środa, 6 kwietnia 2011

#733 - Wolverine: Wróg publiczny, t.1

Komiksy Marka Millara daje się bardzo łatwo podzielić na produkcje w różnym stopniu udane oraz pozycje, które z wielkim trudem można uznać za chociażby przeciętne. Dwa tomy "Ultimates" trzeba policzyć do tych pierwszych, podobnie jak "Old Man Logan", "Wanted", "The Authority", znajdzie się tam również miejsce dla "Ultimate X-Men" i komiksowego "Kick Assa". Po drugiej stronie będą natomiast "Ultimate Fantastic Four", "Marvel 1985", "Marvel Knights Spider-Man" i jego nowsze rzeczy – "Ultimate Comics Avengers" i "Nemesis". "Wolverine: Wróg publiczny" znajduje się niestety po niewłaściwej stronie barykady.

Millar to artysta syty, który właściwie osiągnął wszystko, co tylko można osiągnąć w komiksie mainstreamowym. Mając uznane nazwisko, ceniony dorobek, z wieloma pozycjami, które śmiało będą uchodzić za klasykę, obecnie skupia się bardziej na kręceniu się w środowisku filmowym. Gołym okiem widać, że do swoich najnowszych, także autorskich projektów, zbytnio się nie przykłada. Dokładnie to samo można powiedzieć o Johnie Romicie Juniorze. To nie ten sam artysta, którego znamy z kart "Punisher: Warzone", "Daredevil: Człowiek bez strachu" czy choćby runu w semikowych "X-Menach". We "Wrogu publicznym" nie bije to jeszcze po oczach tak mocno, jak choćby w czwartej serii "The Avengers", ale z jego charakterystycznego stylu ostała się tylko nieznośna maniera, którą próbuje przykryć liczne niedoskonałości swoich prac. Koszmarne uproszczenia anatomii, schematyczna kompozycja planszy i inne niedoróbki jedynie otwierają listę zarzutów. Oczywiście fani jego grubej, mięsistej krechy, będą zaciekle bronić swojego ulubieńca, ale faktem jest, że Romita zatrzymał się po prostu w rozwoju.

Wolverine miał szansę stać się czymś więcej, niż tylko kolejnym pajacem w kostiumie. Drzemie w nim wielki, antybohaterski potencjał. Logan to cyniczny outsider, zupełnie nie pasujący do swoich kolegów z X-Men. Mężczyzna z przeszłością (lub całkowicie jej pozbawiony), bestia, ale człowiek niezłomnego honoru, którego życie wypełniają kolejne miłosne niepowodzenia. Miłośnik trunków skutecznie zabijających trzeźwość, ciągle ćmiący cygara. Piętrzące się problemy załatwia tradycyjnymi metodami, za pomocą pięści uzbrojonych w pazury z adamentium, co zwykle tylko pogarsza jego sytuację. Zdolny scenarzysta, z wolną ręką od bossów Marvelu, mógłby z niego wycisnąć wiele materiału na co najmniej dobre i niebanalne historie. A tak Dom Pomysłów, zamiast pozwolić Loganowi nieco wydorośleć, ciągle podlizuje się młodszym odbiorcom, wciąż go infantylizuje, stemplując takie właśnie historie, jak "Enemy of the State". Proste, efektowne, napakowane akcją nawalanki, sprowadzające Logana do figury zwyczajnego, niepokonanego herosa w trykocie, pozbawionego jakiegokolwiek charakteru, którego równie dobrze moglibyśmy wymienić na jakąś inną postać.

Żeby jeszcze historia była w jakiś sposób zajmująca, to jeszcze dałoby się przełknąć tę papierowatość Wolviego, ale z bogatego niegdyś repertuaru fabularnych zagrywek Millarowi pozostało jedynie zamiłowanie do rozmachu. Taniego, zwykle przeszarżowanego, przyjmującego zwykle postać chamskiej zagrywki pod fanów, potocznie zwanej "fan-service". Podwodna potyczka głównego bohatera z rekinami, kolejnego pojedynki z Elektrą i każde pojawienie się Gorgona są chłodno skalkulowane na nerdgasm i przez to niekoniecznie są w stanie go wywołać. Fabuła "Wroga publicznego" osnuta została wokół szpiegowskiej rozgrywki pomiędzy S.H.I.E.L.D., a triumwiratem marvelowskich terrorystycznych organizacji – Hydry, The Hand i Dawno of the White Light. Pomysł na intrygę jest dość durny i do pięt nie dorasta prostemu przecież, ale wykonanemu z pewną zręcznością, konceptowi na "Tajną Wojnę" Bendisa. Wolverine po praniu mózgu zaczyna pracować dla "tych złych" i poluje na (przynajmniej z pozoru), na "tych dobrych", aby również ich przekabacić na ciemną stronę mocy. I ci dobrzy próbują go powstrzymać. Oczywiście nieskutecznie, wszak Logan jest najlepszy w tym, co robi. W przeciwieństwie do Millara i Romity, którzy w swoim rzemiośle stracili nieco biegłości.

Wydawnictwo Mucha Comics nabrało wyraźnie wigoru w pierwszym kwartale 2011 roku, który w opinii wszystkich komentatorów miał stać się początkiem końca polskiego rynku komiksowego. Fani nurtu superhero na pewno znajdą coś dla siebie w ofercie duńsko-polskiego edytora, ale akurat „Wroga publicznego” raczej bym odradzał. Ja cierpliwie poczekam na drugi tom "New Avengers" i znakomite "Civil War", w którym Millar pokazał klasę.

9 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Autor coś chyba przegapił w tym zdaniu

"nieznośna maniera, którą próbuje przykryć liczne niedoskonałości swoich."

Czy Logan istotnie jest jedynym "antybohaterem" w gronie X-Men?

Gambit, Marrow, swego czasu nawet Magnus i Qicksilver... A było ich więcej...

Bartek "godai" Biedrzycki pisze...

Chłopy, weźta sobie wyszukiwatkę tu poswcie, chciałem znaleźć jeden starszy tekst i dupa.

Kuba Oleksak pisze...

Poprawione.

Co rozumiesz przez antybohatera? Z tego co wiem wszystkie wymienione przez Ciebie postacie zmieniały strony, raz były "dobre", raz "złe", nie licząć oczywistych zagrywek typu mind-control etc itd.

Wolvie w porównaniu z nimi zawsze był po jasnej stronie, ale nie bał się posunąć dalej, nagiąć zasad.

Godai - czego szukałeś? Może jakoś pomogę? System etykiet wydaje się dość pomocny. Po autorze łatwo znaleźć. A jak nie to w gugle Kolorowe + to, czego szukasz. Mnie często pomaga.

Anonimowy pisze...

Dzięki za dobrą recenzję.

Bartek "godai" Biedrzycki pisze...

No właśnie google mi odmówił współpracy. Szukałem tekstu o Drobnych zwycięstwach.

Bla-Bolt pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Bla-Bolt pisze...

ekhem

Ma samej górze bloga, na tym niebieskim pasku masz wyszukiwarke po lewej.

Trochę ona słabsza od osobnego widgetu z wyszukiwaniem (wiem, bo mam u siebie i testowałem :D ), ale też działa. I tyle wypluła :

http://kolorowezeszyty.blogspot.com/search?q=drobne+zwyci%C4%99stwa

Maciej Pałka pisze...

Ja tymczasem w końcu zakończyłem lekturę runu Millara (wówczas nieznanego) w Swamp Thing. Niestety, o ile całość miała niezłe momenty, to finał mnie zirytował :/

Przepakował potwora niemiłosiernie.

Kuba Oleksak pisze...

O, a to ci przypadek, bo ja też sobie nadrabiam Millara, tylko jego późne rzeczy z Marvela. I również nie jestem do końca zadowolony :/