poniedziałek, 27 maja 2013

#1300 - Podejdź bliżej

James Kochalka w wywiadzie udzielonym dawno, dawno temu Karolowi Konwerskiemu bez ogródek mówi, że komiks autobiograficzny to kłamstwo. Łgarstwo strojące się w często w wyznaniowe, rozliczeniowe albo ekshibicjonistyczne piórka. Znakomity amerykański twórca nie ma najmniejszych złudzeń, co do szczerych intencji autora, ale grubą krechą oddziela biograficzną prawdę od literackiego oszustwa.

To być może banał, ale najwybitniejsi współcześni twórcy komiksowi (nie tylko ci amerykańscy) grają tą kartą często. Nierzadko ze znakomitym (artystycznie) wynikiem. Craig Thompson, Alison Bechdel czy Marjane Satrapi za pomocą graphic novel chcą docierać do prawdy. Jakiejś. O sobie, o swojej przeszłości, o swoich uczuciach. Co ciekawe, z przekonaniem, że da powiedzieć się coś "prawdziwego" nierzadko koresponduje wyrafinowana warstwa formalna (jak w przypadku niesamowicie mocno zikonizowanego "Persepolis"), potęga literackiej intertekstualności (w czym celuje "Fun Home") albo "zwykła" magia komiksowego opowiadania, alchemia łączenia obrazu ze słowem (niech to będzie cechą "Blankets"). Historia sztuki komiksowej tak się potoczyła, że niemała część najwybitniejszych osiągnięć w tej materii to teksty właśnie autobiograficzne, będące jednocześnie jednym, wielkim, paskudnym kłamstwem swoich autorów. Upiększone, wymuskane, często skażone młodzieńczą melancholią, albo wręcz przeciwnie – brutalnym resentymentem. Niejako przy okazji ich dzieła mają również (albo przede wszystkim?) funkcje terapeutyczne, bo dzięki nim przepracowują swoje traumy, co by nie skończyć w przebraniu nietoperza i uganiać się za przestępcami.

Wydaje się, że Line Hoven ucieka jak tylko może od amerykańskiego (choć nie tylko) złudzenia komiksu autobiograficznego. Niemiecka artystka nie chce śnić snu o artystycznym autobiografizmie, bo jest świadoma literackiego fałszu. Z taką świadomością podejmuje jednak próbą opowiedzenia o losach swojej rodziny, pośrednio także o sobie samej, ale również przygląda się mechanizmom pamięci i narracji. Co pamiętamy? Jak pamiętamy? Dlaczego pamiętamy? Jakie to ma właściwie znaczenie? I do czego jest potrzebne? A wszystko zaczyna się od wyblakłych fotografii…

"Podejdź bliżej" to także próba znalezienia sposobu, języka, jakiegoś tworzywa, które najlepiej będzie nadawało się do rekonstruowania/opowiadania o przeszłości. Hoven skupia się na przedmiotach, wnętrzach, biletach, rachunkach, książkach. Artefaktach przeszłości. Odbierają sobie głos pozwala niejako im opowiadać historię swojej rodziny, która miała decydujący wpływa na jej własne życie. Z pozoru błahe wydarzenia, epizody z życia jej rodziców i dziadków, takie jak pała z angielskiego, nieudana próba zbudowania radia czy chorobowa infekcja, nabierają wielkiego znaczenia w zupełnie innym kontekście.

Z konceptem na album i jego treścią koresponduje jego forma. Pracując nad swoją pracą dyplomową w Wyższej Szkole Artystycznyh w Kassel Hoven posługiwała się scratchboardingiem. Jest to technika polegająca na (dosłownie) wydrapywaniu rysunków. Tak, jak z planszy w całości pokrytej czarnym tuszem z pomocą szeregu ostrych narzędzi wyłaniają się kolejne ilustracje, tak z otchłani niepamięci ratowane są fragmenty wspomnień, a analogicznym odpowiednikiem brzytw, nożyków, czy czego tam używa Hoven jest język komiksu. Efekt, jaki został uzyskany w "Podejdź bliżej" jest jednak stosunkowo daleki od dzieł innego znakomitego "wydrapywacza", Thomasa Otta. Szwajcarski mistrz nastrojowej grozy celował raczej w ekspresjonistyczną estetykę, pełną frenetycznych efektów, potęgujących nastrój grozy, natomiast Niemka trzyma się raczej po komiksowemu uproszczonej realistycznej konwencji. Ascetycznej, chłodnej, w pewien przekorny sposób przypominający stare, wyblakłe fotografie.

"Podejdź bliżej" arcydziełem nie jest, ale Line Hoven udało się stworzyć komiks wyjątkowy. Unikający czczego awangardyzmu, ale bardzo odważny w formie. W treści intymny, ale nie zwykle uniwersalny. Niemcom możemy zazdrościć nie tylko Goethego, autostrad i Bundesligi. Hoven wpisuje się w długą listę twórców komiksowych zza naszej zachodniej granicy z solidnym warsztatem, świadomych możliwości komiksu i głową pełną fantastycznych pomysłów.

1 komentarz:

Przemysław Zawrotny pisze...

"Unikający czczego awangardyzmu, ale bardzo odważny w formie. W treści intymny, ale nie zwykle uniwersalny."

A kto mnie kiedyś strofował, żeby nie oddzielać formy od treści?

Poza tym - nie wydaje mi się, by Polacy musieli zazdrościć Niemcom akurat Line Hoven.