poniedziałek, 23 września 2013

#1375 - W (komiksowej) sieci 2

Przyznam szczerze, że byłem mocno zaskoczony popularnością wpisu W (komiksowej) sieci. Tekst, który miał być jedynie przerywnikiem pomiędzy kolejnymi recenzjami nazbierał w cholerę lajków, jeszcze więcej wyświetleń i chyba się Wam spodobał. Pomyślałem więc, że w ramach odcinania kuponów od tego „sukcesu” napiszę sequel i zarobie jeszcze więcej wirtualnych dolarów, haha!

Tym razem chciałbym skupić się na stronach, które z wielką przyjemnością odwiedzałbym, gdyby nie fakt, że ich autorzy nie kwapią się z publikowaniem nowych tekstów. Tak się jakoś złożyło, że są to w komplecie blogi. Blogi, które choć z sieci nie zniknęły, to są martwe (z jednym, oczywistym, wyjątkiem, ale o nim na końcu). I o ile raczej nie wierzę, że któryś z nich doczeka się skutecznej reanimacji, to gorąco zapraszam tych, którzy poniższych stron nie znają, żeby na nie zajrzeli i zapoznali się z ich zawartością. Wierzcie mi, naprawdę warto.


Wraz z kolejną, fikuśną zmianą designu i nowym szyldem liczyłem, że Karol Konwerski będzie miał trochę więcej czasu i zapału na pisanie o komiksach. Nic z tego – był redaktor „KKK”, „Kazetu” i „Below Radars” zaliczył kolejny nieudany reboot, bo po kilku notkach „Fak Dad Szit” leży odłogiem. Chciałoby się powiedzieć znowu. I chyba żadne ajfonowe aplikacje już nie pomogą. Szkoda, bo naszemu komiksowu brakuje takich publicystów, jak Konwerski. Bo nie dość, że ma wszystko, co krytyk mieć powinien, erudycję i warsztat, pokaźną bibliotekę i świetne pióro, cięty język i nosa do dobrych komiksów, to jeszcze posiadł tą rzadką umiejętność zawarcia w kilku słowach tego, o co inni muszą ubierać w długie i nudne elaboraty. Cholernie mu tego zazdroszczę.

Niejako po drugiej strony barykady znajduje się blog Piotra Skoniecznego, z którym Konwerski swego czasu prowadził boje na różnych frontach. Jego „Cromwell Stone” zadebiutował na początku 2008 roku, mniej więcej wtedy, kiedy w komiksowie zrobiła się moda na blogowanie. Ostatni wpis ukazał się w grudniu 2012, ale Skonieczny z regularnym pisaniem skończył gdzieś tak pod koniec lata zeszłego roku. Szkoda, bo jego witryna pełniła w pewien sposób podobną rolę, jak piętnaście lat temu strony klubowe w Semikach. Wtedy, w czasach przed internetem, Arek Wróblewski był oknem na komiksowe uniwersum za Oceanem, a jego opisy najnowszych crossoverów Marvela czy losów Supermana po śmierci czytało się z nie mniejszą ekscytacją, niż same komiksy, w których były publikowane. Do niedawno Piotrek był dla mnie takim samym oknem, tyle że na rynek frankofoński. Pisząc o nowościach, bestsellerach i nieznanych w Polsce twórcach pozwalał mi śledzić to, do czego dostęp utrudniała mi bariera językowa.

Kontynuując wyliczankę czas na bloga „Invincible”. W swoim najlepszym okresie mógłby spokojnie stawać w szranki z „Thorgalverse” w kategori fan-site`ów, ale niestety jego autorowi, Pawłowi Deptuchowi, brakło pary i czasu, aby kontynuować swojego dzieło. Największy polski fan Roberta Kirkmana, „Żywych trupów”  i jego najlepszej moim zdaniem serii, czyli „Niezwyciężonego” wykonywał w pewnym momencie prawdziwie tytaniczną pracę pisząc niemal o wszystkim, co działa się w najlepiej sprzedających się tytułach Image Comics. Jestem cholernie dumny, że Paweł do samego końca publikował pod banderą Kolorowych Zeszytów, stając się najciekawszym z naszych spin-offów.


Mam świadomość że blogasek Macieja Pałki pochopnie policzyłem w poczet stron, które są mniej lub bardziej martwe, bo przecież co jakiś czas na jego stronie pojawiają się nowe wpisy (ostatni był datowany na „Sunday, August 18, 2013”), a sam twórca jest wciąż aktywny w środowisku. Ale strasznie brakuje mi regularnych aktualizacji na jego stronie, więc niech spieszy się z zapowiadanym jakiś czas temu remontem i wraca do regularnego pisania i blogowania! Co można znaleźć u Pałki? Właściwie wszystko. Jego strona pełni funkcję witryny twórcy, który informuje nie tylko o swoich nowych projektach, wystawach i premierach, ale pisze też o warsztacie (znakomity cykl "WWK"). Oprócz tego autor „10 Bolesnych Operacji” jest również wnikliwym obserwatorem tego, co dzieje się w komiksowie i nie stroni od komentowania co ciekawszych jego zdaniem wydarzeń. Wreszcie – Maciej jest niezgorszym publicystą i momentami w sumie szkoda, że zamiast pisać o komiksach, woli je robić. A najlepszym dowodem, że umie o nich pisać, niech będzie cykl notek o Richardzie Corbenie czy znakomita seria recenzji albumów wydanych przez Roberta Zarębę.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Teraz to na topie są Z dziennika geeka, Czas na komiks czy Nyuu manga. Przynajmniej wpisy pojawiają się tam codziennie.

Pharas pisze...

Dzięki za miłe słowa. Faktycznie blog na razie jest martwy. Niestety, na razie nie mam wystarczającego zapału do jego uaktualniania.

Kuba Oleksak pisze...

Takie czasy nastały, że wśród poczytnych blogów jest Dziennik Geeka czy Czas na Komiks. Ale przyznam szczerze, że dla mnie 90% materiału tam publikowanego jest zupełnie nieinteresującea z jednej prostej przyczyny - nie ma praktycznie żadnej wartości poznawczej. Gorszy pieniądz wypiera lepszy, zamiast interesującej publicystyki, dostaje Emmę Frost kontra Wonder Woman. I to nawet nie w jakimś fajnym, fanbojowskim ujęciu, tylko jako ilustrację :/

Anonimowy pisze...

Ja tam cenię sobie zarówno Dziennik Geeka jak i Czas na Komiks głównie dlatego, że robią fajną robotę w promowaniu amerykańskiego komiksu mainstreamowego wśród "casuali"

Anonimowy pisze...

Może po prostu stare blogi się zużyły i nie przemawiają już do współczesnych czytelników. Ja tam się cieszę z napływu młodych sił. Naturalna kolej rzeczy.

Bartek "godai" Biedrzycki pisze...

Zawsze masz mnie, Kuba. Raz w miesiącu o komiksie jest :D