czwartek, 24 marca 2011

#722 - Bydgoska Sobota z Komiksem 2011

Po miesiącach festiwalowej posuchy komiksowi fani mieli w końcu okazję spotkać się większym gronie podczas Bydgoskiej Soboty z Komiksem, która miała miejsce dziewiętnastego marca w Akademickiej Przestrzeni Kulturalnej. Zważywszy na przesympatyczne wspomnienia z edycji 2010 można się było spodziewać nader udanego początku komiksowo-festiwalowego roku. Pamiętając o ubiegłorocznym zmęczeniu związanym z kilkugodzinną podróżą w sobotni ranek, tym razem do Bydgoszczy ruszyliśmy z Warszawy w piątkowe popołudnie w sile czterech osób. Bez większych problemów (i w dobrych humorach) dotarliśmy do miasta Jerzego Wróblewskiego i połączywszy siły z Michałem Śledzińskim zrobiliśmy wieczorne "rozpoznanie terenu" - najpierw w Węgliszku, w którym dnia następnego miało się odbyć afterparty, a później w pizzerii Capri, służącej za miejsce "robienia bazy" pod wieczorne trudy i znoje.

Do APK dotarliśmy w sobotnie przedpołudnie o czasie, gdzie o godzinie 11:00 dano znak do rozpoczęcia kameralnego konwentu. Szczerze przyznam, że plan tego typu imprez z biegiem lat stracił dla mnie na znaczeniu i obecnie stanowi drugo- czy trzeciorzędną sprawę. Na pierwszy plan wysunęły się wszelkie spotkania z dawno (albo i nie) niewidzianymi komiksiarzami, poznawanie nowych osób, rozmowy na niekoniecznie komiksowe tematy czy środowiskowe ploteczki. Jeśli przy okazji można zahaczyć o spotkanie z ciekawym autorem czy obejrzeć miłą oku wystawę tym lepiej - aspekt towarzyski stoi jednak na pierwszym miejscu. Z tego też powodu patrząc na plan imprezy nie zawracałem sobie głowy kalkulacją czy warto telepać się przez kilka godzin pociągiem do Bydgoszczy - zapakowałem w tornister "Moe" Jaszcza (oraz kilka niezbędników) i ruszyłem w drogę. Nie było jednak tak, że całą imprezę przesiedziałem poza miejscem imprezy, nie zwracając uwagi na to co dzieje się w budynku Akademickiej Przestrzeni. Dwa punkty programu interesowały mnie szczególnie - prezentacja autorska prac Jakuba Kiyuca oraz pokaz dokumentu "Zakazany Owoc nr 6". Jeśli chodzi o tą pierwszą, to stanowiłaby ona znacznie lepszą atrakcję, gdyby twórcy "Konstruktu" towarzyszyła osoba prowadząca, która swoimi pytaniami mogłaby wyciągnąć coś ponad to co sam Kijuc chciał przekazać publice. Oczywiście można było samemu zadawać pytania i pierwsze z nich dotyczyło (niespodzianka) liczby sprzedanych egzemplarzy, co spotkało się z odpowiedzią, że ta jest zadowalająca i pozwalająca myśleć optymistycznie jeśli chodzi o powodzenie projektu, lecz nie padły jakiekolwiek liczby. Prezentacja polegała na pokazie slajdów z wczesnymi pracami Jakuba, konceptami "Konstruktu" czy zdjęciami z postapokaliptycznych instalacji, które swego czasu wykonywał w Lublinie (które - jeśli dobrze zrozumiałem - dały początek komiksowemym losom Filipa Stixa i spółki). Nie stanowiło to jednak zbyt atrakcyjnej (i np. zachęcającej do zakupu komiksu) formy - szkoda tym większa, że przygotowany materiał zdjęciowy miał w sobie potencjał i przy odpowiednim zaprezentowaniu całość mogła wypaść znacznie lepiej.

Pokaz "Zakazanego Owocu nr 6" poprzedzony był spotkaniem z jego sprawcami - triem Le Kolektiff Negatif i Dariuszem Palinowskim - na które niestety nie udało mi się dotrzeć. Jednak ze względu na słabą formę "Pały" (sponsorowaną zapewne przez wspomniane w drugim akapicie zmęczenie po podróży) - z tego co można było usłyszeć od osób, które w nim uczestniczyły - nie ma chyba czego żałować. Nic to jednak, bo wisienką na torcie tego dnia miał być wspomniany dokument. Po drobnych problemach technicznych na wielkim ekranie pojawiły się pierwsze kadry dokumentu i na półtorej godziny twórca legendarnego "Zakazanego Owocu" zawładnął salą. Mając w pamięci teaser oraz trailer produkcji spodziewałem się bezkompromisowej opowieści o muzycznych czy komiksowych dokonaniach "Pały" ubarwionych kwiecisty językiem i bon motami. I taką też w zasadzie dostałem, jednak po projekcji mój entuzjazm do "ZO#6" znacznie opadł - głównie z dwóch powodów. Przede wszystkim te półtorej godziny, to tak o połowę za dużo - kiedy minęło 30-40 minut produkcja zaczynała lekko nużyć i tylko co czas jakiś wybudzała z letargu. Drugą rzeczą, która znacząca przeszkadzała w odbiorze dzieła jest momentami kiepski dźwięk, uniemożliwiający czasem zrozumienie co też ciekawego ma do powiedzenia w danej chwili główny bohater opowieści. Rozumiem, że są to filmowe początki LKN, że wyszło to z początku całkiem spontanicznie, że punk i underground i tym podobne, ale gdyby poświęcić nieco więcej czasu na zgłębienie filmowych meandrów, bardziej przyłożyć się zarówno na etapie kręcenia dokumentu jak i montażu, to wyszłaby znacznie lepsza produkcja. Nie mówię, że jest źle, ale spodziewałem się czegoś znacznie lepszego i rozczarowanym po seansie byłem wielce. Żeby jednak nie było tak, że tylko narzekam, to na duży plus trzeba chociażby zaliczyć występy gościnne (np. Michał Śledziński, Jerzy Szyłak) czy włączenie do dokumentu archiwalnych video-nagrań Palinowskiego z jego kilkuletniego pobytu w Londynie. Tyle jeśli chodzi o plan imprezy. Nie był on co prawda tak atrakcyjny jak w roku ubiegłym, ale chodzą plotki, że edycja przyszłoroczna ma szansę prezentować się pod tym względem okazalej, za co naturalnie trzymam kciuki.

Frekwencyjnie Bydgoska Sobota z Komiksem wypadła poniżej (moich) oczekiwań. O ile na początku na terenie imprezy przechadzało się kilkadziesiąt - w dużej mierze spoza środowiska - osób, o tyle im ta dłużej trwała, tym na "placu boju" pozostawali sami weterani. Najmłodsi przybyli głównie na warsztaty komiksowe prowadzone przez Janusza Wyrzykowskiego, natomiast podczas późniejszych punktów programu na głównej sali było około dwudziestu, w porywach trzydziestu osób. Niezbyt wiele, nieprawdaż? Oprócz naszej grupy ze Stolicy Polski do Bydgoszczy przybyła również skromna delegacja z Łodzi i Poznania. Najliczniej prezentowała się ekipa z Gdańska, która niestety ruszyła w stronę domu przed wieczorną imprezą w Węgliszku. W porównaniu z zeszłym rokiem zabrakło głównie młodej komiksowej krwi, przez co na afterze średnia wieku była całkiem wysoka. Pomimo tego było całkiem sympatycznie - z początku wszyscy przybyli zgromadzili się głównie przy Dariuszu Palinowskim, ale gdy ten wraz z ekipą Le Kolektiff Negatiff ruszył w kierunku Torunia, pozostałe w Węgliszku towarzystwo rozpierzchło się po całym lokalu. I tam też zakończyła się tegoroczna Sobota z Komiksem.

Jeśli chcieć podsumować cały wyjazd jednym słowem, to można powiedzieć, że było poprawnie. Program imprezy nie powalał na kolana, ale można było znaleźć coś dla siebie. Towarzysko zaś prezentowało się to na zasadzie "programu obowiązkowego" - przybyli ci, którzy mieli przybyć. I nic ponadto. Rozumiem, że takiego bogactwa atrakcji jak na zbliżającej się Komiksowej Warszawie czy łódzkiej "międzynarodówce" próżno szukać w planie kameralnego bydgoskiego festiwalu, ale może stać się kiedyś tak, że zostaną jedynie te dwie największe imprezy i nic pomiędzy nimi. A wtedy będzie można pokusić się o parafrazę słów Dominika Szcześniaka z ostatniego (póki co) "Ziniola" i powiedzieć: "Drogi festiwalowiczu, nawaliłeś".

Oby to jednak nie nastąpiło.
Widzimy się w Bydgoszczy za rok.

15 komentarzy:

Anonimowy pisze...

Byłem dwa lata temu. Bardzo mile wspominam. Mam nadzieję, że impreza będzie kontynuowana. Kameralne mini-spędy też mają swój urok. Do zobaczenia w Lublinie 7 maja i w Warszawie 18 czerwca :)

Anonimowy pisze...

co jest w warszawie 18 czerwca?

Anonimowy pisze...

Coś w sam raz dla fanów komiksu. Więcej w tym temacie niebawem.

Andrzej Janicki pisze...

Nasze obserwacje wskazują, że frekwencja była trochę większa niż w ubiegłym roku, choć poziom rozreklamowania imprezy w mieście był równie słaby. Więcej plakatów zabrali ze sobą odwiedzający niż wisiało ich w strategicznych punktach Bydgoszczy a informacje prasowe zawierały błędy. Pojawiło się mniej rozpoznawalnych i młodych twarzy, ale weterani nie zawiedli!
Dzięki za odwiedziny Łukaszu i do zobaczenia.

hds pisze...

Imprezę jak zwykle zaliczam do bardzo udanych ;)
W tak miłe, kameralne klimaty doskonale wpasowałyby się hostessy z kawą, ciastkami, piwem i ziołem wszelakim ;D

Unknown pisze...

w czerwcu to jest BFK.
BACK OFF BITCHEZ.

Anonimowy pisze...

Jak wszystko dobrze pójdzie to nie tylko BFK :)

Andrzej Janicki pisze...

@hds - Hostessy koniecznie, cokolwiek by oferowały:)

Ystad pisze...

w czerwcu oprócz BFK jest też Ligatura.

Anonimowy pisze...

WSK reaktywacja?

Anonimowy pisze...

No to mamy już co najmniej trzy imprezy komiksowe w czerwcu :) Nieźle jak na czasy upadku rynku :)

kaerel pisze...

najlepsze igrzyska były w czasach bidy


ja żałuję, ale miałem tak zwane służbowe bagno. żeby było śmieszniej - też komiksowe.

tO mY: pisze...

Kupię trochę wolnego czasu na pozamiejskie wyprawy komiksowe. Jak zwykle, jak się człowiek akurat nie upije, to i tak nie może. fak.

Anonimowy pisze...

Wbrew obawom autora relacji wizja jedynie dwóch konwentów raczej nam nie grozi. Na MFK uczestników powoli ubywa, a na KW, podobnie jak w tamtym roku, pewnie też będzie bez rewelacji. Przyszłość to raczej małe lokalne, kameralne konwenty w różnych częściach Polski. Pytanie tylko czy wydawcy na to pójdą...

Maciej Pałka pisze...

Myślę, że jest miejsce na imprezkę komiksową nawet 4 razy w każdym miesiącu. Nie ma przymusu aby festiwale/konwenty/spotkania robić tylko dla komiksowa. Podobnie jak nie ma sensu robić komiksów skierowanych tylko do tej grupy.