piątek, 7 września 2012

#1127 - 4000 znaków... O gorączce Hachette

Polskę ogarnęła gorączka polowania. Na wieść o pojawieniu się komiksów w kioskach, na łowy ruszyli wygłodniali fan-boje, którzy do tej pory musieli zadowolić się ofertą sklepów komiksowych, często tylko wirtualnych i okazjonalnymi zakupami podczas konwentów. Niektórzy zdążyli już zapomnieć, jakie to uczucie wypatrywać nowych kolorowych zeszytów wyglądających zza krat kioskowych szyb. Zapomnieli o dreszczu przechadzania się po okolicy, niby od niechcenia, niby ot tak, gdy tak naprawdę uważnie lustrują każdą potencjalną przestrzeń, w której mogłaby się pojawić zdobycz. Ale mało tego. W łowieckie szranki stanęli również zahibernowani do tej pory, niekiedy nawet od czasów Semika.

Terroryzowani przez komiksowych maniaków kioskarze bezradnie rozkładają ręce. „Panie, nie dostaliśmy żądnych komiksów!”. Tylko w nielicznych miejscach w Polsce można dostać drugi, a wcześniej także i pierwszy numer Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela. Szczęśliwcy, którzy weszli w ich posiadanie, mogą rozkoszować się obecnością tych komiksowych artefaktów na półkach, ale również – uprawiać allegrową spekulację. Oferują tym, którym los poskąpił swojego uśmiechu, sprzedaż z drugiej ręki. Wiadomo - jak fan fanowi. „A dlaczego tak drogo” – zapytują owi nieszczęśliwcy. „Wie pan – całe miasto musiałem zejść, na bilety zeszło, czas straciłem, to wszystko trzeba zapakować, wysłać – jest z tym dużo zachodu. A czas, jak wiadomo, to pieniądz, hehehe!”

Ale żarty na bok, a złośliwości do szafy.

Domniemane pojawienie się drugiego numeru Wielkiej Kolekcji Komiksów Marvela w kioskach to przecież poważna sprawa. Godna przynajmniej teorii spiskowej. Ja coraz mocniej przychylam się do wersji wydarzeń, w której Hachette, przecież nie od dziś operujące w branży prasowej, doskonale zdaje sobie sprawę, że komiks masowy na rynku nie jest w stanie generować większych zysków, poprzez przebicie się do przypadkowego czytelnika. Wydanie pierwszych dwóch (czterech?) numerów w wybranych regionach, z pominięciem największych rynków zbytu, to zwyczajne testowanie rynku, do którego wydawnictwo wprost przyznać się nie może. Jestem za stary, żeby wierzyć w bajki „drugi numer będzie dostępny w szerokiej dystrybucji” opowiadane przez miłe panie z BOKu po drugiej strony kabla telefonicznego. Tym bardziej, że pojawiły się informacje z Empiku, że Kolekcja nie jest dostępna w „normalnej” dystrybucji (za którą podobno odpowiada Kolporter). Dużo znaków zapytania, dużo niepotwierdzonych informacji, jeszcze więcej plotek, a konkretnych informacji – jak na lekarstwo.

Na mój gust Hachette bada głębokość kieszeni potencjalnych klientów, a przy tym pozyskuje prenumeratorów. Solidną bazę, która może albo zamortyzować koszty wejścia do kiosków albo ograniczyć ryzyko strat generowanych przez zalegające pod stertą gazet egzemplarze. Nie zdziwiłbym się gdyby okazało się, że Kolekcja będzie dostępna wyłącznie w prenumeracie, bo po co ryzykować straty, skoro można postawić na zysk będzie mniejszy, ale pewny?. Nie zdziwiłbym się, że wyszłoby, jak z twardookładkowym Klossem. Nie zdziwiłbym się, gdyby powtórzono smutny los kolekcji figurowej, która dobiła do jakieś niesamowitej liczby numerów, adorowana przez wąskie grono fanatyków. Zdziwię się, gdy Hachette rzeczywiście zdecyduje się zainwestować w masowy i dłuotrwały atak komiksów na kioski.

Natomiast całe zamieszanie wokół pojawienia się marvelowskich albumów w kioskach, bądź również ich braku, dziwi mnie niepomierne. Z jednej strony – jestem zbudowany, że komiksy, choćby te superbohaterskie, są w stanie jeszcze budzić emocje. W narodzie musi być zatem jakiś głód opowieści obrazkowych, zlokalizowany poza naszym gettem, co więcej - jest jakiś czysto rynkowy potencjał na (przynajmniej pod względem ekonomicznym) wyjście z niszy. Jestem ciekaw, czy nasi wydawcy, specjalizujący się w komiksie mainstreamowym i superbohaterskim wyciągną jakąś naukę z eksperymentu Hachette. Bo wygląda na to, że niewiele (albo wręcz przeciwnie) trzeba, aby sięgnąć po nowych czytelników, gotowych wydać te 40, 50 złotych (ale nie więcej!) na album z przygodami ubranych w kolorowe stroje postaci. W czym zatem rzecz? Nie będąc specjalistą i stojąc z boku – chyba kuleje marketing, brakuje promocji, produkt trafia w próżnię (albo w niszę). Wydaje mi się, że na przykład Mucha za bardzo poprzestaje na małym, ograniczając się ze swoją ofertą właściwie tylko do najbardziej twardego elektoratu – fanatycznych fan-bojów, gotowych zapłacić te 140 złotych na twardookładkowe wydanie „All Star Supermana”. A może by zaryzykować i poszukać odbiorców nieco dalej, głębiej? Zagrać na nosie wszystkim „specjalistom” (także mnie), którzy mówili, że to nie przejdzie, że taniej wychodzi kupić oryginał, wersję cyfrową lub w ogóle ukraść, że super-hero się nie sprzedaje, że profil rynku się zmienił, że czasy Semika (i Mandragory, i Dobrego Komiksu) dawno minęły.    

Z drugiej zaś strony jestem przerażony konsumencką nieświadomością tych niedawno nawróconych „fanów komiksu”. Skoro po wieloletnim obrazkowym poście z takim apetytem rzucili się na produkt, o którym dowiedzieli się kanałami nieoficjalnymi, z forów, fejsbuków, kwejków, znajomych kioskarzy i komiksiarzy i masowo rejestrują się na komiksowe fora, aby wymienić się doświadczeniami to, czemu wcześniej nie próbowali „tam” szukać komiksów? Czym można tłumaczyć ich nieumiejętność w korzystaniu z olbrzymich możliwości sieci, ograniczonych tylko zasobnością portfela? Jak rozumiem oferta polskiego rynku nie była dla nich interesująca, więc dlaczego nie rozpoczęli poszukiwań na własną rękę, jak normalny człowiek, tylko czekali na rycerza na białym koniu, który przywiezie im komiksy do kiosku na rogu. Żyjemy w społeczeństwie, w którym dobra, nie tylko te kulturowe, dostępne są na wyciągnięcie ręki. Pojęcie niedoboru w społeczeństwie opartym na wymianie informacji wydaje się czymś nie do pomyślenia. Przecież wystarczy kilka kliknięć myszką…

Ja jakoś mogę oglądać mecze NBA, nawet jeśli nie pokazuje ich telewizja. Śledzić moje ulubione seriale, choć próżno ich szukać na antenie, a na mojej półce stoją filmy, które nie leżały w Empiku. Jestem pewien, że nie jestem jakimś odosobnionym przypadkiem. Mechanizm w przypadku komiksów jest bardzo podobny – czemu zatem on nie działa?

42 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ale marudzisz... Dobrze, że te pare osób wróciło do komiksów. Bo nawet jak kolekcja nie wypali to być może część z niech jednak z nami zostanie.

Anonimowy pisze...

Ograniczeniem może być chociażby bariera językowa, albo cena, albo chociażby niechęć do "załatwiania" sobie komiksów na własną rękę.

Konrad Dębowski pisze...

"smutny los kolekcji figurowej, która dobiła do jakieś niesamowitej liczby numerów"
Kilkadziesiąt numerów to smutny los?

Bartek "godai" Biedrzycki pisze...

Smutne to, że poza wąski gronem prenumeratorów nikt nie dawał aż tyle faka, żeby wiedzieć, do ilu dobiła. ;)

Zamorano pisze...

@"Bo wygląda na to, że niewiele (albo wręcz przeciwnie) trzeba, aby sięgnąć po nowych czytelników, gotowych wydać te 40, 50 złotych (ale nie więcej!) na album z przygodami ubranych w kolorowe stroje postaci."

Ja może przypomnę, że zeszyty Dobrego Komiksu miały za sobą potężny koncern medialny, świetną dystrybucję, ofertę dość zróżnicowaną ale pop (od Marveli po franczyzy związane z grami), ukazywały się regularnie i były śmiesznie tanie. Na początku to była cena mniej więcej połowy piwa, albo dwóch biletów na tramwaj. To tak a propos tych rzesz chcących kupować komiksy. A w 2004 moim zdaniem rynek był zauważalnie "szerszy". Poza tym "Fantasy Komiks" to pop, na początku w cenie 19,90. Gdyby jumacze skanów kupili jakiś komiks choć ze 3 razy do roku pewnie lepiej by to wyglądało.

Jarek Obważanek pisze...

Tajemnica tego, że nawet kultura gniewu chce być w empiku chociaż go nie kocha jest właśnie w tym, że ludziom nie chce się szukać na własną rękę. Wchodzą do centrum wszech handlu i chcą tam mieć wszystko na tacy od ręki. Szperacze tacy jak my nie potrzebują empików, ale nas jest promil.

Kuba Oleksak pisze...

Dembol, nie manipuluje. W cytowanym przez Ciebie zdaniu, po przecinku, jak by stoi:

"adorowana przez wąskie grono fanatyków."

I w tym kontekście kilkadziesiąt numer do smutny los.

Jarku - nie wiem jak odpowiedzieć na to, do czego pijesz, bo potrzebowałbym do tego twardych danych, statystyk i cyferek, a rzecz cała by podryfowała w zupełnie innym kierunku.

Niemniej smuci mnie, że brać komiksowa nie ma wyrobionych pewnych konsumenckich nawyków, jak się okazuje. Albo nie zna języków, o czym pisze Anonim. Na jaką skalę jest to problem, bo dla mnie w dzisiejszym świecie, nie posługiwanie się jeżykiem angielskim na jakimś funkcjonalnym poziomie, to analfabetyzm.

Misio141 pisze...

@Zamorano - Fantasy komiks to akurat francuski mainstream, który nie jest poparty całą machiną filmową, za wyjątkiem Asterixa. Trykociarze są u nas jakby nie patrzeć lepiej rozpoznawalni. A Dobry Komiks, wydaje mi się że upadł ponieważ przynosil za małe zyski jak na tak dużego wydawce jak Axel Springer, pomimo że sprzedaż mogła być ogromna jak na nasze komiksowo.
Apropo jumaczy skanów. Sam do nich należę, ściągam na potęgę, ale nie zmienia to faktu że miesiąc w miesiąc kupuje za minimum 200zł komiksów. Kupowałbym więcej, ale ostatnio z hajsem cienko. I wbrew pozorom, duża część "jumaczy" postępuje w podobny sposób.

@Kuba Oleksak
Z tym powszechnym posługiwaniem się językiem angielskim to aż tak daleko bym się nie rozpędzał. Sam dość późno zacząłem się uczyć angielskiego. Poza tym do niedawna głównie w szkołach uczyli niemieckiego -.-

P.R. pisze...

Co za marudzenie i malkontenctwo. O barierze językowej ktoś wspominał - znanie angielskiego na poziomie podstawowym a znanie na poziomie zaawansowanym, kiedy to dopiero można czerpać przyjemność z czytania w oryginale to jednak dwie zupełnie inne rzeczy. Mój ang. jest przeciętny i jakoś nie uważam się za analfabetę. Co do naszego rynku to ceny polskich wydań są nienormalne (no sorry, ale 80-100zł za komiksy od Egmontu czy Muchy to chore kwoty) a marketing kuleje u jednych i drugich. Poza tym słowo "kolekcja" działa na pewne osoby jak lep na muchy.

Kolekcja ma szansę odnieść wielki sukces bo zauważyłem, że ostatnio (głównie dzięki ekranizacjom), zapanowała wręcz moda na superbohaterów Marvela. Jeżeli prenumeratę zamawiają dwaj moi znajomi - jeden hibernował od czasów Semica, drugi w ogóle do tej pory nie wykazywał zainteresowania komiksami tylko lubił filmy Marvela a zdecydował się na wykupienie bo "fajna kolekcja i widział na kwejku" to musi być coś na rzeczy. Zresztą wystarczy spojrzeć na sprzedaż Batmanów od Egmontu, której Kołodziejczak stara się jakby nie widzieć.

Generalnie wydaje mi się, że dzięki filmom komiksy superhero to teraz największy rynek zbytu u nas w komiksiwie (po Thorgalu i Disneyu). Co mnie niezmiernie cieszy bo wręcz ubóstwiam trykoty ;)

Zamorano pisze...

@ I wbrew pozorom, duża część "jumaczy" postępuje w podobny sposób.

Nie twierdzę, że nie. Mało tego wiadomo, że ludzie korzystający intensywnie z obiegu kultury e necie wydają na nią więcej pieniędzy poza netem. Pokazują to badania. I nie o takich osobach mówię co kupują komiksy. Sam niestety znam ludzi zarabiających w okolicach średniej krajowej co nic nie kupują z komiksów, ale chwalą się skanami ssanymi z neta. Nie mówię tu już o wydatkach na wydania de luxe w rodzaju 200 złotych miesięcznie, ale np. na fali nostalgii "Kajko i Kokosz", który przecież wiesz drogi nie był jumali z Osła.

Zamorano pisze...

A co do popu francuskiego to racja, ale nie do końca. Istnieje teoretycznie potencjał wśród ludzi urodzonych w końcówce lat70tych i początku 80tych wychowanych na Komiksie Fantastyce, Komiksie, czy wydawnictwach Orbita i pegasus. Mniejszy niż Marvel, ale zawsze.

Misiael pisze...

Ciekawe, jaką minę ma teraz Kołodziejczak, który przez pięć lat z okładem kładł nam do głów, że Marvel w kioskach nie zejdzie, bo nie ma tak dużej bazy fanów, jak w przypadku chociażby Star Wars. A tu taki zonk. Kiedy już kolekcja Hachette zdechnie, jakiś duży wydawca powinien zainteresować się tą niszą i puścić jakąś jedną serię marvelową do kiosków w podobnym standardzie co, dajmy na to, Star Wars Komiks. Patrząc po tym, co się dzieje wokół kolekcji od Hachette taka seria miałaby naprawdę bardzo duże szanse na utrzymanie się na rynku.

Kuba Oleksak pisze...

Pr
Jestem w stanie zrozumieć, że bariera językowa dla wielu jest nie do przeskoczenia. Ale - uwierz mi, warto. Wiem, bo sam ją przeskoczyłem. Co nie zmienia faktu, że w XXI wieku angielski jest językiem wszechobecnym i wstyd jest się nim nie posługiwać na poziomie funkcjonalnym.

Zamorano
Nie do końca razem co chcesz powiedzieć, - że rynek węższy niż przedtem i Hachette się nie uda? Jeśli tak to się nie zgodzę, bo jak widać Hachette udało się dotrzeć poza piekiełko komiksowe.

Misiael - podzielam zdanie, ale jeszcze nie podzielam optymizmu. Poczekajmy i zobaczymy, ja to wyjdzie w praniu.

Anonimowy pisze...

@Kuba Oleksak
ja się nie wstydzę. I nie czuję się analfabetą, za to Ty, jak na człowieka, który ma problem z poprawnym pisaniem w języku ojczystym, stawiasz dość kuriozalne tezy.
Z. Tomecki

Kuba Oleksak pisze...

Ja, bez dobrej znajomości francuskiego albo niemieckiego, których się w szkole uczyłem, czuje się analfabetą.

Który z moich tez są kuriozalne?

I jak się do tego mają błędy, które popełniam, bo chyba czegoś nie rozumiem?

Pan Latar pisze...

"Bo wygląda na to, że niewiele (albo wręcz przeciwnie) trzeba, aby sięgnąć po nowych czytelników, gotowych wydać te 40, 50 złotych (ale nie więcej!)"

Na razie to wydali 15 zł, a może ewentualnie 30 zł na drugi numer.

40-50 już sprawi, że się wykruszą.

Anonimowy pisze...

Ja znam angielski a i tak nie kupuję komiksów w oryginale bo kolekcjonuje tylko polskie wydania. Ot, takie zboczenie i sądzę , że wielu ludzi tak ma.

A na komiksy od Hachette złapało się dużo świeżaków, nowej fali osób wychowanych na ekranizacjach komiksów, nieinteresujących się dotąd komiksem. A wystarczyła tylko reklama na kwejku :)

TomekSzymek pisze...

Ja prenumeratę kolekcji zamówiłem telefonicznie. Cóż... Jako nowicjusza w świecie komiksów, taka kolekcja jest dla mnie gratką. Ciężko się oprzeć. Machnąłem ręką na kiepski marketing i po prostu zadzwoniłem do nich.

Kuba Oleksak pisze...

Krzysiek

Coś w tym jest. Na forku można znaleźć wypowiedzi, że regularna cena jest wygórowana. Dla niektórych te 40 złotych to i tak może być za dużo :/

Tomek pisze...

Czyli że co, że jednak kolekcja idzie dalej i wyszedł drugi numer? Bo to idealna kolekcja, żeby zakończyć ciągłe inwestowanie w komiksy, których ceny jak co poniektórzy zauważają są już po prostu chore, zwłaszcza że ja skanów nie uznaję i czytam tylko papier.

Tomek pisze...

Ps: a popularność tej serii polega może na tym, że ludzie spragnieni są jednak właśnie napakowanych trykotów i amerykańskiej masówki w najlepszym wydaniu, a nie coraz dziwniejszych komiksów jakie się u nas wydaje.

turucorp pisze...

@Tomek, przepraszam, ale czy Ty powaznie sugerujesz, ze historia o kolesiu, ktorego ugryzl zmutowany pajak i dzieki temu ten koles teraz skacze miedzy drapaczami chmur na pajeczynie i ma "pajecze zmysly", albo opowiesc o mialiarderze, ktory wszepil sobie reaktor atomowy w miejsce serca i lata w zbroji z przyczepionymi rakietami, to komiksy mniej "dziwne" niz historia poczatkow grupy The Beatles, albo odrobine przewrotna wersja zycia biblijnego Goliata? O_o
sorry, ale splakalem sie ze smiechu, probujac ogarnac fakt, ze zyja w Polsce ludzie, dla ktorych "norma" jest nieustajacy cosplay, a wyjscie do sklepu po bulki bez uzycia supermocy to jakas zadziwiajaca anomalia.

Tomek pisze...

@Turu, możesz się śmiać, to nie mój problem. Ale nie widzę, żeby za komiksem o początkach Beatelsów ktokolwiek przemierzał całe miasto,komiks o goliacie też kupią osoby szukające "czegoś więcej", natomiast z tego co można przeczytać ludzie robią to [przeszukują miasto] za komiksami o kolesiach, których gryzą pająki. Komiks=superhero, to jest najsilniejsze skojarzenie, to ludzi w komiksach najbardziej pociąga, a przynajmniej większość i pogódź się z tym. Wyniki oglądalności filmów na podstawie ich przygód też to chyba pokazują. Więc śmiejesz się z większości czytelników komiksowych. A na MFK przyglądnij się, ilu ludzi atakuje stoisko multiversum, i im też powiedz, że są śmieszni. pzdr.

Anonimowy pisze...

@"Ja, bez dobrej znajomości francuskiego albo niemieckiego, których się w szkole uczyłem, czuje się analfabetą."

Dobrze, ale to jest Twój kompleks i nie rozumiem, dlaczego przez to generalizujesz, wrzucając wszystkich do jednego wora obok siebie? Jak napisałem wcześniej, nie wstydzę się, że nie znam języków, a tym bardziej nie czuję się analfabetą.

@"Który z moich tez są kuriozalne?"

O powszechnej znajomości j. angielskiego w świecie. Jak bardzo jest ona powszechna, łatwo się przekonać wyjeżdżając z Polski do każdego nie anglojęzycznego państwa.

@"I jak się do tego mają błędy, które popełniam, bo chyba czegoś nie rozumiem?"

Uprościłeś definicję analfabetyzmu podciągając ją pode mnie, ja zrobiłem to samo. Ale za ten fragment chcę Cię jednak przeprosić. Wytyk o błędach wyszedł jak złośliwość, a na tym mi nie zależy.

Anonimowy pisze...

zapomniałem podpisać, więc:
Z. Tomecki

Anonimowy pisze...

O nie, znowu turu i jego "złote mądrości".

turucorp pisze...

o, znowu "anonim" i jego "ciete riposty"
@Tomek, ja nie mam problemu z "popularnoscia" trykociarzy, rozpieprzyles mnie argumentem "normalnosci" tego typu komiksow wzgledem calej reszty, ktora niby jest "dziwna".
Rozumiem rowniez, ze Ewa Farna z Beata Kozidrak sa najbardziej progresywnymi tworczyniami muzyki rockowej, najlepszy fim swiata (patrzac na ogladalnoc w Polsce) to "Oh, Karol 2" a jednym z wczorajszych niusow dnia, byla informacja, ze komiksy moga tez byc o arabach, bo pojawil sie nowy zesztyt "Zielonej Latarni", przy takim praniu mozgow przez media, wiekszosc rzeczywiscie moze miec zaburzone postrzeganie "normalnosci" :/

Anonimowy pisze...

Nie ma to jak porównywać superhero do polskich komedii i Beaty Kodzirak. turucorp - weź duży rozpęd i uderz głową w ścianę, może pomoże.

turucorp pisze...

alez "anonimku", jaki poziom takie porownanie, Beatka ostatnio chetnie przebiera sie za "superheroine", co, jak rozumiem, wzbudza spory entuzjazm wsrod wielu potencjalnych nabywcow kolekcji Marvela (zgodnie z sugestia Tomka K., w koncu wyglada "normalnie").
A jesli chodzi o "stukanie w glowe" to tradycyjnie zapraszam do Lodzi, siedze przez pare godzin przy kilku stolikach, mozesz podejsc, przedstawic sie jako "sciana" (wiem, ze ci zalezy na anonimowosci) i zrobimy mala "symultane".

Tomek pisze...

Nie przypominam sobie, żebym mówił coś o Beacie więc dość mocno nadinterpetowujesz, ale zauważyłem że masz tendencję do udowadniania swoich racji za wszelką cenę, ja tak nie mam, więc dyskusję uznaję za zakończoną. Może słowo "normalny" które tak Cię boli nie było właściwe, ale chyba jasne jest, że chodziło mi raczej o komiksy normalne w sensie mainstreamowe, a nie artystyczne wynalazki. Pzdr.

turucorp pisze...

chyba "nadinterpretuje" a nie "nadinterpetowuje"?
i nie, nie mam tendencji do udowadniania swoich racji, po prostu podejmujac dyskusje, staram sie ustalic czy moj oponent rozumie znaczenie slow, ktorych uzywa. W Twoim przypadku, z calym szacunkiem, ale mam wrazenie, ze zastosowanie slow "normalny", "glowny nurt" czy "analogia", zasadniczo odbiega, zarowno od slownikowego jak i powszechnie stosowanego znaczenia. Nazywanie wszystkiego, co nie jest "amerykanskim mainstreamem" mianem "artystycznego wynalazku" jest conajmniej kuriozalne.

Zamorano pisze...

@Zamorano
Nie do końca razem co chcesz powiedzieć, - że rynek węższy niż przedtem i Hachette się nie uda? Jeśli tak to się nie zgodzę, bo jak widać Hachette udało się dotrzeć poza piekiełko komiksowe.


Ale z czego to niby widać? Z forum Nowa Gildia i kilku postów tam? Z Allegro? Z lajków na Fejsie pod linkiem do kwejka? Może poczekajmy chwilę z ocenami, ze się "udało" na dane ile osób regularnie będzie wydawać 40 plnów dwa razy w miesiącu na te albumy. Albo chociaż te 15 zeta na pierwszy. To, że ktoś lajkuje na fejsie link do "reklamy" na Kwejku, albo innym Wykop Peel nic jeszcze nie znaczy czego dowodem słynna demonstracja korwinistów pod Sejmem. Gdyby to było takie proste to tani Dobry Komiks byłby wielkim sukcesem kiedyś. Z faktu, że w Reserved są superbohaterskie t shirty, że TBBT jest popularnym sit comem, a w kinach było trochę superbohaterskich filmów wynika tylko to, że można spróbować.A nie, że się przyjmie na 100% i zaraz będą zeszyty w cenie tych Star Warsowych. Co nie znaczy, że nie życzę powodzenia jak każdej inicjatywie potencjalnie poszerzającej rynek komiksów w Polsce.

Zamorano pisze...

@a nie coraz dziwniejszych komiksów jakie się u nas wydaje.

Co to są coraz "dziwniejsze" komiksy jaki się rzekomo u nas wydaje? Vertigo? Craig Thompson? Co w nich jest dziwnego? Mi się wydaje, że ludzie którzy są skłonni w Polsce płacić za szeroko rozumianą kulturę to nie są właśnie ci sami co konsumują "masówkę". Czy przeciętny oglądacz M jak Miłość kupuje boxy z serialami?

Jarek Obważanek pisze...

Co tu wiele gadać, przychylam Zamorano i tyle.

@Kuba: Gdyby empik nie był nikomu potrzebny, tak jak niektórzy sugeruja, to kultura gniewu nie wróciłaby do niego tylnymi drzwiami bo nie miałaby po co wracać.

Anonimowy pisze...

Turu, piękne komiksy robisz i bardzo je lubię (na Twój zapowiadany album czekam z niecierpliwością a postać Golema wręcz uwielbiam). Ale niestety gdybym miał czytywać tylko tego typu komiksy to już dawno temu bym się pochlastał z rozpaczy i nadmiaru pesymizmu.

Dlatego większość komiksów które czytuje to jednak trykoty i frankofoński bądź też polski meistream. Bo to po prostu fajna rozrywka i zwykle dobrze napisana. Dlatego nie nerwuj się tak z okazji kolekcji Hachette. Najwyraźniej ludzie właśnie tego chcą (co się dopiero okaże jeśli kolekcja wypali).

Tomek pisze...

No, ja chciałem to samo napisać co anonim, tylko może źle się wysłowiłem ;]No i ja bym się nie pochlastał, a po prostu przestał czytać komiksy.

Grant Morrison pisze...

"nie mam tendencji do udowadniania swoich racji, po prostu podejmujac dyskusje, staram sie ustalic czy moj oponent rozumie znaczenie slow, ktorych uzywa."
o kurde, to dobre. pierwszy raz spotykam się z tym, że ktoś prowadzi dłuższą rozmowę, tylko po to, by wyłapać jedno słówko, którego nie zrozumiał jego rozmówca. trochę żmudna praca. skoro nie interesuje Cię swoja racja i temat, to pewnie robisz tak na wielu forach. takich ludzi nam trzeba w tym kraju...

Kuba Oleksak pisze...

Marku, Tomku - pax, pax, bez niepotrzebnej napinki :)

Zbyszku (mogę sobie pozwolić na taką familiarność)! Znajomość języka w piśmie jest potrzebna do tego, aby móc swobodnie uczestniczyć w szeroko pojętym życiu kulturalnym, społecznym i intelektualnym. Żeby obejrzeć CNN, zrozumieć menu we włoskiej restauracji, albo przeczytać książkę. Bez znajomości języka jesteś wykluczony z obiegu. Zostajesz w tyle. Tak to widzę.

Co do doświadczeń rożnorakich - byłem w wielu krajach. Głównie wakacyjnie. Nic specjalnego, Europa jakieś Egipty etc. I właściwie w każdym z nich szło się bez problemu dogadać po angielsku 9no dobra, we Włoszech preferowali niemiecki, ale dałem radę). Nie sądze, żeby to o czymkolwiek mialo świadczyć.

Kuba Oleksak pisze...

Jarku, Zamorano

Proszę, zwróćcie uwagę, że wcale nie przesądzam o ew. sukcesie kolekcji Maczette, a wręcz przeciwnie - jestem pełen wątpliwości. Ale nie mam złudzeń, że coś się ruszyło. tak, na fejsie, na kwejku, na gildii, na allegro, generalnie w sieci - pojawił się głód komiksu, jakiego dawno nie było. Coś, czego wcześniej nie było. Oczywista, że to tylko spekulacje i bez twardych liczba (wyników sprzedaży) możemy sobie dywagować, ale przecież wyraźnie widać, że coś wreszcie się dzieje. Na co ten sieciowy entuzjazma się przełoży - chętnie się przekonam, ale faktem jest, że jest to fakt.

Anonimowy pisze...

Skoro sam to przyznajesz to w takim razie skąd marudzenie w Twoim tekście? Czy kontrolujesz to co piszesz?

Paweł Sempoch

Kuba Oleksak pisze...

A czy ja marudzę???

noida pisze...

Nie zgadzam się, że w dzisiejszych czasach nieznajomość angielskiego to jak analfabetyzm. Wręcz przeciwnie - jestem zdania, że to skandal, że pewnych rzeczy się w Polsce nie wydaje, bo przecież "ludzie i tak sobie ściągną z sieci". Wyznaję zasadę, że społeczeństwo trzeba edukować, a nie każdy jest tak lotny i sprytny, żeby dowiedzieć się o istnieniu pewnych zjawisk z forów czy blogów. Nie każdy też ma na to czas. Trzeba do tego siedzieć w kulturze, a nie każdy siedzi. Jednym słowem - to wszystko nie takie proste, jakby się mogło wydawać ;)