środa, 1 lutego 2012

#959 - Biały Orzeł #01

Reklamowana jako „pierwszy komiks o polskim superbohaterze” seria „Biały Orzeł” to kolejna polska próba zaadaptowania amerykańskiego modelu superherosa na rodzimym rynku. Bez parodystycznego ujęcia w stylu „Wilq”, robiona całkiem na poważnie.

Komiks autorstwa Macieja i Adama Kmiołków wspomaganych przez Darię Wiedermańską-Spalę napisany jest zgodnie z regułami superbohaterskiej konwencji. Mamy zatem pozytywnego bohatera, Aleksa Poniatowskiego, któremu przydarzył się wypadek i tylko eksperymentalna kuracja mogła uratować mu życie. Jest wątek straconego rodzica (zaginiony ojciec), nastoletniego side-kicka (komputerowy geniusz Hudini), nie braknie wreszcie arcyłotra z armią pomagierów, w dodatku stojącego na czele potężnej korporacji. Pomimo tych wszystkich boleśnie wytartych klisz, rzecz opowiedziana jest całkiem poprawnie, w dynamicznym tempie.

Nie jestem tylko przekonany, czy sposób, w jaki fabuła została poszatkowana i podzielona na trzy epizody (które składają się na premierową historię zatytułowaną "Pierwszy lot"), jest odpowiedni. Kmiołek, prowadząc dwie równoległe narracje (jedną jest origin Orła, a drugą – jego współczesne przygody), ciągnie kilka wątków, mnoży tajemnice, słowem – łapie kilka srok za ogon. Wolałbym, żeby postawił na jeden z nich i na nim się skupił. Zresztą rozwiązania zagadek z przeszłości, które mają pojawić się w kolejnych zeszytach, można się domyślić albo zostały one wyjaśnione na ostatniej stronie okładki, która… zdradza przyszłe (czy raczej przeszłe) wydarzenia. Wiemy, że Aleks przeżyje i dzięki surowicy stanie się bohaterem, wiemy, że będzie walczył ze swoim przyjacielem Wiktorem Rossem, wiemy, że jego ojciec zaginie w dziwnych okolicznościach – a to, jak przypuszczam, będzie tematem przyszłych odcinków.

Adam Kmiołek to zaginiony brat Jima Lee i Roba Liefelda, który po wielu latach odnalazł się gdzieś w Polsce, na początku drugiej dekady XXI wieku. Graficznie rzecz biorąc, Biały Orzeł to rzecz wyjęta żywcem z początku lat dziewięćdziesiątych, z całym dobrodziejstwem inwentarza. Wśród tych wszystkich kwadratowych szczęk, niepotrzebnych kieszeni (sprawdźcie kombinezony sługusów Wiktora) i niemożliwie anatomicznie zgrabnych kobiet zabrakło mi umiłowania szczegółów. Kmiołek, w przeciwieństwie choćby do Jima Lee z jego najlepszego okresu (przełom "X-Men" i "Wild C.A.T.S."), idzie bardziej w uproszczenie. Nieźle radzi sobie z opowiadaniem obrazem, choć mógłby nieco bardziej urozmaicić wybór kadrów, pograć perspektywą, zrobić coś nieoczywistego. Mógłby również popracować nad tłami.

Rysownikowi Białego Orła nie można odmówić niezłego warsztatu w kategorii amerykańskiego mainstreamu. Potrafi rysować stopy, a to już coś – taki Liefeld po wielu latach pracy w branży wciąż ma z nimi problemy. Wciąż jednak wiele pracy przed nim, jeśli chce doszlusować do poziomu prezentowanego przez średniej klasy wyrobników zza Oceanu. Inna sprawa, że dziś już nie robi się komiksów tak, jak narysowany jest "Biały Orzeł". I nie bez przyczyny. Życzliwie polecam Kmiołkowi podpatrzenie, jak z materią komiksową radzi sobie na przykład John Cassaday, choćby w dostępnym na polskim rynku "Astonishing X-Men".

Zwykle w przypadku serii zeszytowych trudno jest oceniać historię po pierwszym odcinku, który często stanowi jedynie mniej lub bardziej zamknięty fragment większej całości. Ale żeby sięgnąć po kolejne numery, ten pierwszy musi mieć w sobie coś, co sprawi, że sięgnę po następne. Coś, dzięki czemu z pewną dozą niecierpliwości będę oczekiwał na premierę kolejnego zeszytu. W Białym Orle nic takiego nie znalazłem. W naszych specyficznych rynkowych warunkach to jednak żaden zarzut – tak samo było w przypadku innych serii zeszytowych, takich jak "Konstrukt", "Henryk Kaydan" czy stylistycznie całkiem nieodległy "Kamień przeznaczenia". Wspólne dzieło tercetu Maciej Kmiołek, Adam Kmiołek, Daria Widermańska-Spala wykonane jest zgodnie z prawidłami gatunku i jeśli tylko będzie wydawane regularnie, to z pewnością znajdzie sobie grono stałych czytelników, spragnionych superhero.   

8 komentarzy:

Bartek "godai" Biedrzycki pisze...

I tak pewnie recenzji nie będę pisał, więc nie zachowuję tego dla siebie.

Dlaczego nikt dotąd nie zwrócił uwagi na koszmarny bubel, walący po oczach, jakim jest zupełnie przypadkowe i bezmyślne nadużywanie podwójnego myślnika?

Bez ładu, składu, schematu i uzasadnienia te koszmarki są wtykane w dialogi jak popadnie.

A reszta fajna, jak na ten segment. Rokuje, chociaż bardziej graficznie niż scenariuszowo, ale chyba nikt nie oczekuje "Strażników"?

Tomek pisze...

Za chwilę przekroczą 1000 lubisiów, widać ludziom się podoba, wbrew opiniom krytyków ;]

Marcin Z. pisze...

Ja tam bardzo chętnie się przekonam czym to się je:)

Kuba Oleksak pisze...

Tomku - to, że coś ma sporo lubisiów na fejsie nie znaczy jeszcze że a) podoba się ludziom. b) jest dobre i przede wszystkim c) sprzedaje się.

Ja lubię super-ero i BO mnie nie powalił. Serio. W USA wychodzi kopa lepszych rzeczy w gatunku.

A inna sprawa, że zwykle krytycy będą takie rzeczy krytykować, a fani - lubić.

MISTRZ ZAGŁADY pisze...

Komiksowi kibicuję, ale powtarzanie, że to pierwszy polski superbohater jest jednak nieco głupie.

Tomek pisze...

Mistrzu, samo powtarzanie może nie, ale ciągłe mówienie tylko o tym tak. Jakby przez sam ten fakt [że POLSKI SUPERHERO] komiks miał być od razu zajebisty. Kubo: mam nadzieję, ja mam mało lubisiów ;] i nie lubię porównywania polskiej roboty do amerykańskiej, oni robią to na etat, za pieniądze, i mają dużo czasu na trening, że nie wspomnę że robią to całą grupą, u nas tego nie ma. Porównujmy to do innych polskich komiksów, np. Przypadków pana muchy itp., wtedy porównanie będzie bardziej sprawiedliwe, chociaż jak to się ładnie mówi to są różne gatunki ;].

MISTRZ ZAGŁADY pisze...

Superbohaterów u nas jak mrówków, ze strony autorów pisanie "pierwszy" to jednak lekkie nadużycie, ale to dobry chwyt marketingowy, co jeszcze rozumiem. Natomiast już powtarzanie tego przez niemal wszystkich autorów recenzji to delikatna nierzetelność.

Co do samych zeszytówek, zwłaszcza polskich, to rzeczywiście jest kwestia skomplikowana. Jakiekolwiek porównywanie do sytuacji w USA jest z dupy, a obecnie nawet do TM-Semica trochę nieadekwatne. Nie da się odtworzyć tej sytuacji, chociażby i dlatego, że nie ma dobrego systemu dystrybucji, nie ma konkurencyjnych wydawnictw i tytułów. Jest różnorodność, ale nie ma żadnego starcia gdzieś na przestrzeni wydanego materiału, żywej dyskusji, fanbojów, hejterów, czyli takiego motoru napędowego branży.
Z drugiej strony jest Internet.
Krótko mówiąc nie jest może źle, ale to zupełnie inna rynkowa rzeczywistość niż jeszcze kilka lat temu. Jeśli zeszytówka kiedyś wróci poza tworem wydań kolekcjonerskich, to chyba jedynie już tylko w wersji cyfrowej. Inaczej tego nie widzę.

Anonimowy pisze...

Biały Orzeł nigdy nie był reklamowany bądź zapowiadany przez autorów jako "pierwszy" komiks o polskim superbohaterze. Używaliśmy zwrotu "KOMIKS O POLSKIM SUPERBOHATERZE", a tytuł pierwszej części to "Pierwszy lot".

Podwójne myślniki do poprawki, w BO #2 powinno być z tym już dużo lepiej, więcej ładu i składu.

Pozdrawiam,
Adam