środa, 10 lipca 2013

#1327 - Tim i Miki. W Krainie Psikusów

Tradycyjne, na Festiwalu Komiksowa Warszawa wydawnictwo Timof i cisi wspólnicy we współpracy z Polskim Stowarzyszeniem Komiksowym oraz ze Sklepem Gildia przygotowali gratisową publikację w ramach Polskiego Dnia Darmowego Komiksu. Każdy, kto odwiedził w maju stołeczny Stadion Narodowy mógł wyjść z zeszytem "Tim i Miki. W krainie psikusów" pod pachą.

Podczas FKW za tym komiksem szczególnie powinni rozglądać byli się rodzice, bowiem wspólne dzieło Dominika Szcześniak (scenariusz), Piotra Nowackiego (rysunki) i Sebastiana Skrobola (kolor) jest utworem przeznaczonym dla najmłodszych. I to dobrym – przynajmniej, z mojej, dorosłej perspektywy, bo ocenianie komiksów przeznaczonych dla kogoś o tak skrajnie innej percepcji, jak dziecko, jest dla mnie nie lada wyzwaniem.   

Scenarzysta wychodzi o dość konwencjonalnego motywu – dwaj główni bohaterowie komiksu, Tim i Miki, między szafą, ścianą i parapetem znajdują przejście do tytułowej Krainy Psikusów. W tym magicznym uniwersum przyjdzie im przeżyć wiele niezwykłych przygód, ale staną również przed nie lada wyzwaniem – uratowaniem zaginionych rodziców. I tu konwencjonalność przygodowej opowieści dla najmłodszych się kończy, bo "Tim i Miki" co i rusz zaskakują zwrotami akcji i nieszablonowymi rozwiązaniami fabularnymi. Trzeba przyznać, że Szcześniak ostro sobie poszalał i efekt jest więcej, niż zadowalający. Postawił na zwariowaną przygodę, w której nic nie jest takie, jakie na pierwszy rzut oka wygląda.  

W historii bolą jedynie dość toporne nawiązania do kultury masowej. Niewidoczne dla dzieciaków, a dorosłych rażące swoją schematycznością. Szcześniak nigdy nie miał szczególnej ręki do dialogów, a w komiksie nie dość, że napisane są one w dziwnym stylu, będącym mieszanką języka młodzieżowego i infantylnej, dziecięcej dykcji. Uderza również spora ilość dymków z tekstem, która każe na długo parkować na niektórych stronach, co momentami może wybijać z czytelniczego rytmu.  

Dla Piotrka Nowackiego "Tim i Miki" to niejako powrót do cartoonowych korzeni. Po do pewnego stopnia awangardowych "Om" i "Moe", Jaszczu zawitał w strony, gdzie czuje się najlepiej. Pod względem wizualnym nie sposób się do czegokolwiek przyczepić. Wyraziści bohaterowie, oszczędne tła, prosta, ale nie prostacka kreska, którą trudno pomylić z innym twórcą – to standard, do którego zdążyłem przywyknąć. Kawał solidnej roboty odwalił również Sebastian Skrobol, choć nieco drażni mnie zbyt cukierkowo-komputerowa estetyka całości.

Lucek i Jaszczu to zawodnicy, którzy poniżej pewnego poziomu nie schodzą. Zdarza im się błysnąć czymś wyjątkowym, jak to było z „10 Bolesnymi Operacjami” czy „Om”, ale zwykle prezentują równą formę. I tak też jest w przypadku „Tima i Mikiego”, któremu ciężko cokolwiek zarzucić. Ciekawe, uciekające od szablonowości postacie – są. Wciągająca i niebanalna fabuła, z odpowiednią ilością zwrotów akcji – jest. Sympatyczne, skrzące się kolorami, stylowe w swojej prostocie rysunki – no ba! Igranie sobie z schematami opowieści dla dzieciaków, bez zbędnego dydaktyzmu – jak najbardziej. Efektowne zakończenie i fantastyczna ośmiornica-wróżka – wszystko jest obecne.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

"za tym komiksem szczególnie powinny rozglądać byli się rodzicie"

"Potwór z Liter" we własnej osobie

Kuba Oleksak pisze...

Poprawione :)

Agnes pisze...

A mnie irytowały te dymki. Oj, bardzo nawet.
http://mcagnes.blogspot.com/2013/07/tim-i-miki-w-krainie-psikusow-dominik.html