poniedziałek, 15 lutego 2010

#374 - Komiksowa dekada za Oceanem, cz.1: 2000 - 2002

Dobrych kilka tygodni temu redaktorzy serwisu Comic Book Resources opublikowali podsumowanie pierwszej dekady XXI wieku w komiksowym światku za Oceanem. Sięgając pamięcią do tych minionych dziesięciu lat próbowali przypomnieć sobie najważniejsze wydarzenia i najciekawsze komiksy. Lektura tych tekstów okazała się na tyle ciekawa, że postanowiłem zaadaptować ich obszerne fragmenty. Nie tyle przetłumaczyć, co raczej skomentować po swojemu, niekiedy tylko posiłkując się opiniami CBR'owców. Niektóre rzeczy ominąłem, niekiedy dodawałem coś od siebie, a wszystkie skaziłem swoim subiektywnym sądem. Tutaj można zapoznać się z pierwszym z kolei podsumowaniem, obejmującym lata 2000-2002. W podsumowaniu wzięli udział redaktorzy CBR: Tim Callahan, Shaun Manning, Kiel Phegley, Dave Richards, Steve Sunu, George Tramountanas i Josh Wigler.

Pomyślałem również, że warto byłoby przygotować podobny bilans dotyczące naszego rodzimego rynku, ale na dobrą sprawę, w moim retro-cyklu podsumowałem prawie cały omawiany okres (2002, 2003, 2004, 2005, 2006 i 2007 z dzisiejszej perspektywy), a lata 2008 i 2009 na bieżąco, dlatego trochę głupio byłoby się powtarzać. Ale nie wykluczam, że jeszcze w tym roku do tego pomysłu powrócę, lecz na razie, przenosimy się do krainy tuszem i farbą drukarską płynącej, by przyjrzeć się o ciekawego wydarzyło się w pierwszej dekadzie XXI wieku.

2000-2002

1. Joe Quesada zostaje Redaktorem Naczelnym, a Bill Jemas Głównym Wydawcą w Marvelu

Zajęcie przez Joe'go Quesadę, scenarzystę i rysownika komiksowego, jednego z najważniejszych stołków w największym wydawnictwie za Oceanem wydawało się posunięciem cokolwiek ryzykownym. A przynajmniej wtedy, na początku nowego wieku. Jak się okazało później, zatrudnienie go, jako nowego EIC okazało się początkiem nowej ery w Domu Pomysłów. "Quesada był najlepszą rzeczą, jaka przydarzyła się Marvelowi od czasów Stana Lee", jak pisze George Tramountanas i trudno się z nim nie zgodzić. Skończyły się rządy redaktorów prowadzących konkretne serie i rodziny tytułów, rysownicy i, przede wszystkim, scenarzyści odzyskali pełną władzę nad komiksami, które rysowali i pisali. Więcej – wiedzieli, że tam, na górze pracował jeden z nich, twórca, który doskonale rozumiał, na czym polega ich praca.

Quesada wyznaczył Marvelowi kierunek, którym wydawnictwo podążą do dzisiaj. To on wymyślił imprint MAX, kontynuował cieszącą się sporym powodzeniem linię Marvel Knights, której był współtwórcą, to on podpisał ekskluzywne kontrakty z najlepszymi pisarzami w branży. Mutantów oddał Grantowi Morrisonowi, Człowieka-Pająka – J.M. Straczynskiemu, a autorowi kryminałów z Cleveland, Brianowi M. Bendisowi kazał pisać "Ultimate Spider-Mana". Za jego kadencji tpb'y stały się stałym elementem procesu wydawaniu komiksów, to dzięki jego zarządzaniu filmowymi licencjami Marvel stał się wkrótce liczącą się siłą w Hollywood. Te oraz inne wydarzenie, które pojawią się jeszcze w podsumowaniu, doskonale ilustruje jak wielką rolę Joe odegrał w komiksowym przemyśle.

Oczywiście, Quesada ma na swoim koncie kilka nieudanych i błędnych decyzji. Nie wszystkim podoba się polityka wydawnicza od jednego wielkiego (i najczęściej rozczarowującego) eventu, do drugiego, kiedy twórcy muszą podporządkować się wytycznym swojego pryncypała. Z powodu tego, co zrobił "Spider-Manowi" w "One More Day" i "Brand New Day" narobił sobie dozgonnych wrogów wśród miłośników Człowieka-Pająka. Nie mogą oni jednak w niczym zaszkodzić pozycji człowieka, który rządzi komiksowym imperium i z wielkimi nadziejami (Disney! Digital Comics Unlimited! Filmowi "Avengers"!) patrzy w przyszłość.

2. Narodziny imprintu Ultimate i premiera "Ultimate Spider-Mana"

Niewielu wróżyło imprintowi Ultimate sukces, a pomysł na opowiedzenie losów jednego z najpopularniejszych super-bohaterów kojarzył się głównie z nieudaną historią Johna Byrne'a "Spider-Man: Chapter One". Ale Marvel zaryzykował i zgarnął całą pulę. "Ultimate Spider-Man" po dziesięciu latach i ponad stu zeszytach na stałe zadomowił się na amerykańskim rynku, nigdy nie schodząc poniżej niezłego poziomu, głównie za sprawą Briana M. Bendisa trzymającego pieczę nad serią. W dużej mierze dzięki jego sukcesowi, wystartowały kolejne unowocześnione wcielenia "Fantastic Four" Warrena Ellisa, "X-Men" Marka Millara czy "Ultimates" tegoż.

W pierwszej dekadzie XXI wieku serie spod szyldu U-universe bardzo długo należały do tytułów godnych czytelniczej uwagi, wyróżniających się na tle super-bohaterskiej papki. Dopiero całkiem niedawno, segment "Ultimate" nieco się załamał z dość prostego powodu – brakło nowych pomysłów, a co bardziej uznani twórcy skupili swe siły na kanonicznych seriach i bohaterach. Po zrestartowaniu pod nieco innym nagłówkiem ("Ultimate Comics") Człowiek-Pająk, jako jedyny, obok zreformowanych Mścicieli, przetrwał loebowskie Ultimatum i wciąż może cieszyć się dobrą sprzedażą i czytelniczym powodzeniem.

3. Prawdziwe życie Rosomaka

Przez te ostatnie kilka lat Wolverine stał się jednym z najpopularniejszych herosów ze stajni Marvela, na stałe dołączając do panteonu ikon Domu Pomysłów. Jednym z najbardziej intrygujących cech uzbrojonego w adamantowe szpony mutanta, było jego pochodzenie, które redaktorzy Marvela bardzo długo utrzymywali w tajemnicy. Fani przez 25 lat głowili się nad jego originem, aż w końcu Quesada i Jemas postanowili pozbawić Rosomaka jego tajemniczej przeszłości na łamach mini-serii "Origin". Co ciekawe, kiedy białe plamy w biografii Wolverine'a stopniowo były zapełnianie, bohater nic nie stracił na swojej popularności, czego najlepszym dowodem było pojawianie się równolegle w kilku seriach na raz.

Dla Tim Callahan zdradzenie przeszłości było złym pomysłem, a praca Paula Jenkinsa, Andy'ego Kuberta i Richarda Isanove była złym komiksem. Ja bym jednak nie był taki surowy dla "Originu", który doczekał się wydania na polskim rynku nakładem Mandragory i zrobił na mnie pozytywne wrażenie. O wiele gorsze zdanie mam o serii "Origins" Daniela Way'a, która wyzyskuje pomysł opowiadania o przeszłości Jamesa Howletta, prowadząc do straszliwych konsekwencji, jakim było popsucie całkiem ciekawego konceptu syna Wolverine'a Dakenem.

4. Rusza „Y: Ostatni człowiek”

Wielka szkoda, że Manzoku spaliło "Y: Ostatniego z mężczyzn" na polskim rynku, bo przypuszczam, że seria autorstwa Briana K. Vaughana mogła stać się przebojem na miarę "Baśni", "Żywych Trupów" albo nawet "Sandmana". Za Oceanem bowiem tytuł odniósł porównywalny sukces, przywracając blask nieco przykurzonemu imprintowi Vertigo. Przepis Vaughana był bardzo prosty – weź fajny pomysł (tytułowy bohater, jako prawie ostatni żyjący samiec na naszej planecie), dobrze rozpisz fabułę (jeśli już raz się wpadło w "Ygreka", to trzeba go doczytać do ostatniej strony) i dopraw popkulturowymi smaczkami według uznania.

Wyszło naprawdę świetnie, czego najlepszym dowodem byli nowi czytelnicy, którzy wkręcali się do komiksu właśnie poprzez "Y: The Last Man". Tim Callahan jest zdania, że seria Vaughana i Guerry była jedną z pierwszym komiksowych pozycji, które imitowały sposób budowania historii znany z telewizyjnych seriali w typie "Lostów" czy "Prison Break", powielany później na niwie komiksowej w "Żywych Trupach" czy "Baśniach".

5. Premiera filmowego "Spider-Mana"

Pierwszy kinowy "Spider-Man" Sama Raimiego z Tobey'em McGuire w roli tytułowej zaliczył najlepsze otwarcie w historii celuloidowych adaptacji komiksów… przynajmniej do premiery "Spider-Mana 3" i "Mrocznego Rycerza". W pierwszej dekadzie XXI wieku możliwości technologiczne pozwoliły w zadowalającym stopniu odwzorować przygody komiksowych herosów. Myślę, że to właśnie Człowiek Pająk pokazał, że filmowe adaptacje komiksowym mogą stać się prawdziwymi blockbusterami i przynosić krociowe zyski wydawcom i wytwórniom. Shaunowi Manningowi film się podobał, ale wiedział, że jego sukces pozwoli na realizację kolejnych, jeszcze bardzie kosztownych i epickich projektów.

A sam "Spider-Man" był naprawdę dobrym filmem. Świetnie dobrana obsada (choć Mary Jane może być dyskusyjnym wyjątkiem od tej reguły, ale moim zdaniem, jako piękność z przedmieścia sprawdziła się dobrze), kilka naprawdę mocnych momentów, niegłupi i trzymający się oryginalnej wersji scenariusz, Nawet zmiany w originie Pajęczaka uznaje ze trafne, bo nigdy nie byłem przekonany do siecio-miotaczy, będących genialnym wynalazkiem Petera. "Jasne, było wiele rzeczy, które nie do końca były dopracowane, ale jako całość film doskonale uchwycił charakter i ducha Spider-Mana". Amen.

6. Pierwszy Free Comic Book Day

U założeń Dnia Darmowego Komiksu legło przekonanie, że rozdając komiksy za darmo można dotrzeć do nowych czytelników, którzy do tej pory po historyjki obrazkowe nie sięgali. Sprawą dyskusyjną jest czy udało się to rzeczywiście osiągnąć. Z pewnością udało się osiągnąć coś innego – FBCD stał się prawdziwym świętem dla czytelników, siedzących w komiksach bardzo głęboko. Tim Callahan co roku jedzie ze swoimi dzieciakami do najbliższego sklepu, uczestniczącego w akcji, co zabiera mu dobrą godzinę, żeby móc przebierać w ofercie darmowych zeszytów. To jedynie taki dzień w roku, w którym można opuścić sklep z siatą pełną komiksów i pełnym… portfelem.

"Największym problemem FBCD jest to, że stanowi wielkie wydarzenie dla stałych czytelników, które kompletnie nie interesuje tych, którzy z komiksem nie mają nic wspólnego. Jeśli tylko wydawcy wpadliby na pomysł, jak dotrzeć z imprezą do mas, wszystkim wyszłoby to na zdrowie" – trafnie podsumował Josh Wigler. Pomysł rozdawania komiksów za darmo na polskim gruncie zaszczepiło wydawnictwo Timof i cisi wspólnicy na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu w Łodzi w 2007 roku. Z roku na rok coraz większa liczba wydawców bierze udział w tej akcji, ale w porównaniu ze swoim amerykańskim odpowiednikiem, Polski Dzień Darmowego Komiksu ma lokalny i jeszcze bardziej fanowski charakter.

5 komentarzy:

Misiael pisze...

I znowu będę się czepiał :P

"W dużej mierze dzięki jego sukcesowi, wystartowały kolejne unowocześnione wcielenia "Fantastic Four" Warrena Ellisa, "X-Men" Marka Millara czy "Ultimates" tegoż."

Z tego co pamiętam, to "UFF" zainicjował Mark Millar - Elli napisał tam bodaj kilka historii, ale to właśnie MM odpowiedzialny był za wizerunek ostatecznej wersji fantastycznych.

Anonimowy pisze...

ej, Y wystartowal w 2002 a LOST (serial ktory zmienil oblicze telewizji) w 2004. vaughana nieprzypadkowo zatrudnili pozniej w serialu.

Kuba Oleksak pisze...

Misiael

Być może masz racje, chociaż pierwszy trejd napisał Bendis z Millare, kolejne dwa - własnie Ellis, potem na zmianę - Carey, Millar, Carey. W sumie dałem tego Ellisa, żeby nie tylko ciągle Millar i Millar :)

NN

Tzn. uważasz, że to dzięki "Ygrekowi" popularne seriale są sformatowane w taki, a nie inny sposób?

Maciej Pałka pisze...

Z pracy pisałem z komy, nie siadł mi nick.

Nie wiem czy dzięki Ygrekowi, bo ten korzysta ze sprawdzonej metody choćby w Piczerze. Ale daty mówią za siebie i coś jest w tym formacie.

Kuba Oleksak pisze...

Niewątpliwie bardzo dobrze przyjął się w amerykańskim mainstreamie. Chłopaki z CBR przychylają się temu, że to dzięki Ygrekowi... coś w tym może być.