czwartek, 6 grudnia 2012

#1190 - Ultimates t.1: Super-ludzie

Już na samym początku podkreślę, że jestem setki, jeśli nie tysiące mil od tego, co dzieje się obecnie w uniwersum Marvela. Do moich rąk wpadają tylko nieliczne tytuły z tego wydawnictwa i nigdy nie są to komiksy z bohaterami ich dwóch największych franczyz. Moja przygoda z mutantami skończyła się na semicowych zeszytach, a z Mścicielami chyba nigdy tak naprawdę się nie zaczęła. Co prawda staram się regularnie dowiadywać czym Dom Pomysłów karmi swoich fanów, ponieważ może napotkam coś, co na tyle przykuje moją uwagę, że będę chciał wydać pieniądze.

Do kupna wydanego przez Egmont "The Ultimates" skłoniły mnie dwie rzeczy. Pierwsza z nich to oczywiście kinowa ekranizacja "The Avengers", na której bawiłem się, jak mały chłopiec. Druga natomiast to ranking 10 najlepszych albumów z tymi bohaterami umieszczony na Kolorowych Zeszytach. Jak się pewnie domyślacie, sięgnąłem po pozycję nr. 1.

W Polsce wydano zaledwie jeden trejd pierwszej serii, w dodatku podzielony na dwa, trzyzeszytowe odcinki. "The Ultimates" byli i są częścią imprintu Ultimate, w którym Dom Pomysłów przedstawił bardziej realistyczne i współczesne podejście do tematyki super-hero. Od momentu rozpoczęcia tego eksperymentu minęło już dziesięć lat, więc jest już w pewnym sensie nieaktualny w porównaniu z nowymi reformami tego wydawnictwa. W owym czasie pomysł skreślenia ponad czterdziestoletniej historii okazał się tyle ryzykownym, co rewolucyjnym posunięciem. I z początku wszystko udawało się znakomicie. Lecz z czasem szychom Marvela najpierw brakło jaj, aby przenieść wszystko do świata Ultimate, a teraz na to uniwersum zupełnie brakuje pomysłu. Nie zmienia to faktu, że komiks Marka Millara i Bryana Hitcha okazał się wielkim sukcesem.

Uwspółcześnienie miało oznaczać zdefiniowanie na nowo znaczenia superbohatera. Autorzy oddarli z nich rysę przestarzałych bohaterskich ideologii. Dostosowali ich do wymogów współczesnego heroizmu, który oznacza: czym więcej posiadasz siły, tym z większymi ludzkimi problemami musisz sobie radzić. Z półbogów stworzyli ludzi z przekleństwem nadludzkich mocy. Wszystkie te cechy są doskonale widoczne w "The Ultimates".

Nick Fury rekrutuje drużynę superludzi, która będzie strzec bezpieczeństwa Ameryki przed zagrożeniem, z którym zwykłe siły wojskowe sobie nie poradzą. Oczywiście, wszystko jest finansowane przez rząd USA. Ta specjalna jednostka ma być jawna i musi mieć poparcie wśród obywateli. Współczesna biurokracja zaciska szpony na Mścicielach. Do tej elitarnej grupy będą należeć wszystkim dobrze znani: Iron Man, Hulk, Thor, Kapitan Ameryka, Giant-Man i Wasp, a więc klasyczny, pierwszy skład zespołu. Naturalnie poddani odpowiedniemu do wymogów naszych czasów tuningowi. Po pierwsze - to żołnierze. Po drugie - daleko im od pomnikowych herosów Srebrnej Ery. Podobnie, jak u Alana Moore`a nie radzą sobie z otaczającą ich rzeczywistością. Uciekają w alkohol i hedonizm. Są zagubieni we współczesnym świecie i nie rozumieją jego wartości. Uciekają w szaleństwo, ideologię, pracę. Nie potrafią funkcjonować normalnie w związku. Obsada komiksu to prawdziwy emocjonalny koktajl Mołotowa, który sprawia, że za nic w świecie nie kumplowalibyście się z takimi osobami. Oni natomiast będą zmuszeni odłożyć waśnie na bok i zjednoczyć siły. Zdają sobie sprawę, że mogą być jedyną szansą na obronę ziemi przed nowymi zagrożeniami.

To właśnie charakterystyka bohaterów wyszła Markowi Millarowi najlepiej. Autor rewelacyjnego "Superman: Red Son" (o którym już niedługo) stworzył bohaterów, którzy mimo, że w kulturze masowej królują od 40 lat, to wydają się jakby dopiero co pojawili się w naszej świadomości. To jest największy sukces tego tytułu. Restart serii nie tylko widoczny jest w opowiedzeniu jeszcze raz o początkach tej grupy, odzianiu ich w nowe stroje, czy też w odnośnikach do bieżących wydarzeń, ale właśnie odświeżeniu ich osobowości. To nie są już ci sami Mściciele, których tak dobrze znamy. To jasne, że w przeciągu lat superbohaterowie się zmieniają, dostosowując się do nowych czytelniczych potrzeb, ale nigdzie indziej nie widać tego tak dobrze, jak w "Ultimates". Poza tym Millarowi doskonale udało się uchwycić medialne simulakrum, w którym przyszło funkcjonować zespołowi Nicka Fury`ego. Ich walki sprzedawane są na płytach DVD, ich życiem prywatnym interesuje się cały świat, a oprócz tego, że są bohaterami, są również celebrytami, gwiazdami tabloidów, ikonami kultury masowej

Drugą, rewelacyjną stroną "Ultimates" jest jego filmowość. Dawno nie czytałem (jeśli w ogóle!) komiksu, który sprawiał wrażenie wielkiego wakacyjnego hitu. Tu po prostu czuć styl wysokobudżetowej produkcji - oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Nic zatem dziwnego, że właśnie ta pozycja stała się główną kanwą kinowej wersji Avengersów, a Joss Wheadon czerpał z Millara całymi garściami. A do tego wszystkiego dochodzi oprawa graficzna Bryana Hitcha. Jego rysunki utrwalone w szerokoformatowych kadrach robią wrażenie nie gorsze, niż blockbuster oglądany w rozdzielczości 16:9. Naprawdę kozacka sprawa.

Mimo tego, że nie ma w tym komiksie zbyt wielu superbohaterskich naparzanek i autorzy mocno urealnili Mścicieli, to nadal czuć w nim marvelowskiego ducha przygody z pelerynami w tle. I to mi się bardzo spodobało. Bo przecież każdy czytelnik sięgający po taki tytuł i tak w finale chce otrzymać komiks, w którym Avengersi, znaczy się Ultimates, dają łupnia swoim przeciwnikom. Ale to, jak się domyślam, spotka mnie w następnych tomach.

6 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Też sięgnąłem po Ultimates po raz pierwszy przy okazji premiery kinowych Avengers i bardzo dobrze mi się to czytało. Oby kolekcja Hatchette utrzymała się na rynku na tyle długo, byśmy doczekali sie tomu 2.

Tomek pisze...

Ultimates vol2 ma chyba ze 300 stron, sugerujecie że hatchette wyda to jako jeden zeszyt za 39,90? I drogi recenzencie, ilustracje Bryana Hitcha zasługuja na nieco więcej tekstu, bo to nie tylko szerokie kadry, to również fenomenalny realizm, rozmach, nowoczesne podejście do kadrowania, perspektywy i całej masy innych rzeczy, bez tego gościa ultimates nigdy nie odnieśliby takiego sukcesu, w stanach oczywiście.

Anonimowy pisze...

http://www.amazon.com/The-Ultimates-Vol-Homeland-Security/dp/078511078X/ref=pd_sim_b_1 200 stron:)

Anonimowy pisze...

Tomku, ty piszesz o vol. 2 (#1-#13) zebranym w całości, a recenzent o vol. 1 (#1-#13), który pierwotnie zebrany był w dwa trejdy (#1-#6 i #7-#13) z czego Egmont wydał tylko tom pierwszy dzieląc go na dwa (#1-#3 i #4-#6).

--
humpel

Tomek pisze...

Skomplikowane to strasznie, pytam bo czy wiadomo w ogóle co ten Hatchette wyda? zdałaby się jakaś w miarę dokładna lista. na ich stronce nie znalazłem, albo nie umiem znaleźć.

Anonimowy pisze...

Istnieje nieoficjalna, fanowska lista na brytyjskiej wiki, ale wiadomo już, że lista jest niepełna i niewiarygodna.