czwartek, 21 kwietnia 2011

#742 - W cieniu gwiazdy

Album "W cieniu gwiazdy" jest kontynuacją "Historii okupacyjnych", komiksowych wspomnień Zygmunta Similaka z przełomu pierwszej i drugiej połowy XX wieku. Za pierwszym razem powrót do dzieciństwa czasów niemieckiej okupacji nie wypadł przekonująco. Czy drugie podejście, dotyczące tym razem okupacji spod znaku tytułowej, czerwonej gwiazdy i opowiadające o trudnym okresie dojrzewania okazało się bardziej udane?

Właściwie większość zarzutów wobec tamtego komiksu, wypadałoby powtórzyć i w tym przypadku. Talentu do satyrycznej karykatury Similakowi odmówić nie sposób. Ze swoją nieco staroświecką i paradoksalnie mało komiksową, mniej narracyjną, a bardziej ilustracyjną kreską, w takiej roli sprawdza się bardzo dobrze. Pełnometrażowy album, nie będący sekwencją pasków, tworzących pewną spójną opowieść, jak miało to miejsce w choćby przypadku „Siedmiu tygodni” Januarego N. Misiaka, brutalnie obnaża wszystkie niedostatki warsztatu Similaka. Małe zróżnicowanie planów, na których często kuleje kompozycja, niemal zupełny brak stopniowania napięcia pomiędzy planszami czy niechęć do grania szczegółem sprawiają, że lektura "W cieniu gwiazdy" szła mi bardzo opornie. Rozbicie fabuły na mniejsze, luźno ze sobą powiązane epizody nijak nie pomaga.

Z drugiej strony warto docenić świadomą stylizacją na komiksy z lat pięćdziesiątych, widoczne inspiracje stylem Wacława Drozdowskiego. Świetnym patentem jest również charakterystyczne, tintinowskie rozgraniczenie między głównym bohaterem, a otaczającym go światem. Dzięki temu, za pośrednictwem autorskiego alter ego, czytelnik może "być" w komiksie. To prosty, ale bardzo efektowny chwyt i aż dziw, że tak niewielu współczesnych twórców z niego korzysta. Nie sprawia to jednak przebijanie się przez kolejne strony jest przyjemne, ani łatwe. Czy jednak warto?

Similak daje czytelnikowi kawałek swojego życia. Nie mogę nie doceniać wartości takiego gestu, ale "W cieniu gwiazdy" brakuje tej siły, którą ma na przykład "Na szybko spisane" (nie będącej stricte autobiografią). Nieliczne momenty naprawdę wzruszają (historia z koniem), inna odstraszają parafialnym patriotyzmem, ostentacyjną antyradzieckością czy czerstwym humorem. A nad wszystkim unosi się jakiś nieokreślony komiksowy duch dalekiej przeszłości - naiwnych, prostych historyjek obrazkowych, o mocno ograniczonych możliwościach. Jak sądzę to komiks Śledzia przejdzie do historii polskiego komiksu, dzięki swoim walorom czysto artystycznym i ujęciem obrazu pokolenia wychowującego się na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych w uniwersalnej perspektywie. Pracy łódzkiego satyryka to raczej nie grozi, choć mogę się oczywiście mylić.

Przypuszczam, że o "W cieniu gwiazdy" już za kilka lat nikt nie będzie pamiętał. Z jednej strony słusznie, a z drugiej szkoda. Bo przy całej czytelniczej ambiwalencji, wszystkich formalnych nieporadności, opowieść Similaka jakoś do mnie dotarła. Przy okazji poprzedniego albumu, emocjonalnie przeszedłem obok całej historii. W tym przypadku było jednak inaczej, autorowi udało się mnie dotknąć. A to już coś.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Dzięki za recenzję. Chętnie sięgnę po ten komiks.