niedziela, 18 marca 2012

#0991 - Trans-Atlantyk 180

W rynkowym podsumowaniu za luty DC Comics znowu zmiażdżyło Marvela, mieszcząc w pierwszej dziesiątce najlepiej sprzedających się zeszytów dziesięć swoich najpopularniejszych serii, ale w Top 25 - już tylko 12. Dynamika sprzedaży Nowej 52 (zgodnie z przewidywaniami) zmniejsza się. Już tylko dwa tytuły ("Justice League" i "Batman") przekraczają nakład 100 tysięcy, choć trzem kolejnym niewiele do tej liczby brakuje ("Action Comics", "Detective Comics", "Green Lantern"). Zresztą, nowa "JL" jest już szósty miesiąc z rzędu najlepiej sprzedającą się zeszytówką w sieci Diamonda. Najlepiej sprzedającym komiksem Marvel był "Uncanny X-Men" #6, ale analizując listę bestsellerów warto pamiętać o tym, że w większości komiksy Domu Pomysłów są aż o 33% droższe, więc nawet jeśli ich sprzedaż jest niższa, to wydawnictwo i tak wychodzi na swoje. To widać wyraźnie jeśli porówna się finansowy udział w rynku - DC ma 29.47%, a Marvel - 35.92%. Luty to kolejny miesiąc rosnącej sprzedaży, zarówno w segmencie powieści graficznych, jak i serii zeszytowych. W porównaniu do analogicznego okresu roku poprzedniego wyniku poprawiły się o odpowiednio 15.6% i 22.26%. Wszystko wskazuje na to, że po pierwszym kwartale nastroje na rynku będą bardzo optymistyczne, a jak tylko w okresie wiosennym wydawcom uda się odpowiednio wypromować swoje największe eventy - może okazać się, że rok 2012 będzie jeszcze lepszy. Czy przełomowy - trudno przewidzieć. Jeszcze.

Nie tylko Marvel i DC mają swoje eventy - za ich plecami Dynamite Entertainment mocno walczy z Dark Horse i Image o miejsce na podium. Już w czerwcu swoją premierę będzie miał pierwszy zeszyt mini-serii "Prophecy". W tej siedmioczęściowej historii, będącej największym crossoverem w historii wydawnictwa, bohaterowie (i bohaterki) tacy, jak Vampirella, Red Sonja, Kulan Gath, Dracula, Eva, Herbert West The Reanimator, Alan Quatermain, Athena, Dorian Gray, Purgatory czy Pantha będą musieli powstrzymać zbliżającą się apokalipsę. Jak zapewnia Ron Marz siłą "Prophecy" ma być jest komiksowy charakter - opowieść nie będzie siliła się na nic więcej, niż tylko solidną dawkę nerdgazmu, spowodowanego zobaczeniem w jednej historii Doriana Gray`a i Alan Quatermaina (skąd my to znamy?). Rysunkami zajmie się Walter Geovani, a okładki przygotuje Paul Renaud.

Na wspominkowym spotkaniu ojców Image Comics Todd McFarlane, Rob Liefeld, Whilce Portacio, Erik Larsen, Marc Silvestri i Jim Valentino wspominali jak to niemal dokładnie dwadzieścia lat temu robili prawdziwą komiksową rewolucję. Bez żadnego zaplecza, bez odpowiedniej infrastruktury, trochę na wariackich papierach, ale z wielkim zapałem i talentem. Wraz z nieobecnym w Oakland Jimem Lee, u szczytu swoich komiksowych karier założyli autorskie studio, aby móc realizować pomysły, których żadne inne wydawnictwo nie odważyłoby się wydać pod swoim szyldem. Larsen o Dragonie myślał od samego początku, pomysł na przygody zielonego smoka opętał go jak miał lat siedem. Niestety, ile by nie sprzedał "Amazing Spider-Manów", to wiedział, że Marvel nigdy tego nie puści. Podobnie było z McFarlanem - w ciąży ze Spawnem był od czasów szkolnych, ale dopiero w Image mógł zrealizować swój pomysł tak, jak chciał. Działalność tego wydawnictwa z pewnością dodała nowej dynamiki rozwojowi amerykańskiej branży komiksowej - Image udowodniło (na skalę masową i do tej pory niespotykaną), że czytelnicy zamiast kolejnego zeszytu Batmana, wolą zapoznać się z nowym projektem Silvestriego lub Larsena. I na tej zasadzie do ekipy dołączył Robert Kirkman, który musiał odpowiadać na pytania fanów odnośnie wciąż zawieszonego "Image United". Podobno rzecz wciąż powstaje, ale pomysłodawca projektu, Eric Larsen, nie miał najszczęśliwszej miny, kiedy o "IU" wspomniano.

Jedną z najważniejszych wieści, jakie pojawiły się na Image Expo była zapowiedz kontynuacji "Phonogram". Stworzona przez scenarzystę Kierona Gillena i rysownika Jamiego McKelviego seria modern fantasy w ekspresowym tempie dorobiła się statusu kultowej. Do tej pory ukazały się dwie historie rozgrywające się w świecie, w którym magią jest muzyka. W 2007 roku była to "Rue Britannia" będąca swoistym hołdem dla britpopu, a trzy lata później - "The Singles Club". W trzeciej serii pierwsze skrzypce grać będzie Emily Aster, która do tej pory pojawiała się na drugim planie i oprócz tego, że "Phongram" reklamowany jest teaserem ze słowami "One More Time" (przywodzącym na myśl jeden z utworów Daft Punk) nie wiadomo nic więcej. Zapowiedz cieszy tym bardziej, że poprzednie inkarnacje tytułu nie sprzedawały się tak dobrze, jak na to zasługiwały i pojawiło się ryzyko, że nowe "Phonogramy" nie powstaną.

Przeglądając przewijające się na konwencie Image Expo zapowiedzi można dostać zawrotu głowy - o "Jupiter's Children" Marka Millara i Franka Quitely'ego pisałem już wcześniej, podobnie, jak o nowych tytułach Jonathan Hickmana, "Sadze" Briana K. Vaughana i Fiony Staples, nieco zapomnianym "Crime and Terror" Steve`a Nilesa i Scotta Morse`a, a o drugim "Phonogramie" wspominam powyżej. A to jedynie przysłowiowy czubek góry lodowej - Niles będzie realizował kolejny projekt z Tony`m Harrisem zatytułowanym "Chin Music". W wakacje zadebiutuje "Planetoid" Kena Garinga, pięcioczęściowa mini-seria, wcześniej publikowana na Graphicly. Swoje talenty w "Marze" zaprezentują Brian Wood, Ming Doyle i Jordie Bellaire opowiadając historię znanej sportsmenki, u której podczas zawodów odkryto supermoce. Nie można również zapomnieć o "Happy!" nowym projekcie Granta Morrisona i Daricka Robertsona, o którym scenarzysta mówi, że będzie komiksem utrzymanym w konwencji, której jeszcze nie próbował. Niewykluczone, że będzie to pierwszy komiks Morrisona dla Image. Przyznam, że dużo tego i większość brzmi smakowicie...

Nie ubliżając w niczym Nickowi Spencerowi, autorowi bestsellerowego "Morning Glories", młodemu Brandonowi Seifertowi czy artyście Jasonowi Howardowi, prawdziwą gwiazdą panelu poświęconego imprintowi Skybound był oczywiście Robert Kirkman. Na spotkaniu nie podane zostały jakieś specjalnie interesujące informacje. Scenarzysta opowiadał czego zgromadzeni na Image Expo fani mogą spodziewać się po pisanych przez niego seriach. W "Żywych trupach" grupa Ricka będzie próbowała skontaktować się z innymi ludźmi, którym udało się przetrwać. Wkrótce bohaterowie odkryją, że czeka na nich jeszcze wiele niebezpieczeństw w świecie opanowanym przez zombiaki. Na łamach "Playboya" (tak, tego magazynu dla mężczyzn) zostanie opublikowany krótki, sześciostronnicowy origin Michonne. W "Invincible" Mark Grayson zostanie zastąpiony przez kogoś innego w roli tytułowego herosa, co zostało już zdradzone w oficjalnych zapowiedziach. A w "Super Dinosaur" bez mian - wielkie spluwy, dinozaury, jetpacki i ogólna rozwałka.

W 2008 roku Danny Granger - skrzydłowy Indiana Pacers, zespołu grającego w koszykarskiej lidze NBA - poinformował, że chce wybudować kopię bat-jaskini. Naprawdę. Bez żartów. Będący wielkim fanem komiksów i gier komputerowych Granger rozpoczynając budowę swojego domu w Albuquerque, w stanie Nowy Meksyk zażyczył sobie kilku specjalnych elementów - między innymi tajemnego, podziemnego wyjścia, którym będzie mógł wyjechać niepostrzeżenie swoim granger-mobilem i specjalnej obrotowej platformy. Granger-cave ma być wzorowana na pierwszej jaskini, która pojawiała się w klasycznym "Batmanie" Tima Burtona, ale pojawi się w niej kilka rozwiązań z filmów z Christianem Bale'm. Pod koniec 2011 roku Granger zapewniał, że nawet lockout nie przeszkodził mu w ostatnich pracach nad swoją tajną kryjówką i już wkrótce będzie ona gotowa.

Nowe projekty Marka Millara (5): na pierwszym „Nemesis” Mark Millar zarobił więcej, niż podczas pracy nad „Civil War”, nic dziwnego więc, że pracuje nad jego kontynuacją. Komiks, który ukaże się w sierpniu, będzie czymś zupełnie innym, niż jego poprzednik. Od samego początku całość „Nemesis” była planowana, jako trylogia zamknięta w 12 zeszytach. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby czytać je osobno, bo choć są całością, równie dobrze funkcjonują jako odrębne i samodzielne opowieści. Millar w środkowym epizodzie chce pokazać, jak wielką naiwnością jest wiara w to, że bajecznie bogaci herosi, tacy jak Bruce Wayne czy Tony Stark mając właściwie nieograniczone możliwości finansowe trudzili by się ratowaniem świata i pomaganiem ludziom. Hej, bycie villainem jest znacznie bardziej zabawne, a możliwość stania poza prawem to często jedyna rzecz, której nie można kupić (a przynajmniej nie zawsze). "Nemesis 2" rozpocznie się od sceny pogrzebu bohatera poprzedniej serii. Rysunkami drugiej, podobnie jak i trzeciej części, która ukaże się w 2013 roku, zajmie się Steve McNiven.

Wojna o "Strażników" (4): do tej pory Alan Moore w dość spokojnym tonie wypowiadał się na temat "Before Watchmen", pozwalając sobie jedynie na nazwanie działań DC Comics "kompletnie bezwstydnymi", wstrzymując się od mocniejszych epitetów. Przynajmniej do teraz. Moore nie ma pretensji do twórców, którzy podjęli się pracy nad prequelami jego komiksu - kto by oparł się możliwości pracowania przy komiksie tej miary? Po swoich przykrych doświadczeniach z DC Comics nie miał wątpliwości, że pazerne na pieniądz korporacje w końcu wyciągną rękę po jego dziedzictwo. Cóż, taka ich natura. Nutka żalu pobrzmiewa jednak w tym, co mówi o swoich czytelnikach. Ci, którzy sięgną po "Before Watchmen", aby dowiedzieć się, jakie były wcześniejsze losy głównych bohaterów komiksu Alana Moore`a i Dave`a Gibbonsa, nie są odbiorcami, do których chce dotrzeć ze swoją pracą ojciec "V jak Vendetta" i "From Hell". Moore lubi myśleć, że jego czytelnicy to myślący i inteligentni ludzie, ale jeśli chcą kupić to, co DC chce im sprzedać - okazuje się, że jednak wcale tacy nie są. Moore nie boi się wezwać takich odbiorców do tego, żeby w ogóle przestali kupować komiksy jego autorstwa i zupełnie nie przeszkadza mu to, że przez to nakłady jego dzieł mogą spaść.

27 komentarzy:

Tomasz Bednarz pisze...

Ja się bardzo cieszę z "Phonogram, v.3". Gillen dawno temu ogłaszał, że nigdy już nie napisze nowego zeszytu tej serii, bo jest to zupełnie nieopłacalne. Jednak tak jak w wypadku "Casanovy", twórcy popracowali trochę dla Marvela - zarobili trochę pieniędzy, stali się bardziej znani dla mainstreamowych czytelników. I powracają jak feniks z popiołów, żeby zagrać one more time.

Anonimowy pisze...

A mnie już powoli zaczyna wpieniać obrażony książę Moore pozujący na męczennika w walce z korporacyjnym systemem. Chwilami mam wrażenie, że DC mu za to płaci, aby tylko wzmóc medialny szum. Nie był dzieckiem gdy pakował się w ten interes i wiedział czym to pachnie.

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

Faktycznie cała sprawa jest już niesmaczna i nudna. Za dużo już zostało powiedziane i w niektórych momentach obraca się przeciwko Moorowi. Na przykład wypowiedzi Aarona, który jako autor czuje się trafiony rykoszetem* też są przecież nie pozbawione racji. Zgadzam się.

Ale nikt tu Ameryki nie odkrywa. Korporacje to chuje. Nie ważne czy produkują części do czołgów czy wydają komiksy. Nie ma co wymagać od "Księcia Moore" żeby robił dobrą minę do złej gry. To dobrze, że ma odwagę o tym mówić i dobrze, że nawija o tym w kółko jak katarynka bo może cześć młodych twórców dzięki temu wynegocjuje dla siebie lepsze kontrakty. "Książę Kirby" też był rozgoryczony aż do śmierci. Też cię to wpienia?


Popatrzmy na to z drugiej strony : minęło już trochę czasu od ekranizacji Watchmen, więc to wygląda jak kolejną bezczelną próbę zaognienia sytuacji między DC a Moorem. Może DC faktycznie liczy na to, że to przyniesie im to rozgłosu...

Prawda jest taka, że obie strony powinny jak najszybciej coś z tym zrobić. Jodorowsky z Apple się w końcu dogadał i wszyscy (łącznie z widzami) wyszli na tym bardzo dobrze.

Co do "Before Watchmen": ja na pewno będę z ciekawości czytał, ale nie będę kupował. Nie podoba mi się to jak DC potraktowało Moora.

*Moore powiedział bodaj, że nie ma w dzisiejszym mainstreamie wystarczająco utalentowanych scenarzystów by pociągnąć Watchmen.

Anonimowy pisze...

Jasne... Breyfogle również żalił się na spisek obrzydliwej korporacji, a gdy tylko pojawiała się szansa podpisania nowego kontraktu z DC zrobił to z pocałowaniem w ręke. Jesli komuś nie odpowiada korporacyjny klimat zawsze może spróbować swych sił w z pozoru niezależnych wydawnictwach spośród których przynajmniej cztery radzą sobie bardzo dobrze. Nic nie stoi na przeszkodzie by Moore zaprezentował np. pod szyldem Dynamite projekt którym zdeklasuje swoje wcześniejsze dokonania.

"Co do "Before Watchmen": ja na pewno będę z ciekawości czytał, ale nie będę kupował."

Rozumiem, że nie masz na myśli pirackich skanów tylko nieco bardziej legalną formę darmowego zapoznania się z tym produktem?

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

"Rozumiem, że nie masz na myśli pirackich skanów tylko nieco bardziej legalną formę darmowego zapoznania się z tym produktem?"

Mam na myśli wyjazd do stanów i zapoznawanie się z nimi na jakimś stoisku z prasą, jak ten mały mudżyn z Watchmen czytający "Czarną Fregate". To chyba oczywiste.

Kuba Oleksak pisze...

@Anonim i @Moore

Dopowiem tylko, że Moore ma świadomość, że z takim, a nie innym kontraktem dał dupy po prostu, ale kurde - w 80-tych były nieco inne warunki na rynku i nikt się nie spodziewał, że trejdy tak ładnie się zadomowią.

A że mówi? Robią z nim wywiady, to mówi.

Prawda jest taka - (i smutna) - DC i Marvel ruchają twórców, aż piszczy. Byli ruchani od zawsze - Siegel, Shuster, Kirby, Gaiman, żeby wymienić kilku największych. Ostatnie afera z filmowymi "Avengers", z których wyruchano Kirby`ego. Inna afera z Gary`m Friderichem - to nie jest tak, że Moore jest sam w tym co mówi. O nim się pisze, bo jest znany.

Ci, jeśli tylko wyrobią sobie jakieś nazwisko i coś uciułają to zdecydowanie wolą robić coś dla mniejszych wydawnictw. Przykład - niech będzie ten Gillen z tego TA.

A tak po prawdzie, Krzycu, Ci "młodzi gniewni" mainstreamu, których komiksu czytam i naprawdę mi się podobają, czyli m.in. Hickman, Gillen, Aaron, Spencer to jednak nie ta sama półka, co Moore. I w sumie byłbym w stanie przyznać rację murowi, że obecnie w mainstreamie nie ma nazwiska takiego formatu, jak Moore`a... ale tu możemy dyskutować.

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

Nic dziwnego, że nie ma. Ale nie wypadało mu tego mówić. Też uważam, że dziś mainstream stoi w miejscu, ale nie uważam żeby nie było utalentowanych twórców. Mniej się eksperymentuje, forma skostniała. Po prostu. Poza tym, nie okłamujmy się, wygląda na to, że medium najlepsze lata ma już za sobą.

Maciej Pałka pisze...

@"Nic nie stoi na przeszkodzie by Moore zaprezentował np. pod szyldem Dynamite projekt którym zdeklasuje swoje wcześniejsze dokonania".

Zrobił to już nie raz.

@"Breyfogle również żalił się na spisek obrzydliwej korporacji, a gdy tylko pojawiała się szansa podpisania nowego kontraktu z DC zrobił to z pocałowaniem w rękę".

Porównanie do Norma chybione. To DC miało go przez lata na czarnej liście i wycofywało się z jego kolejnych propozycji (czasami po wstępnym akcepcie).
Moore wręcz "ucieka" przed DC. Ponoć nauczony doświadczeniem z ABC ma w swoich kontraktach zapis, że w momencie gdy DC wykupuje jakieś wydawnictwo dla którego on robi komiks, to z automatu wszystkie prawa do tego komiksu przechodzą na niego.

Tomasz Bednarz pisze...

Zgadzam się z Kubą. Moore'a ciągle w wywiadach o to pytają, to co ma nie mówić? Nie pracuje dla żadnej korporacji, więc chętnie po nich jeździ. Należy im się. Potem taki wywiad trafia do internetu i tysiące kliknięć na minutę gwarantowane. Wszyscy zadowoleni :D Fanboje na amerykańskich stronach mają na co popsioczyć, jak akurat Miller nie publikuje swoich prawicowych wynaturzeń.

Poza tym Moore w medium komiksu powiedział już to co chciał i więcej nie ma ochoty. Wydaje mi się, że wspomina też o tym w wywiadzie.

Natomiast wasze czarnowidztwo odnośnie komiksu jest przytłaczające. Współcześni twórcy nie mogą się równać z "Watchmen" ponieważ Moore za dużo tam zrobił i nakombinował. Techniki filmowe, gęste kadrowanie, proza... Wziął wszystko co się dało i poupychał w te 12 zeszytów. Gibbons natomiast miał na tyle talentu, żeby to ogarnąć. Dzisiejszy mainstream tego nie powtórzy, bo operuje na innych zasadach. Literacki komiks to nuda i przeszłość. Stagnacja jest zbyt ważna. Pokazuj, a nie opowiadaj. Komiksy są krótsze, produkowane taśmowo. Edytorzy natomiast powtarzają, żeby działo się jak najmniej. Mainstream nienawidzi zmiany.

Ale ale! Ciekawe rzeczy i kombinacje nadal wszędzie odchodzą. Tyle że komiks odciął się od literackości bo książką nie jest i stał się w pełni medium wizualnym. Eksperymentów szukamy poza mainstreamem - jak choćby "Asterios Polyp" Mazzucchelliego.

Żeby zakończyć flejmem jakimś porządniejszym:
* Medium jeszcze ma wiele przed sobą. Nigdy nie mieliśmy tylu tej klasy rysowników co dziś: Grampa, Quitely, Pope, Stokoe, JH Williams III, itd.
* Mainstream nadal ma Morrisona, a on zjada Moore'a na śniadanie (Bite me :P)
* Te Bifor łoczmeny mają powtarzać niektóre triki Moore'a z oryginału. Czyli będziemy mieli 9 kadrów na każdej stronie. Straczynski na pewno pobawi się z nielinearnością w swoim "Dr Manhattan". Także osiągniemy nowe poziomy stagnacji i powrotu do przeszłości. Ale może rzeczywiście, to jest mainstreamowi potrzebne? Może tym razem wyciągną od Moore'a te bardziej interesujące elementy jego twórczości niż sex and violence.

Bartek "godai" Biedrzycki pisze...

Morrison, pffffft.

Tomasz Bednarz pisze...

Czuję, że masz nietoperzy radar, do wykrywania kiedy użyję słowa "Morrison" i natychmiast przybywasz, żeby ukrócić te moje bezeceństwa. Dobrze, czuwaj! Poza tym kontruję Twoje pffft za pomocą mojego meh.

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

"Współcześni twórcy nie mogą się równać z "Watchmen" ponieważ Moore za dużo tam zrobił i nakombinował."

Jeśli myśleć w ten sposób to zaraz po "Little Nemo" wszyscy powinni dać sobie spokój z tą zabawą. Najciekawsze rozwiązania formalne Moore czerpał właśnie stamtąd.

"Literacki komiks to nuda i przeszłość. Stagnacja jest zbyt ważna. Pokazuj, a nie opowiadaj.(...). Tyle że komiks odciął się od literackości bo książką nie jest i stał się w pełni medium wizualnym."

Komiks to opowiadanie pokazywaniem. Mam jednak wrażenie, że we współczesnym mainstreamie jest właśnie na odwrót, że kładzie się nacisk na literackość. Ale zapewne czytam znacznie mniej współczesnych importów niż ty więc się nie będę kłócił.

@Watchmen i techniki filmowe

Nie bardzo rozumiem skąd pomysł że Watchmen jest filmowe. Wręcz przeciwnie, to jest bardzo niefilmowy twór - ciągłe łamanie osi akcji, brak filmowego kadru itd. Watchmen to właśnie jest (dla mnie ) synonim tego czym jest komiks.

To rzecz nie do zekranizowania ( właśnie wspomniane przez ciebie sceny z dr.Manhatanem). Taki "Przybysz" to jest filmowy komiks, korzystający nawet z montażu filmowego. Albo komiksy Otta...

"Mainstream nadal ma Morrisona, a on zjada Moore'a na śniadanie"

Pewnie zaraz ktoś przyjdzie i urwie ci jaja. Ale nie ja. Ja idę spać, nie mam ochoty na flejmłory.

(O, już widzę, że jak to pisałem to już Godai się pojawił.)

Tomasz Bednarz pisze...

Problem widzę w tym, że nikt nie poświęci na napisanie jednego komiksu superbohaterskiego, tyle czasu ile poświęcił Moore. Jeść trzeba, a poza Marvelem i DC pieniądze są marne. Millar się tylko ciągle chwali, że zarabia więcej, ale jego nie interesuje głębia tylko badadabum!, Millera z resztą też.

Cały czas się mówi, że scenarzyści przejęli komiksowy mainstream, bo rysownicy naturalnie tworzą wolniej. Scenarzyści jednak od natłoku pracy i licznych ograniczeń się szybciej wypalają. Subiektywnie przynajmniej tak twierdzę. Nie kupuję komiksów ze słabymi rysunkami, chyba, że wcześniej wspomniany M. je napisał.

Z filmowością Strażników mogłem się trochę zagalopować. Jeśli mielibyśmy o tym dyskutować trzeba by było wejść na temat ekranizacji Snydera, a nie chcę :) Plus spać trzeba :D

Dla mnie "Watchmen" to perfekcyjnie zbudowana klatka. Ten układ kadrów na stronę to kraty za którymi uwięziony jest ten komiks. Wolę kiedy Williams III je przekształca w nietoperze, a M. łamie na kawałki.

(Także synonim komiksu? Never! :)

Anonimowy pisze...

Ja tylko dodam, że bohaterowie Strażników powstali w ścisłym oparciu o postacie z Charltona do których pełnię praw dzierżyło DC Comics, a nie Moore czy Gibbons...

Kuba Oleksak pisze...

Argument is valid.

Używał go też Straczynski, nota bene.

Tak, Moore pracował na postaciach z Charltonu nad innym projektem, ale jak DC dowiedziało się co zamierza ni mi zrobić (tj. nie budować uniwersum komiksowego) kazano mu z nich zrezygnować i użyć odpowiedników.

A nawet jeśli by użył - to stworzył jakąś ich interpretację. Praca nad tą intepretację nie równa się tworzeniu własnej, ale żerowaniu na czyjejś. To sporo roznica, której stojąc za "FW" fani zdają się nie dostrzegać.

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

"Dla mnie "Watchmen" to perfekcyjnie zbudowana klatka. Ten układ kadrów na stronę to kraty za którymi uwięziony jest ten komiks. Wolę kiedy Williams III je przekształca w nietoperze, a M. łamie na kawałki. "

OK. I to i to jest bardzo komiksowe. Odnosiłem się do stwierdzenia że W. to filmowy komiks. Nie deprecjonowałem Williamsa III. Czytam właśnie "Promethe" z jego rysunkami i to też jest - na każdym poziomie, również samej historii - w dużej mierze spuścizna po pracach Winsora McCaya więc koło się zamyka.

Osobiście nie przepadam za filmowymi sposobami opowiadania w komiksie. Tzn, cześć rozwiązań dawno przesiąkła do medium, nie mam szczególnych uprzedzeń ale zdecydowanie bardziej doceniam gdy twórcy wykorzystują język komiksu.

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

Tzn większość komiksów to "w dużej mierze spuścizna po pracach Winsora McCaya" więc to trochę teza z dupy :D. Ale chodzi mi właśnie o "kombinacje", a w "Promethei" już o dosłowne nawiązania.

Tomasz Bednarz pisze...

Nie czytałem wystarczająco dużo ani "Promethei", ani "Little Nemo", żeby móc tu coś dodać. Chociaż wydaje mi się, że sytuujesz nas w tym momencie z powrotem w komiksowym kole tworzonym przez Moore'a. I stąd właśnie bierze się jego perfekcyjna okrągłość i jawne nawiązania do McCaya.

Jeśli McCay robił takie rzeczy:

Detective #859

Superman Beyond #1

New X-Men #121

WE3

Batman, INC #6

to rzeczywiście rzucam inne komiksy i biorę się za "Little Nemo" :D

@Kuba i @Anonimowy
Ten argument nie wydaje mi się valid. Postaci w "Watchmen" nie bardzo zachowują się jak swoje pierwowzory, ani też jak one nie wyglądają. Moore zrobił dużo więcej niż tylko je zinterpretował.
W ogóle przecież, całe superhero to jedna wielka wtórność żerująca na przeszłości. Batman to Zorro.

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

Detective #859

http://1.bp.blogspot.com/_VoFM4aW7x9A/SQbM-mqKTMI/AAAAAAAAAzQ/nRRQeFRjYFg/s1600/Little_Nemo_Elephant_1.jpg

New X-Men #121

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/6/6e/Little_Nemo_moon.jpg

http://library.osu.edu/projects/ohio-cartoonists/images/mcCay/rarebit.jpg

Batman, INC #6 wiem że nie o to ci do końca chodzi ale powiedzmy:

http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/5/5d/Little_Nemo.jpg/300px-Little_Nemo.jpg

Oczywiście, sto lat dzieli te komiksy i chodzi o sam "język" komiksu a nei estetykę . "Dygitalizacji" z wiadomych względów zrobić nie mógł. No i inaczej się jeszcze po czasie i przestrzeni poruszał (jedność miejsca czasu i akcji), upychał sporo na planszach i z racji tego, że to było w gazetach publikowane to więziła go ta forma i nie mógł całej planszy po prostu zakomponować. Gdyby nie to to by pewnie jeszcze ciekawsze rzeczy robił.

Rozłożyłem właśnie na kanapie Little Nemo i Dream of the Rarebit Fiend. Przeglądam je i numeru z portalami/lustrami nie widzę. Aż dziwne że na to nie wpadł, bo to rozwiązanie w jego stylu.

Co do kompozycji plansz, "estetyzowania" kadru który ci się tak u Williamsa III podoba: http://www.barnaclepress.com/cmcvlt/DoesntItSeemStrange/strange030920.jpg

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

Nie mam żadnego tomu Winsor McCay: Early Works. Tam też mogą siedzieć ciekawe rzeczy.

Tomasz Bednarz pisze...

Bardzo mi się podoba wszystko co podlinkowałeś. Nie chciałem też nic ujmować McCayowi, bo to rysunkowy magik bez dwóch zdań.

Ale z Williamsem nie chodzi tylko o estetykę (chociaż jak zauważyłeś lubię, lubię bardzo). Zobacz jak on prowadzi oczy czytelnika. Te mniejsze kadry są tam tak ułożone żebyśmy płynnie przeskakiwali z jednego planu na drugi, mimo że layout jest daleki od 'normalnego'. Kombinuje na kilku poziomach i wszystkie ze sobą idealnie współgrają.

No i piszesz że 'nie mógł', albo 'ograniczała go forma'. Także coś się nadal dzieje w tych komiksach.

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

"Ale z Williamsem nie chodzi tylko o estetykę (chociaż jak zauważyłeś lubię, lubię bardzo). "

No przecież napisałem że nie o estetykę chodzi tylko o języku komiksu. No ale jak już przy tym jesteśmy to uważam, że od strony estetycznej rysunki Williamsa III to czystej wody kicz. Ale hej, bez urazy - taka konwencja i nie zmienia to faktu, że opowiada mistrzowsko. Sam chętnie sięgam po superhero gdy jest okazja przeczytać coś niebanalnego i jaram się tymi komiksami. W "Promethei" mimo paskudnych kolorów jego rysunek robi na mnie wielkie wrażenie. Zabawna sprawa, że wyszedł dziś jego temat. Ledwie kilka dni temu, broniłem go w czasie rozmowy moim kolegą który pulpy niemal wcale nie toleruje i strasznie jechał po tych rysunkach.

Nie znam jego wcześniejszych prac. Ciekawe ile się nauczył przy współpracy z Moorem.

"Także coś się nadal dzieje w tych komiksach."


Nie twierdzę, że w komiksie nic się nie dzieje... jest pewnie masa ciekawych eksperymentów poza głównym nurtem.

Ale akurat w tym przypadku...

Inkrustacje z "mniejszymi kadrami" w centrum planszy to trochę mało jak na sto lat(tym bardziej że cześć tych rozwiązań które pokazujesz znajdziemy pewnie w komiksach sprzed trzydziestu lat - od amerykańskiej pulpy po Cromwell Stone ). Rozumiem o co ci chodzi, o płynność, rytm itd. Jasne. Ale to tak jak byś powiedział że w filmie nadal się coś dzieje bo ktoś używa montażu polifonicznego, albo multiplikacji. To już tylko efektowne ozdobniki.

Wydaje mi się, że za bardzo go gloryfikujesz, tak jak Morrisona.

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

Poza tym, wiele rozwiązań formalnych to rzeczy powstające na poziomie scenariusza...

Tomasz Bednarz pisze...

Nie zgodziłbym się że Williams to kicz, ale lubię kicz i lubię Williamsa, więc nie widzę powodów, żeby się tu obrażać.

Młodsi rysownicy może nie wymyślili tego języka, ale niektórzy operują nim całkiem nieźle. Oczywiście, Andreas czy Moebius potrafili jeszcze lepiej te 30 lat temu i stanowczo chwała im za to oraz moje uwielbienie. Ogólnie jednak lubię ozdobniki. Fajnie, że ktoś je w kontekście ospałości amerykańskiego mainstreamu robi.

Zdaje się, że Williams na początku był klonem Jima Lee, ale przez całą swoją karierę się rozwijał i współpraca z Moore'm na pewno poszerzyła jego horyzonty.

Ogólnie, komiksy Moore'a mnie nie ekscytują już wcale. A Morrisona tak. Odliczam dni na kalendarzu do ukazania się "Flex Mentallo".

Maciej Pałka pisze...

A "Flex Mentallo" to nie ukazał się aby wieki temu? Czy to jakaś nowa reinkarnacja w ramach nowego DCU?

Tomasz Bednarz pisze...

Charles Atlas pozwał ich do sądu. Dogadali się jakoś i zdecydowali trade'a nigdy nie wydać. Dlatego zeszyty Flexa chodzą w kosmicznych cenach. Jednak po tym jak Levitz odszedł, to DC przestało się jakąkolwiek moralnością przejmować (vide "Watchmen"). Także szykują Deluxe HC z nowymi kolorami. Zacieram ręce.

Maciej Pałka pisze...

Dzięki. To w sumie bardzo fajna wiadomość bo seria była nieźle pokręcona i brawurowa pod względem graficznym.