środa, 27 lipca 2011

#817 - Highschool of the Dead, tomik 1

Robert Kirkman na łamach "Żywych Trupów" opowiada o infekcji zombie w konwencji tak realistycznej, jak to tylko możliwe. Pomimo obecności makabrycznego sztafażu rodem z opowieści grozy czy tanich slasherów, akcja komiksu skupia się głównie na wątkach obyczajowych. W serii akcent położony jest nie na straszenie czy epatowanie makabrą, ale na to, jak reagują zwykli ludzi znajdując się w ekstremalnej sytuacji.

"Żywe Trupy" są bardzo "na serio". Momentami, aż do przesady. Niekiedy Kirkman bawi się w psychologa od siedmiu boleści, co objawia się w nadprodukcji kadrów z "gadającymi głowami" i dętymi dialogami. W zarysie samego pomysłu seria "Highschool of the Dead" jest bardzo podobna do amerykańskiego bestsellera. Ot, zombie ni stąd, ni zowąd pojawiają się we współczesnym świecie. Robią to, czym przeciętnie nieumarłe stwory się zajmują – pożerają tych, którzy pozostali przy życiu i w ten sposób jednocześnie się reprodukują. Jedyny sposób, aby się ich pozbyć to celny strzał/uderzenie w głowę. Zaskoczeni w swoim liceum Hisashi Igo, Takashi Komuro i Rei Miyamato będą musieli się szybko nauczyć tych prostych reguł, jeśli chcą przeżyć w świecie opanowanym przez żywe trupy.

W porównaniu do Kirkmana i jego "Trupów" podejście Daisuke Sato i Shouji Sato do klasycznego motywu jedzących ludzkie mięso nieumarłych jest biegunowo inne. Manga ich autorstwa to prawdziwa popkulturowa orgia ogranych schematów. Krwawa, rozerotyzowana, infantylna. Kpiąca sobie jakiegokolwiek umiaru. "Highschool of the Dead" utrzymane jest w młodzieżowej stylistyce (wszak to shonen!), a na kartach komiksu nie braknie trupiaków, samurajskich mieczy, skąpych mundurków szkolnych wypełnionych falującymi biustami, krótkich spódniczek, spod których prześwitują białe majteczki, ukazujące się oczom czytelnika podczas scen uciekania, walczenia, szukania schronienia. Czyli właściwie przy każdej możliwej okazji. A prawdziwym symbolem "HsotD" jest zombiak powoli wgryzający się obrośnięte tłuszczem mięso zlokalizowane w okolicach nad wyraz bujnie rozwiniętych partii piersiowych urodziwych licealistek.

Manga narysowana jest w nowoczesnym stylu – kreska Shouji Sato jest swobodna i pełna energii, a jednocześnie soczysta. Artyście, który swój warsztat doskonalił tworząc produkcje spod znaku hentai i dojinshi, nabierał biegłości w rysowaniu kobiecych krągłości, które w pełni możemy podziwiać w "HsotD". Niestety, kieszonkowy format nie pozwala moim starym oczom w pełni nasycić się oprawą wizualną - wszystko jest po prostu strasznie małe.

Aż dziw bierze, że nikt do tej pory nie wpadł na tak genialny w swojej prostocie pomysł połączenia zombiaków, delikatnej estetyki gore z erotyką w dopuszczalną dawką nagości dla przeciętnego nastolatka. Koncept zombie high school drama to przecież murowany hit, przy odrobinie promocji. I taki los spotkał właśnie "Highschool of the Dead". Cóż z tego, że komiks pełen jest seksistowskich stereotypów, jego przyszła fabuła pewnie zamknie się w klasycznym schemacie survival horroru (chyba, że scenarzysta będzie chciał czymś zaskoczyć i szykuje jakieś niespodzianki w kolejnych tomikach), a i ona nie jest tak ważna, jak pantsu, fan-serwis i rozwałka. Manga odwołuje się bezpośrednio do swojego modelowego odbiorcy, któremu do pełni szczęścia wystarczą cycki, posoka i postacie, z którymi będzie mógł się identyfikować. W pełni spełnia swoje eskapistyczne, rozrywkowe zadanie, będąc popkulturą w czystej, wręcz modelowej postaci.

5 komentarzy:

Paweł Deptuch pisze...

Ta manga to straszne gówno, ale nie powiem, że nie miałem przyjemności z jej czytania :D Fajne cameo Simona Pegga.

kelen pisze...

Kupiłem 1 tom, bo wszędzie polecali.
No i zawiodłem się - fabuła jest strasznie naiwna, a wszechobecny fanserwis jest po prostu żałosny :(

Dariusz Hallmann pisze...

Cześć, Kubo! Ja też napisałem jakiś czas temu dla Alei recenzję "Highschool...".:)
Według mojej wiedzy Daisuke i Shouji to bracia. Pozdro!

Kuba Oleksak pisze...

Witaj na Kolorowych, Dariuszu! Dzięki za uwagę, poprawione! Nie wiem skąd mi się ta kobiecość wzięła.

Dariusz Hallmann pisze...

To przydałoby się jeszcze połączyć "High School" w "Highschool". Mnie początkowo też zmyliło to, co jest na okładce.

A tak w ogóle jestem pełen uznania dla tego, co tutaj robisz!