poniedziałek, 5 marca 2012

#0983 - „Tajemny cech przy pracy” – wywiad z Grzegorzem Januszem

Nie ulega wątpliwością, że Grzegorz Janusz to jeden z najciekawszych współczesnych scenarzystów komiksowych w Polsce. Czy jest równie interesującym rozmówcą - o tym możecie się przekonać czytając wywiad z urodzonym w Łowiczu germanistą. A specjalnie na potrzeby naszej rozmowy trójka artystów komiksowych, z którymi Janusz wspólnie tworzy komiksy, przygotowała (fantastyczne!) portrety autora "Wykolejeńca", "Czasem" i "Tragedyji Płockiej". Zapraszamy do lektury!



Janusz wg. Marcina Podolca
Maciej Gierszewski: Zawsze interesowało mnie, jak wygląda warsztat scenarzysty komiksowego? Czy najpierw jest historia, a potem dobierasz słowa, które mają być w dymkach?

Grzegorz Janusz: Tak, najpierw jest pomysł na historię, którą staram się podzielić na plansze i na kadry, a nad dialogami czy monologami pracuję na końcu. Często się zdarza (na przykład jeśli jakiś fragment jest niezbyt czytelny), że zmieniam treść dymków w ostatniej chwili, gdy rysownik już wpisał wszystkie literki...

Mam wrażenie, może złudne, że scenarzyście bliżej do poety niż prozaika, ponieważ scenarzysta musi dbać o to, aby nie było zbędnych słów... Dużo skreślasz?

Grzegorz Janusz: Ciężko mi powiedzieć, czy scenarzyście blisko jest do poety – w życiu napisałem tylko dwa wiersze. Faktem jest, że przy pisaniu scenariuszy trzeba uważać na każde słowo. Wynika to z bardzo ograniczonego miejsca i na dymki, i w dymkach. Skreślam dużo, ale dopisuję też sporo, zwłaszcza gdy szwankuje klarowność historii.

Czyli preferujesz aktywną współpracę z rysownikiem? Czy w scenariuszu podajesz dokładne informacje, co ma być w kadrze? Jak mocno ingerujesz w pracę rysownika?

Grzegorz Janusz: Całych plansz nie kwestionowałem nigdy, tylko pojedyncze kadry, albo najwyżej sekwencje. I nie wynikało to z tego, że nie byłem zadowolony z pracy rysownika. Raczej byłem niezadowolony z własnej wizji, pomysłu. Po zrealizowaniu, narysowaniu, okazywało się, że czegoś brakuje lub czegoś jest za dużo, a wcześniej nie było tego widać.

Czy pracując nad „Wykolejeńcem” albo „Czasem” kwestionowałeś jakieś plansze?

Grzegorz Janusz: W „Czasem” musieliśmy dorobić cztery plansze: rozkładówkę na początku i bardzo podobną rozkładówkę tuż przed finałem. Rytm opowieści bez nich byłby niedobry.

Zauważyłem, że dużo pracujesz z młodymi rysownikami, to wybór czy przypadek?

Grzegorz Janusz: Owszem, często pracuję z młodszymi rysownikami, ale robiłem przecież też komiksy z Niewiadomskim, Gonzalesem, Gawronkiewiczem czy Truścińskim, którzy są moimi rówieśnikami, a w planach mam współpracę z prawdziwym nestorem komiksu polskiego (nic więcej na ten temat na razie nie zdradzę). Wiek rysownika nie ma więc żadnego znaczenia.

Znalazłem informację, że jesteś autorem nieukończonej powieści; pracę nad nią zarzuciłeś całkowicie, czy odwleka się w czasie?

Grzegorz Janusz: Powieść skończyłem. Szukam wydawcy dla niej.

Janusz wg. Bereniki Kołomyckiej
Możesz coś więcej o niej opowiedzieć? Zacząłeś swoją przygodę z literaturą od pisania opowiadań, dopiero potem przyszły scenariusze, a w ubiegłym roku ukazała się książka dla dzieci Twojego autorstwa.

Grzegorz Janusz: Powieść jest dosyć gruba, ma 77 rozdziałów, zaczyna się od epilogu, a jej bohaterami są obdarzone duszą zwierzęta.

Rzeczywiście, zacząłem od krótkich opowiadań pisanych do „Nowej Fantastyki”, które ilustrował Tomasz Niewiadomski. A gdy się w końcu poznaliśmy, w redakcji miesięcznika na Mokotowskiej, postanowiliśmy zrobić razem kilka krótkich komiksów o wymyślonym przez niego Ratmanie. Tak się właśnie zaczęła moja przygoda z komiksem.

Z tą powieścią wiąże się ciekawa historia, oczywiście komiksowa. Otóż na początku lat 90. w piśmie „Fantastyka Komiks” było kilka krótkich prac Gawronkiewicza i jego biogram, gdzie napisano, że jest on również autorem takich komiksów jak „Ja, fũhrer”, „Człowiek drabina” i „Dlaczego ptak nie zamyka oczu, gdy umiera”. Boże, jak ja chciałem przeczytać te komiksy, same tytuły tyle obiecywały!

Jakieś dwa lata później poznałem Gawronkiewicza (w redakcji na Mokotowskiej) i od razu na początku rozmowy zapytałem o te komiksy. Okazało się, że nie istnieją (taki żarcik w biogramie), ale, jeśli chcę, mogę spróbować je napisać. Spróbowałem i ten ostatni, o umierającym ptaku, rozrósł mi się przez wiele, wiele lat do prawie 500 stron. Tytuł powieści to „Jesień wszech czasów”. Postępy w szukaniu wydawcy tymczasem na razie skromne, niestety.

To przypomina trochę działania Pawła Dunina-Wąsowicza i jego książkę „Widmową biblioteka” – z przeczytanych powieści wypisywał tytuły, autorów, opisy fikcyjnych książek. W twoim wypadku doszło do napisania fikcyjnej powieści…

Grzegorz Janusz: Ten leksykon Dunina-Wąsowicza dobrze znam, przestudiowałem go przy okazji prac nad „Tymczasem”.

Dlaczego akurat do „Tymczasem”? Czego szukałeś?

Grzegorz Janusz: Są tam wszystkie fikcyjne książki Lema (oprócz tych z „Doskonałej próżni” i „Wielkości urojonej”). Zapoznałem się z nimi, zanim sam przypisałem mu kolejną.

Przypisałeś Lemowi kolejną widmową książkę. O czym ona była? I dlaczego właśnie za nią Lem w Twojej alternatywnej rzeczywistości dostał Nobla?

Cała zabawa polega na tym, że nikt nie wie, o czym ona była. Lem również lubił takie żarty (sepulki). A dostał Nobla, bo mu się należał za inne rzeczy, choćby za te zbiory fikcyjnych recenzji i wstępów.

Ty, jako autor, gdybyś tylko chciał, to mógłbyś wiedzieć. Postaci wiedzieć nie mogły (co ma związek z konstrukcją akcji), chociaż zauważyłem w „Tymczasem” pewną nieścisłość. Polega na tym, że z pamięci bohaterów znikają książki, a pamięć o tomiku poetyckim nauczyciela nie wyparowuje, postaci opowiadają nawet jakieś anegdoty dotyczące „Przedwiośnia namiętności”.

Grzegorz Janusz: Nie miałbym śmiałości wymyślić czegoś więcej, niż tytuł fikcyjnej powieści Lema.

Tak, ta nieścisłość niestety mi się przydarzyła. Wiersza nie było w pierwotnej wersji scenariusza, napisałem go, bo Przemek Truściński powiedział, że przydałby się kawałek, żeby zwizualizować działanie maszyny do kradzieży książek. Napisałem więc te cztery grafomańskie linijki i tak dobrze się przy tym bawiłem, że dopiero potem, gdy komiks został wydrukowany, uświadomiłem sobie, że nie powinno ich być.

Od biedy można to wytłumaczyć tym, że maszyna została zaraz zniszczona i nie do końca zadziałała na tomik wierszy nauczyciela. Ta maszyna nie była doskonała. Jakieś ślady po książkach, które zniknęły zawsze zostawały: tytuł, niejasne wspomnienie, poczucie straty.

Janusz wg. Jacka Frąsia
Ile miałeś czasu na napisanie scenariusza „Tymczasem”, czy Ministerstwo dało jakiś skrypt albo instrukcję, o czym ma być wspomniane? Czy nastąpiło zatwierdzenie ze strony Ministerstwa, ktoś coś dopisywał?

Grzegorz Janusz: Na napisanie scenariusza było chyba z pół roku, więc bez nerwów. Żadnych ingerencji w tekst nie było. Musiałem tam zamieścić nieco „programu obowiązkowego”, ale tylko w tle: plakaty, billboardy, foldery, książki na półce itp.

Mam jednak wrażenie, że niezupełnie, gdy pani bibliotekarka mówi o metodach kieszonkowców, to jakby czytała z folderu Ministerstwa....

Grzegorz Janusz: O kieszonkowcach napisałem sam z siebie. Przygotowałem się czytając książki „Kieszonkowcy. Tajemny cech przy pracy” i „Techniques of the Professional Pickpocket”.

Moje wątpliwości wzbudza także zachwianie potencjalnego prawdopodobieństwa, mam na myśli fakt, że nauczyciel z Sejn dzwoni do ministra, ma jego numer komórkowy (sic!), a pan Minister odbiera, rozmawia, nakazuje przyjechać – toż to czysta fikcja!

Grzegorz Janusz: Sytuacja z telefonem do ministra i w ogóle całość miała być właśnie nieco ironiczna, pastiszowa, "komiksowa".

Ironiczny jest sam tytuł i jego powtarzanie jak refren na kolejnych planszach. On ustawia całość z góry, odrealnia.

Grzegorz Janusz: Taki właśnie był zamysł. Być może to reakcja obronna na trochę propagandowy, lukrowany i laurkowy charakter całości.

A sprawa promocji książki nauczyciela, to naigrywanie się z gazet i stwarzania faktów medialnych, jakbyś próbował "aferę chopinowską" ośmieszyć.

Grzegorz Janusz: Nie nawiązałem do afery chopinowskiej świadomie, ale cieszy mnie, że można ten fragment „Tymczasem” tak odebrać.

Nie uważasz, że to dość dziwna sytuacja, jedno ministerstwo pokazuje komiks w Europie, a drugie go nie uznaje?

Grzegorz Janusz: Kwestia stosunku do komiksu: myślę, że po prostu MSZ ma rozsądniejsze podejście niż MKiDN.

Zauważyłem, że lubisz „ukrywać” ciekawe tropy w swoich pracach. Co ukryłeś w „Tymczasem”?

Grzegorz Janusz: Ukryta niespodzianka: na stronie 43 jest fasada BUW, a na niej tekst grecki (fragment dialogu „Fajdros” Platona): „Ten wynalazek niepamięć w duszach ludzkich posieje”.

Ciąg dalszy ciekawostki o fasadzie BUW – wystąpiła ona również w innym moim komiksie, w „Esencji”, gdyż jest tam fragment „Księgi Ezechiela” bardzo pasujący do fabuły: „Otworzyłem więc usta, a On dał mi jeść ów zwój, mówiąc do mnie: »Synu człowieczy, nasyć żołądek i napełnij wnętrzności swoje tym zwojem, który ci podałem«. Zjadłem go, a w ustach moich był słodki jak miód”.

Podobno „Czasem” jest tłumaczone na angielski?

Grzegorz Janusz: To „Tymczasem” jest przetłumaczone na angielski, a także na francuski, niemiecki i rosyjski. Wersja angielska ma być na papierze, pozostałe tylko w Internecie.

Szymon Holcman poinformował mnie, że „Tymczasem” zostało wydrukowane w nakładzie: 20 tysięcy po polsku i jakaś nieznana ilość po angielsku.

Grzegorz Janusz: Angielskiej wersji jeszcze nawet nie widziałem.

Przechodząc do „Czasem”, spodziewałeś się, że komiks zostanie tak dobrze przyjęty?

Grzegorz Janusz: Gdy pracowałem nad tekstem, nie spodziewałem się takiego odbioru. Komiks nie jest zbyt porywający od strony literackiej. To w zasadzie taki teatr telewizji: tylko para postaci, prawie wszystko dzieje się we wnętrzu, mało dialogów, dużo niezbyt błyskotliwych monologów.

Ale gdy zobaczyłem narysowane pierwsze plansze, zdałem sobie sprawę, że to jednak może być dobra rzecz.

Myślisz , że książka ma szanse na podbój rynku zachodnioeuropejskiego?

Grzegorz Janusz: „Podbój” to chyba za wielkie słowo. Ale chętnie wydalibyśmy komiks we Francji albo w Niemczech. Sądzę, że komiks jest w miarę uniwersalny i bardzo atrakcyjny w warstwie graficznej.

Mam wrażenie, że coś nam (krytykom, recenzentom, czytelnikom) umyka, gdy mówimy o morderstwie żony. Czy ono miało miejsce, czy nie?

Grzegorz Janusz: Jedyną wskazówką na temat stanu żony jest zdanie: „Oddychała, jestem pewien”. Sprawa wygląda więc tak: Ostatko nie jest mordercą, ale zapewne zostałby nim, gdyby na chwilę opuścił kanciapę.

Czy baśnie Adama Ostatko napisałeś specjalnie dla tego komiksu, czy też w jakiś sposób wiążą się z Twoją książką dla dzieci, która ukazała się w zeszłym roku?

Grzegorz Janusz: Wypaczone „Baśnie” Ostatki napisałem na potrzeby „Czasem”. Nie mają one nic wspólnego z opowiadaniami dla dzieci.

Twoja książka dla dzieci dostała nagrodę, możesz powiedzieć coś więcej?

Grzegorz Janusz: Zbiór opowiadań „Misiostwo świata” zdobył drugą nagrodę w konkursie na książkę dla dzieci organizowanym przez fundację „Cała Polska czyta dzieciom” i ukazał się prawie rok temu.

Można powiedzieć, że jesteś autorem konkursowym. Dużo twoich prac brało udział (i było nagradzanych) w wielu różnych konkursach. Piszesz specjalnie na konkursy? Konkursy mobilizują cię do pisania?

Grzegorz Janusz: Bardzo rzadko się zdarza, żeby jakiś gotowy tekst pasował do tematu konkursu, więc najczęściej muszę pisać zupełnie nowe rzeczy.

Myślę, że dzięki startom w rozmaitych konkursach wciąż się uczę, dzięki temu poruszam takie tematy, jakimi sam z siebie nigdy bym się nie zainteresował (stan wojenny, miasto Żyrardów, osada paleolityczna czy przygody Polaka w Japonii).

Który ze swoich komiksów lubisz najbardziej?

Grzegorz Janusz: Nie potrafię wskazać jednego albumu. Wszystkie kocham, każdy za coś innego.

2 komentarze:

Marcin Z. pisze...

Fajny wywiad. Tylko wypadałoby mi wreszcie poznać te komiksy..

Wazkoner pisze...

Marcin, a Tymczasem sobie skołowałeś?