poniedziałek, 5 grudnia 2011

#915 - New Avengers t.02: Sentry

Drugi tom opowiadający o losach nowego wcielenia legendarnych Avengers teoretycznie stanowi idealny komiks dla czytelników, którzy wychowywali się przy kolejnych pozycjach wydawanych przez TM-Semic. Scenarzyści proponują bowiem odbiorcy niewyszukaną, ale całkiem sentymentalną i bezpretensjonalną zabawę. Jest dowcipnie, przede wszystkim zaś autoironicznie, co stanowi największy atut "Sentry". Szkoda tylko, że w pewnym momencie robi się nazbyt poważnie, a rzecz okazuje się jakościową równią pochyłą.

To, co dzisiaj mogłoby śmieszyć niemłodych już czytelników - jak choćby ogromna naiwność opowiadanej historii i wszystkie tego konsekwencje - już na samym początku komiksu wzięte jest w cudzysłów. Scenarzyści wprowadzają zdrowy dystans, dzięki któremu lektura ich dzieła jest naprawdę zabawna i przyjemna. Wystarczy choćby spojrzeć na pozy, jakie przybierają kolejne postaci poubierane w kolorowe trykoty - ich "pomnikowość" z miejsca zostaje wyszydzona. Nie poprzez ich ewentualną karykaturalność - wszak autorzy ewidentnie darzą swoich bohaterów pozytywnymi uczuciami - lecz poprzez słowa jednej z nich. "Rety, w pozowaniu jesteście nieźli" - mówi do swoich towarzyszy Spider-Man, kiedy szykują się do starcia z pewnym złoczyńcą. Dopiero po tej kwestii bezpardonowa walka będzie mogła dojść do skutku. Zaś dzięki kolejnym nieustanne mordobicie, jakiego uświadczymy, nie będzie miało jakichkolwiek znamion wtórności czy bezsensu. Rozpierducha będzie prosta i przewidywalna, ale nie będzie to jej absolutnie w niczym ujmować. Najważniejsza jest zabawa, zaskakująco świeża.

Druga część opowiadanej historii rozpoczyna się jeszcze lepiej - oto bowiem przenosimy się do świata komiksu sprzed jakichś czterdziestu lat. Doskonała stylizacja, wreszcie nawał okropnie naiwnych sytuacji i pretensjonalnych dialogów, które dzięki ponownemu wzięciu w cudzysłów czynią ten fragment najzabawniejszym i najlepszym z całego tomu. Szkoda, że jest taki krótki. Przede wszystkim jednak szkoda, że po nim autoironii jest już stopniowo coraz mniej. Na kartach opowieści jako jedna z postaci pojawia się sam scenarzysta komiksu, Paul Jenkins, czym wprowadza nie lada zamieszanie. Kiedy sytuacja wyjaśnia się "Sentry" staje się nagle historią opowiadaną na poważnie. Staje się też najprawdziwszym wehikułem czasu mającym uczynić odbiorcę nieco młodszym, niż obecnie jest. Scenarzyści już go nie dystansują, lecz wprowadzają w sam środek akcji. Niestety, jak dla mnie, wehikuł ten okazuje się nie tyle wadliwym, co bezsensownym. Poprzez niego autorzy strzelają sobie w stopę. Pozbywają się największych plusów dzieła, zastępując je sztampą.

Historia znacznie komplikuje się, ale szybko wychodzi na jaw, iż "nie taki diabeł straszny". Problem polega na tym, że jej podstawą są liczne, a przede wszystkim bardzo, ale to bardzo dosadne dialogi, które wyjaśniają odbiorcy więcej niż trzeba. W pewnym sensie traktują go jak przygłupa. Niejako dla ożywienia sytuacji podpartej naiwną, czasem nawet graniczącą z bełkotem "psychoanalizą" tytułowego bohatera, pojawiają się krótkie sceny akcji. Nie tylko jednak wcale opowieści nie ożywiają, ale wręcz dobijają ją. Przewija się w nich cała masa postaci, ale żadna z nich nie różni się niczym od pozostałych, pomijając oczywiście sam wygląd czy super-moce. Wszystkie są nijakie, pozbawione jakiegokolwiek charakteru. To skaczące i krzyczące kukiełki, sztucznie dramatyzujące opowiadaną historię. W ten sposób "Sentry" z komiksu naprawdę dobrego robi się komiksem niezbyt interesującym, a przynajmniej dla mnie. Podczas lektury śmiałem się cały czas. Tyle że początkowo śmiałem się tam, gdzie autorzy chcieli bym się śmiał, a później zupełnie na odwrót.

20 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Recenzenta nie potrafią bawić występy gościnne innych bohaterów ze świata Marvela i z tego faktu recenzent robi problem. A innych czytelników bawi to, że w komiksie pojawiła się Fantastyczna Czwórka czy Inhumans. Taka karma.

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

Anonim jest strasznym tchórzem. Do tego stopnia, że nie ma nawet na tyle odwagi by się podpisać. W przyszłym wcieleniu odrodzi się prawdopodobnie jako owsik. Taka karma.

Anonimowy pisze...

Anonimowy 1 nikogo nie obraził, Krzysztofie Ryszardzie. Ty nie mogłeś się opanować i walisz personalami po anonimowym ryju. Lubisz to?
--
Anonimowy 2

Anonimowy pisze...

to głupota i dziecinada sądzić że jak ktoś podpisze się Stefan zamiast Anonim to zmienia postać rzeczy.
Piotr

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

Stwierdzam tylko fakty. Taka karma tchórza. Nie mam zamiaru rozmawiać z tchórzami i trollami. Gdyby to była moja recenzja to bym cię po prostu skasował.

Dobranoc.

Anonimowy pisze...

Panie Wojciechowski, żeby dyskutować, to trzeba mieć argumenty. Pan zamiast nich używa inwektyw. Zaiste, odważnie.

nie pozdrawiam,
Jan Maria Aleksandrowicz

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

Czytał Lucjan Szołajski.

Anonimowy pisze...

...i słabych dowcipasów.

dobrej nocy Panie Wojciechowski,
Jan Maria Aleksandrowicz

amsterdream pisze...

Nijaka strasznie ta recenzja. New Avengers - Sentry to jeden z najlepszych superbohaterskich komiksów wydanych w Polsce w ostatnich latach - nieustanna gra konwencjami, mruganie do czytelnika, świetne portrety psychologiczne postaci, łamanie schematów. Jeżeli autor tego nie widzi i pisze o sztampie (sic!) i nijakości to lepiej będzie jak sobie daruje recenzje komiksów Marvela.

amsterdream pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Kuba Oleksak pisze...

To ja dorzucę swoje trzy grosze w kwestii dyskutowania z anonimami. Jeśli Szyłak powie, że komiks to forma polegająca na łączeniu słowa z obrazem to warto będzie się nad tym stwierdzeniem w sposób odpowiedni pochylić.

Jeśli to samo powie maturzysta na swojej prezentacji lub jakoś mądraliński na forum to trzeba mu albo obniżyć ocenę, albo odesłać do biblioteki, aby mógł nadrobić zaległości.


I ja doskonale rozumiem, że Marcinowi może przeszkadzać konwencjonalność "Mścicieli", która mnie nie razi i rozumiem jego zarzuty. Są jak najbardziej zasadne i nie polegają tylko na stwierdzeniu, że "występy gościnne" są be.

A co do samej recenzji - nie jest to najlepszy tom z serii pierwszej "NA", będą jeszcze lepsze i te najlepsze.

Łamie konwencje? Toż to chamski retcon po prostu, bo Bendis "miał plan" co do Sentry`ego (jak się okazało po "The Siege" - głupi).

Mruganie okiem do czytelnika? Przecież o tym Marcin napisał.

Świetne portrety psychologiczne? W komiksie o superbohaterach? Błagam, litości...

Spidey, niestety nie jesteś wyrocznią w temacie super-hero. Deal wit it.

Bartek "godai" Biedrzycki pisze...

amsterdream: to, że recenzent myśli inaczej niż ty, to niestety nic nie znaczy. Oprócz tego, że myśli inaczej.

Nikt nie ma monopolu na prawdę, a na pewno nie wierni fani, których ogląd jest subiektywny ;)

Anonimowy pisze...

Amsterdam i Anonimowy mają trochę racji, niestety. Komiksy Marvela to fabuły opierające się na konfliktach między bohaterami i ich wrogami, a w przypadku ich braku - samymi bohaterami.

New Avengers zostało (prawdopodobnie) wybrane do publikacji ze względu na
a) zestaw rysowników - atrakcyjne ilustracje (Finch, McNiven, Coipel),
b) zestaw atrakcyjnych, reprezentacyjnych bohaterów z całego uniwersum (Spider, Kapitan Ameryka, Wolverine, Iron Man),
c) najbliższe powiązanie tytułu z wydarzeniami dotyczącymi całego uniwersum (House of M, Civil War, Secret Invasion, Dark Reign, Siege).

To fabuły oparte na współistnieniu wielu bohaterów - w momencie w którym recenzent nie zauważa istnienia rysowników ani większego kontekstu ("To skaczące i krzyczące kukiełki, sztucznie dramatyzujące opowiadaną historię"), - należy się zastawić, czy nie przekierować recenzenta do innych zadań - bo istnieje zagrożenie ze kolejne recenzje bedą generowane programowo - komiksy Marvela będą równane z glebą z zasady, bo trykotom się należy, bo to trykoty bez głębi psychologicznej, kukiełki.

A w kolejnych tomach kukiełek będzie więcej. Na tym polega specyfika tego świata - pojawienie się postaci w jednym tytule może zachęcić czytelnika do sięgnięcia po inny tytuł, z tą postacią w roli głównej, albo, jak w przypadku tej recenzji - recenzji częściowo negatywnej.

Z innej beczki: Jest jakiś powód dla którego nie ma u was recenzji z Komiksu Giganta, prawda?
--
Jan Maria Aleksandrowicz

Tomek pisze...

Pozwolę sobie też zabrać głos, jako że posiadam ten komiks. Zgadzam się po części z panem J.A.M, mianowicie a: Recenzent nie napisał ani słowa o ilustracjach, co to, zaczynamy już w komiksach zwracać uwagę tylko na fabułę, rysunek be? Bo to coraz bardziej zauważalna tendencja, nie tylko na kolorowych. A pan Finch rysuje zajebiście i chociaż jedno zdanie w rzetelnej recenzji powinno o tym być, no chyba że nie zayważyłem że jest to przepraszam, b: Ja w tym komiksie w ogóle nie widzę mrugnięcia okiem, pozy są bo tak ma być, jak się śmietanka herosów prezentuje, przecież nie będą siedzeć na łąwce i jeść hamburgerów. A że spidey docina to w jego aktualnym wydaniu normalne na każdym kroku, to już nie te historie co w Tormencie nam fundowano. I dajcie żyć anonimom, bo czasem faktycznie normalnie piszą, a wszyscy na nich wjeżdżają, aż czasem sam się boję wypowiadać. Zablokujcie im tą możliwość jak tak boli i po sprawie. Ufff, pzdr T.

Tomek pisze...

McNiven oczywiście, się zapędziłem.

Krzysztof Ryszard Wojciechowski pisze...

"Z innej beczki: Jest jakiś powód dla którego nie ma u was recenzji z Komiksu Giganta, prawda?"

Powód jest taki, że nie mam miejsca w domu. Zbieram tylko wybrane rzeczy ze świata kaczek. Ale mam nadzieję że w przyszłym roku będzie co nieco o komiksach z Kaczogrodu na kolorowych bo jestem od dłuższego czasu zainteresowany tematem.

Bartek "godai" Biedrzycki pisze...

Jan Maria: ale to, że taka jest specyfika, niestety nie musi działać na korzyść komiksu. Taka specyfika amerykańskiego mainstreamu jest akurat wyjątkowo słaba i o le występy gościnne mnie jarały jak czytałem je np. w 1992 roku, to z czasem człowiek zaczyna oczekiwać więcej, niż tylko "specyfika". Dlatego na przykład "Long Halloween" jest dobryk komiksem, a "Hush" nędznym, chociaż jeden i drugi mają to samo - dużo występów gościnnych, ciekawy rysownik i gra "zgodnie ze specyfiką".

"Konstrukt" na przykład programowo jest bełkotliwy, bo taka jego specyfika, założona przez autora. I niestety to nie tłumaczy braku fabuły i sensu.

Marcin Z. pisze...

Be cool, gentlemen, be cool.
Trochę uogólniacie. I trywializujecie. Co ma przedmiotowe potraktowanie postaci w drugiej części komiksu do mojego rzekomego oceniania superhero z góry? Przecież nie krytykuję "Sentry" dlatego, że są w nim goście w kolorowych trykotach. Jakoś pierwsza część komiksu bardzo mi się podobała. Czyżby Waszym zdaniem nie było w niej superbohaterów?

Co innego, kiedy każdy z nich ma swoją rolę i charakter, zaś schematyczna napierdalanka wykreowana jest z odpowiednim jajem, a co innego, kiedy pojawienie się danej postaci w kadrze ma być wartością samą w sobie, a w żaden sposób nie wpływa na rozwój historii (rozumiem, że to dla wielu może być bardzo przyjemny smaczek, ale to już nieco inna sprawa), która skupia się na łopatologicznej psychoanalizie. A która rozciągnięta jest w czasie na miarę bójek z "Dragon Ball Z".

Bardzo lubię zabawę konwencjami. Ale nie, kiedy i ona ma być wartością samą w sobie. Chętnie poczytam co jest w tym fajnego w wypadku "Sentry". Do czego to prowadzi, oprócz zmiany tonacji i - jak dla mnie - poziomu historii.

Co do oprawy wizualnej to nie mam nic na swoją obroną. Rysunki są świetne, ale po lekturze ich miejsce w mojej głowie zajął ogromny zawód odnośnie scenariusza.

Kuba Oleksak pisze...

Jak widać Marcin sam nieźle się umie "bronić" i adwokatów nie potrzebuje. Bo nawet "wystep gościnny" może być sensowny.

A co do niektórych tez Jana Mariana chętnie się do nich odniosę jutro w szerszym poście.

Anonimowy pisze...

Wybaczcie panowie, czekałem na obiecany ciąg dalszy od Kuby (nie ma nie ma nie ma). Jeśli dobrze zrozumiałem Marcin nie rozumie czemu ma służyć skomasowanie superbohaterów. Proste - to demonstracja siły. Pokazanie, że Voida nie są w stanie pokonać superbohaterowie w masie, a numer psychologiczny wykonany 'od środka' jest raczej jednorazowy. To pokazanie mocy i potencjalu Sentry'ego i/lub Voida. Może się nie podobać, ale to nie powód do mieszania go z błotem dlatego, ze się nie zrozumiało tematu.

pozdrawiam,
Jan Maria Aleksandrowicz