niedziela, 31 lipca 2011

#820 - Komix-Express 99

Akcja "Komiks Bękartem Kultury" dobiegła swojego końca. W sumie pod listem do Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego podpisały się 849, które sprzeciwiły się traktowaniu sztuki obrazkowej po macoszemu (delikatnie mówiąc) na Europejskim Kongresie Kultury we Wrocławiu. Dużo to czy mało - nie umiem powiedzieć. Wszyscy zaangażowani w inicjatywę starali się, jak mogli. Sebastian Frąckiewicz, inicjator całego przedsięwzięcia, nie kryje swojego rozczarowania postawą ludzi zawiadujących EKK, a wtóruje mu Kuba Jankowski, który z ramienia Polskiego Stowarzyszenia Komiksowego próbował jeszcze coś ugrać odwiedzając Instytut Audiowizualny w Warszawie. Niestety, projekt roboczo określany, jako "Czytelnia" również nie wypalił. Przez cały poprzedni tydzień przez środowisko komiksowe przetoczyła się burzliwa dyskusja o tym, jak w naszym kraju komiks jest traktowany i co robi się, aby zmienić ten stan rzeczy. Swoje trzy grosze dorzucili również Śledziu i Daniel Gizicki, a momentami było bardzo gorąco. I cóż na zakończenie tego wszystkiego mogę powiedzieć? Myślę, że nie ma jakiegoś złotego środka na wyciągnięcie tych niepoważnych kolorowych zeszytów z niszy, w której się znajduje. Wiem, że ja będę robił to, co do tej pory. I to jest chyba jakiś sposób. Komiksiarze niech tworzą, wydawcy wydają, publicyści piszą, a ci którzy ograniczają się do komentowania - cóż, niech komentują dalej. (KO)

Wydawnictow Egmont zaprezentowało swoje zapowiedzi na wrzesień. W pierwszym miesiącu szkoły, oprócz kolejnego zeszytu z serii "Star Wars Komiks" poświęconego Asajj Ventress i jego odprysków: "Star Wars Komiks: Wydanie Specjalne" (zatytułowanego "Zdrada" i kosztującego 9,99 zł) oraz "Star Wars Komiks Extra" ("Wysłannicy Jedi", 14,99 zł) ukażą się zaledwie czterypozycje opatrzone logiem Klubu Świata Komiksu. Fanów klasyki polskiego komiksu zapewne ukontentuje wznowienie w twardej oprawie albumu "Kajtek i Koko: Profesor Kosmosik" Janusza Christy i 31. księga "Tytusa, Romka i A`Tomka" Papcia Chmiela zatytułowana "Tytus kibicem", Miłośnicy mangi będą musieli zadowolić się 21. tomem "Miecza Nieśmiertelnego", a do sklepów trafi również kolejne wydanie zbiorcze "Lucky Luke`a" (znajdą się w nim "W górę Missisipi", "Na tropie Daltonów", "W cieniu wież wiertniczych"). Nie można oprzeć się wrażeniu, że Egmont zbiera siły przed październikowym uderzeniem na Łódź... (KO)

Tomasz Kleszcz w pocie czoła pracuje nad drugim tomem "Kamienia Przeznaczenia". Według planu komiks ma ukazać się na październikowym Międzynarodowym Festiwalu Komiksu w Łodzi. Docelowo album ma liczyć 55 stron. Autor wciąż poszukuje kolorysty, który pomógłby mu w nałożeniu barw na jego szkice. Na blogu Kleszcza można znaleźć kilka, przykładowych grafik promujących "Kamień", a więcej informacji o postępach będzie można przeczytać już wkrótce. A tymczasem pierwsza część komiksu całkiem niedawno doczekała się recenzji pióra Macieja Gierszewskiego na jego Kopcu Kreta. (KO)

Albert Uderzo rezygnuje z pisania scenariuszy do "Asteriksa". Na tym stanowisku zastąpi go Jean-Yves Ferri. Wcześniej, do rysowania przygód niepokonanych Galów został odelegowany Frédéric Mébarka, z którym będzie współpracował jego brat, Thierry. Tym samym po rezygnacji Uderzo i śmierci Rene Goscinnego jeden z najpopularniejszych i najbardziej znanych seriali komiksowych pozbawiony został swoich oryginalnych twórców. Ferri znany jest ze współpracy z magazynem "Fluide glacial" (od 1993 roku). W swoim dorobku ma pięciotomową serię "Le Retour à la terre" (z rysunkami Manu Larceneta), "Aimé Lacapelle" (cztery albumy) oraz "Fables autonomes" (dwa). (KO)

29 lipca na ekrany polskich kin wszedł "Green Lantern". Polskim widzom przyszło poczekać nieco dłużej na film w reżyserii Martina Campbella, który na świecie zadebiutował 14 czerwca i raczej nie przypadł do gustu ani widzom, ani krytykom. W wielkoekranowej i trójwymiarowej adaptacji klasycznego komiksu ze stajni DC Comics w głównych rolach obsadzenie zostali Ryan Reynolds (Hal Jordan), Blake Lively (Carol Ferris), Mark Strong (Sinestro) i Peter Sarsgaard (Hector Hammond). Po raz pierwszy pierścieniem Korpusu Zielonych Latarnii został obdarowany ziemianin. I tylko on, Hal Jordan, jest w stanie ocalić cały wszechświat, przed budzącym grozę Parallaxem. (KO)

sobota, 30 lipca 2011

#819 - Trans-Atlantyk: San Diego Comic Con 2011 Special (cz.2)

O mutantach Marvela było w tym roku stosunkowo cicho. Nie licząc powrotu Cable`a, o którym piszę poniżej, brakowało sensacyjnych wieści. Oczywiście Jason Aaron, Axel Alonso i Arune Singh podgrzewali, jak tylko potrafi atmosferę wokół wielkich, rewolucyjnych zmian, które ma wprowadzić "Schism". Dawano do zrozumienia, że Cyclops może nie przeżyć tej historii, ale raczej nikt nie daje temu wiary. Peter David nie pozostawał im dłużny i chwalił swoje "X-Factor", w którym również wielki rozłam wśród mutantów da o sobie znać, a Wolfsbane wkrótce urodzi swoje dziecko. Wkrótce Victor Gischler wróci do "X-Men", a Ron Garney - do "Wolverine". Na panelu pojawił się również zagadkowy teaser, być może zwiastujący zgon Deadpoola, w lutym 2012 luty. Przy okazji spotkania promującego "Real Steel" Hugh Jackman potwierdził, że w drugim "Wolverinie" pojawi się Silver Samurai. Nie wiadomo jeszcze kto będzie grał rolę Keniucho Harady. (KO)

Tuż przed konwentem w San Diego Dom Pomysłów zaprezentował teaser nowego komiksu Jepha Loeba i Ed McGuinessa. Jak spekulowano, duet znany z takich pozycji, jak "Hulk" czy "Superman/Batman", miał wspólnie przygotować serię on-going, w której wspólnie występowaliby kapitan Ameryka, Thor i Iron-Man. Ostatecznie to nie marvelowska Trójka powróci, ale Cable. Wydaje mi się, że to sporo niespodzianka. Bohater, który całkiem niedawno poświęcił swoje życie podczas "Second Coming" dostanie nowy on-going w grudniu 2012. Loeb nie posiada się z radości pisania jednego ze swoich ulubionych bohaterów, a Axel Alonso mówi, że obok Scarlet Witch i Hope to właśnie Cable ma być jedną z najważniejszych postaci w Marvelu w przyszłym roku. (KO)

Na panelu poświęconym Człowiekowi Pająkowi dominował nastrój oczekiwanie na pierwszą część "Spider-Island", która ukaże się w 666. numerze "The Amazing Spider-Mana" w przyszłą środę. Ujawniono, że całość ma zamknąć się w ośmiu częściach. Redaktor linii tytułów poświęconych Spiderowi i jego rodzinie, Steve Wacker, był pod wrażeniem, jak Danowi Slottowi udało się odświeżyć Jackala, klasycznego villaina, który był zatruwał życia Petera Parkera w latach dziewięćdziesiątych. Pytany o powrót Bena Reilly`ego stwierdził, że była to ciekawa postać, ale jego historia została już opowiedziana i Marvel nic takiego nie planuje. Jak zatem traktować jego wypowiedz w kontekście pojawienia się teasera z kurtką należącą do niesławnego spider-klona? Na spotkaniu byli również obecni inni twórcy, piszący przygody herosów mocno związanych z Nowym Jorkiem. Mark Waid, pracujący nad "Daredevilem" mówił, jak trudno zmagać się z dziedzictwem Franka Millera, ale dodał z rozbrajającym uśmiechem, że premierowy numer serii jest tak dobry, że drugi się nie ukaże. Humor dopisywał również Gregowi Rucce, który przygotowując się do pracy nad "Punisherem" wychodził nocami na ulicę i mordował przestępców. (KO)


Najciekawszą nową serią zapowiedzianą przez Dom Pomysłów w San Diego wydaje się nowa inkarnacja Hulka. Wszystko wskazuje na to, że zielonoskóry olbrzym, wbrew plotkom rozsiewanym tu i ówdzie, przetrwa "FI". Zaraz po zamknięciu "The Incredible Hulks" dostanie nowy miesięcznik, zatytułowany po prostu "Incredible Hulk", który pisany będzie przez Jason Aarona, z rysunkami Marca Silvestriego. W pierwszej historii zatytułowanej "Hulk Asunder" Hulk zostanie odseparowany od Bannera i konflikt pomiędzy dwoma osobowościami przeniesie się z ich wspólnego ciała, do uniwersum Marvela. Nie będzie to pierwszy raz, kiedy człowiek zostanie oddzielony od potwora, ale tym razem Aaron chce pokazać, że linia podziału pomiędzy tym co ludzkie, a tym co nieludzkie jest niewyraźna. Startująca w listopadzie seria będzie świetną pozycją dla nowych czytelników, aby zapoznali się z postacią Hulka. (KO)

Mini-seria "The Twelve" już wkrótce doczeka się swojego finału. Po publikacji numeru ósmego (z dwunastu zaplanowanych), na początku 2009 roku Joe Quesada ogłosił, że scenarzysta, J. Micheal Straczynski, zajęty pracą w branży filmowej, robi sobie przerwę w pracy nad komiksem. Do lutego 2010 losy tytułu były nieznane, a wielu wątpiło, czy JMS, zajęty w tamtym czasie pisaniem dla DC Comics, będzie chciał jeszcze wrócić do tej pozycji. Wreszcie, w lutym 2010 roku ogłoszono wznowienie prac nad "The Twelve", ale żaden zeszyt się nie ukazał. W okolicach kwietnia tego roku pojawiły się pogłoski, że rysownik Chris Weston intensywnie pracuje nad oprawą graficzną i wreszcie, w San Diego, Axel Alonso je potwierdził. Straczynski skończył już wszystkie skrypty i dziewięty numer wyląduje w sklepach już w lutym. (KO)

Marvel pod zdobyciu ekranów kinowych, planuje wielką ofensywę swoich herosów na ludzkie odbiorniki telewizyjne. Szefujący oddziałowi TV Jeph Loeb ogłosił, że wszystkie cztery projekty live action znajdują się jeszcze w bardzo wczesnym etapie produkcji i sporo się może zmienić. Serial oparty na "Alias" Briana M. Bendisa i Micheala Gaydosa będzie emitowany pod zmienionym tytułem "a.k.a. Jessica Jones", ale ma pozostać tą samą opowieścią o byłej superbohaterce prowadzącą agencję detektywistyczną w Nowym Jorku, próbującej jakoś poukładać swoje życie. Rzecz ma być przeznaczona raczej dla widzów dorosłych, w przeciwieństwie do "Cloak and Dagger", zapowiadanego, jako produkcja dla całej rodziny. Loeb opisuje ten serial, jako historię duetu nastolatków, którzy w wyniku eksperymentów zyskali swoje nadnaturalne moce i z jakichś powodów zmuszeni są uciekać. W przeciwieństwie do swojego pierwowzoru, akcja ma dziać się w Nowym Orleanie, po kataklizmie wywołanym przez huragan Katrina. Niewiele da się powiedzieć o nowym "Hulku", oprócz tego, że fabuła będzie skupiona na romantycznej relacji Bruce`a Bannera z Betty Ross. "Mockingbird" natomiast ma być połączeniem "Alias" i "Felicity". Bobbi Morse ze zwykłej, nieco nerdowatej studentki musi stać się śmiercionośną agentką super-tajnej organizacji (prawdopodobnie S.H.I.E.L.D.). Nie wiadomo jeszcze czy te dwa ostatnie tytuły będą tworzyły spójne, filmowo-serialowe continuum z marvelowym uniwersum kinowym. (KO)


Jeśli idzie o seriale animowane, to pełną parą idą prace nad "Ultimate Spider-Manem". Tytuł, nad którym pracują prawdziwy zespół gwiazd z Paulem Dinim i Brianem M. Bendisem na czele, na ekranach telewizorów ma pojawić się w przyszłym roku. Loeb zdradził, że w "USM" będzie znacznie bardziej komediowy od poprzednich animowanych wcieleń Pająka. Najlepszym tego dowodem ma być występ Spider-Hama, a także... agenta Coulsona. Oprócz tego mają pojawić się całkiem nowi przeciwnicy Pająka, a do ekipy dookoptowana Humberto Ramosa i Stuarta Immonena. Poza tym Marvel nie zarzucił idee Motion Comics. Pod zmienionym szyldem, jako Marvel Knights Animation, w 2012 dokończony zostanie run Jossa Wheadona i Johna Cassaday`a w "Astonishing X-Men". Wielką niespodzianką była zapowiedz kolejnego projektu Paula Diniego, którym będzie "Hulk and the Agents of SMASH". Dini przyznał, że od zawsze był wielkim fanem zielonskórego olbrzyma i bardzo cieszy się, że mógł się zaangażować w tą produkcje. Aby podgrzać atmosferę zaprezentowano jedynie grafikę Eda McGuinnesa i zapowiedziano, że w serialu pojawi się niemal cała, niemała przecież, hulkowa rodzinka. Loeb potwierdził również, że trwają prace nad drugim sezonem "Avengers: The Earth`s Mightiest Heroes", który rozpocznie się od występu Doktora Dooma i Fantastycznej Czwórki. (KO)

W 2012 będzie mieli gorące komiksowo-filmowe lat. Oprócz trzeciego "Batmana" Christophera Nolana i nowego "Spider-Mana" na ekranach kin pojawią się również "Avengers". Film, napisany i wyreżyserowany przez Jossa Wheadona będzie pierwszym takim obrazem, w którym ramię w ramię wystąpi śmietanka herosów Marvela. Do ekipy dołączył również Amanda Righetti, znana z popularnego serialu "Mentalista". Nie wiadomo jeszcze w jakiej roli pojawi się na ekranie, spekuluje się, że może to być epizod, jako Sharon Carter lub Carol Denvers. W San Diego Dom Pomysłów zaprezentował komplet plakatów-wizualizacji bohaterów produkcji, na którą z niecierpliwością czekają wszyscy komiksowi fani na świecie. A przynajmniej powinni, bo zapowiada się niesamowita przygoda. A jej przedsmak można zobaczyć po zakończeniu wkraczającego właśnie do multipleksów "Kapitana Ameryki". (KO)

piątek, 29 lipca 2011

#818 - Trans-Atlantyk: San Diego Comic Con 2011 Special (cz.1)

Największy amerykański festiwal komiksowy dobiegł końca. San Diego przez kilka dni było światową stolicą kultury popularnej, bo od killku lat impreza nie ogranicza się tylko do sztuki komiksowej. Do polskich serwisów komiksowych, a także do mainstreamowych mediów, przebiła się informacja o sukcesie "Paths of Hate", polskiej animacji w reżyserii Damiana Nenowa. Produkcja Platige Image odniosła rzeczywiście sukces, zdobywając wyróżnienia dla Najlepszego Filmu Animowanego i Nagrodę Specjalną Jury (nota bene to nie pierwsze festiwalowe laury tego obrazu), ale twierdzenie, że krótki, dziesięciominutowy filmik zrobił oszałamiająca furorę na Comic-Conie w San Diego to duża przesada. Na czołówki gazet przebijają się raczej nowe informacje z planów najnowszego "Zmierzchu", "Avengers", "Tintina" czy rebootu DC Comics, dziennikarzy i fanów bardziej interesuje Ryan Reynold recytujący przysięgę Zielonej Latarnii czy Andrew Garfield paradujący w kostiumie Spider-Mana. Konkurs, do którego "Pats of Hate" zostało zgłoszone, to raczej jedna z pośledniejszych atrakcji festiwalu, spychana na margines przez gigantyczną makietę miasteczka South Park, sesję LARP, w której udział brali między innymi Summer Glau czy Patrick Stewart (będącą trailerem filmu"Knights of Badassdom") czy wariactwa Conana O`Briena. Na Kolorowych Zeszytach skupimy się jednak na komiksowych newsach. Dzisiejsze i jutrzejsze specjalne wydanie Trans-Atlantyka będzie poświęcone Marvelowi, na niedzielę przełożone zostało wydanie Komix-Expressu, a w poniedziałek i wtorek spróbujemy z Pawłem Deptuchem ogarnąć DC Comics i mniejszych, niezależnych wydawców. (KO)

Marvel w tym roku świętuje swoje pięćdziesiąte urodziny i żeby uczcić ten okrągły jubileusz wydawnictwo przygotuje specjalny cykl powieści graficznych. Pod szyldem "Season One" ukażą się klasyczne historie originowe opowiedziane w świeży, nowoczesny sposób. Ma to być kolejny sposób na przyciągnięcie nowych czytelników, którzy chcą zapoznać się z przygodami najpopularniejszych superherosów, ale nie mają ochoty przedzierać się przez dziesiątki współcześnie wydawanych zeszytów, ani czytać komiksów sprzed dobrych czterdziestu lat. W pierwszym rzucie ukażą się cztery albumy: "Fantastic Four: Season One" (scenariusz Roberto Aguirre-Sacasa, rysunki David Marquez) w lutym, "X-Men: Season One" (Dennis Hopeless i Jamie McKelvie) w marcu, "Daredevil: Season One" (Antony Johnston i Wellinton Alves) w kwietniu i "Spider-Man: Season One" (Cullen Bunn i Neil Edwards) w maju. Tom Brevoort zapewnia, że za tymi tytułami nie idą żadne zmiany w continuity, wszystkie fabuły mieszczą się w kanonie. Oprócz tego Marvel nie zrezygnował z inicjatywy "Point One", która miała ułatwić inicjację w komiksowe uniwersum za sprawą krótkich, dodatkowych historii. Kolejne. 64-stronnicowe zeszyty mają ukazać się jeszcze w grudniu. (KO)

Do swojego finału nieuchronnie zbliża się "Fear Itself" i na panelu poświęconemu wakacyjnemu eventowi zapowiedziano, co będzie działo się potem. Kiedy opadnie ostatni pył po wielkiej bitwie z ostatecznym złem, świat po inwazji córki Red Skulla będzie wyglądał inaczej. Serie publikowane pod szyldem "Battle Scars" mają pokazać, co zmieniło się w uniwersum Marvela, podobnie, jak cykl one-shotów "Shattered Heroes", poświęcony głównym uczestnikom "Fear Itself". Natomiast seria "Fearless" ma przypominać w swojej budowie nieco "Brightest Day" wydawane przez konkurencyjną oficynę. Scenarzyści Matt Fraction, Christopher Yost i Cullen Bunn wraz z grafikami Scottem Eatonem, Markiem Bagley`em i Paulem Pelletierem skupią się na reperkusjach rozesłania po całym globie młotów, dających swoim posiadaczom niezwykłą moc. Wszystkie te tytuły staną się zapewne prologiem do kolejnego, przyszłorocznego crossovera, którego autorem będzie może... Ed Brubaker. (KO)


Zresztą wszystkie trzy trwające obecnie duże historie ("Fear Itself" właśnie, a także "Avengers: Children Crusade" i "X-Men: Schism") dobiegną swojego kresu w miarę równocześnie i jak zapewnia wierchuszka Domu Pomysłów - fakt ten nie pozostanie bez znaczenia. Wszystkie, w pewnym stopniu, mają być ze sobą powiązane. Coś ma je łączyć, ale co i w jaki sposób - David Gabriel z Marvela więcej na ten temat nie chciał powiedzieć. Trudno mi to w jakikolwiek sposób sobie to wyobrazić, szczególnie, że gryzło by się to z jakąkolwiek chronologią tych wydarzeń (podobno "Krucjata" rozgrywa się jeszcze zanim Bucky został Kapitanem, bo Steve paraduje bo klasycznym uniformie). (KO)

W grudniu zadebiutuje nowe wcielenie grupy "Defenders". Do klasycznego, założonego w latach siedemdziesiątych składu (Hulk, Namor, Dr. Strange i Silver Surfer) dołączą Iron Fist i Red She-Hulk. Historia pisana przez Matta Fractiona ma obracać się wokół wielkiej konspiracji i problemu, z którym nawet Hulk samotnie nie może sobie poradzić. Prosząc o pomoc swoich dawnych kompanów, Bruce Banner wpada na trop galaktycznej tajemnicy, która zaprowadzi Defenders do granic czasu i przestrzeni. Fraction na kartach nowej serii chce opowiedzieć kosmiczną historię w stylu Jacka Kirby`ego i zabrać czytelników tam, gdzie jeszcze żaden fan Marvela nie dotarł. Całość ma porażać potęgą wyobraźni, być opowieśćią pełną niesamowitości i dziwaczności, utrzymaną w starym, dobrym przygodowym stylu. Oprawą graficzną zajmie się Terry Dodson, z którym Fracton współpracował przy "Uncanny X-Men". (KO)

W listopadzie i grudniu ukaże się seria one-shotów przybliżających pochodzenie prominentnych członków Avengers. Pięć komiksów pod wspólnym szyldem "Avengers: Origins" będzie poświęconych kolejno Luke`owi Cage`owi, Visionowi, Thorowi, Ant-Manowi i Wasp, oraz Scarlet Witch i Quicksilverowi. Scenarzyści Mike Benson i Adam Glass, którym świetnie pracowało się nad mini-serią "Luke Cage: Noir", opowiedzą o trudnej przeszłości Cage`a, a wspomoże ich rysownik Dalibor Talajic. W originie Visiona Kyle Higgins i Alec Siegal chcą zmierzyć się z archetypem sztucznego człowieka, pokazując losy jednego z najważniejszych Mścicieli z nieco innej strony. Rysunkami zajmie się Stephane Pegger, francuski artysta, który przygotował również okładki do pozostałych zeszytów. Kathryn Immonen wraz z nieznanym jeszcze rysownikiem, pokaże jak Donald Blake wszedł w posiadanie Mjolnira. W historii poświęconej Hankowi Pymowi i Janet Van Dyne scenarzysta Roberto Aguirre-Sacasa i odpowiedzialna za rysunki Stephanie Hans opowiedzą o początkach najsłynniejszego romansu w historii Avengers. Natomiast Sean McKeever, czekający na przydzielenie grafika, wraz z Wandą i Pietro Maximoffami cofnie się do czasów, kiedy oboje dopiero co odkrywali swoje niezwykłe moce. (KO)


Jeff Parker piastujący obecnie stanowisko scenarzysty on-goinga "Hulk" opowiedział nieco o swoich planach, co do tytułu, w którym główną rolę odgrywa Czerwony Hulk. Po odnowieniu M.O.D.O.K.a, Parker chce wprowadzić szereg nowych superłotrów, zatruwających życie Rulka - będą to Zero/One, Black Fog i Omegex. Ostatni z nich to żyjąca kosmiczna broń, która uaktywniła się po niesławnym ataku na Watchera. Do rysowania serii powrócić ma Gabriel Hardman, który przejmie pałeczkę od Eleny Casagrande, a w niedalekiej przyszłości oprawą graficzną zajmie się również Patrick Zircher. Będzie on współtwórcą rozpoczynającej się w listopadzie historii "Hulk of Arabia", w której generał Thaddeuss Ross udaje się do Kataru, aby pomścić śmierć swojego przyjaciela. Bojąc się międzynarodowego nieporozumienia Steve Rogers wysyła za swoim niesfornym podopiecznym oddział Secret Avengers, a w pościgu za szkarłatnym monstrum nie ustaje również generał Fortean. Tym razem to Ross, który poświęcił swoje życie na pochwycenie zielonego Hulka, poczuje co to znaczyć być ofiarę militarnej nagonki. (KO)

Bohaterowie stają się złoczyńcami. W listopadzie pachnąca jeszcze nowością seria "Heroes for Hire" zmieni swój tytuł na "Villains for Hire". Scenarzyści komiksu, duet Dan Abnett i Andy Lanning nie mogli zdradzić dlaczego tak się stało, ponieważ zepsuliby największe zaskoczenie ich nowej fabuły. Wiadomo, że główną rolę wciąż ma odgrywać Misty Knight, a swoją partię do zagrania będzie miał również najemnik Paladin. Koncepcja serii również się nie zmieni - świat Marvela to bardzo niebezpieczne miejsce i czasem warto mieć u boku niezniszczalnego ochroniarza czy mistrza wschodnich sztuk walki. Misty na brak zleceń narzekać nie może - jeszcze nie skończyło się "Fear Itself", a na horyzoncie już majaczy "Spider-Island". Oprawą graficzną zrestarowanej serii zajmie Renato Arlem, znany już z one-shota "Captain America & Batroc". Ze stylem przypominającym nieco kreske Alexa Maaleva świetnie wpasuje się w brudny, miejski klimat "V4H". (KO)

środa, 27 lipca 2011

#817 - Highschool of the Dead, tomik 1

Robert Kirkman na łamach "Żywych Trupów" opowiada o infekcji zombie w konwencji tak realistycznej, jak to tylko możliwe. Pomimo obecności makabrycznego sztafażu rodem z opowieści grozy czy tanich slasherów, akcja komiksu skupia się głównie na wątkach obyczajowych. W serii akcent położony jest nie na straszenie czy epatowanie makabrą, ale na to, jak reagują zwykli ludzi znajdując się w ekstremalnej sytuacji.

"Żywe Trupy" są bardzo "na serio". Momentami, aż do przesady. Niekiedy Kirkman bawi się w psychologa od siedmiu boleści, co objawia się w nadprodukcji kadrów z "gadającymi głowami" i dętymi dialogami. W zarysie samego pomysłu seria "Highschool of the Dead" jest bardzo podobna do amerykańskiego bestsellera. Ot, zombie ni stąd, ni zowąd pojawiają się we współczesnym świecie. Robią to, czym przeciętnie nieumarłe stwory się zajmują – pożerają tych, którzy pozostali przy życiu i w ten sposób jednocześnie się reprodukują. Jedyny sposób, aby się ich pozbyć to celny strzał/uderzenie w głowę. Zaskoczeni w swoim liceum Hisashi Igo, Takashi Komuro i Rei Miyamato będą musieli się szybko nauczyć tych prostych reguł, jeśli chcą przeżyć w świecie opanowanym przez żywe trupy.

W porównaniu do Kirkmana i jego "Trupów" podejście Daisuke Sato i Shouji Sato do klasycznego motywu jedzących ludzkie mięso nieumarłych jest biegunowo inne. Manga ich autorstwa to prawdziwa popkulturowa orgia ogranych schematów. Krwawa, rozerotyzowana, infantylna. Kpiąca sobie jakiegokolwiek umiaru. "Highschool of the Dead" utrzymane jest w młodzieżowej stylistyce (wszak to shonen!), a na kartach komiksu nie braknie trupiaków, samurajskich mieczy, skąpych mundurków szkolnych wypełnionych falującymi biustami, krótkich spódniczek, spod których prześwitują białe majteczki, ukazujące się oczom czytelnika podczas scen uciekania, walczenia, szukania schronienia. Czyli właściwie przy każdej możliwej okazji. A prawdziwym symbolem "HsotD" jest zombiak powoli wgryzający się obrośnięte tłuszczem mięso zlokalizowane w okolicach nad wyraz bujnie rozwiniętych partii piersiowych urodziwych licealistek.

Manga narysowana jest w nowoczesnym stylu – kreska Shouji Sato jest swobodna i pełna energii, a jednocześnie soczysta. Artyście, który swój warsztat doskonalił tworząc produkcje spod znaku hentai i dojinshi, nabierał biegłości w rysowaniu kobiecych krągłości, które w pełni możemy podziwiać w "HsotD". Niestety, kieszonkowy format nie pozwala moim starym oczom w pełni nasycić się oprawą wizualną - wszystko jest po prostu strasznie małe.

Aż dziw bierze, że nikt do tej pory nie wpadł na tak genialny w swojej prostocie pomysł połączenia zombiaków, delikatnej estetyki gore z erotyką w dopuszczalną dawką nagości dla przeciętnego nastolatka. Koncept zombie high school drama to przecież murowany hit, przy odrobinie promocji. I taki los spotkał właśnie "Highschool of the Dead". Cóż z tego, że komiks pełen jest seksistowskich stereotypów, jego przyszła fabuła pewnie zamknie się w klasycznym schemacie survival horroru (chyba, że scenarzysta będzie chciał czymś zaskoczyć i szykuje jakieś niespodzianki w kolejnych tomikach), a i ona nie jest tak ważna, jak pantsu, fan-serwis i rozwałka. Manga odwołuje się bezpośrednio do swojego modelowego odbiorcy, któremu do pełni szczęścia wystarczą cycki, posoka i postacie, z którymi będzie mógł się identyfikować. W pełni spełnia swoje eskapistyczne, rozrywkowe zadanie, będąc popkulturą w czystej, wręcz modelowej postaci.

wtorek, 26 lipca 2011

#816 - Hiroszima 1945. Bosonogi Gen, tom 1

W księgarniach niedawno ukazał się dziesiąty i ostatni tom "Bosonogiego Gena". Tym samym wydawnictwo Waneko zwieńczyło dzieło, które zaczęło niemal równo sześć lat temu, w sierpniu 2004 roku, w zupełnie innych dla komiksu czasach, publikując pierwszy album cyklu. Lepszej okazji, aby przyjrzeć się serii Nakazawy Keijiego nie będzie, a (z różnych przyczyn) warto to zrobić.

Według pierwotnych założeń na rynku miały ukazać się tylko dwa z dziesięciu tomów, dotyczące jednego z najtragiczniejszych wydarzeń w historii ludzkości – zrzucenia bomby atomowej przez Amerykanów na Hiroszimę. Ale ostatecznie udało się opublikować całość wielkiej mangowej epopei, opartej na autorskiej biografii. Keiji, w komiksie kryjący się za figurą tytułowego Gena, opowiada nie tylko o nuklearnym koszmarze, ale przede wszystkim ratuje od zapomnienia historię swojej rodziny. Poświęcając swoje życie na głoszenie pacyfistycznego i antyatomowego przesłania, w "Bosonogim Genie" wraca do przeszłości. W niespiesznej i drobiazgowej narracji opowiada historię chłopca, jego braci i siostry, ciężko pracujących, ale kochających rodziców. Przywołując świat zdmuchnięty przez atomowy błysk w ułamku sekundy skupia się na detalach. Dokładnie i z niemal czułością odwzorowuje nie tylko zwykłe, pełne trosk życie ówczesnych Japończyków, ale również polityczną sytuację Japonii. To druga strona tego komiksu – ideowa, zaangażowana, silnie nacechowana poglądami swojego autora. Nakazawa Keiji demaskuje polityczną machinę generałów, trwających w bezsensownym konflikcie, w którym nie mogli odnieść zwycięstwa. Nie tylko posyłali na śmierć dziesiątki tysięcy swoich współobywateli, ale zmuszając cały naród do wojennego wysiłku, doprowadzili go do ruiny. Obraz Kraju Kwitnącej Wiśni ogłupionego propagandą, zmanipulowanego, głodującego, cierpiącego w skrajnej nędzy, ale wciąż wierzącego w ostateczne zwycięstwo, podobnie, jak losy zwykłej japońskiej rodziny, porusza do głębi.

Symbolem sprzeciwu wobec wojny jest ojciec Gena. Daikichi Nakaoka nie godzi się z zarządzeniami powszechnej mobilizacji, nakazem ślepej wiary w zwycięstwo i boskość cesarza. Nie boi się mówić o tym, co wielu dla własnego bezpieczeństwa woli po prostu przemilczeć. W swojej pacyfistycznej postawie, w swojej krytyce ówczesnej władzy jest nieugięty, czym ciągle sprowadza kłopoty na swoich bliskich. Naznaczonej piętnem zdrajców i prześladowanej przez lokalne władze rodzinie Nakaoka żyje się jeszcze ciężej, niż pozostałym. Ale to właśnie dzięki niezłomnej postawie i żelaznej woli wpojonej przez ojca Genowi uda się przeżyć po wybuchu.

Pierwotnie manga drukowana było w czasopiśmie "Shonen Jump" w latach 1973-1974. Do dziś jest to największy magazyn komiksowy przeznaczony dla młodych chłopców i nie można się dziwić, że "Bosonogi Gen" utrzymany jest w konwencji opowieści dla dzieci. Stąd slapstickowe żarty i groteskowa brutalność. Podczas lektury uderzający był rozdźwięk, pomiędzy nuklearnym dramatem, a zupełnie niepoważną, zahaczającą o infantylizm, formą. Drażniła mnie naiwność tego komiksu, tanie melodramatyczne efekty, humor godny szkolnego podwórka i wreszcie jego ideologiczna łopatologia, a z drugiej strony byłem pełen podziwu jak te dwa, skrajnie różne tendencje udało się pogodzić Keijiemu.

W polskim wydaniu zmieniono okładkę, zastępując autorską grafikę zdjęciem wybuchającego "Little Boy`a" nad japońskim miastem. Jak sądzę Waneko jeszcze mocniej chciało podkreślić poważny temat, jaki zajmuje Nakazawę Keijiego. Jestem nawet w stanie taki zabieg zrozumieć, w przeciwieństwie do modyfikowania tytułu mangi. Do oryginalnego "Hadashi no Gen" dodano przedrostek "Hiroszima 1945", przekraczając moim zdaniem cienką edytorską granicę tego, czego robić się nie powinno. Zamiast majstrować przy tytule warto było mocniej przyłożyć się do korekty i strony językowej utworu. W moim egzemplarzu trafił się również chochlik, który w druku dwukrotnie powtórzył finałową sekwencję. Właśnie, zakończenie – w amerykańskiej edycji pierwszy tom kończy się w zupełnie innym miejscu, niż polska wersja. Mam wrażenie, że te kilkadziesiąt stron z jakichś powodów nie zmieściły się w rodzimym wydaniu, a powinny. Scena poczęcia brata Gena na zgliszczach świata po atomowej apokalipsie w sposób naturalny dopełnia pierwszy akt, dopisując symboliczną kodę i tym samym diametralnie zmienia wymowę finału, którego brakuje w rodzimym wydaniu.

poniedziałek, 25 lipca 2011

#815 - Trzy palce

Na pierwszym planie oryginalnej okładki widać opróżnioną do połowy butelkę tequili, szklankę wypełnioną alkoholem oraz paczkę papierosów. Dopiero potem zauważa się ramię, siedzącej w fotelu postaci oraz trójpalczastą dłoń. Te trzy przedmioty widoczne na pierwszym planie, to swoiste memento, przestroga przed tym, jak może skończyć każda Animka, która poświęciła wszystko dla KARIERY. Polski wydawca komiksu "Trzy palce" delikatnie zmienił okładkę albumu. Kadr został przybliżony, zrobiono najazd na trójpalczastą dłoń, czyniąc z niej najważniejszy element kadru.

Rich Koslowski w albumie "Trzy palce" przedstawił fikcyjną historię ze świata Hollywood. Zrobił to z użyciem środków charakterystycznych dla filmu dokumentalnego. Czytając jego komiks ma się silne wrażenie, że ogląda się reportaż o życiu, intrygach i osiągnięciach animowanej gwiazdy filmowej, której okres świetności na ekranach kin już minął. Reportaż, w którym próbuje się dać odpowiedź na pytanie "dlaczego minął?". Wywleka się w nim na światło dzienne wszystkie brudy, matactwa i podejrzane interesy amerykańskiej Fabryki Snów.

Najciekawsze i najbardziej godne uwagi w tym albumie są formalne zabiegi zastosowane przez Koslowskiego. Mają one naśladować (imitować) technikę realizacji filmu dokumentalnego. Polegającą m.in. na "wysłuchaniu" (wyrysowaniu) wywiadów z "gadającymi głowami". Autor usadowił bohaterów przed nieruchomą "kamerą". Pytań skierowanych do postaci "nie słychać", można się ich domyśleć na podstawie odpowiedzi. Każdy bohater wywiadu ma swój "głos", czyli spersonalizowaną czcionkę. Dodatkowo, aby urozmaicić, ożywić sekwencje "gadających głów", między ich wypowiedziami umieszczone zostały czarno-białe historyczne fotosy, które opatrzone zostały suchym, informacyjnym komentarzem "z offu". Ów komentarz, zapisany czcionką starej maszyny do pisania, niczym z jakiegoś raportu czy sprawozdania, ma przybliżyć tło historyczne oraz atmosferę minionych czasów. Czasów świetności animowanych aktorów. Narysowane przez Koslowskiego fotosy, są faktycznie archiwalnymi zdjęciami, na których bez trudu można rozpoznać wydarzenia z historii Stanów Zjednoczonych, a także ludzi znanych z pierwszych stron gazet, takich jak Marcin Luter King, Malcolm X, Marylin Monroe, bracia Kennedy.

Sam scenariusz komiksu jest prosty, aby nie powiedzieć banalny. Opowiada historię zawrotnej kariery pewnego producenta filmowego – zmyślonej postaci Desmonda "Zawrotka" Walters’a, która jest karykaturą osoby Waltera Eliasa "Walta" Disney’a. "Zawrotek" jako pierwszy angażuje do swoich filmów "rysunkowych aktorów" – Animków, którzy przez "ludzką" cześć społeczeństwa uważani są za obywateli drugiej, gorszej kategorii. Premierowy oraz każdy kolejny film, w którym występuje Szczurek Rickey, stają się wielkimi kinowymi hitami. Rickey zostaje filmową supergwiazdą oraz celebrytą, który ma wstęp na "ludzkie" salony. Niestety żadnemu innemu animowanemu aktorowi, mimo usilnych prób i starań, nie udaje się powtórzyć sukcesu Rickey’a. W Hollywood pojawia się plotka, która mówi, że Rickey zawdzięcza swoją sławę pewnemu, nielegalnemu Rytuałowi, jakiemu się poddał. Odbył się on za zgodą oraz akceptacją, a nawet udziałem, jak sugerują inni bohaterowie, Dizzy'ego Walters’a.

Clou całej intrygi, na której oparty jest scenariusz, polega na udzieleniu odpowiedzi na pytanie czym jest owy Rytuał. Gdy odpowiedź na to pytanie pada, gdzieś tak w okolicach sześćdziesiątej strony, zainteresowanie czytelnicze nagle wyparowuje. Przy dalszej lekturze pozostałych osiemdziesięciu stron, uwaga czytelnika skupia się jedynie na rysunkach i fotosach, tekst opowieści przestaje mieć większe znaczenie. To niestety duży minus tego albumu. Przyznaję, źle mi się czytało ten komiks, który w założeniu miał być satyrą na nieuczciwy światek Hollywoodu, na Stany Zjednoczone okresu Zimnej Wojny, na prezydenturę Nixona, na Afera Watergate, na komisje senackie powoływane w celu zbadania takiej czy innej afery. Koslowski w "Trzech palcach" podejmuje ważny temat, jakim jest segregacja rasowa, ale przedstawienie go za pomocą metafory (wytrychu?) "ludzie" kontra "animki", jest dla mnie mało przekonywująca. Dodatkowo moja irytacja wzrosła, gdy potwierdziło się (w okolicach sześćdziesiątej strony), że autor kwestionuje inteligencję czytelnika. To wcale nie jest trudne dodać dwa i dwa, czyli tytuł komiksu oraz kadr na okładce do opisywanego tajemniczego "Rytuału". Być może, jak dla mnie, za bardzo "amerykański" jest ten album.

niedziela, 24 lipca 2011

#814 -Trans-Atlantyk 147

Doniesieniami z Comic-Conu w San Diego, największego festiwalu komiksu w Ameryce, będziemy żyć na Kolorowych przez najbliższe tygodnie, ponieważ na imprezie pojawiło się tak wiele ciekawych informacji, że starczyłoby na kilka, podwójnej objętości wydań Trans-Atlantyka. Wraz z Pawłem Deptuchem będziemy starali się nie przegapić żadnego z najciekawszych wydarzeń, prezentując jak najpełniejszą relację z zalanej słońcem stolicy komiksowego fandomu. W San Diego wielu wypatruje tego, co pokaże DC Comics w związku z częściowym rebootem uniwersum zamieszkałego przez Batmana i Supermana. Zapowiadane zmiany powoli zaczynają nabierać konkretnych kształtów - zaprezentowano bowiem dużo, bardzo dużo grafik z nadchodzących tytułów i zapowiedziano dość niezwykłą publikację. W albumie "DC Comics: The New 52 HC", jak sam szyld wskazuje, zebrane zostaną wszystkie pierwsze numery 52 nowych serii. To ogromne tomiszcze będzie liczyło sobie 1216 stron i swoją premierę będzie miało 7 grudnia. Cena - 150 dolarów. Jak widać rekonstrukcja DCU jeszcze się nie rozpoczęła, a szefowie wydawnictwa chwytają się każdego sposobu, aby wyciągnąć jak najwięcej pieniędzy z kieszeni czytelników. (KO)

Na październik tego roku Art Spiegelman zapowiedział wydanie "MetaMaus". Nie będzie to jednak nowy komiks jednego z najważniejszych artystów przełomu XX i XXI wieku, lecz swoiste "making of" jego najwybitniejszego dzieła, czyli powieści graficznej "Maus". Na jej łamach Spiegelman zdradza jak powstawał utwór, który został uhonorowany nagrodą Pulitzera. Do publikacji będzie dołączona również płyta DVD zawierającą cyfrową wersję komiksu, wzbogaconą o autorskie komentarze i przypisy. "MetaMaus" ukaże się nakładem wydawnictwa Pantheon. (KO)

Po wydaniu albumów "Rocketeer" Dave`a Stevensa i "Mighty Thor" Waltera Simonsona w ramach kolekcji "Artist`s Edition" nakładem IDW Publishig ukaże się zbiór "Wally Wood's EC Stories". Wood to artysta najmocniej kojarzony z groszowymi opowieściami grozy, ale ma na swoim koncie również humorystyczne stripy dla magazynu "MAD" oraz pracę dla Marvela i DC Comics. Ekskluzywna kolekcja, w której IDW wznawia klasyczne pozycje w takim kształcie, jakie nadali im ich twórcy, bez ingerencji osób trzecich (inkerów, kolorystów, redaktorów czy... cenzorów) okazała się strzałem w dziesiątkę. Wiadomo już, że w San Diego ogłoszone zostaną zapowiedzi kolejnych albumów z tej niezwykłej serii. (KO)

W zeszłym tygodniu Dom Pomysłów zaprezentował dwie serie teaserów. Pierwszy z nich, o dziwo, całkiem fajnie wyglądał. Kolejne ilustracje przedstawiały Iron Fista, Doktora Strange`a Silver Surfera, She-Hulk i Hulka (Bruce Banner prawdopodobnie). Jak się z czasem okazało i dało się odczytać z zakodowanej w grafikach wiadomości idzie o nowe wcielenie klasycznej grupy The Defenders. Drugi z marvelowych forszpanów jest nieco bardziej zagadkowy. Przedstawia on grupę dziewięciu herosów pod szyldem "The Mighty". Grupa tajemniczych Walecznych ma stanąć do walki z Godnymi dzierżenia młotów w historii "Fear Itself" Matta Fractiona. Ms. Marvel, Iron Fista, Doktora Strange`a, Hawkeye`a, Wolverine`a i Spider-Mana da się raczej bez problemu rozpoznać, a co do dwóch pozostałych postaci damskich można strzelać - Mockingbird czy Black Widow? She-Hulk czy Valkyria? Uderza również brak powracającego Steve`a Rogersa, jako Kapitana Ameryki. (KO)

Niemal w tym samym czasie zadebiutowały dwa zwiastuny niecierpliwie oczekiwanych komiksowo-filmowych blockbusterów. 3 lipca 2012 na ekrany trafi nowa wersja Człowieka-Pająka, w trójwymiarze. Jakoś trailer filmu w reżyserii Marca Webba mnie nie przekonał tak, jak nowy design stroju Spider-Mana, w którego wcieli się Andrew Garfield. W pozostałych rolach "The Amazing Spider-Man" pojawią się Emma Stone, Rhys Ifans, Martin Sheen i Sally Field. Po zaprezentowaniu loga, do sieci trafił teaser trailer "Dark Knight Rises" Christophera Nolana, dopełniający jego trylogię z Mrocznym Rycerzem w roli głównej. W obsadzie do Christiana Bale`a, Micheala Caine`a, Gary`ego Oldmana i Morgana Freemana dołączyli Anne Hathaway (jako Catwoman), Tom Hardy (w roli Bane`a), Marion Cotillard (Miranda Tate) i Joseph Gordon-Levitt (John Blake) dołączy również Liam Nesson. Obraz będzie miał swoją premierę 20 lipca również przyszłego roku. (KO)

Na konwencie w San Diego pojawiła się obszerna zapowiedz "Memorial", nowego komiksowego projektu Chrisa Robersona. Scenarzysta znany z autorskiego "iZombie" i udanego przejęcia z rąk J. Micheala Straczynskiego "Supermana" pracuje właśnie nad komiksem będącym, wedle jego słów, skrzyżowaniem "Doktora Who" z "Sandmanem", które mogłoby powstać w wyobraźni Hayao Miyazakiego. Utrzymana w konwencji urban fantasy historia opowiada o losach młodej kobiety, która budząc się w szpitalu nie pamięta nic ze swojego życia. Nie wiedząc nawet jak się nazywa wchodzi w posiadanie magicznego sklepu i trafia w sam środek wiru wydarzeń, które zadecydują o przyszłym losie rzeczywistości. Roberson, wraz z rysownikiem Richem Ellisem zaplanował "Memorial" jako cykl mini-serii, liczących po pięć zeszytów. Pierwszy z nich ma się ukazać w lutym, nakładem wydawnictwa IDW Publishing. (KO)

Nieco wcześniej, bo w listopadzie Marvel wskrzesi jedną ze swoich klasycznych serii. Z okazji amerykańskiego Święta Duchów powróci "Legion of Monsters", zbierający horrorową menażerię z wszystkich zakątków Domu Pomysłów. Nowym wcieleniem zespołu założonego w 1975 przez Billa Mantlo i Franka Robbinsa zajmie się scenarzysta Dennis Hopeless i artysta Juan Doe, znany z oprawy graficznej do "Fantastic Four in… Isla De La Muerte!". W komiksie główną rolę będzie odgrywała Elsa Bloodstone. Pogromczyni potworów będzie musiała połączyć swoje siły z wampirem Morbiusem, wilkołakiem znanym z klasycznej serii "Werewolf by Night", Living Mummy i Manphibianem, aby pokonać jeszcze większe, potworne zło. (KO)

Top Cow i Image Comics zaprezentowały forszpan nowej serii autorstwa scenarzysty Rona Marza i rysownika Stjepana Sejica, duetu twórców odpowiedzialnych za spory sukces nowego wcielenia "Witchblade". Zaprezentowana grafika przedstawiająca księdza z charakterystycznym artefaktem przypomina głównego bohatera "Universe" Paula Jenkinsa i Claytona Craina, za sprawą Mandragory znanego również polskim czytelnikom. W "Witchblade" schedę po Marzu i Sejicu przejmą natomiast Tim Seeley ("Hack/Slash") i Diego Bernard, wraz z numerem 151, w listopadzie, tuż po zakończeniu crossover "Artifacts". (KO)

"Thief of Thieves" jest projektem, nad którym wspólnie będą pracować Robert Kirkman i Nick Spencer. Znakomity scenarzysta, który udowodnił, że na amerykańskim rynku da się odnosić sukcesy realizując autorskie projekty łączy swoje siły z jednym z najzdolniejszych komiksowych pisarzy młodego pokolenia. Pierwszy zeszyt nowej serii on-going ma ukazać się na początku przyszłego roku nakładem imprintu Skybound. Tak naprawdę to scenarzysta "Mornig Glories" będzie zajmował się pisaniem skryptów, po uprzednich obradach z Kirkmanem. Sam komiks ma być historią nieco podstarzałego, acz wciąż znakomitego w swoim fachu złodzieja, Conrada Paulsona i jego nowej "kariery", polegającej na okradaniu innych złodziei. Autorem oprawy graficznej będzie Shawn Martinbrough, znany ze swojej noirowej kreski (rysował między innymi "Luke Cage Noir" czy "Batman: No Man's Land"). (KO)

#813 - Komix-Express 98

Kiedy konwentowe szlaeństwo za Oceanem sięga zenitu, na naszym rodzimym poletku komiksowym niewiele się dzieje. Sezon ogórkowy w pełni, jak to się mówi. Komiksiarze się lenią, wydawcy działają na zwolnionych obrotach, a sieciowe komiksowo pracuje na pół gwizdka. Choć wciąż trafiają się całkiem smaczne flejmy. O, taki jak ten, na Alei. Przy okazji dyskusji o cenie (jak zwykle) pierwszego tomu "Zabójcy" na wierzch wypłynął temat skanlacji. Jak zwykle w takich przypadkach dziwi mnie ilość obrońców procederu kradzieży, nielegalnego tłumaczenia, zamieszczania w sieci dóbr intelektualnych i jeszcze szczycenie się tym faktem. Nie wdając się w dyskusję z argumentami typu "ale to przecież nie jest złodziejstwo", "ale przecież robimy to za darmo i dla fanów" i wreszcie "ale w ten sposób wcale nie uderzamy w rynek komiksowy, bo kto ma kupić ten i tak kupi", wszystko wskazuje na to, że podziemie skanlacyjne w Polsce bardzo dobrze prosperuje. Poniżej radarów krytyki i niewidoczne dla wydawców. Na konwentach nie pojawiają się pytania o skanlacje, nie przypominam sobie, aby w komiksowie można było przeczytać jakieś szersze opracowanie tego tematu. Może czas najwyższy aby zacząć o tym mówić i mówić głośno? (KO)

Czujne oko serwisów komiksowych nie wychwyciło niewielkiej, liczącej sobie nieco ponad 50 osób fan-strony komiksu "Lust Boat". Na razie zbyt wiele o "Okręcie Pożądania" napisać się nie da, ale wiadomo, że za projektem stoją twórcy ukrywający się pod nickami gdi (Bartek Biedrzycki) i au (utajniono informację). Ten pierwszy przygotował scenariusz, będący adaptacją opowiadania jego autorswa, natomiast ten drugi zajmie się oprawą graficzną. "Lust Boat" będzie ukazywał się w sieci, z regularną dokładnością jednej strony na tydzień. Jeśli idzie o fabułę ma to być dość śmiała obyczajowo opowieść o miłości, przeznaczona wyłącznie dla dorosłych czytelników. "Pornol z fabułą" jak to zgrabnie ujął Biedrzycki. Próbki kobiecych wdzięków, które będzie można oglądać na łamach komiksu, można zobaczyć na facebookowym profilu "LB". (KO)

Pozostając jeszcze w temacie kobiecych wdzięków. "Because tits means beautiful" jak głosi slogan nowego bloga rysunkowego Erocomics. Na jego łamach prezentowane są graficzne wprawki, ilustracje i szkice przedstawiające ponętne i głównie rozebrane kobiety. Strona została założona przez Konrada Okońskiego w celu podnoszenia swoich umiejętności i pokazywania rysunków robionych do tej pory do szuflady. Do tej pory swoje prace zaprezentowali, oprócz popularnego Koko, Artur Sadłos, Kajetan Wykurz, Łukasz Okólski, Piotrek Bartosiak, Maciej Łazowski, a także Milena Młynarska, Michał Niewiara i Mateusz Urbanowicz. (KO)

Kilka dni temu "Ziniol" poinformował na swoim blogu, że 3 październik bieżącego roku, to dzień oficjalnej premiery komiksu "Fotostory: Zanim zaczniemy" autorstwa Dominika Szczęśniaka (scenariusz) oraz Rafała Trejnisa (rysunki). Wydawcą jest Timof i cisi wspólnicy. Zawartość pierwszego zeszytu "Fotostory" obejmie sześć odcinków drukowanych w "Z" (do "Wszystkie figle w łóżku" z numeru szóstego). Dodatkowy atutem będzie premierowy epizod o objętości 20 stron oraz epilog do pierwszego sezonu. Książka opatrzona będzie wstępem i posłowiem. Z dodatkowych informacji uzyskanych od Lucka: "Okładka jest w fazie produkcji, podobnie jak większość plansz nowego odcinka (…), na MFK będzie pewnie można kupić komiks przedpremierowo, (…) info o autorach gościnnych tekstów – wszystkie tego typu rzeczy będziemy na bieżąco wrzucać na stronę". Album będzie czarno-biały, w twardej okładce, o formacie 168x240 mm oraz 124 strony. Cena 49,00 zł. (MG)

Ośrodek Kultury i Sztuki we Wrocławiu zaprasza wszystkich rysujących artystów do wzięcia udziału w konkursie "Miłosz komiksowy". Do wygrania jest 3000 złotych i możliwość publikacji najlepszej pracy na okładce miesięcznika literackiego "Odra". Swoje propozycje można przesyłać do 11 października. Konkurs realizowany jest w ramach projektu "Miłosz komiksowy i poetycki: Odra pełna Miłosza”. Jak mówi Adam Piwek, koordynator konkursu, OKiS chce stworzyć antologię krótkich i treściwych prac, które następnie zostaną wystawione w jednej z galerii wrocławskiego rynku. Więcej informacji o projekcie na stronie i facebookowym profilu akcji. Tam znajduje się także regulamin projektu wraz ze zgodami niezbędnymi do udziału w komiksowych zmaganiach. (KO)

W warszawskim Muzeum Sztuki Nowoczesnej (na ulicy Pańskiej 3) w zeszły piątek 15 lipca otwara została wystawa "Black and white. Niepoprawny komiks i animacja". Zorganizowana pod szyldem "What is cinema" prezentuje między innymi prace takich artystów, jak legendarny Robert Crumb, Phil Mulloy z Wielkiej Brytanii, Aya Ben Ron i Yael Bartana z Izraela, Heimo Wallner z Austrii, Sebastian Diaz Morales z Argentyny.Polskie barwy reprezentują Piotr Dumała, Krzysztof Ostrowski i Krzysztof Owedyk, "Prosiakiem" zwany. Wspólnym mianownikiem prezentowanych animacji i komiksów jest ich krytyczne, kontestacyjne nastawienie do rzeczywistości. Wystawa zbuntowana, prowokacyjna, z jednej strony dowcipna, a z drugiej zmuszające do myślenia - z opisu zapowiada się bardzo ciekawie, a i Dominika Węcławek ją pochwaliła. Ekspozycję można oglądać do 18 września. (KO)

czwartek, 21 lipca 2011

#812 - Uzumaki - Spirala

Nie jestem fanem ani mangi, ani azjatyckiego horroru. Niewiele o nich wiem. Na szczęście pisząc o "Spirali" wcale nie muszę się taką wiedzą posiłkować. Szukając odniesienia najprościej jest mi wskazać po prostu na wczesną, fizjologiczną część filmografii Cronenberga - więc jeśli o estetykę idzie, z komiksowych skojarzeń poniekąd trafne będzie nazwisko Charlesa Burnsa. Przyjdzie mi też z pomocą odwołanie do Lyncha i jednego z największych arcydzieł telewizji XX wieku - serialu "Twin Peaks". Fani japońskiej popkultury zapewne wskażą jeszcze serię gier "Silent Hill". Pomysł opiera się na bardzo podobnych wzorcach: to umieszczona w prowincjonalnym miasteczku parada dziwności, niepokoju i obrzydliwości...

Motywem przewodnim niezwykłych wydarzeń dotykających małe senne miasteczko jest tytułowa spirala. Na początku zdaje się być obsesją, chorobą psychiczną, czymś, co trawi ludzi od wewnątrz... jednak dość szybko przybiera fizyczne kształty, w końcu zaczyna też wpływać na faunę i florę, a nawet na architekturę. Jeśli miałbym się skłaniać ku jakimś głębszym interpretacjom fabuły - co jednak wydaje mi się niepotrzebne - to powiedziałbym, że to komiks o przemianie, przeistoczeniu. Łączyłoby go to zresztą jeszcze mocniej z Burnsem i jego "Black Hole"... jednak epizodyczność i schematyczność, charakterystyczna dla mniej wyszukanych tworów, sytuuje go w trochę innym miejscu. Mimo, że "Uzumaki" to oczywiście komiks tożsamy z egzotyczną z pozoru mangą, to zdaje się być w odbiorze niezwykle łatwy i uniwersalny. Oprócz "kobiet-owadów" kojarzących się odrobinę z japońskimi demonami, nie dostrzegłem tu też szczególnych nawiązań do kultury Japonii. Mimo schematyczności, "Spirala" jest mniej osadzona w popkulturowych "strukturach", niż, dajmy na to - oparty w dużej mierze na cytacie - "Dylan Dog". Fabularnie jednak to rzecz do bólu pretekstowa, wulgarna w swej programowości, usprawiedliwiająca niedorzeczności konwencją i nie mająca aspiracji wykraczania poza gatunek - niemniej trzeba przyznać, że w kategoriach horroru jest niezwykle (jak na komiks) skuteczna i nie do końca bezwartościowa od strony artystycznej ...

Dla mnie najciekawsze plastycznie momenty to te, w których spirala jest jeszcze chorobą duszy i w warstwie graficznej staje się pewnym łącznikiem z pracami malarzy, na których twórczości piętno odcisnęła choroba psychiczna (Van Gogh, Louis Wain, Munch)... Oprócz tego znajdziemy tu kilkukrotnie odwołania do różnych nurtów w sztuce: od ekspresjonizmu, przez impresjonizm, surrealizm, po secesję. Odwołania te - w późniejszych epizodach co prawda mniej widoczne, a pod koniec zastąpione przez powodujące wyobcowanie lovecraftowskie zagrywki z krajobrazem i architekturą - dość kontrastująco zostały połączone z typowym realistycznym mangowym rysunkiem. Autor posiłkuje się tymi na wskroś europejskimi i jakby wyrwanymi z innych epok stylistykami ( egzotycznymi już nawet nie tylko dla Japończyka, a dla "przeciętnego czytelnika") , gdy chce sportretować rzeczy - dla świata opisywanego - niezwykłe. Dym lecący z krematoriów jest jak niebo z "Krzyku" Muncha, złowieszcze grzyby przypominają secesyjne lampy, a wykręcane przez "chorobę spirali" oczy przywodzą na myśl "Psa andaluzyjskiego". Trzeba w tym miejscu wyraźnie zaznaczyć, że artyzm nie jest jednak celem nadrzędnym autora i owe stylistyki stanowią funkcje stricte użytkową!

Jak wspomniałem, cała fabuła, czasem wielce banalna lub pretekstowa, dąży tylko do wywołania w nas strachu czy obrzydzenia. Często są to uczucia w najprostszej postaci, dalekie od metafizycznego lęku. Fakt, że towarzyszą temu tak duże walory estetyczne stawia "Uzumaki" jako twór kultury w ciekawym miejscu... walory te bowiem pojawiają się w takim a nie innym kontekście gatunkowym i w tak dziwacznych formach, że możemy się zastanawiać, czy nie wymknęło się to twórcy spod kontroli, czy nie jest kiczem... ale nie wydaje mi się, by w gronie komiksiarzy takie rozważania miały sens. "Uzumaki" to po prostu komiks z krwi i kości, nie żadna elitarna, nadęta, quasi-artystyczna, pozerska papka i w moich oczach wystarczy mu status arcydzieła komiksowego horroru. Pewnikiem jednak jest, że w oczach malkontenta stałby się rzeczą całkowicie bezwartościową - aż się boję, co by np. taki Zanussi o tym powiedział.

W trakcie lektury doszło do mnie, że jak na kompletnego laika, pierwszy raz z komiksami Junji Ito o dziwo zetknąłem się dość dawno. Jego twórczością, jak i ogólnie dojrzałą, artystyczną mangą próbował mnie kilka lat temu zarazić mój bardziej obeznany w temacie kolega. Poniekąd mu się udało. Przepadłem bowiem całkowicie w twórczości innego chorego Japończyka - Suehiro Maruo, do którego przyciągnęła mnie perwersyjność, bezkompromisowość i skrajna artystyczność. Na jego tle twórczość Ito wydawała mi się wtedy zbyt grzeczna i zbyt gatunkowa... Dziś rewiduję swój pogląd - Zachary, miałeś 100% racji polecając mi jego komiksy. Nawet jeśli to, co robi jest tylko rzemiosłem, to bezsprzecznie Ito jest mistrzem w swoim fachu, a "Uzumaki" to najlepszy komiks wydany w Polsce AD 2011 jaki czytałem do tej pory... i chyba najskuteczniejsza, czy też najintensywniejsza komiksowa groza, z jaką w życiu miałem do czynienia...

środa, 20 lipca 2011

#811 - CMP: Konstrukt #1-3

Jak twierdzi Jakub Kiyuc, wydanie trzeciego numeru (a czwartego zeszytu) "CMP: Konstrukt" jest swego rodzaju cezurą. Wraz z nim zamyka się pierwszy etap tej psycho-matematycznej serii, a wraz z numerem czwartym rozpocznie się następny. Tym samym zdaje się, że właśnie teraz przyszła najodpowiedniejsza pora na ocenę dotychczasowych tworów wyobraźni Kiyuca.

Ale zanim przejdę do rzeczy, wypadałoby zaznaczyć, że wszystkie zeszyty "Konstruktu" sprawiłem sobie dopiero teraz. Przeczytałem je właściwie na raz, odczuwając to satysfakcję z lektury, to zwykłe zmęczenie. Odłożyłem na kilka dni, ale nie na półkę z komiksami, a na stoliku obok łóżka, by mieć je ciągle pod ręką. Póki nie zabrałem się do ponownej lektury, w kółko kartkowałem je, na zmianę zachwycając się ich formą i zastanawiając się co ja mam o tym w ogóle myśleć. Minęło kilka dni, kolejną lekturą mam już za sobą i ciągle mam problem z uporządkowaniem myśli na jej temat. Ale może uda się już coś napisać.

Połączenie szeroko pojmowanego nadrealizmu z matematyką skojarzyło mi się z "Alicją w krainie czarów", ale szybko okazało się, że nie tędy droga. To, co u Carolla podyktowane było żelazną logiką, u Kiyuca jest dosyć irracjonalne, bo matematyka z kart jego komiksu okazuje się nie do końca tym przedmiotem, jakiego uczono nas w szkołach. Autor tworzy abstrakcyjny świat, a może i światy, z jednej strony pragnąc, abyśmy w nie uwierzyli, ale z drugiej stale nas do nich dystansując, poprzez częściową ich dekonstrukcję. Ciekawy paradoks. Dodajmy do tego liczne cytaty i parafrazy - od "Odysei kosmicznej 2001" przez "Mechaniczną pomarańczę" po, oczywiście, "Supermana" - i otrzymujemy dzieło na wskroś postmodernistyczne. Ale pozostaje kilka pytań. Wspomniany wcześniej paradoks to zaleta czy wada? Czy nawiązania do innych dzieł są dla komiksu czymś istotnym czy jedynie zbędnymi dodatkami? Tak jak bardzo zaciekawiło mnie wykorzystanie monolitu z filmu Stanleya Kubricka, sympatyczny uśmiech na twarzy spowodowała parafraza obrazu Edwarda Hoppera, ale w ogóle już nie spodobał się "gościnny występ" Doomsdaya, tak nie mam pojęcia jak na te pytania odpowiedzieć. Jeśli autor to odpowiednio z czasem rozegra, to mogą to być duże atuty "Konstruktu". Ale może być zupełnie na odwrót.

Całość wydaje mi się bardzo nierówna. Kolejne części opowieści charakteryzuje ta sama enigmatyczność, ale to nie zawsze działa na korzyść serialu, czasem wprost przeciwnie. Pierwszy zeszyt jest dzięki niej odpowiednio niepokojący i zaciekawiający, aż ciężko oderwać się od lektury. Jak to zwykle bywa, okazuje się, że to dopiero rozgrzewka przed zeszytem drugim, gdzie autor nie tylko przyspiesza tempo opowiadania, ale i dorzuca więcej znaków zapytania odnośnie przedstawianych historii. I moim zdaniem strzela sobie w stopę, powodując nazbyt duży mętlik, a komiks czyniąc po prostu przytłaczającym. Na ratunek przychodzi numer 2.5, w którym następuje zmiana tonu opowiadania. Osobiście ten zeszyt podoba mi się najbardziej. Wprawdzie z kolejnych wydarzeń czyni farsę, ale bardzo ironiczną i zabawną, stanowiącą bardzo przyjemne uzupełnienie serii. Śladowe ilości zgrywy tego kalibru szybko odnaleźć można w czwartym zeszycie, ale jako całość okazuje się on jednak rozczarowaniem, bo autor tak bardzo skupia się na eksperymentowaniu z narracją, że powoduje klasyczny przerost formy nad treścią.

Oprócz świetnego humoru, za największy plus "CMP: Konstrukt" uważam wszystkie te odjechane postaci, jakie wypełniają jego strony. Ale wydaje mi się, że potencjał w nich tkwiący jest zdecydowanie niewykorzystywany. Ich losy niby stanowią podstawę opowieści i tej szalonej narracji, która ją dyktuje, ale w natłoku kolejnych wydarzeń i niewiadomych, pozostają jakby potraktowane instrumentalnie. Fascynują, ale na dłuższą metę pozostają tylko marionetkami w rękach autora, który zdaje się nie pozwalać im żyć własnym życiem. Szczególnie odczułem to w czwartym zeszycie, gdzie Kiyuc stawia na akcję. Z jednej strony widać tam, iż podstawy dramaturgii nie są mu obce, ale z drugiej sam neutralizuje napięcie, które próbuje osiągnąć. Bo podstawą są niewiadome tyczące się bohaterów. Niewiadome, zbyt rzadko wyjaśniane i zbyt często mnożone, sprawiają, że losy kolejnych postaci pozostają mi obojętne. Chciałbym się nimi przejąć, ale nie potrafię. A nie mam wątpliwości, że mógłbym się tym wszystkim zachwycać, gdyby proporcje poszczególnych elementów komiksu były nieco inne.

"CMP: Konstrukt" jest rzeczą bardzo ciekawą, chyba jednym z najoryginalniejszych tytułów, jakie w życiu czytałem. Ale jego enigmatyczność koliduje moim zdaniem z klarownością, a jego oryginalność neutralizuje samą jakość. Nie mniej jednak w swoich najlepszych fragmentach komiks jest dowodem na to, że Jakuba Kiyuca stać na wiele, więc wypatruję kolejnych odcinków. Szkoda, że podobno nie będą już miały tej specyficznej oprawy hołdującej zeszytówkom TM Semic, bo ma to w sobie sporo uroku. Ale swoje już i tak to zrobiło: jedną z pierwszych rzeczy, jakie zrobiłem po lekturze, było odpalenie Allegro i natychmiastowy zakup zeszytu "Batmana", którego nie widziałem na oczy od ponad 10 lat. Jestem wdzięczny. I na koniec, niejako na usprawiedliwienie powyższego tekstu, zabójczy cytat z "Konstruktu" #2: "(...) Ich domeną jest szeroko pojmowana nadinterpretacja. Szukanie ukrytych treści tam, gdzie nikt normalnie nie spodziewałby się ich istnienia. Są biegli we wszystkich niekonwencjonalnych przekazach, które mogą, ale nie muszą wpływać na Twoje pojmowanie świata. (...) Ich zadanie to patrzeć, obserwować i recenzować. I nie daj Boże, jeśli połączą w swej nieodgadnionej imaginacji nocne mazy młodego artysty z [tajną] pracą naukowca (...)" Nie daj Boże!

wtorek, 19 lipca 2011

#810 - Wiedźmin: Racja stanu

Premierę drugiego "Wiedźmina" w historii polskiej kultury (masowej) uważam za wydarzenie niezwykłe. Czy przełomowe – to się dopiero okaże. Przez chwilę, w pewnym zapyziałym kraiku nad Wisłą dało się poczuć rasowy hype, tę wielką marketingowo-promocyjną machinę, przynajmniej tak samo ważną, jak sam produkt. O "Wiedźminie 2" rozmawiano i spekulowano, na premierę "Wiedźmina 2" się czekało w Empikach, jak na, nie przymierzając, "Harry`ego Pottera", wreszcie z "Wiedźmina 2" było się dumnym, że na wskroś polska produkcja odniosła duży sukces na międzynarodowym rynku.

Był to jeden z niewielu momentów, kiedy popkultura wyznawana przez geeków i nerdów, fanów komiksów, fantastyki i gier video wypełzła ze swojej niszy i udało jej się przebić do tak zwanego mainstreamu. Głównego nurtu rozrywki w Polsce sformatowanego pod "przeciętnego odbiorcę", kojarzonego raczej z "Na wspólnej" i "M jak Miłość", Feelem i Beatą Kozidrak, "Telekamerami" i "Teletygodniem", Grocholą i "Miłością nad rozlewiskiem". "Zabójcy Królów" swoją uwagę i kilka akapitów poświęcił nawet Wojciech Wencel, a zatem Geraltowi zawitał nawet na kulturalno-literacki Parnas (a przynajmniej na jego prawicowe zbocze). I gdzieś na boczku, jako wsparcie wielkiego eventu pojawił komiks. Nawiasem mówiąc ta sytuacja wiele mówi o statusie i miejscu, w którym znajduje się obecnie sztuka obrazkowa w Polsce…

Dwuczęściowa "Racja Stanu" opublikowana na łamach kioskowego magazynu "Komiksowe Hity" była typowym projektem robionym na zamówienie. Pojawiło się zapotrzebowanie na komiks, znaleziono pieniądze i zaangażowano artystów. Scenariuszem zajął się Michał Gałek, rysunkami Arkadiusz Klimek, a kolorami - Łukasz Poller. Cała trójka związana jest z krakowskim Studiem pArt. Najlepiej ze swojego zadania wywiązał się Klimek, który wykonując kawał dobrej roboty przy "Wiedźminie" wygodnie usadowił się w czubie najlepszych polskich rysowników potocznie określanych, jako "mainstreamowi". Aż szkoda takiego rysownika na rodzimy rynek. Perfekcyjny technicznie, z komiksową wyobraźnią, w niczym nie odbiegający od kolegów po fachu pracujących dla Dargaud czy Lombardu. Dla mnie Klimek jest nieco zbyt sztywny i pozbawiony błysku, ale za to niemiłe wrażenie może być odpowiedzialny Poller. Widać, że nakładając barwy na szkice rysownika wykonał mnóstwo pracy, ale efekt nie jest najlepszy. Jest ciemno, ale nie mrocznie, a tak, patrząc na design gry, miało być. Nasycenie kolorów jest zbyt silnie, przez co trzeba mocno wysilić oczy, aby w pełnie delektować się kreską Klimka.

Jeśli idzie o Gałka to czytając "Rację stanu" miałem wrażenie, że to jakaś praca zaliczeniowa z "kreatywnego pisania". Napisana bardzo solidnie, ale od sztancy, w całej swojej nieprzewidywalności (nic nie jest takie, jaki się wydaje, a każdy z bohaterów ukrywa swoje prawdziwe zamiary), dość przewidywalna i przez co finał pozbawiony został kluczowego elementu zaskoczenia. Również zaskakująco mało jest Wiedźmina w "Wiedźminie". Polowanie Geralta na ukrywającego się w lesie leszego to tylko punkt wyjścia do pewnego rodzinnego dramatu. Na szczęście wiedźmiński miecz nie tylko uwalania od potworów, ale rozwiązuje również melodramatyczne dylematów, o telenowelowym posmaku. Pomimo tych wszystkich uwag nowy komiksowy "Wiedźmin" to zdecydowanie najlepszy komiks w dorobku Gałka. Znacznie lepszy od wersji Parowskiego i Polcha. Na słowa uznania zasługuje sposób, w jaki scenarzyści udałp się pogodzić komiksową narracją z historią obfitującą w chmurki dialogowe.

Za sztuką komiksu od wielu lat ciągnie się jego ideowość, zaangażowanie, polityczność. W Polsce ludowej "kolorowe zeszyty" uwiązane na reżimowej smyczy miały do zrealizowania liczne cele propagandowe. W III (i IV) Rzeczpospolitej "powieści graficzne" są jednym z elementów polityki historycznej. Spełniają szereg dydaktycznych postulatów, przypominając najmłodszym o chwalebnych kartach z polskiej historii przy okazji obchodów rocznicowych. Wbrew tej tradycji "Wiedźmin" jest niczym innym jak reklamową broszurką. Wstrętnym narzędziem kapitalistów do ogłupiania tłuszczy i manipulowania umysłami maluczkich. A przy tym całkiem niezłym komiksem.