środa, 10 marca 2010

#396 - Suka

Z historiami dziejącymi się w bardzo sprecyzowanych realiach (jak uniwersa fantasy z gier fabularnych, czy też światy postapokaliptyczne) bywa taki problem, że stają się one opowieściami o samych światach, zostawiając bohaterów gdzieś na poboczu fabuły. I choć nie da się ukryć, iż bardzo często są to bardzo ciekawie wykreowane realia, to mimo wszystko nie tego spodziewam się po dobrej książce/komiksie. Dlatego też, kiedy w końcu miałem możliwość przeczytać wydaną przez timofa "Sukę", obawiałem się, że moda na zonę, jaka nastąpiła po premierze gry komputerowej "S.T.A.L.K.E.R.", spowoduje, że będzie to komiks o anomaliach, mutantach i opustoszałych fabrykach...

I nie da się ukryć, że podczas przygód stalkerki (?), jakie serwuje nam Jelena Woronowicz i Andrij Tkalenko, mamy sporo okazji poznać zonę z bliska. Tkalenko bardzo sprawnie rozrysowuje przed nami czarno białe obrazy pełne zdewastowanych ulic, na których można nadziać się na przerażające ściany - kłębowiska półżywych "ludzi" czy śmiertelne, energetyczne wiry. Jednak o wiele niebezpieczniejsze są "siły porządkowe", które, niczym jak na dzikim zachodzie, żądają pełnego posłuszeństwa i strzelają bez ostrzeżenia, a do tego są o wiele lepiej uzbrojeni od "ledwo wiążących koniec z końcem" stalkerów. Dodajmy do tego rysunku wysokie mury wokół strefy, które odstraszają powieszonymi "przestępcami", a dostajemy miejsce równie fascynujące, co niebezpieczne. Fabuła natomiast, by przybliżyć nam te mroczne miejsca, zabiera nas na małą wycieczkę w przeszłość, gdzie pokazana jest geneza świata po "lądowaniu". Moim zdaniem Woronowicz wykreowała o wiele ciekawszą zonę niż jej komputerowy odpowiednik. W "Suce" strefa to nie tylko niebezpieczny sposób na dorobek, lecz również sytuacja bez wyjścia dla wielu nieszczęśliwców. Dzięki temu komiks z sensacyjnego przekształcił się w dramat.

I w tym momencie docieramy do sedna sprawy, ponieważ choć "Suka" rozwija się powoli, to ze strony na stronę komiks zyskuje na jakości. Woronowicz opowiada o prostych emocjach i niezwykłe tło tych historii nie umniejsza ich uniwersalności. "Proch do prochu" to nieskomplikowana opowieść o zemście, i brawa należą się za taką formę, ponieważ te uczucie nie powinno być "przegadane", tylko zimne i zdecydowane - dokładnie jak Suka, która po kolei eliminuje morderców Kabana. "Martwy sezon" oprócz wspomnianej już krótkiej historii "lądowania" bardzo dobitnie ukazuje osamotnienie i potrzebę bliskości, czego doskonałym zobrazowaniem jest nadpalone zdjęcie, na którym widać tylko sylwetki (bez głów) dawno zmarłych rodziców. A na sam koniec, w "Cieniach przeszłości", Jelena Woronowicz serwuje nam najlepsze. Opowieść o tęsknocie i wyrzutach sumienia tak wielkich, że uciszyły zupełnie rozsądek i wolę przetrwania. Jednak najbardziej doceniam w tej historii nie główną oś fabularną, lecz fakt, że na każdej stronie tętni ona małymi historiami. Widzimy drastyczne zestawienie rutyny z niedoświadczeniem, kiedy oglądamy strażników na wieży. Oglądamy "przeciętnego" stalkera, który wykonuje "kolejne" zlecenie, a także poznajemy jak melancholijna i wewnętrznie rozdarta jest Suka. To właśnie ta mnogość wątków powoduje, że konstrukcja fabularna "Cieni przeszłości" jest godna pochwały. Kiedy dodamy do tego sentymentalną puentę, otrzymujemy naprawdę dobry komiks.

Obawy, które towarzyszyły mi, kiedy zabierałem się za ten komiks, podczas lektury szybko się rozwiały. "Suka" nie tylko nie okazała się być "przewodnikiem" po zonie, ale jest naprawdę dobrym czytadłem sensacyjnym z domieszką dramatu. Pełne szarości rysunki Andrija Tkalenko, które kojarzą mi się na zmianę z Michaelem Oemingiem i Śledziem, współgrają z historiami snutymi przez Jelenę Woronowicz. To pogłębiony, iście amerykański, mainstream ze wschodu. Oby więcej takich lektur serwował nam nie tylko timof...

Brak komentarzy: