poniedziałek, 29 października 2012

#1170 - 5 to liczba doskonała

"Jeśli zdarzy mu się nieszczęśliwy wypadek, zastrzeli go policjant, powiesi się w celi więziennej lub uderzy w niego piorun, to będę za to winił... kogoś z obecnych na tej sali. I tego już nie wybaczę. Ale poza tym pragnę przysiąc na dusze moich wnuków, że to nie ja złamię pokój, który tu dziś zawrzemy"
- Don Vito Corleone

Znamienna kwestia wypowiadana przez Corleone to tak naprawdę kodeks włoskiej mafii w pigułce. Nic dla gangstera nie jest ważniejsze od honoru i rodziny. Peppino, bohater komiksu "5 to liczba doskonała", to emerytowany żołnierz neapolitańskiej Camorry. Sam fakt tego, że dożył takiego wieku oznacza, że był prawdziwym zawodowcem. Dziś zgorzkniały, lecz nadal przestrzegający mafijnych zasad straszy Pan swoje wolne chwile spędza na na łowieniu ryb. Monotonność emerytury przerywa tragiczna śmierć jego jedynego syna. Ze skazą na honorze i ze smutkiem w sercu postanawia zemścić się na mordercach swojego syna.

Igort tą jakże fabularnie przewidywalną treścią oddaje hołd dla kina noir, kultury Włoch, a także amerykańskiej sztuki popularnej

Noir

Stylistycznie dopieszczony komiks Igorta to kwintesencja czarnego kryminału. Całość utrzymana jest naturalnie w dwubarwnej kolorystyce. Autor silnie eksponuje atrybuty kina gangsterskiego, komiks wypełniony jest po brzegi bohaterami ubranymi w przemoczone od deszczu prochowce, z rewolwerem w ręku i papierosem w ustach. Zabawa cieniami i silnymi kontrastami to podstawa strony graficznej tego albumu. Lecz jeśli przyglądniemy się tym odniesieniom z większą uwagą, z łatwością zauważymy, że to tak naprawdę zabawa samą konwencją. Oprócz braku kilku podstawowych wyznaczników czarnego kina takich jak na przykład femme fatale (w komiksie jest tylko wspomniana) autor zbyt mocno epatuje przemocą, co z góry przekreśla zakwalifikowanie go do typowego noir. Myślę, że to celowy zabieg. W końcu młodość głównego bohatera przypada na złote czasy tego gatunku. Natomiast wydarzenia przedstawione w komiksie to wczesne lata 70', co automatycznie przynosi na myśl filmy, które w tamtym okresie kradły garściami z estetyki tego rodzaju kina takie jak "Brudny Harry", "Francuski Łącznik" czy "Point Blank". W nich na pewno częściej naciskało się na spust. Jeśli jesteśmy już przy kwestii strzelania to musimy pamiętać o Colcie King Corba, który to przez Igorta jest kreowany na prawdziwą gwiazdę pokroju Magnum 44, która dzięki serii o detektywie Harrym Callahanie stała się istną popkulturową ikoną. Inspiracyjna układanka zaczyna nabierać kształtów.

Neapol

Igort niczym Fellini składa ukłon włoskiej metropolii. Jego Neapol mimo zepsucia sprawia wrażenia miasta, od którego nie da się uciec, do którego zawsze będzie się wracać, chociażby pamięcią. Kadry przedstawiające to miasto pełne są senności i pustki, godnej obrazów Giorgio De Chirico. Ja naturalnie już na pierwszy rzut oka miałem skojarzenie z kinem Antonioniego, który mocno czerpał z twórczości tego metafizycznego malarza. Włoski reżyser najczęściej swoim portretom miast nadaje pewną sterylność, natomiast u Igorta Neapol jest brudny i przemoczony niczym Wielkie Jabłko w "Harry Angel" Alana Parkera. W tej topografii wszystko się liczy - od filiżanki esspresso poprzez neapolitański styl szycia marynarek (giacca napoletana), kończąc na ikonach włoskiej religijności. Wszystkie te elementy sprawiają, że Neapol staje się namacalny. Czujemy jego zapach, wilgoć i niepowtarzalny klimat.

Pop art

W geometryzacji przestrzeni w wielu kadrach zauważalna jest statyczność i wszędobylska samotność obrazów Edwarda Hoppera. Obrazy tego największego amerykańskiego realisty są inspiracją dla wielu twórców, szczególnie tych z branży filmowej: reżyserów, operatorów, scenografów. Do ich filmowości i olbrzymiej aury nostalgii odwoływali się w swoich pracach tacy reżyserzy, jak Hitchcock, Wenders, czy Malick. Oczywiście, nawiązania Igorta do Hoppera jeszcze bardziej pogłębiają nastrój czarnego kina. Prawdopodobnie nie ma malarza, który lepiej odwzorował tamten okres w swojej dziedzinie, wystarczy zerknąć na jego największe dzieło "Nighthawks", które jest prawdziwą esencją tego klimatu. Podążając dalej tropem obrazów Hoppera zmierzamy w kierunku Pop-artu. Dla wielu historyków sztuki to właśnie on był jej prekursorem. Jeśli zerknąć na komiks Igorta przez pryzmat estetyki tej grupy to można wręcz pomyśleć, że był on tworzony pod dyktando Warhola. Autor komiksu maksymalnie gloryfikuje przedmioty użytkowe takie jak rewolwer, czy też kafeteria, nadając im walory estetyczne odpowiednie dla dzieł sztuki. Ten popartowski konsumpcjonizm widoczny jest również na wielkich reklamowych bilbordach, na ekranach kin, czy też w fryzurach rockandrollowej młodzieży. Krzycząca na wielu kadrach popkultura to przede wszystkim symbol przegranej walki kina z gatunku noir z zalewającym Amerykę konsumpcjonizmem. Czarny film, który był głosem sprzeciwu na umasowienie społeczeństwa ustąpił w połowie lat 50 miejsca produkcjom lżejszym, niejednokrotnie tworzonym stricte pod publikę. Kolejny raz, mimo tuzina odniesień, autor z powrotem kieruje nas w stronę tęsknoty za bogartowskim kinem.

Oczywiście to jeszcze nie koniec inspiracji. Komiks otwiera klasyczna już tarantinowska scena błahej na pierwszy rzut oka rozmowy przy stole. Brutalna strona komiksu także wpisuje się w estetykę filmów tego reżysera. Już nawet nie chce wspominać o nawiązaniach do mang i filmów ze studia Braci Shaw. Kolejna kwestia to poetyka snów przewijająca się przez cały komiks, która znów przywodzi na myśl oniryczne obrazy Chirico, ale także wczesne krótkometrażówki Disneya. Surrealizm tych snów przypomina mi klasyczną już scenę tańczących różowych słoni z "Dumbo" - scenę przy, której głównym konsultantem był nikt inny, jak sam Salvador Dali.

Myślicie pewnie, że tyle nawiązań prowadzi tylko do bełkotu, artystycznej papki i przerostu formy nad treścią? Nic bardziej mylnego! Igort ma swój unikalny głos, który w jego albumie jest dopieszczony do perfekcji. W tym komiksie nie ma stylistycznych potknięć. Absolutnie wszystkie nawiązania do innych twórców doskonale wpisują się w całość komiksu. A nawet, jeśli ktoś nieznający źródeł inspiracji zabierze się za lekturę tego świetnego komiksu otrzyma doskonale napisaną powieść gangsterską podaną w przepięknym stylu.

Kolejny raz przywołam cytat z Godarda: „Nie chodzi o to, co skądś zabierasz – chodzi o to, gdzie zabierasz.” Igort wie, w którym kierunku poprowadzić swoją miłość do pop kultury i jak sprawić, żeby Twoje zmysły w momencie czytania jego komiksu pracowały na maksymalnych obrotach.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Doskonały komiks Igorta! Niestety, chyba u nas był troche niedoceniony. Od dawna noszę się z zamiarem powtórnej lektury, ale nie ma kiedy...

Szalony Kapelusznik pisze...

Przewidywalna fabuła? Ja do końca myslałem że fryzjer poderżnie mu gardło albo że to wszystko jest fantazja umierającego kolesia.

Kuba Oleksak pisze...

Dla mnie to było trochę przewidywalne i trochę nieprzewidywalne. Tak samo zresztą było z konwencją - trochę tak, trochę niekonwencjonalne :)

W każdym razie sam odkryłem "5" dopiero, gdy m.in.: Krzysiek o nim pisał.

Bartłomiej Basista pisze...

Z tą przewidywalnością to chodziło mi o typowy motyw zemsty. Jasne, że w komiksie jest mnóstwo scen które po mistrzowsku zaskakują, jak np wplątana scena z fryzjerem (btw świetnie narracyjnie poprowadzona scena) ale nie da się oprzeć wrażeniu że już to wszystko się gdzieś widziało. To tak jak Kuba napisał "było trochę przewidywalne i trochę nieprzewidywalne". Ale co najważniejsze to deja vu w żaden sposób nie ujmuje temu komiksowi.

No i fakt u nas niedoceniony. Sam jakoś przeszedłem obok niego obojętny. Żałuje bardzo bo to na prawdę rewelacyjny komiks. I warto go przeczytać kilkukrotnie, ja za drugim razem widziałem zupełnie inne smaczki niż za pierwszym!