wtorek, 23 listopada 2010

#622 - Fantasy Komiks nr.05 i nr.06

Po krótkiej, wakacyjnej przerwie "Fantasy Komiks" powraca. Cykliczna antologia fantasy dobiła już do szóstego numeru i można już chyba pokusić się o wstępne podsumowanie kioskowego projektu Egmontu.Wraz z "Rytuałem Morinagi" swojego kresu dobiegł "Samuraj" Di Giorgio i Geneta. Graficznie komiks wciąż może się podobać, ale do fabuły można mieć spore zastrzeżenia. Niech lepiej Europejczycy zostawią samurajską tematykę Japończykom i Stanowi Sakai. Niewiele więcej dobrego mogę powiedzieć o powoli finiszującej "Legendzie", która nijak nie może przekroczyć granicy dzielącą komiks tylko przeciętny, od chociaż dobrego. Swolfsowi daleko od formy, którą prezentował przy okazji "Księcia Nocy", choć graficznie trzyma fason. Ciągle za najlepszy tytuł z "FK" uważam "Rozbitków z Ythaq". Ciekawa, choć nie do końca oryginalna kreacja świata przedstawionego, wartka akcja z tomu na tom posuwająca historię do przodu i przyjemne dla oka rysunki. Scotch Arleston dobrze wie, że w klimacie fantasy prochu już wymyślić się na da, więc stara się jak najbardziej pokręcić fabułę i rozbudować postacie. Dopiero finał pokaże czy mu się to udało. Od reszty stawki dość wyraźnie odstają "Lasy Opalu", w których tenże Arleston niezbyt się popisał. W historii rażą oklepane motywy (zły tyran niewolący królestwo, bohater-wybraniec mający go powstrzymać), fabuła rozwija się bardzo schematycznie, a rysunki prezentują się co najwyżej średnio.

We wrześniowym i październikowym numerze „FK” zadebiutowały dwie nowe serie i jeden cykl stripów. Trylogia "Zaraza" autorstwa Jean-Charlesa Gaudina i Frederica Peyneta pojawiła się w numerze piątym, a "Sloka" (rzecz z 2003 roku), debiutancka seria Ulriga Godderidge'a i znanego z "Rozbitków" Adriena Flocha, wystartowała w szóstym. Lepiej rokuje ten pierwszy tytuł, choćby dzięki temu, że odcina się od większości serwowanych na łamach magazynu serii skupionych głównie na efektownej akcji w fantastycznych (bądź kosmicznych) dekoracjach. Akcja, skoncentrowana wokół tytułowej "Zarazy" rozwija się wolno. Choć nie braknie dynamicznych scen potyczek i pościgów, fabuła skupia się bardziej na konfliktach głównych bohaterów, pochodzących z plemion, różniących się obyczajami i wierzeniami. Mimo, że te relacje kreślone są dość grubą krechą, pozostawia miłe wrażenie, a jeszcze lepiej prezentuje się oprawa graficzna przynosząca na myśl szlachetną kreskę Paula Gillona z "Rozbitków Czasu"."Sloka" natomiast może uchodzić za pierwowzór "Avatara". W tajemniczej dżungli rozbija się dwóch żołnierzy, od wielu lat walczących w brutalnym konflikcie rozdzierającym całą planetę. Ocaleni przez lokalne plemię, uczą się żyć godnie z rytmem natury i pradawnymi wierzeniami. Niestety, w ślad za Sloką i jego przyjacielem, Arnem, przybywa ich wojna i kładzie kres rajskiej egzystencji autochtonów. Ale przeżywszy atak swoich byłych towarzyszy broni, Sloka ma okazać się kluczem do zwycięstwa jednej ze stron. Szorciaki z cyklu "Barbok i Blondella" są komediowym ujęciem znanego z baśni motywu pięknej księżniczki pilnowanej przez smoka. Relacje pomiędzy zionącym ogniem monstrum, a niewiastą czekającą na swojego wybawiciela i przyszłego męża to prawdziwa kopalnie świetnych pomysłów i nie sądziłem, że taki pomysł można popsuć, a jednak… Komiksowi Le Roya i Alizona brakuje tego, co w takich tytułach najważniejszego – poczucia humoru. "Barbok i Blondella" nie są śmieszni!

Wszystko wskazuje na to, że czytelnicy polubili "Fantasty Komiks", a magazyn całkiem dobrze przyjął się w szerokiej dystrybucji, obejmującej oprócz sklepów komiksowych i Empików, saloniki prasowe i kioski. Wyniki sprzedaży, na które powołuje się Egmont, są na tyle dobre, że pismo utrzymuje się na powierzchni, ale trudno mówić, aby stało się przebojem. Twierdzenia, że powrót komiksów do kiosków zbawi rynek można (kolejny raz) odłożyć między bajki, bo "FK" nie pociągnie za sobą komiksowej inwazji. Choć za pierwsze sygnały takowej można by uznać pojawienie się "Komiksowych Hitów" oraz kolejnego tytułu związanego z uniwersum "Gwiezdnych Wojen"…

Mnie "Fantasy Komiks" cieszy nie tyle, jako komiks (czytaj – dzieło sztuki), tylko, jako pewnego rodzaju artefakt, nostalgicznie wspomnienie przeszłości, kiedy po szkole przeszukiwałem pobliskie "Ruchy" w poszukiwaniu nowych komiksów. Sama lektura opowieści przeznaczonych raczej dla młodszego czytelnika to tylko dodatek do dreszczu kioskowego polowania, niecierpliwego wyczekiwania "i co dalej" z ulubionymi tytułami/bohaterami i wypatrywania nowych serii.

Brak komentarzy: