czwartek, 15 grudnia 2011

#923 - Byłem bogiem (po raz pierwszy)

Pewnie nie widać tego w moich tekstach - bo tak się jakoś złożyło, że zazwyczaj piszę o komiksach innego sortu - ale lubię konwencję superhero. Jak większość z Was jestem osobą wychowaną na "semickich" komiksach i - jakby pedalsko to nie brzmiało - rajtuzy to część mojej osobowości. Może nie jestem na bieżąco ze współczesnym amerykańskim mainstreamem, ale zawsze witam z otwartymi rekami każdy komiks superbohaterski z aspiracjami. Tak też witałem polskie wydanie "Byłem Bogiem"...


Gdy Alan Moore pisał "Watchmen", wychodził z dość prostego, ale jakże genialnego pomysłu - jakie konsekwencje miałoby dla ludzkości to, gdyby obdarzeni boską mocą superbohaterowie istnieli naprawdę. Od tego czasu powstały setki wariacji na ten temat i prób "uczłowieczenia" herosów w trykotach. Wychodziło różnie, a temat wbrew pozorom dalej nie jest do końca wyeksploatowany... Sięgając po "Byłem Bogiem" - właściwie chyba nieznane, ale w notkach promocyjnych chwalone przez rzeszę uznanych autorów - miałem duże nadzieje...

Historia opowiada losy zwykłego szarego człowieka, który pewnego dnia zostaje obdarzony boską mocą. Zaczyna się nią posługiwać dla dobra ludzkości, stara się chronić swoich bliskich, jednak nie radzi sobie z brzemieniem, jakim okazuje się ów dar. Któregoś dnia coś w nim pęka i zaciera mu się granica między dobrem i złem, zaczyna odczuwać niechęć do ludzi, w końcu posuwa się do nieludzkich okrucieństw. W przedstawieniu tej przemiany nie ma nic interesującego. Możemy się jedynie domyślać jaką rolę odegrały w tym jego stosunki rodzinne i plątanie się w politykę. Scenarzysta omija trudne tematy, bo najwyraźniej nie radzi sobie z nimi. Gdy dochodzi do istoty sprawy napotyka barierę, bo nie umie postawić się w sytuacji napisanej przez siebie postaci...

Dziś już się nie dziwię, że Moore boi się o losy "Watchmen". Gdyby kontynuacją miał zająć się ktoś pokroju Arcudiego, byłoby to katastrofą. Postawmy sprawę jasno: "Byłem Bogiem" to nie jest komiks zły - to komiks głupi, płytki i jedynie udający, że ma coś ważnego do powiedzenia, a przy tym pogłębiający niechlubne stereotypy na temat medium. Krzywdzi je głównie dlatego, że próbuje w swoich ramach nieudolnie zawrzeć głębsze treści - a ostatecznie nie jest niczym więcej niż efektowną nawalanką, której wydźwięk sprowadza się do niezbyt oryginalnego, łopatologicznego stwierdzenia, że świat jest niesprawiedliwy, więc jeśli Bóg istnieje, to musi być "przeklętym draniem". Zapytacie - jak tę "mądrość" przełożyć na konwencję superhero? Ano superbohater staje się "przeklętym draniem", gdy rzuca czołgami nie w tych co trzeba...

To bełkot kogoś o mikrym uduchowieniu próbującego zniżyć nas i cały świat do swojego poziomu. Autor podejmuje trudne tematy z gracją godną Kononowicza. Bohater zapytany o sens swojej zbrodni odpowiada: "Bo tak". Innym razem mówi do swojego przyjaciela: "Zło to słowo wymyślone przez człowieka, nic nie rozumiesz". No tak, ja też nic nie rozumiem. To jakieś koszmarne, dresiarskie Zen, próbujące nam wcisnąć bardzo płytkie rozumienie świata. Jak na kogoś obdarzonego boskością, tytułowa postać ma wyraźne problemy z wyartykułowaniem swojej niechęci do homo sapiens. Możliwe, że da się te "mądrości" wcisnąć przygłupim Amerykanom, może i przemawia to do ludzi będących na poziomie filmów Zacka Snydera, ale w wyrobionym komiksiarzu (a chcę wierzyć, że większość polskich czytelników nimi jest) może wywołać agresję... może scenarzysta chciał udowodnić, że komiksiarze są źli? Ja po lekturze byłem zły, wręcz wściekły... na jakimś poziomie to twór obrażający moje człowieczeństwo. To jak próba rozmowy o Bogu z kimś, kto nie wie co to metafizyka (i nie mam tu na myśli nieznajomości tego określenia, tylko brak uduchowienia)... Dorabiając tu drugie dno, w najlepszym przypadku można ten komiks interpretować jako personifikację bólu i żalu po klęskach żywiołowych, które ostatnimi latami dotykały Amerykę. Ale jeśli idzie o komiks superbohaterski, to dużo bardziej udanie wyraził ten smutek w pierwszych zeszytach swojego runu "Thora" J. Michael Straczynski, ukazując boga piorunów kręcącego się po Nowym Orleanie zmasakrowanym przez huragan Katrina.

Swojego czasu umiarkowanie chwaliłem Arcudiego za wydanego w Komiksowych Hitach "Predatora". Ale to, co wystarczyło do satysfakcji z kibelkowej lektury na nic nie pozującej pulpy za dychę, nie wystarczy, by czytelnik poczuł się kontent przy dużym, ambitnym autorskim projekcie. Może Arcudi jest przyzwoitym komiksowym rzemieślnikiem, ale pisarz - przy całym emocjonalnym bagażu tego słowa - z niego nie najlepszy. Narracja, mimo że zapewne sprawdzająca się przy typowej superbohaterskiej pulpie, nie sprawdza się w czymś, co ma nas skłonić do refleksji, w tworze udającym, że posiada jakąś głębszą treść. Sposób, w jaki był pisany ten komiks musiał się ograniczać do notek typu: "półnagi heros przez trzy następne strony walczy z wojskiem, potem pręży się na zgliszczach". To, plus trochę dialogów, to chyba cały scenariusz. To nie jest pisarstwo - to wyrobnictwo kojarzące się z najgorszymi nawykami twórców amerykańskiego mainstrememu. Więcej treści znalazłem w grindcorowym koncept albumie - Bomba W Torcie : Anarchia 666 czyli pod panowaniem doktora Jelito.

Przechodząc do rysunków, zmierzamy do meritum sprawy. Do pytania - skoro to TAKI komiks, to dlaczego go u nas wydano? W czasach, gdy na rynku wtórnym wyprzedane "Watchmen" osiąga zawrotne ceny, a w kolejce do opublikowania czeka jeszcze masa klasyków, czym sobie zasłużyliśmy na tak wyszukaną karę jak druk tego koszmaru? Odpowiedź okazuje się niezwykle prosta. Mucha to duńskie wydawnictwo, a pracujący przy rysunkach Snejbjerg jest rodowitym Duńczykiem. Od razu mówię - nie jest złym rysownikiem, radzi sobie sprawnie, ale nic poza tym. Miałkość i przeciętność jego stylu najłatwiej dostrzec patrząc na rozciągnięte do dwóch plansz plany totalne. Nie ma na nich nic, co choć na chwilę przykułoby naszą uwagę. Z czystego patriotyzmu to na pewno pozycja obowiązkowa dla jego rodaków, ale na naszym rynku będzie to komiks, który wydawnictwo albo wyprzeda za pół darmo, dołączy gratis do każdego egzemplarza "Gorzkiego Morphingu", albo zmieli robiąc miejsce w magazynie...

Gdy patrzę na rewers okładki, to zaczyna mi się wydawać, że "miziando" i klepanie się po pupciach to urok nie tylko naszego środowiska komiksowego. "Najbardziej ludzki obraz superbohatera, jaki kiedykolwiek widziałem" pisze Mike Mignola. Łże jak pies.

17 komentarzy:

Anonimowy pisze...

LOL

Anonimowy pisze...

Przyznam, że na mnie komiks zrobił bardzo dobre wrażenie. Z pewnością żadne wiekopomne dzieło, ale na pewno nie rzecz tak słaba jak przedstawia to recenzent.

Także uwagi dotyczące warstwy graficznej uważam za niesprawiedliwe i chybione. Ich autor znakomicie radzi sobie z grą światła i cienia - i chociażby za to wypadało go docenić.

Przemek Mazur

Kuba Oleksak pisze...

I dziwić się dlaczego odechciewe się nam dyskutować z anonimami.

(rzecz jasna tyczy się to pierwszej wypowiedzi, a nie tego, co napisał Przemek)

Anonimowy pisze...

Dwa cytaty na początek:
"(...)jakby pedalsko to nie brzmiało(...)"

"Możliwe, że da się te "mądrości" wcisnąć przygłupim Amerykanom, może i przemawia to do ludzi będących na poziomie filmów Zacka Snydera (...)"

Żal, że człowiek który nie szanuje innych ludzi bierze się za pisanie recenzji z komiksów, których nie rozumie. Ale za to potrafi wykrzyczeć własne żale. On przecież jest najmądrzejszy.

recenzent pisze:
"Miałkość i przeciętność jego stylu najłatwiej dostrzec patrząc na rozciągnięte do dwóch plansz plany totalne. Nie ma na nich nic, co choć na chwilę przykułoby naszą uwagę."
Dwuplanszowych ilustracji w całym komiksie było aż dwie. Na jednej była rozpierducha, na drugiej parafraza "Sądu Ostatecznego" Michała Anioła. Recenzent jakoś tego nie dostrzega, podobnie jak i celu zastosowania obu plansz ("Słyszałeś kiedyś o nerwicy pourazowej?")

recenzent pisze:
"Innym razem mówi do swojego przyjaciela: "Zło to słowo wymyślone przez człowieka, nic nie rozumiesz"."

A konkretniej mówi: "Zło to tylko słowo wymyślone przez ludzi. Nie ma nic wspólnego z prawdziwym światem." Słowa człowieka, który stał się czymś więcej - niekoniecznie Bogiem, może tylko chorym psychicznie człowiekiem z mocami. Przez cały komiks ani razu nie pada hasło "nic nie rozumiesz", które cytuje recenzent.

Ani słowa o narracji (przenikanie planów), ani słowa o kapitalnej scenie z zombiakiami-dziennikarzami. Dużo o zawiedzionych nadziejach. Bo recenzent oczekiwał komiksu o superbohaterach, a dostał coś całkiem innego.

Recenzent wysnuwa z
komiksu morał:
"[komiks jest] jest niczym więcej niż efektowną nawalanką, której wydźwięk sprowadza się do niezbyt oryginalnego, łopatologicznego stwierdzenia, że świat jest niesprawiedliwy, więc jeśli Bóg istnieje, to musi być "przeklętym draniem".

Morał autor wysnuł sam, ale każdy ma taki morał na jaki zasługuje. Chory i podły umysł wysnuje chory i podły morał. A kto inny zobaczy w nim historię męskiej przyjaźni, skrywanej miłości (motyw Sama) i historię choroby psychicznej chrześcijańskiego fanatyka.

Gdyby usunąć z recenzji dowcipasy i żale, niewiele w niej pozostaje treści. W recenzji człowieka, który nie zrozumiał treści komiksu. I potrafił to wykrzyczeć.

pozdrawiam,
Janusz Marciniak

Anonimowy pisze...

To nie jest recenzja , to są żale jakiegoś dzieciaka który nie dostał dokładnie takiej zabawki, jaką chciał dostać.

Bartek "godai" Biedrzycki pisze...

Do kurwy nędzy, recenzent pisze tekst o tym, jak o widzi komiks, a nie od tym, od czego wam staje.

Się nie podoba - unika się recenzenta.

Nie lubisz prawicowego pierdolenia, nie czytasz Ziemkiewicza, nie lubisz populizmu, nie słuchasz co gada Palikot, to trudno, kurwa wasza mać jebana, zrozumieć?

Recenzent nie jest od masturbowania waszego anonimowego ego, tylko od wyrażania z gruntu subiektywnej opinii. Skoro wam wolno mieć subiektywną opinię, pod którą w dodatku nie macie się jaj podpisać, to on ma tym bardziej prawo mieć swoją. Bo firmuje ją nazwiskiem.

Jajebe, Kuba, załóżcie blokadę na anonimów, bo żal, to jest to pierdolenie czytać.

Anonimowy pisze...

Trafiłeś w sedno: wolno nam mieć subiektywną opinie, a przy tym odnieść się do opublikowanego tekstu. W końcu po to jest opcja komentarzy.

A pomysły na cenzurowanie wypadałoby odnieść raczej wobec tych, którzy nie potrafią sklecić wypowiedzi bez sięgania po do bólu oklepane wulgaryzmy.

Przemek Mazur

Anonimowy pisze...

Godai,

po pierwsze: od naszych matek i ich reputacji Ci wara. Chyba, że chcesz porozmawiać o własnej reputacji.

po drugie:
Owszem - autor tekstu ma prawo do jego publikacji, i tego będę bronił jak niepodległości, ale czytelnik ma również (przynajmniej na razie) prawo do oceny "dzieła".

Recenzja to nie emo wypracowanko a zestaw zdań składających się na coś więcej niż "wkurwiłem się bo nie dostałem tego, czego się spodziewałem to przy okazji się wyżyję i zjadę całość korzystając z nieistniejących cytatów, wydumanych morałów i złośliwości".

A propos anonimów: Godai to imię czy nazwisko?

Janusz Marciniak

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

Janusz Marciniak@ Nie wiem co Cię tak zabolało (może ten Zack Snyder?). Nie zawarłem w recenzji wielu rzeczy które chciałem, ale tekst i tak jest dość długi. Recenzja to nie jest streszczenie - dlatego "nie ma słowa o kapitalnej scenie z zombiakiami" i nigdy też takich rzeczy w moich tekstach nie znajdziesz.

Recenzje pisane pod wpływem emocji są zazwyczaj bardzo fajne, ale co gdy - tak jak w tym przypadku - nie są przychylne? Wiedziałem, że takie będą reakcje na ten tekst, jednak gdybym go nie opublikował, nie czułbym się dobrze, bo prawda jest taka, że dla mnie ten komiks to prostacki bełkot pozujący na wielkie dzieło filozoficzne*. Zresztą już o tym pisałem. Nie będę się powtarzał.

"Żal, że człowiek który nie szanuje innych ludzi bierze się za pisanie recenzji z komiksów"

Ojej! To chyba jak jeden z bohaterów komiksu. To chyba znaczy, że powinienem się z nim utożsamiać, bo co nieco wiem o mizantropii... niestety, jakoś mało wiarygodna jest ta jego niechęć i przemiana.

Co do cytatów - komiks szybko wysłałem do Marcina (którego recenzję możesz przeczytać powyżej), więc faktycznie nie są wierne, ale wydaje mi się, że zawarłem w nich cały sens.

Cóż jeszcze mogę Ci powiedzieć... Zanim zdążyłem cokolwiek Ci odpisać, sprowadziłeś już dyskusję do takiego poziomu, że czuje się jak bym czytał wynurzenia fanów "Czarnego łabędzia" : " To jest arcydzieło! Nie zrozumiałeś go i dlatego się wyżywasz!". Prawda jest taka, że nie byłem w stanie zniżyć się do poziomu intelektualnego jaki prezentuje ten komiks. Do poziomu tej dyskusji też nie zdołam. Więc zostańmy przy tym, że "chory i podły umysł wysnuje chory i podły morał." Bardzo mi to odpowiada.

*co jest bardzo szkodliwe już dla samego medium komiksowego - nie chciał bym, żeby znalazł się w rękach kogoś, kto ma złe zdanie o poziomie intelektualnym komiksów.

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

Tekst miał być jeszcze opatrzony wstępem. Dopisałem go po jakimś czasie i miałem puścić na blogu - ale tekst ukazał się gdy byłem na koncercie. Oto on:


Nie zawarłem w recenzji wszystkiego co bym chciał - i tak jest moim zdaniem za długa. No ale od czego w końcu jest blog. Przede wszystkim uważam, że recenzent powinien (a przynajmniej powinien próbować) być obiektywny, ale w tym przypadku emocje wzięły górę i nie byłem w stanie zniżyć się do poziomu intelektualnego prezentowanego przez autora. Jest prawdą, że na pewno różni nas światopogląd, uduchowienie (w tym przypadku zaryzykuję tezę, że autora cechuje brak uduchowienia), spojrzenie na sztukę i w końcu na komiks. W wielu recenzjach (osób, których zdanie, teksty lubię i szanuję) przewija się stwierdzenie, że Arcudi stawia pytania i pozostawia je bez odpowiedzi. Ja widzę tu dość jasno postawioną tezę. Autor był na tyle bezpośredni, dosłowny, że ułomność i słabość człowieka musiał przedstawić jako robaki wychodzące z jego oczu, a personifikację Boga jako superherosa zabijającego setki ludzi bez powodu. Już bardziej subtelną metaforą zdaje się bomba atomowa. Wątek porzucenia ludzi przez Boga jest motywem przewodnim wielu moich ulubionych książek, komiksów, filmów. Ten komiks też w jakimś sensie podejmuje tę tematykę, ale tak prostacko, że mnie osobiście nie skłania do refleksji czy zadumy, jeśli już to nad stanem współczesnej kultury, jej dążeniem do dosłowności (sic! piętno czasów świetności gore?) i niezbyt wyszukanymi potrzebami odbiorców. Osobiście nie chciał bym, żeby komiks jako medium kojarzył się z takimi tytułami jak "Byłem Bogiem".

Grant Morrison pisze...

a czytelnik recenzji ma prawo napisać w czym nie zgadza się z recenzentem.
się nie podoba - się nie czyta komentarzy...

"A propos anonimów: Godai to imię czy nazwisko?"
Godai to coś więcej. Godai to styl życia!

pstraghi pisze...

Jako autor pozytywnej recenzji Byłem Bogiem chciałem popolemizować. Ale później przeczytałem:


"Jak większość z Was jestem osobą wychowaną na komiksach i - jakby pedalsko to nie brzmiało - rajtuzy to część mojej osobowości."

"Możliwe, że da się te wcisnąć przygłupim Amerykanom."

I jakoś już nie chcę.

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

Nie wiedziałem, że jesteś taki wrażliwy Tomku.

Anonimowy pisze...

W kwestii cytowania: żaden z cytowanych fragmentów w tekście nie istnieje, nie zawierają one również sensu w kontekście komiksu (natomiast doskonale pasują do tezy postawionej przez recenzenta: "to głupi, prostacki komiks").

--

W kwestii Czarnego Łabędzia: Widziałem film. Oglądałem bez kontekstu i jakichkolwiek oczekiwań. I dobrze się bawiłem. Formą, fabułą, grą aktorską. Aż do momentu, gdy w napisach końcowych nie zobaczyłem nazwiska reżysera. Film momentalnie spadł o kilka półek w rankingu i trafił do szufladki "popłuczyny po Requiem". Wszystko przez jedno nazwisko nadające dziełu kontekstu.

Warto przy okazji zapytać:
Arcudiemu, komiksowemu rzemieślnikowi od Obcych i BPRD nie wypada pisać o Boskości i treściach uniwersalnych? Nie jest tego godzien z racji bycia rzemieślnikiem?

--

Nie piszę, że to źle, że nie zrozumiałeś. Pytam, czy dopuszczasz możliwość, że się pomyliłeś? Pytam, czy uważasz się za wszechwiedzącego i z miejsca odrzucasz inne interpretacje, różniące się od Twojej?

--

"Personifikacja Boga" zabija ludzi "bez powodu"? Gdzie powiedziane jest, że ten chory psychicznie człowiek był Bogiem? Gdzie w komiksie jest mowa, że bohater został "obdarzony boskością"?
Czytaliśmy ten sam komiks?

Nie mówię, że nie masz prawa do własnej interpretacji dzieła. Mówię, że możesz się mylić.

--

Czasami komiks to tylko komiks. Bez ukrytych znaczeń, tajnych aspiracji i głębokich treści ukrytych przez autora. To, czego się spodziewamy po komiksie - to już inna sprawa.

--

"Nie chciał bym, żeby znalazł się w rękach kogoś, kto ma złe zdanie o poziomie intelektualnym komiksów"
oraz "Osobiście nie chciał bym, żeby komiks jako medium kojarzył się z takimi tytułami jak "Byłem Bogiem".

A to już są zapędy cenzorskie.

Do Twojej wiadomości: Komiks to medium jak każde inne. Nie musi być dziełem oświeconym, przekazującym Prawdę, skłaniać do refleksji, itp.

Czekamy na recenzje o postawie filozoficznej McKwaka i jej wpływie na mentalność młodocianych.

--

"Prostacki bełkot", "przygłupi Amerykanie", "pedalstwo", kpiny z wpisów komentujących. Mentalność intelektualna tej recenzji oddaje jej jakość.

Janusz Marciniak

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

===========

"Do Twojej wiadomości: Komiks to medium jak każde inne. Nie musi być dziełem oświeconym, przekazującym Prawdę, skłaniać do refleksji, itp."

Ale ten komiks chciałby to robić tyle, że we mnie nie wywołał takiego efektu... jak byś go nie postrzegał to nie jest "niezobowiązująca rozrywka".

===========

"Arcudiemu, komiksowemu rzemieślnikowi od Obcych i BPRD nie wypada pisać o Boskości i treściach uniwersalnych? Nie jest tego godzien z racji bycia rzemieślnikiem?"

Jasne, że może. Ma zapewne nawet do tego talent. W jego "Predatorach" najbardziej udane było to, że przedstawił ich jak żywioł (wręcz plagę, kare, palec Boży). Tu też jest ten element, dlatego wspomniałem w recenzji o klęskach żywiołowych. Niestety wg mnie temat go po prostu przerósł.

===========

"Nie piszę, że to źle, że nie zrozumiałeś. Pytam, czy dopuszczasz możliwość, że się pomyliłeś? Pytam, czy uważasz się za wszechwiedzącego i z miejsca odrzucasz inne interpretacje, różniące się od Twojej? "

Uważam recenzję Marcina za trafniejszą i bardziej obiektywną. Bardzo podobała mi się też całkiem pozytywna recenzja Dariusza Hallmanna. Jestem też pewien, że poświęciłem temu komiksowi zbyt mało czasu, ale z drugiej strony uważam, że nie był tego wart. Może mój osąd jest autorytarny, ale w końcu siedzę dość mocno w tego typu tematach (nieustannie frapuje mnie Bóg - tudzież jego brak, szukam sposobności do kontaktu z nim poprzez sztukę itd).

Najbardziej mnie dziwi twój zarzut, że niby oczekiwałem komiksu superhero, tak jak bym się mainstreamem, pulpą samą na co dzień na tych Kolorowych Zeszytach zajmował, albo była by to moja pierwsza recenzja...

===========

""Personifikacja Boga" zabija ludzi "bez powodu"? Gdzie powiedziane jest, że ten chory psychicznie człowiek był Bogiem? Gdzie w komiksie jest mowa, że bohater został "obdarzony boskością"?
Czytaliśmy ten sam komiks?""

A gdzie było powiedziane że jest chory psychicznie? Wątki religijne są tu są równie oczywiste co potraktowane po macoszemu... kreacja sama w sobie jest już jakąś umownością i nawet jak by to było wprost powiedziane to mógłbyś dywagować że jest inaczej. W "Dziecięciu Bożym" McCarthyego też nie ma mowy o tym, że bohater jest personifikacją Jezusa a taka interpretacja nasuwa mi się sama - dla większości czytelników bohater pozostaje jednak seryjnym zabójcą i troglodytą. Jeśli chcesz się kłócić o samą interpretacje to ja nie widzę w tej dyskusji sensu.

=============
"A to już są zapędy cenzorskie. "

Nie przesadzaj.

===================

" (...)"przygłupi Amerykanie", "pedalstwo", kpiny z wpisów komentujących. "

I co uważasz mnie za homofoba nienawidzącego wszystkiego co amerykańskie? Trochę dystansu chłopie. Poprawność polityczna to najgorsze co spotkało kulturę w ostatnich dekadach... pisałem tę recenzje na luzie, czytając ją miałeś się dobrze bawić a dostałeś sraczki. Najwyraźniej nie wyszło...

Anonimowy pisze...

Specyfika naszego rynku jest taka, że i tak większość publikowanych u nas komiksów jest zazwyczaj powyżej przeciętnego poziomu. I stąd niestety rozbestwienie części recenzentów, którym trudno dogodzić przyzwoitą opowieścią. Niestety "Watchmen" czy "Liga Niezwykłych Dżentelmenów" trafia się raz na kilka (albo i więcej) lat...

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

"Specyfika naszego rynku jest taka, że i tak większość publikowanych u nas komiksów jest zazwyczaj powyżej przeciętnego poziomu."

Zgadzam się. Ale w tym przypadku to komiks aspirujący. To nie ja porywałem się z motyką na słońce tylko twórca. Nie rozumiem dlaczego miałbym zniżać się do poziomu autora - tym bardziej, że głęboko wierzę, że polscy czytelnicy są na dość wysokim poziomie. Postępując inaczej byłbym nie fair wobec nich i wobec siebie. Upraszczając - wole jednak czytać komiksy stworzone przez ludzi mądrzejszych* od mnie.


*mówię tu zarówno o intelekcie jak i uduchowieniu.