poniedziałek, 14 stycznia 2013

#1219 - Rok 2012 oczami krytyków (część druga)

Szykuje się dość nieoczekiwany zwrot akcji. Może okazać się, że druga partia wypowiedzi krytyków wcale nie będzie ostatnią w tegorocznym cyklu. Pojawił się bowiem pomysł, żeby jeszcze jedna grupa komiksiarzy wypowiedziała się w tej materii. Jak wszystko dobrze pójdzie ich opinie pojawią się jeszcze w tym tygodniu.

Jakub Syty (prowadzi Thorgalverse):

Minął rok 2012, a świat się nie skończył. Ale gdyby był się skończył, zostałby "zapisany w pamięci" jako kolejny dobry rok na polskim rynku komiksowym.

Przede wszystkim w minionych dwunastu miesiącach w komiksowych sklepach pojawiło się bardzo dużo tytułów. Tylko na postawie ilości wydanych komiksów trudno było mówić o zapowiadanej recesji. Podobnie rzecz się ma chociażby na rynku franko-belgijskim, to znaczy ilość wydawanych we Francji i Belgii tytułów rośnie z roku na rok, nawet pomimo tego, że nie przestaje się mówić o nadprodukcji. Wniosek, jaki przychodzi mi na myśl, to dążenie do jak największej dywersyfikacji, ponieważ im szersza jest oferta, tym łatwiej zainteresować komiksem granicznego klienta, który z reguły jest bardziej wybredny.

Wśród tak dużej ilości pozycji szczególnie doceniłbym następujące: "Daytripper. Dzień po dniu", "Goliat", "Habibi", "Zagubione dziewczęta", "All-Star Superman", "Rewolucje: We mgle", "Batman: Zabójczy żart", antologia "Niczego sobie. Komiksy o mieście Gliwice", "Dzieci i ludzie", kolejne tomiki serii "Pluto". Ich kolejność jest przypadkowa. Najważniejsze, że naprawdę dobrze bawiłem się podczas ich lektury i z czystym sumieniem poleciłbym je każdemu, bez względu na gust. Oczywiście dobrych komiksów było zdecydowanie więcej, a też nie wszystko to, co chciałem, udało mi się przeczytać.

Jednym z bardziej medialnych wydarzeń na rynku był bez wątpienia start "Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela", to znaczy wejście na rynek francuskiego wydawnictwa Hachette ze sprawdzonym w innych krajach projektem. Być może ponowne pojawienie się tego typu komiksów w kioskach będzie w stanie zachęcić do ich czytania jakiś procent tych, którzy po komiksy sięgają nieczęsto, albo w ogóle o nich nie pamiętają. W moim odczuciu, dobór tytułów i cena kolejnych tomów serii gwarantują "dobrą rozrywkę w dobrych pieniądzach". W ogóle Marvel zdaje się gwarantować to, czego można oczekiwać po przygodach superbohaterów w trykotach, szczególnie w kinie.

Dla mnie z kolei najważniejszym wydarzeniem roku 2012 było zobaczenie retrospektywnej wystawy Grzegorza Rosińskiego, największej z dotychczasowych wystaw mistrza ilustracji i komiksu. Najpierw w Stalowej Woli, a potem w Krakowie, do obejrzenia były setki oryginalnych prac autora takich tytułów, jak "Thorgal", "Szninkiel", "Zemsta Hrabiego Skarbka". Niezapomniane przeżycie!

O ile cieszy mnie widoczna stabilizacja lub wyraźna ofensywa takich wydawców jak Taurus Media, Kultura Gniewu, Timof Comics czy Centrala, o tyle wyraźnie w tyle zostali Egmont i Hanami. Przetasowania na rynku wydawniczym to może nic nadzwyczajnego, ale przypomina to, że mamy przecież do czynienia z rynkiem, na którym wcale nie tak łatwo funkcjonować. I chociaż życzyłbym wszystkim samych trafionych decyzji wydawniczych, to jednak zasobność portfeli czytelników komiksu jest po prostu ograniczona, a ich liczba zdaje się być wciąż za mała, by gwarantować wszystkim wydawcom oczekiwane zyski...

Minął rok 2012, a świat się nie skończył. I dobrze, bo komiksowe zapowiedzi polskich wydawców na rok 2013 wyglądają naprawdę interesująco...

Maciej Reputakowski (nad-redaktor serwisu Poltergeist):

W cieniu kryzysu i problemów dystrybucyjnych dostaliśmy sporo świetnych komiksów, także polskich autorów. Chociaż martwią wysokie ceny, to w kwestii poziomu publikacji od lat polscy wydawcy nie schodzą poniżej bardzo solidnego poziomu. Jako feministę ogromnie cieszy mnie to, że najważniejsze premiery tego roku były właśnie udziałem kobiet. Olga Wróbel, Agata Wawryniuk, do tego - z mojej perspektywy zdumiewająco niedoceniany - ogromy sukces Marzeny Sowy za granicą. I wreszcie "Polski Komiks Kobiecy", czyli rewelacyjna publikacja z gatunku "robimy swoje, nie oglądamy się na facetów".

Jako szefa serwisu, który zajmuje się także komiksem, cieszą zmiany w strukturze Gildii (nawet bardziej niż fakt powstania Wydawnictwa Komiksowego, któremu oczywiście również kibicuję). Każdy, kto bawił się w fanowskie media zajmujące się niszowymi zjawiskami (jak komiks właśnie), wie, jak ważne jest stabilne zaplecze. Mam nadzieję, że Gildia na tym skorzysta i tym samym my wszyscy.

Komiksowi, jak rzadko kiedy, udało się też dokonać tego, do czego stworzona i potrzebna jest sztuka - sprowokować dyskusję, podrażnić społeczeństwo, zmusić do zajęcia stanowiska. Szkoda, że efekt był taki, jak zawsze w naszym przepięknym kraju. Boli mnie to tym bardziej, że jako lubliniak na wygnaniu poczuwam się trochę patriotycznie do tego, co dzieje się w Kozim Grodzie.

Ale bilet drąży skałę, jak mawia trener Piechniczek...

Łukasz Gręda (redaktor Esensji, współpracuje z Kolorowymi Zeszytami):

W 2012 roku kupiłem trzy komiksy - poza obowiązkowymi „Fistaszkami”, „Złoty dom w Samarkandzie” z serii o przygodach Corto Maltese. Wybór nieprzypadkowy, bo nie wyobrażam sobie lepszej lektury na czasy kryzysu niż komiks Charlesa Schulza do spółki z awanturniczą serią Hugo Pratta.

Po całym dniu spędzonym na użeraniu się z rzeczywistością i bezowocnych próbach uczynienia swojego życia znaczącym „Fistaszki” są niczym balsam dla mojej umęczonej duszy. Nikt nie rozumie mnie lepiej niż Charlie Brown, który całe życie strawił na beznadziejnej walce z latawcami. Poczciwy Charlie Brown! Wszystkim, którym kryzys daje się we znaki polecam lekturę komiksu Schulza, bo to leksykon ludzkich lęków, które targają nami, na co dzień. „Fistaszki” nie są receptą na całe zło tego świata, ale pozwalają oswoić się z myślą, że życie to właśnie ten nieustający ciąg upokorzeń i rzadkich chwil szczęścia, który przypadł nam w udziale.

Pratt to obok Schulza kolejny wielki mag komiksu. Jego seria o przygodach Corto Maltese to eskapizm w czystej postaci. U Pratta ciągle coś się dzieje, a to spisek na życie cara, a to wyprawa po zaginiony skarb, a wszystko w romantycznej scenerii rodem z powieści Kiplinga. Każdorazowe spotkanie z Corto przywraca mi apetyt na życie, którego zwykle nie mam w nadmiarze. Jaka szkoda, że komiksy z nim wydawane są w Polsce tak rzadko. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że kolejnego tomu doczekam w tym roku.

W 2012 roku kupiłem trzy komiksy, ale poza wyżej wymienionymi przeczytałem ich znacznie więcej. Całkiem prawdopodobne, że nigdy w życiu nie przeczytałem ich tak wiele. A to wszystko dzięki wspaniałej instytucji, jaką jest Biblioteka Uniwersytecka w Poznaniu, a w szczególności Czytelnia Zbiorów Specjalnych, gdzie można zapoznać się z przebogatym zbiorem komiksów. W ciągu ostatniego roku spędziłem tam więcej czasu niż gdziekolwiek. Było to jak powrót do dzieciństwa, do czasów, gdy buszowałem po bibliotecznych półkach w poszukiwaniu komiksów z Kajkiem i Kokoszem. Małopolskie Studio Komiksu, z którego zbiorów teraz korzystam, nie może pochwalić się taką ilością komiksów, co biblioteka w Poznaniu, ale i tak osładza mi gorsze dni. Nic mnie tak nie podnosi na duchu jak widok półki z wymiętymi komiksami.

Inicjatywy MCKu i Biblioteki Uniwersyteckiej w Poznaniu przywracają mi wiarę w to, że komiks służy przede wszystkim do czytania i że jego miejsce jest w rękach czytelników, a nie sfiksowanych kolekcjonerów.

Kino z kolei uczy, że komiks jest w stanie powiedzieć o współczesności więcej niż byśmy chcieli. Dowodzi tego przykład ostatniej części trylogii o Batmanie Christophera Nolana. „Mroczny Rycerz Powstaje” był najbardziej oczekiwanym filmem roku, ale nie odniósł równie spektakularnego sukcesu, co „Mroczny Rycerz”. Publiczność pokochała za to „Avengersów”. Amerykanie szturmowali kina, żeby zobaczyć jak Nowy Jork po raz kolejny staje się polem bitwy. Ale tym razem, w odróżnieniu od spektaklu, któremu jedenaście lat temu cały naród przypatrywał się z przerażeniem, Ameryka nie była bezbronna. Przeciwstawiła się najeźdźcy i odparła jego atak.

Radosna rozwałka, jaką Joss Whedon serwuje widzowi ma charakter terapeutyczny, przekonuje, że Ameryka pozbyła się traumy z 9/11 i jest gotowa do działania. „Mroczny Rycerz Powstaje” pokazuje, że taka diagnoza jest zbyt optymistyczna. Strach u Nolana kryje się głęboko, znacznie głębiej niż u Whedona i trudniej go wyplenić. Jedynym wyjście jest nauczyć się z nim żyć, ale to żmudny i czasochłonny proces. Nietrudno zrozumieć, dlaczego Amerykanie wybrali właśnie „Avengers”. Ja wybieram „Mroczny Rycerz Powstaje” z tego samego powodu, dla którego sięgam do komiksów Charlesa Schulza.

To był rok Mrocznego Rycerza i wszystko wskazuje na to, że 2013 nie przyniesie w tej materii żadnej zmiany. Na czasy „Avengersów” przyjdzie nam jeszcze poczekać. Tymczasem możemy zacząć odliczanie do premiery „Człowieka ze Stali”, który zapowiada się na najważniejsze wydarzenie nadchodzącego roku. Czy Superman wyciągnie nas z kryzysu? Zwiastuny nie pozostawiają żadnych złudzeń. Będzie mrocznie, ciężko i depresyjnie. Zupełnie jak w „Fistaszkach”.

Tymczasem możemy zacząć odliczanie do premiery „Człowieka ze Stali”, który zapowiada się na najważniejsze wydarzenie nadchodzącego roku. Czy Superman wyciągnie nas z kryzysu? Zwiastuny nie pozostawiają żadnych złudzeń. Będzie mrocznie, ciężko i depresyjnie. Zupełnie… jak w „Fistaszkach”.

Brak komentarzy: