środa, 16 czerwca 2010

#479 - Strefa komiksu: Artur Chochowski

Już od początkowych kadrów pierwszej historii ("W pogoni z Amy") widać, że Artur Chochowski jest niezwykle sprawnym komiksiarzem. Pewna, dynamiczna kreska, skróty perspektywiczne, które nie przynoszą wstydu swojemu autorowi i prawie wzorowe kadrowanie znamionują solidny warsztat, godny twórcy z krajowej pierwszej ligi. Ale zaraz – kim tak w ogóle ten Chochowski jest? Gdzie, na naszym stosunkowo małym rynku uchował się taki klejnocik?Jestem pewien, że dla wielu miłośników komiksu nazwisko Chochowskiego nic nie mówi. I nie ma im się co dziwić, bowiem nie jest to twórca szczególnie znany. Jego nazwiska próżno szukać na liście płac rodzimych zinów czy antologii wszelakiej maści. Do tej pory w bibliografii artysty, którego można kojarzyć z niszowym "Magazynem Fantastycznym", znajduje się niewiele pozycji. Kilka okładek ("Triumwirat: Mag", "Tod Robot: Re-animacja", "Antologia Science-Fiction"), parę krótszych historii (w "Likwidatorze" i "Antologii Komiksu Polskiego"). Na dobrą sprawę przekrojowe wydanie "Strefy Komiksu" poświęcone jego twórczości to pierwsza, poważna publikacja na jego koncie. To naprawdę bardzo niewiele, jak na twórcę z takim potencjałem.

Prace zebrane w tym tomiku stanowią naprawdę świetną wizytówkę dla swojego autora, którego wypada uznać za jednego z najciekawszych, rodzimych rysowników komiksowych. Rysunki Chochowskiego przypominają mi dokonania Śledzia z okresu pracy nad "Osiedlem Swoboda", tylko bardziej dojrzałe i dopracowane. W zależności od danej historii i jej entourage'u, artysta odpowiednio dostosowuje i modyfikuje swoją kreskę. W "Życiowej roli" i "Likwidatorze vs. siły inwazyjne", fabułach do skryptu Roberta Zaręby, jego styl jest bardziej drapieżny, satyryczny i zdeformowany, choć momentami przynoszący na myśl prace Tomasza Lwa Leśniaka, znanego z oprawy wizualnej do "Jeża Jerzego". W "Drągalu" (w roli scenarzysty znów występuje Zaręba) Chochowski zmierzył się z konwencją realistyczną i wyszedł z tej konfrontacji obronną ręką, momentami bardzo sprytnie maskując swoje braki.

Znacznie większe pole do popisu zapewnia mu bardziej "komiksowa" stylistyka, obecna w innym krótkim metrażu z uśmiechniętym eko-terrorystą w roli głównej. "Likwidatora i wykluczonych" Chochowski pociągnął wyczyszczoną kreską w odcieniach szarości, ciążącą ku klasycznemu, komiksowemu przerysowaniu. Efekt jest naprawdę piorunujący! Dla odmiany bardzo starannie wycieniowany i delikatnie pociągnięty tuszem "Krąg" (napisany przez Konrada Mizerę) prezentuje się tylko solidnie. Co ciekawe, Chochowski radzi sobie również z kolorem. Wśród takich prac najsłabiej prezentuje się "Stacja" (strasznie płaska), ale już "Anioły i potwory" oraz "Zajebiste" wyglądają bardzo fajnie.
Jak widać całkiem spory rozrzut stylistyczny udowadnia, że Artur Chochowski jest bardzo sprawnym i wszechstronnym rysownikiem. Niestety, z oprawą wizualną na wysokim poziomie nie idzie w parze jakość scenariuszy. Obok dwóch, typowych fabuł z "Likwidatorem", mamy bowiem "Drągala" pochodzącego z antologii "11/11 = Niepodległość". Dość miernie napisaną opowieść o Aleksandrze Młyńskim, akowskim bohaterze walczącym z radzieckim okupantem w okolicach Radomia. "Życiowa rola" to całkiem sympatyczny szorciak, choć nieco na siłę rozciągnięty, a resztę stanowią typowe wypełniacze będące albo zabawami z formą ("Zajebiste", "Krąg"), albo komiksowymi wprawkami, opartymi na jakimś koncepcie ("Stacja", "Anioły i potwory", "Superniezawodny Sześciostrzałowiec"). Tak naprawdę żadna z prac obecnych w antologii nie wyróżnia się niczym na tle innych. Irytują również drobne wpadki, jak znikająca bransoletka czy jedno niepotrzebne "warto" w pewnym dialogu. Takich niedopatrzeń jest całkiem sporo.

Antologia komiksów Artura Chochowskiego sprawdza się, jako znakomite portfolio dla swojego twórcy. Wypada go uznać, za jednego z najciekawszych rodzimych rysowników komiksowych, konsekwentnie promowanego przez Roberta Zarębę. To twórca, który ma wszystkie dane, aby błysnąć na rodzimej scenie i wypada tylko czekać, aż wpadnie w jego ręce jakiś solidny scenariusz. Natomiast jeśli idzie o "Strefę Komiksu" poświęconą jego twórczości, to jako zbiór komiksowych historyjek, wypada bardzo blado. Delikatnie mówiąc. Ci, którzy nastawiają się na ciekawą lekturę, mogą poczuć się srodze zawiedzeni.

1 komentarz:

OTU pisze...

spoks zajebista recenzja zjebanana końcu takim ale - od razu się odechciewło mi, nazwisko zostało