czwartek, 21 czerwca 2012

#1061 - Bat-Czwartki 03: Gang urwisów ("Powrót Batmana")

Sukces "Batmana" był bezsporny – miliony zarobione w kinach czyniły go jednym z największych kinowych hitów wszech czasów i najbardziej kasową adaptacją komiksu w historii. Na kontynuację nie trzeba było długo czekać - w 1992 premierę miał "Powrót Batmana". Być może to kwestia pory roku – akcja filmu rozgrywa się zimą – ale reakcja publiczności była chłodna, żeby nie powiedzieć lodowata. Film się podobał, owszem. Odniósł sukces, ale należy nadmienić, sukces umiarkowany w porównaniu do poprzednika. Było w nim jednak coś – owo coś zaś trudno wytłumaczyć – co budziło wśród widzów konsternację. Oczekiwano kontynuacji utrzymanej w podobnej konwencji. Tymczasem Burton nakręcił... no właśnie co?

Dziwna sprawa z tym "Powrotem Batmana". Dziwna i tajemnicza. Pamiętam ten film jak przez mgłę. Wiem, że obejrzałem go w dzieciństwie, ale kiedy to było i co ważniejsze jaka była moja reakcja... tego nie potrafię sobie przypomnieć. Tak jakby nie było to nic ważnego. Czy to nie dziwne, biorąc pod uwagę fakt, że darzyłem Batmana szczególnym uczuciem i z obsesyjną skrupulatnością zbierałem wszelkie informacje na jego temat, "Batmana" zaś otaczałem kultem? Tymczasem jego kontynuacja nie budziła we mnie większych emocji. Gdy dziś oglądam film Burtona dochodzę do wniosku, że musiałem podświadomie wyczuwać, to co wszyscy wiedzieli przede mną – że "Powrót Batmana" jest inny.

Na pierwszy rzut oka film nie różni się diametralnie od poprzednika – Bruce Wayne ma znów twarz Michaela Keatona, kostium Batmana nie zmienił się na jotę, w rolę Alfreda ponownie wciela się Michael Gough, nawet Batmobil wygląda tak samo. Batmanowi przybyło co prawda kilka nowych gadżetów, ale to wciąż ten sam heros, którego znamy z poprzedniej części. Czy aby na pewno?

Gdy Batman zdziera z twarzy maskę i tłumaczy Catwoman, że są sobie pisani (oboje cierpią bowiem na rozszczepienie osobowości) wiemy, że przemawia przez niego duch Burtona. Wayne jest typowym burtonowskim freakiem, odmieńcem, szukającym akceptacji wśród sobie podobnych. W "Batmanie" wzdychał do reporterki Vicky Vale. W "Powrocie..." o tym związku mówi przelotnie – "nie udał się" – i nie tłumaczy dlaczego. Łatwo jednak domyślić się, że powodem była jego postępująca neuroza. Wayne spróbował "normalności", ale okazała się dla niego nie do przełknięcia. Odmienność i aberracja są mu znacznie bliższe. Dlatego Vicky Vale – długonoga blond piękność, ideał kobiecości – została zastąpiona przez psychopatyczną femme fatale Selinę Kyle.

Zmienił się nie tylko Batman, zmieniło się również Gotham City. W "Batmanie" miasto jawi się jako typowa dama w opałach, która oczekuje na ratunek z rąk rycerza. Batman zostaje jego obrońcą i wyzwala je spod wpływu Jokera. W "Powrocie Batmana" Gotham City obnaża swoje prawdziwe oblicze. To miasto do cna zepsute i chore. Od kanałów – opanowanych przez wynaturzoną "armię" Pingwina – po wysokie wieżowce,  które zamieszkuje "wzorowy obywatel" Max Shreck, w istocie psychopata. Joker był swego rodzaju najeźdźcą, pragnącym podporządkować sobie miasto. Shreck jest z kolei dzieckiem Gotham w takiej samej mierze, co Pingwin. Batman myli się, widząc w nim przeciwnika. Shreck to Gotham, a Gotham nie potrzebuje ratunku.

Jeśli przyjrzeć się bliżej "Powrotowi Batmana" to okaże się, że akcja toczy się wokół problemów odmienności i alienacji – lejtmotywów twórczości Burton. U podstaw całej fabuły leży przecież gest rodziców, którzy wypierają się swojego dziecka z powodu jego odmienności. Pingwin rozpoczyna swoją vendettę, chcąc zemścić się na ludziach, którzy pozbawili go rodziny; o ironio byli to właśnie jego rodzice. Wayne w kostiumie Batmana chce przewalczyć traumę, po morderstwie matki i ojca. Obaj są sierotami, obaj starają się zrekompensować sobie swoją stratę. Każdy z nich wewnątrz jest wciąż małym dzieckiem i być może to czyni ich tak upiornymi. Podobnie jak Humbert Humbert z powieści Nabokova są zakładnikami śmierci. Zboczenie bohatera "Lolity" wynikało z nigdy nierealizowanego uczucia z dzieciństwa. Gdy jego ukochana zmarła, w Humbercie coś się zatrzymało. Obsesyjne pragnienie zemsty Wayne'a i Pingwina zdaje się przyjmować podobny kształt co skłonność do młodych dziewcząt u Humberta – jest równie perwersyjne i na swój sposób dziecinne.

Zamysł Burtona był ambitny, zbyt ambitny dla publiczności, która nie zdążyła się jeszcze oswoić z bohaterem i co ważniejsze, znudzić się na tyle dotychczasową formułą, aby zapragnąć odmiany. Tymczasem reżyser rzucił widzów na głęboką wodę, odszedł od kina mainstreamowego w stronę filmu autorskiego. "Powrót Batman" to film nakręcony przez erudytę. Roi się w nim od nawiązań do historii kina, szczególnie ekspresjonizmu niemieckiego, oraz tradycji romantycznej - gotyckiej powieści grozy, opowiadań E.A Poe. Stąd tyle w nim erotyzmu. "Powrót Batmana" wibruje od tłumionego napięcia seksualnego. Weźmy scenę przy kominku z Seliną i Wayne'em – wyraźnie chcą się do siebie zbliżyć, ale coś im to uniemożliwia – tym czymś jest skrywana neuroza. Oboje nie potrafią lub nie chcą, porzucić swoich "zwierzęcych" wcieleń. Jednym sposobem, aby dać upust tłumionym emocjom jest, jak w przypadku Wayne'a, przebrać się w kostium Batmana i gromić przestępców, bądź jak dzieje się to z Pingwinem i Kobietą-Kot, zabijać.

Z filmu w pamięci pozostają sceny pełne okrucieństwa, odrażające, a jednak na swój sposób piękne - porzucenie małego Oswalda w wodach ściekowych, "pogrzeb" Pingwina, zwierzęca armia szturmująca Gotham City. "Powrót Batmana" jest jak baśń zasłyszana w dzieciństwie, która zagnieżdża się gdzieś w podświadomości i nie sposób jej stamtąd wyplenić. Z pozoru zdaje się być nieszkodliwa - toż to wszystko bajka – ale wystarczy raz jej wysłuchać, aby już nigdy nie móc zasnąć spokojnie.

"Powrót Batmana" można porównać do komiksów, których akcja rozgrywa się w alternatywnej rzeczywistości jak "Batman of Arkham" czy "Batman: W świetle lamp gazowych". Jego "inność" wynika z tego, że Burton nie nakręcił kontynuacji sensu stricte, ale własną wariację na temat Batmana. Film sytuuje się gdzieś na rubieżach filmowego uniwersum Batmana, poza oficjalnym continuum. Burton wyprzedził swój czas – nakręcił film, który swobodnie reinterpretował legendę Mrocznego Rycerza, zanim ona na dobre wybrzmiała.

1 komentarz:

xulm pisze...

bardzo fajny tekst!