czwartek, 17 października 2013

#1396 - Za kulisami "TM - Semic" Łukasza Kowalczuka

Na tegorocznym MFKiG w Łodzi jedną z najciekawszych premier była książka Łukasza Kowalczuka o przydługim tytule "TM - Semic. Największe komiksowe wydawnictwo lat dziewięćdziesiątych w Polsce". Niestety, na stoisku Centrali pojawiła się jedynie w niewielkim nakładzie, który rozszedł się dosłownie w mgnieniu oku. Wielu musiało obejść się ze smakiem i odchodziło ze stanowiska Centrali z pustymi rękami...

Dziś na łamach Kolorowych zaczyna publikację materiałów związanych z ta pozycją. Najpierw oddajemy głos jej autorowi, Łukaszowi Kowalczukowi, który opowie nieco o kulisach pracy nad "Semikiem", a od jutro rozpoczniemy publikowanie najciekawszych fragmentów.

Od czego się zaczęło?

Wszystko zaczęło się chyba od tego, że kilka osób wypowiedziało się pozytywnie na temat mojej pracy magisterskiej. Warto zaznaczyć, że książka wydana przez Centralę nie ma już za wiele wspólnego z nieszczęsną magisterką. Nieszczęsną dlatego, że na pewno bym jej już dzisiaj nikomu nie pokazał.

Pomyślałem, że fajnie by było uzupełnić ten materiał i wydać normalną książkę o TM-Semic. Zacząłem od końca. Poinformowałem na blogu o moim niecnym planie. Na wypadek, żeby nikt czasem nie wpadł na ten sam pomysł. Odezwała się Centrala, ku mojej ogromnej uciesze. To było dobre półtora roku temu!

Dlaczego tak długo to trwało?

Zajmuję się wieloma rzeczami, samych projektów o charakterze komiksowym też jest sporo. Okazało się, że to była najtrudniejsza rzecz związana z komiksem, za jaką się zabrałem. Magisterka do niczego się nie nadawała, trzeba było pisać prawie od nowa. Pojawiło się wiele nowych materiałów itd. Nie jestem typem osoby, która zamknie się na dwa tygodnie w mieszkaniu i po prostu napisze całość. Na szczęście wydawca był tak miły, że nie ścigał mnie z deadline'ami i wykazał się wyrozumiałością.

Jak się pracowało?

Najprzyjemniejszą częścią pracy było zbieranie materiałów. Spotkanie i późniejszy kontakt z Marcinem Rusteckim, wizyta u Mateusza "Teo" Trąbińskiego, ponowna lektura komiksów, surfowanie po sieci. Najgorzej z kolei było na końcu. Uparłem się, że biorę skład na siebie. Finisz był mocny, ale się udało. Jeszcze gdyby nie ta ilość egzemplarzy przesłanych do Łodzi...

Jeśli ktoś chce się podzielić uwagami na temat książki, to niech do mnie po prostu napisze: lk@smallpress.pl Będę wdzięczny!



Brak komentarzy: