niedziela, 29 lipca 2012

#1092 - Trans-Atlantyk 198

Nowe projekty Alana Moore`a, Neila Gaimana i Granta Morrisona to chyba najdorodniejsze owoce tegorocznego Comic-Conu. Trudno się dziwić – to wszak najwybitniejsi amerykańscy (choć żaden z nich Amerykaninem nie jest) twórcy komiksowi dwóch ostatnich dziesięcioleci (w kategorii szeroko pojętego mainstreamu i jego najbliższych obrzeży). O prequelu „Sandmana” z rysunkami J.H. Willimasa, komiksowej wersji „Fashion Beast” i „Happy”, będącym powrotem Morriego do „creator owned” piszemy szerzej w tym wydaniu TA. Ale zanim o nich, najpierw o Marvelu, bo wreszcie w Domu Pomysłów popuścili języka w sprawie inicjatywy NOW! Zbyt wielu konkretów w wypowiedziach Axela Alonso, Briana M. Bendisa, Ricka Remandera i Jonathana Hickmana co prawda nie ma, ale powoli zaczyna się robić hype wokół kolejnego, dużego restartu.

Zaczynamy od samej wierchuszki. Axel Alonso opowiadając o Marvel NOW! w swojej cotygodniowej kolumnie Axel-in-Charge bardzo ostrożnie dobierał słowa, ograniczając się w swoich wypowiedziach do ogólników. To, co już wkrótce spotka Dom Pomysłów porównał do czasów, kiedy rządy w wydawnictwie obejmował Joe Quesada, a więc okresu wielkiego prosperity największego komiksowego edytora w Ameryce. Recepta na sukces Marvel NOW! ma być podobna – najlepsi w branży mają uczynić z flagowych serii rynkowe przeboje. Alonso zapomina jednak o jednej, kluczowej według mnie, sprawie – Quesada, jako E-i-C zapewniał stosunkowo dużą swobodę i dlatego mógł przyciągać najlepszych. Teraz, u majorsów tej wolności zwyczajnie nie ma, bo ważniejsze jest coraz sztywniejsze trzymanie się continuity i redaktorskich wytycznych. Poza tym Alonso zapewniał fanów, że grzebanie w linii czasowej klasycznych X-Men nie zmieni przyszłości, a wszystkie nieścisłości zostaną wyjaśnione. W „All New X-Men” oprócz nastolatków z przyszłości i obecnej reprezentacji mutantów pojawi się ktoś jeszcze. Trzecia frakcja, o której nie może na razie mówić.

Temat mutantów kontynuował Brian M. Bendis. Scenarzysta po ośmiu latach pisania Avengers zdecydował się na przejście do „drugiego obozu”. To będzie jego debiut, ale pamiętajmy, że to właśnie on przywrócił wspomnienia Loganowi, niemal doszczętnie wybił mutancką populację w „Rodzie M” i był jednym ze sprawców wojny między X-Men, a Avengers. Punktem wyjściowym „The All-New X-Men” ma być zderzenie oryginalnych X-Menów, klasycznych bohaterów Srebrnego Wieku, z całą ich naiwnością, idealizmem z brutalną współczesnością Ziemi-616. W epicentrum ma znaleźć się Jean Grey. Pozbawiona jeszcze swoim telepatycznych mocy, zdziwiona, że szkoła w Westchester jest nazwana jej imieniem. Bendis chce zrealizować to, o czym mówi się w Domu Pomysłów od dawna – mutanci wrócą na świecznik, znajdą się w samym centrum wydarzeń. Nie będą zajmować się tylko swoimi problemami, ale będą integralną częścią tego, co najważniejsze w Marvelu.

Przejdźmy do sekcji Avengers. Jonathan Hickman opowiadając o swojej pracy przy „Avengers” i „New Avengers” usilnie próbuje pogodzić, na pierwszy rzut oka niedające się pogodzić, sprzeczności. Jak wiadomo, flagowy on-going odświeżonej linii Marvela ma mieć obsadę sięgającą nawet 18 postaci. Po przybyciu Phoenix na ziemie Mściciele zdecydowali, że skala ich działań musi być większa i taki też będzie nowy on-going – jeszcze bardziej epicki, jeszcze bardziej superbohaterski. Więcej miejsca mają dostać bohaterowie z drugiego planu, a to wszystko ma pomieścić się w historiach rozpisanych na zaledwie trzy zeszyty, po których mają ukazywać się trzy fabuły, pomieszczone w pojedynczych odcinkach. I dalej - z jednej strony komiks ma być przystępny dla nowych czytelników, a z drugiej silnie odczuwalne będą w nim skutki „Avengers vs. X-Men”. Jeszcze mniej Hickman miał do powiedzenia o „New Avengers”, którzy zostaną (znowu!) przedefiniowani na nowo i przestaną być niezależnym oddziałem. „Mściciele” i „Nowi Mściciele” mają zasadniczo opowiadać o tym samym, tylko z różnych perspektyw. Hickman, obok Ricka Remandera, to w tej chwili największa nadzieja Domu Pomysłów na „nowego Bendisa” – ciekaw jestem, jak poradzi sobie z największym wyzwaniem w jego dotychczasowej karierze.

Najbardziej wylewny był chyba wspomniany Remander, który zajmie się pierwszym i chyba flagowym tytułem NOW!, czyli „Uncanny Avengers”. Seria, mający być swego rodzaju mostem pomiędzy światem mutantów, a zespołem największych ziemskich bohaterów ma być podobna w swojej strukturze do dotychczasowego opus magnum Remandera, czyli „Uncanny X-Force”. Krótsze, może nawet pojedyncze fabuły złożą się w sumie na większą, epicką opowieść. Centralną postacią komiksu wcale nie będzie Kapitan Ameryka, ale Havok. Scenarzysta doszedł do wniosku, że Alex Summers ma potencjał stać się prawdziwym liderem i wzorem dla społeczeństwa mutantów. Ma doświadczenie, jako przywódca, był agentem rządowym za czasów X-Factor, jest jednym z niewielu uczniów Xaviera, który nie stracili wiary w jego marzenie. Havok, podobnie, jak Rogue i Scarlet Witch mają występować tylko na łamach „UA”, choć skład zespołu będzie się (co oczywiste) zmieniał na przestrzeni kilku pierwszych numerów. Każdy z głównym bohaterów dostanie swoje przysłowiowe pięć minut – powód Rogue, aby dołączyć do zespołu ma być związany z machinacjami Red Skulla. Thor, który nie rozumie konfliktu między homo sapiens, a homo sapiens superior stanie się mądrzejszy po kilku numerach. Scarlet Witch rozpocznie swoją drogą do odkupienia po tym, jak zdziesiątkowała populację mutantów. 

W obszernym wywiadzie udzielonym serwisowi CBR Grant Morrison zapowiada, że jego przygoda z ubranymi w kolorowe trykoty herosami dobiega końca. Niektórzy z fanów Mrocznego Rycerza głęboko odetchną, ale pewnie większości będzie brakować w mainstreamie dość oryginalnego i specyficznego stylu Morrisona. Jego run w „Action Comics” zakończy się wraz z 12 numerem serii, podobnie jak w „Batmana Incorporated”. W planach pozostaje jeszcze „Multiversity” i projekt z Wonder Woman w roli głównej. Twórcy „Invisibles” estetyka super-hero się nieco przejadła, a historie, które miał opowiedzieć – już opowiedział. Pewien etap w jego karierze się kończy, a zaczyna się inny. Teraz, Morrison, jak większość scenarzystów, chce skupić się na realizacji autorskich projektów. Pierwszym z nich będzie „Happy”, który przygotuje wraz z Darrickiem Robertson. Ta czteroczęściowa mini-seria była podobno za ostra dla Karen Berger z Vertigo z powodu roli, w jakiej odgrywają w niej dzieci – dlatego właśnie komiks ukaże się w Image. Co wcale nie oznacza, że w zasłużonym imprincie DC nie pojawi się jego kolejny projekt! „Happy” natomiast ma być kryminalną historią utrzymaną w noirowej estetyce wymieszaną z psychodelią lat sześćdziesiątych i opowieścią wigilijną. Zapowiada się bardzo morrisonowsko.

W 1996 roku, tuż po tym, jak skończył pracę nad „SandmanemNeil Gaimana w wywiadzie dla brytyjskiego „The Independent” pytany o to, czy napisałby jeszcze jeden (albo pięć) odcinków serii odpowiedział – jasne, że tak. „Ale czy potem mógłbym spojrzeć w lustro” – kontynuował – „Nie. Czas najwyższy, abym skończył, bo historia osiągnęła swój kres”. Tak było ponad dwadzieścia lat temu. Teraz, Gaiman wraca do komiksu, który sprzedał się w nakładzie siedmiu milionów egzemplarzy. Został przetłumaczony na dziewięć języków, zdobył 19 nagród Eisnera i 6 statutetek Harvey`a. Oprawą graficzną prequelu „Sandmana” zajmie się J.H. Williams III, który bez wątpienia jest najbardziej interesującym grafikiem pracującym w szeroko pojętym mainstreamie. Współpraca z Gaimanem odbije się na „Batwoman”, w której ktoś będzie musiał go zastąpić na stanowisku grafika. Opowiadając o nadchodzącym projekcie nie może zdradzić nic z jego fabuły. Williams, będąc wielkim fanem „Sandmana”, jeszcze nie miał okazji współpracować z Neilem, ale zawsze miał na to wielką ochotę. Żałował, że nie udało mu się załapać do ekipy twórców, rysujących album „Co się stało z Zamaskowanym Krzyżowcem?”. Tym większa jest teraz jego radość. Williams jeszcze nie wie, w jaki sposób przedstawi wczesną przygodę Morfeusza, ale pewne jest jedno – będzie to coś zupełnie nowatorskiego.

W 1985 roku Alan Moore, wraz z punk rockowym mecenasem, Malcolmem McLarenem stworzył „Fashion Beast”. Scenariusz miał stać się podstawą filmowego skryptu, ale do jego realizacji nigdy nie doszło. Teraz, po 27 latach dzieło Moore`a wreszcie ujrzy światło dzienne, dzięki wydawnictwu Avatar Press. Adaptacją rękopisu Moore`a zajmie się Antony Johnston, choć może adaptacja to złe słowo. Moore jest w pełni zaangażowany w ten projekt – on, i Johnston współpracują bardzo blisko. Oprawą graficzną ma zająć się Facundo Percio (który, co ciekawe, nie mówi po angielsku), a pierwszy zeszyt ukaże się już we wrześniu. Jak sam Moore pisze w posłowiu, pomysł na historię wziął się z pożenienia historii Christiana Diora z bajką o Pięknej i Bestii. Główną bohaterką komiksu jest Doll, aspirująca do wielkiej kariery modelka, która zostaje zauważona przez największego dyktatora mody na świecie – Celestine. Jego obżarstwo i brzydota są tak samo słynne, jak jego kapryśność. Wkrótce, zamiast marzeniem, życie Doll stanie się koszmarem, ukrytym za wielkimi billboardami i blichtrem wybiegów. Ten dość banalny opis oczywiście nie wyczerpuje bogactwa znaczeń „Fashion Beast”, ale daje jakiś obraz tego, czego można się spodziewać.

Brak komentarzy: