czwartek, 26 sierpnia 2010

#543 - Urlop na Kolorowo #3 - Wolverine: Saudade

Po zachmurzonej Anglii i gorącym, acz niebezpiecznym Meksyku, nadeszła pora na odrobinę niczym nieskrępowanej rozrywki. Dlatego dzisiaj Kolorowe Zeszyty zabierają Was do ojczyzny fiesty i (nie zawsze) doskonałych canarinhos. Panie i panowie! Zapraszamy do Brazylii.... (JT)
Nawet Wolverine, którego mutacyjną zdolnością jest występowanie od kilku do kilkunastu serii komiksowych równocześnie, musi czasami trochę odpocząć i wziąć sobie urlop. Zostawiając swój kolorowy trykot w szkole Xaviera, wyrusza wygrzać swoje stare, adamantowe kości na piaszczystych, brazylijskich plażach, mając w planach zakosztowanie w lokalnych specjałach. Niestety, Logan nie potrafi się trzymać z dala od kłopotów i z miejsca pakuje się w miejscowe porachunki między lokalnym gangiem a… grupką dzieciaków.

W południowej części Ameryki nie wszyscy wiedzą, że Wolvie jest "najlepszy w tym co, robi", a "to co robię do przyjemnych nie należy". Bo gdyby wiedzieli, to nie ruszaliby motoru należącego do mutanta o szponach z niezniszczalnego metalu, dysponującego niezwykle czułymi zmysłami i czynnikiem samogojącym. Ale sam Logan również nie bardzo wie, w jaką kabałę się pakuje pomagając kilku dzieciakom z najbiedniejszych dzielnic Fortalezy.

Autorami one-shota "Wolverine: Saudade" są dwaj europejscy twórcy. Scenarzysta Jean-David Morvan i rysownik Philippe Buchet są znani w Polsce przede wszystkim ze swojej bestsellerowej serii "Armada". W ich pracy nad komiksem w typowo amerykańskim formacie pomagał im Larry Hama, scenarzysta znany z pracy nad solowymi przygodami Wolverine'a. W przeciwieństwie do regularnych przygód naszego ulubionego Rosomaka, Morvan i Bouchet nie byli krępowani żadnymi ograniczeniami wiekowi. Oznacza to, że francuskie wcielenie Logana nie musi chować swoich pazurów przed zadaniem śmiertelnego ciosu. I nie chowa – "Saudade" jest komiksem brutalnym, ale nie przez lejącą się strumienia krew, wypruwane flaki i rozszarpane mięśnie.
Pod piórem Morvana z Wolverine'a naprawdę wychodzi zwierzę. Koleś, który nie cacka się z tymi, którzy z nim zadarli. Mściwy, zawsze doprowadzający do końca sprawy, które tego wymagają. Nie waha się podejmować moralnie śliskich decyzji, nie boi się wziąć spraw w swoje ręce. To nie jest typowy komiks superhero, w którym w ostatniej chwili pojawi się Cyclops albo profesor Xavier i powstrzymają Logana, przed zrobieniem czegoś naprawdę złego i głupiego. Korci mnie bardzo, żeby zdradzić nieco więcej z fabuły i naprawdę szokującego zakończenia, ale nie chce popsuć zupełnie (bo trochę już popsułem) dość niespodziewanej przyjemności z lektury "Saudade". Szczerze przyznam, że oczekiwałem czegoś na poziomie zwykłej, choć poprawnie napisanej mutanckiej młócki, a dostałem coś więcej. A scenarzysta znakomicie sportretował głównego bohatera swojej opowieści, wydobywając z niego na tych 48 stronach wszystkie najważniejsze cechy. W dodatku bardzo przekonująco odmalował problemy społeczne brazylijskich dzielnic biedy zwanych potocznie fawalami.

Morvan spisał się bardzo dobrze, podobnie zresztą, jak i Phillipe Bouchet. Jego kreska wydaje się być stworzono do produkcji amerykańskich. Z przyjemnością zobaczyłbym jak sobie radzi, w roli regularnego grafika w "X-Men" na przykład. Jego dokładna kreska, dopracowana w najdrobniejszym szczególe poraża niesamowitą energią, dynamizmem i siłą wyrazu.

Pomimo bardzo kolorowej powierzchowności, kiczowatej superbohaterskiej estetyki i wakacyjnego nastroju "Wolverine: Saudade" jest komiksem bardzo gorzkim w smaku. Przepełnione tytułowym, bardzo kunderowskim uczuciem melancholijnego smutku, po utracie czegoś, czego się na dobrą sprawę nigdy nie miało.

4 komentarze:

Gonzo pisze...

zabawne, że Saudade właśnie leży u mnie na wierzchu kupki 'do przeczytania' i będę go mientosił pewnie dzisiaj. po przekartkowaniu w oczy rzuca się od razu jak fajnie to wygląda. a i wolverine jakby nieco inny, przystojniejszy, acz z przerostem nosa.

Gonzo pisze...

poza tym niewybaczalny błąd. skoro Brazylia, to aż dziw że zabrakło "Wolverine: Black Rio". Może to najlepsze nie jest, ale brazylijskie i owszem. i urlopowe (bo punkt wyjścia fabuły jest tam ten sam).

Pharas pisze...

Philippe Buchet. Nie Phillipe Bouchet. ;)

A poza tym fajnie, że zrecenzowaliście ten komiks. Wizualnie faktycznie prezentuje się bardzo dobrze.

Gonzo pisze...

Przeczytałem. Celny tekst, jestem właśnie po lekturze iluś tam one-shotów z Wolvim, i chyba od czasu Jungle Adventure nie miałem do czynienia z takowym na podobnym poziomie. Tylko że tu jest lepsza fabuła. I finał.