynastce posiadaczy artefaktów uniwersum Top Cow, czas na poświęcenie uwagi mini-serii, która uzupełnia wymienione wcześniej tytuły. Na pierwsze wydanie zbiorcze Angelus” duetu Ron Marz-Stjepan Sejic fani musieli długo czekać, ponieważ seria cierpiała na spore opóźnienia, a ponieważ stała na przyzwoitym poziomie, niecierpliwość sięgała zenitu. Ale wreszcie jest!


W komiksie w rolę tytułowej bohaterki wciela się Danielle Baptiste. Posiadła ona moc niebiańskiej wojowniczki niedługo po tym, jak utraciła swoją połowę Witchblade. Danielle zdobyła serca czytelników, więc Top Cow po powrocie Sary Pezzini do chciało ją jakoś „wykorzystać”. Pomysł jak to zrobić wyszedł od duetu twórców odpowiedzialnych za „Witchblade”. To właśnie praca nad on-goingiem była przyczyną opóźnień „Angelus”, o których wspomniałem we wstępie - Stjepan Sejic po prostu nie wyrabiał się z terminami.

Sama mini-seria nie powala oryginalnością czy złożonością fabuły. Przedstawia ona początki Danielle w roli anielicy. Oczywiście nie odnajduje się ona w niej najlepiej, jej prywatne życie staje się jeszcze bardziej skomplikowane, a inne anioły oczekują od niej silnego i zdecydowanego przywództwa. W końcu niektóre z nich uznają, że nowa Angelus nie jest godna noszenia tego miana i zawiązują przeciw niej spisek. Ponadto, kobieta wciąż jest zobowiązana polować na Jackiego Estacado – nosiciela The Darkness.

Zdecydowanie rozczarują się te osoby, które po „Angelus” oczekiwały znaczącego rozwinięcia uniwersum Top Cow. Ron Marz nie wprowadza żadnych nowych wątków, a jedynie krąży wokół tego, co jest już od dawna znane, dodając jedynie kilka postaci drugoplanowych. Całość przedstawionej historii jest lekkostrawna, choć dla osób nie obeznanych z uniwersum Top Cow może okazać się dość zawiła. Faktem jest, że pierwsze kilka stron tłumaczy założenia mocy tego artefaktu, jednak zrobione zostało to dość pobieżnie. Dużo więcej o Angelus można dowiedzieć się chociażby z przywoływanej serii „Witchblade”. To jednak nie jest jedyny wyraźny minus tego komiksu.


Chociaż postać Danielle nic nie traci ze swojego uroku, przez większość opowieści jest strasznie irytująca. Na tyle, że momentami sam zastanawiałem się jakim cudem akurat ona okazała się być godna noszenia tak potężnego artefaktu. Tu znów scenarzysta nie robi niczego niezwykłego, ponieważ w pewnym momencie Dani niejako pstryka placami i z miejsca okazuje się być kandydatką na jedną z najlepszych anielic w historii. Ot, tak po prostu – dziewczyna odkrywa w sobie niebywałe powołanie, po blisko stu stronach irytowania czytelnika. Ale to nie koniec minusów...

Postacie drugoplanowe leża i kwiczą praktycznie w stu procentach. Zawsze dziwiłem się dlaczego Marz nigdy nie wziął się także za pisanie przygód The Darkness. Po lekturze „Angelus” już wiem jaki jest tego powód – po prostu tego nie potrafi. Jackie jest w tym komiksie nudny, jednowymiarowy i po prostu nijaki. Jednak i tak nie jest najgorszym elementem komiksu. Tym jest postać anielicy Sabine – głównej przeciwniczki Danielle. Zbudowana została ona ze zlepku stereotypów tak oklepanych, że powinno się zakazać ich używania. Z drugiej jednak strony scenarzyście udało się tak napisać Sabine, że w sumie nie wiem czy była bardziej zarozumiała czy zazdrosna. Na pewno była nudna i nie potrafiła rozpalić we mnie chociażby iskierki nadziei na to, że może stanowić dla Dani jakiekolwiek poważniejsze zagrożenie. Na tym minusy „Angelus” się kończą, plusów zbyt wielu znowu nie ma, ale...

Przypuszczam że gdyby Stjepan Sejic narysował instrukcję korzystania z wiertarki, to też bym się zachwycał. Chociaż w dużej mierze recenzowany komiks miał opóźnienia właśnie przez niego, kolejne strony albumu dają multum powodów, by artystę z tego usprawiedliwiać. Począwszy od stylowej, klimatycznej okładki, aż po samo zakończenie komiksu, „Angelus” to kolejny popis tego niezwykle utalentowanego grafika. Jego charakterystyczny styl świetnie pasuje do anielskich klimatów. Sejic doskonale tworzy wizerunki zarówno seksownych anielic, ich pomocników, wszelkiej maści stworów, a także ma bardzo ciekaw wyczucie kompozycji oraz doboru kolorów. Jednym zdaniem, nie potrafię w żaden sposób się przyczepić do jego prac.


„Angelus” jest wyjątkowo ubogi jeśli chodzi o dodatki, przynajmniej jak na standardy Top Cow. W tomie znajdziemy kompletną galerie okładek, krótki wstęp autorstwa pisarki Angeli Robinson oraz kilkustronicowy preview pierwszego tomu „Artifacts”. Nie jest to mało, ale z doświadczenia własnego wiem, że studio stać na znacznie więcej w tej kategorii, której uparcie się trzymam w każdej ze swoich recenzji.

„Angelus” jest miłym uzupełnieniem uniwersum Top Cow, ale zdecydowanie nie jest to lektura obowiązkowa, ani także szczególnie godna polecenia. Warstwa graficzna to jedyne, co trzymało mnie pod zdrowych zmysłach podczas lektury, ponieważ scenariusz był niestety bardzo kiepski. Wystawiam nieco naciąganą tróję z minusem.

Brak komentarzy: