sobota, 29 grudnia 2012

#1205 - Planeta robotów/To doprawdy kiepska sprawa...

Czy w rok 2013 zapisze się w historii polskich historyjek obrazkowych, jako początek ery komiksu dla dzieci? Wiele na to wskazuje. Już działa Centralka, będąca oddziałem poznańskiego wydawnictwa, zajmująca się ofertą dla naszych milusińskich, już wkrótce z podobnym imprintem ma ruszyć Kultura Gniewu, a nieco wcześniej w podobny segment uderzył Ongrys. Komiksowo otwiera się na coraz młodszego odbiorcę…

Jak dziwnie się plecie się ta historia. Lata dziewięćdziesiąte to zdecydowana dominacja amerykańskiego super-hero, przeznaczonego głównie dla młodszej młodzieży, a początek nowego wieku to pojawienie się na masową skalę produkcji przeznaczonych dla dorosłych. Pierwsze dziesięciolecie dojrzałego rynku w Polsce upłynęły pod znakiem powtarzanych jak mantra haseł – „komiks może być sztuką” i „komiks nie jest dla dzieci”. Teraz, pojawia się trend odwrotny – wydawcy próbują docierać do najmłodszych czytelników i tym samym wracają do korzeni medium. Przecież lwia część komiksów, które ukazywały się w naszym „złotym wieku” (czyli w PRL`u) to pozycje dla dzieciaków lub osób niewiele młodszych. I właśnie o dwóch takich pozycjach chciałbym dziś napisać... 

Jakiś czas temu Ongrys przygotował wznowienie dwóch pozycji z tego właśnie segmentu. Choć obie pochodzą „z tamtych lat” i wydane są w standardzie, do którego krakowskie wydawnictwo zdążyło nas już przyzwyczaić, różni je właściwie wszystko. „Planeta robotów” Macieja Parowskiego (scenariusz) i Jacka Skrzydlewskiego (rysunki) to pozycja utrzymana w estetyce science-fiction, natomiast Tadeusza Baranowskiego „To doprawdy kiepska sprawa, kiedy Bestia się pojawia” trzyma się dość swobodnie tradycji fantasy. Ta pierwsza pozycja przeznaczona jest dla nieco starszych (gimnazjum?), ta druga – dla nieco młodszych dzieciaków (podstawówka?).

O ile kontynuacja albumu „Jak ciotka Fru-Bęc uratowała świat przed zagładą” to rzecz dość znana i do pewnego stopnia lubiana, o tyle pierwszy tom planowanej trylogii „Sto twarzy profesora Harsmana” to album, który długo uchodził za komiks-widmo. Na swoją premierę musiał czekać dobre dwadzieścia lat. Dzieło Parowskiego i Skrzydlewskiego długo nie mogło znaleźć swojego wydawcy – do albumu przymierzała się Krajowa Agencja Wydawnicza, „Świat Młodych”, Muza czy Egmont, a ostatecznie zajął się nim Leszek Kaczanowski. I wreszcie – dziś, po upływie lat Baranowski wciąż się dobrze się broni, natomiast „Planeta robotów”- cóż...

Przede wszystkim Parowski nie potrafił odnaleźć się w pisaniu skryptu przeznaczonego dla dzieci. „Planeta robotów” razi swoją schematycznością, wtórnością fabuły i brakiem oryginalnych rozwiązań. W tym komiksie brakuje jakiejś magii, czegoś specjalnego, co w podstarzałym czytelniku budzi dziecko. Całość sklecona jest z dość oklepanych chwytów i rozwiązań, podlanych charakterystycznymi nawiązaniami do ówczesnej sytuacji w Polsce. Zagrożenie kosmiczną gorączką może kojarzyć się ze skutkami katastrofy w Czarnobylu w 1986 roku, a w profesorze Le Djazie trzeba upatrywać Janusza Zajdla. Grupa głównych bohaterów, w której skład wchodzą sprytny młodzieniec Jan Lew, jego urocza towarzyszka Hanna, kapitan Reves, osiłek o wojskowej przeszłości oraz robot Nieto, jako żywo przypomina Fantastyczną Czwórkę. To właśnie oni mają ocalić naszą planetę przed złowrogim profesorem Harsmanem, tak jak Jacek Skrzydlewski staje na wyżynach swoje talentu, aby uratować „Planetę robotów”.

Znany z publikacji na łamach „Świata Młodych” artysta operujący cartoonową kreską ma prawdziwy dynamit w łapie. Świetny warsztat karykaturzysty poparty bardzo wyrazistym, wręcz ekspresyjnym stylem zrobił na mnie wielkie wrażenie, ale w ostatecznym rozrachunku nie może uratować albumu przed nudą. Pewnego uroku „Planecie robotów” odmówić nie można, ale gdzie jej tam do Kajtka i Koka przemierzających kosmiczne rubieże!

Wydawałoby się, że Baranowski, podobnie, jak i Parowski, wychodzi od równie ogranego motywu – tym razem jest to odwieczna walka dobra ze złem. Z osady Fruwaczków porwane zostaje nasionko kwiatu zła. Złowrogi Czarny Ptaszyl, który za jego pomocą chce wprowadzić na świecie rządy ciemności, a także doprowadzić do zguby ród Fruwaczków. Cała nadzieja w Amadynce i Huzarku, który udało się ujść armii Ptaszyla i już opracowują plan ratowania przyjaciół…

Banał, prawda? A jednak w wykonaniu Baranowskiego to niepozbawiona wdzięku, specyficznego humoru i zrobiona z pewnym pazurem historia. Choć ci, którzy po albumie będą spodziewali się czegoś w stylu „Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa” czy „Antresolki Profesorka Nerwosolka” mogą się srodze rozczarować. Baranowski w wersji dla dzieci unika zabaw komiksową fakturą i igrania ze słowem. Absurdalnego humoru jest tu tyle co nic, a wszelakiej maści mrugnięć okiem i nawiązań do PRL`owskiej rzeczywistości niewiele więcej. Baranowskie rezygnuje z graficznego wyrafinowania, na rzecz przejrzystości i prostoty (momentami ocierającej się o niechlujstwo!), a zamiast podejmować grę ze swoim czytelnikiem stawia na zabawną opowieść o bardzo uniwersalnym przesłaniu i wyraźnym morale. „Kiepska sprawa…” pokazuje zupełnie inne oblicze jednego z klasyków polskiego komiksu, do którego niektórym będzie się pewnie trudno przyzwyczaić.Ale nie warto z tego powodu dyskredytować tej pozycji, który na swój sposób jest rzeczą ciekawą i wartościową.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Z tej dwójki zdecydowanie polecam Planetę robotów. Niestety, dla mnie Kiepska sprawa jest raczej przedłużaczem, napisana bez pomysłu z narysowanym na szybko zakończeniem. Nie wiem czy w zamierzeniu miała być to propozycja dla małego czytelnika,a le Ciotka Fru Bęc ofiaruje jednak o wiele więcej.

Ł.Turek

Anonimowy pisze...

A wyciągne se z półki jakieś dwa stare komiksy i se zrecenzuje. Nie wiem po co, ale bede miał publikacje. Hej!

Julka pisze...

Bardzo dobrze, że Ongrys wydał ciotkę "Ciotka Fru Bęc", co tu dużo mówić, każdy kto próbuje kupić komiks dla małego dziecka musi nieźle się naszukać. Tylko jak tu dać w prezencie tylko drugi tom opowieści?

Mam oba komiksy, "Planeta robotów" też jest niezła. Ja nie jestem bardzo wymagająca.

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

Kiedy Ongrys "Ciotkę" wydał ? :| coś mnie ominęło ?

Kuba Oleksak pisze...

@Łukasz

Ciotka > Bestia > Planeta

U mnie kolejność jest taka. Bestia kupuje mnie poetą, co to udaje się na emigrację wewnętrzną - na starość mam słabość do takich rzeczy.

@Julka

Nie martw się, kupuj! Rzecz świetnie sprawdza się jako stand-alone.

Kuba Oleksak pisze...

@Anonim

Ano! Nie inaczej!