niedziela, 28 lutego 2010

#386 - Trans-Atlantyk 78

Opublikowane niedawno styczniowe wyniki sprzedaży pokazują, że najlepiej sprzedającym się zeszytem był pierwszy numer crossovera "Siege", który znalazł lekko ponad 108 tysięcy nabywców. O dwa tysiące mniej egzemplarzy sprzedał się zajmujący miejsce drugie jubileuszowy "Green Lantern" #50, a brąz należy do siódmego zeszytu serii "Batman and Robin" (prawie 88 tys.). Patrząc na te liczby trzeba przyznać, że był to dosyć słaby miesiąc. Dziwi szczególnie dosyć niska sprzedaż, jeśli chodzi o pierwszy numer ostatniego (na dłuższy czas) wielkiego crossovera w Marvel Comics, który na tle innych, podobnych sobie wydarzeń, wypada nieco zawstydzająco - pierwszy numer "Civil War" rozszedł się w ilości 260 tys. egzemplarzy, "Secret Invasion" #1 w 250 tys., "Blackest Night" #1 w prawie 177, a uchodzący za dosyć marny "World War Hulk" #1 znalazł niemalże 180 tysięcy nabywców. Niezmiennie natomiast prezentuje się podział rynku na Marvela, DC i całą resztę. W pierwszej setce najlepiej sprzedających się styczniowych zeszytów znajduje się jedynie 7 pozycji wydanych przez kogoś innego niż Wielka Dwójka, i dopiero 25 pozycja przynosi "Buffy the Vampire Slayer" #37 od Dark Horse'a, który sprzedał się w lekko ponad 47 tysiącach egzemplarzy. Mniejsi wydawcy dochodzą do głosu dopiero w trzeciej setce, kiedy to liczba sprzedaży waha się w okolicach od 2 do 7 tys. egz., czyli w nakładach zupełnie nieopłacalnych dla Marvela czy DC. Nieco inaczej pod względem wydawców prezentuje się pierwsza dziesiątka sprzedaży styczniowych wydań zbiorczych - miejsce pierwsze okupuje jedenasty tom "Żywych Trupów" (Image Comics, prawie 17 tys.), a pozycja ósma i dziewiąta należy do Dark Horse'a i 22 tomu "Miecza Nieśmiertelnego" (2,905) oraz 8-go "Star Wars Knights of the Old Republic" (2,780). Reszta to DC i Marvel, przy czym superbohaterskie wydania zbiorcze są zasługą tylko Domu Pomysłów - wydawnictwo Dana DiDio umieściło w pierwszej dziesiątce rzeczy z imprintu Vertigo ("Unwritten" vol. 1 oraz "House of Mystery" vol. 3), czy Vertigo Crime ("Chill" HC). (ŁM)

Na początku tygodnia zagadką numer jeden były tajemnicze reklamy, które pojawiły się w prasie i internecie, na których widniały tylko dwa słowa "Stan's BACK". O ile oczywistym jest fakt, że chodzi o Stana Lee, o tyle nie wiadomo czego w zasadzie miałby tyczyć się owy powrót. W spekulacjach pojawia się teoria o ponownej współpracy legendy komiksu superbohaterskiego z Marvel Comics, kolejnego projektu związanego z jego Pow Entertainment (z którego jednak nigdy nie odszedł), czy innych jego komiksów o których już co nieco wiadomo (czemu więc ich nazwy miałyby się nie pojawić przy tych dwóch słowach?). Możliwe też, że "Back" będzie po prostu nową serią pióra pana Lee, którą być może wyda wspomniane już dzisiaj BOOM! Studios (którego kampania sprzed kilku miesięcy wyglądała podobnie). Na rozwiązanie tej zagadki trzeba jeszcze chwilę poczekać, a w międzyczasie można zobaczyć jak tajemniczą reklamę interpretują redaktorzy Comics Alliance. A już jutro, w kolejnym odcinku "Big Bang Theory" dojdzie do pojedynku Stana Lee z Sheldonem Cooperem! (ŁM)

* ekskluzywny preview trzeciego numeru "Siege" do oglądnięcia na IGN *

Eric San, znany bardziej jako Kid Koala, kanadyjski didżej i turntablista, skończył właśnie pracę nad swoją drugą powieścią graficzną. O jego komiksowym debiucie, czyli "Nufonia Must Fall", wydanym przez ECW Press, przeczytałem bardzo ciepłą recenzję w którymś z "Produktów". Głównym bohaterem "Space Cadet" ma być samotny astronauta, dryfujący w przestrzeni kosmicznej, a cała rzecz ma opowiadać o sprawach, które dotykają nas wszystkich, jak nieco enigmatycznie tłumaczy urodzony w Montrealu autor. Niebagatelny wpływ na treść "Kosmicznego Kadeta" mają mieć ostatnie wydarzenia w życiu Koali, na czele z narodzinami jego dziecka. Podobnie, jak w przypadku "Nufonii", do nowego komiksu zostanie dołączona ścieżka dźwiękowa przygotowana przez muzyka. (KO)

* coraz więcej kontrowersji wokół "Incarnate" Nicka Simmonsa plagiatującego popularną serię "Bleach" *

Wschodnia Europa, początek XX wieku. Rzemieślnik żydowskiego pochodzenia Mendleman zajmuje się wytwarzaniem dywanów (rug maker w oryginale, jak sądzę chodzi właśnie o dywany). Dumny ze swoich dzieł, pewnego dnia postanawia odwiedzić pobliski targ, na którym chciałby sprzedać swoje wyroby. Niestety, stanie się coś, co każe przemyśleć Mendlemanowi pogląd na świat i zastanowić się nad sensem pracy, której jest tak oddany. Tak z grubsza przedstawia się treść nowej powieści graficznej Jamesa Sturma, zatytułowanej "Market Day", która ma ukazać się wiosną 2010 roku nakładem wydawnictwa Drawn & Quarterly. W wywiadzie dla serwisu CBR autor, znany w Polsce z komiksu "Golem i Gwiazdy Dawida", opowiada, że pierwotnie komiks miał być przeznaczony dla dzieci, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu. Strum, w swojej pierwszej kolorowej powieści graficznej zajmie się oczywiście tematyką żydowską, która jest obecna chyba w jego wszystkich pracach, oraz podejmie problem dzieła sztuki i jego rynkowej wartości. (KO)

* przyjemna grafika autorstwa Dave'a Johnsona, z której Marvel zrobi pięć całkiem zabawnych okładek do mini-serii "Deadpool Corps" *

Jeden z może nie największych, ale chyba najciekawszych festiwali komiksu niezależnego, MoCCA Art Fest odbędzie się w weekend, 10 i 11 kwietnia w nowojorskim Museum of Comic and Comic Art. Festiwale odbywają się regularnie od 2002 roku. Tegoroczny, fantastyczny plakat imprezy został zaprojektowany przez Dasha Shawa ("Strange Tales", "Bottomless Belly Button"). Wśród zaproszonych gości, prawdziwa śmietanka autorów indie-comics - wspomniany Shaw, wymieniony w poprzednim newsie Sturm, a także Kyle Baker, Gabrielle Bell, Jaime Hernandez, Kevin Huizenga, Paul Karasik, James Kochalka, David Mazzucchelli (który odbierze nagrodę imienia Todda Kleina), Frank Miller, Paul Pope, Alex Robinson i Raina Telgemeier żeby wymienić tylko kilku. Wiadomo - będzie mnóstwo wystaw, spotkań autorskich, prelekcji, prezentacji i zajęć związanych z szeroko pojęta sztuką komiksową. Panele dyskusyjne poprowadzą Brian Heater i Jeff Newelt. Więcej informacji ma pojawić się już wkrótce. (KO)

* Neal Adams będzie pracował w Marvelu nad nowym tytułem z Wolverinem w roli głównej *

W maju tego roku za sprawą wydawnictwa BOOM! Studios do sklepów trafi pierwszy (z trzech) zeszytów mini-serii "Seven Psychopaths" za którą odpowiedzialni są Fabien Vehlmann (scenariusz) oraz Sean Phillips (rysunki). Historia jest prosta - trzeba zabić Adolfa Hitlera. A kto może temu zadaniu sprostać, jak nie tytułowych siedmiu psychopatów? Pierwotnie komiks ten ukazał się w 2007 roku we Francji za sprawą wydawnictwa Delcourt, które historią tą rozpoczęło serię "Siedem". W jej skład weszło siedem albumów prezentujących siedem historii o niebezpiecznych misjach, dla których powołano siedem specjalnych grup liczących sobie po siedmiu członków. Jako fan twórczości Phillipsa mam francuskojęzyczne wydanie tego komiksu, i o ile graficznie wygląda to doprawdy nieźle, to sama historia jest takim średniakiem do przeczytania i szybkiego zapomnienia. Szkoda, że BOOM! nie zdecydował się od razu na wydanie tego w jednym tomiku, bo rozbijać 64 stronicowy komiks na 3 zeszyty, to trochę dziwny krok. Ciekaw jestem, czy dziełko Vehlmanna i Phillipsa będzie jedynym komiksem z serii Delcourta przedstawionym amerykańskiej publiczności, wydanym tylko w celu podpięcia się pod tarantinowskie "Bękarty Wojny" (chociaż to by była mocno spóźniona reakcja), czy w przyszłości można również oczekiwać "Siedmiu Piratów" czy też "Siedmiu Misjonarzy"? (ŁM)
* dla wielbicieli biżuterii rodem z DC nowość - Biały Pierścień! *

Maj będzie również miesiącem w którym pojawi się wydanie zbiorcze dwunastoczęściowej mini-serii "Black Kiss" Howarda Chaykina. Seria, która na amerykańskim rynku wydana została pod koniec lat 80-tych przez Vortex Comics, wzbudzała swego czasu mnóstwo kontrowersji związanych z odważnymi scenami przemocy i seksu, które niejednokrotnie szły ze sobą w parze. W przypadku wydań zeszytowych doprowadziło to do tego, że kolejne numery sprzedawane były w plastikowych torebkach uniemożliwiających zapoznanie się z zawartością komiksu przez osoby postronne - czyli takie, które nie wiedziały na jakie obrzydliwości mogą natknąć się po przekartkowaniu takiego zeszyciku. Za kolejne wydanie zbiorcze (ostatnie miało miejsce w 2002 roku) odpowiadać będzie Dynamite Entertainment, które mimo upływu czasu od pierwszej publikacji uważa, że "Black Kiss" nadal będzie szokować i ekscytować nowych czytelników, a sam Chaykin określa swoje dzieło jako najzabawniejszą rzecz jaką kiedykolwiek zrobił. (ŁM)

* Kitty Pryde wraca z kosmicznych otchłani z klasą! *

Jonathan Hickman jest jednym ze scenarzystów pracujących w Marvelu, którego pracy uważnie się przyglądam od jakiegoś czasu. Twórca, który nazwisko wyrobił sobie dzięki miażdżącemu cyce "The Nightly News" (od Image Comics), obecnie pracuje nad serią "The Secret Warriors" i pisze "Fantastic Four". Oba te tytuły zbierają pochlebne recenzje w komiksowej sieci, ale dopiero seria "S.H.I.E.L.D." (tytuł początkowo pojawiał się bez kropek, wskazujących, że chodzi o pewną rządową organizację w Marvelu) zapowiada się naprawdę świetnie. Autor o swoim nowym projekcie opowiada w obszernym wywiadzie udzielonym serwisowi IGN. W skrócie - Hickman chce opowiedzieć o tajnej historii uniwersum Marvela. Kto bronił ziemi przed inwazją Brood, namorową Atlantydą, przybyciem Galactusa, Apocalpysem, Celestialami i innymi super-zagrożeniami przed pojawieniem się super-bohaterów ubranych w kolorowe trykoty? Leonardo da Vinci, Galileusz, Izaak Newton, Imhotep - pierwsi agenci S.H.I.E.L.D.! Premierowy numer serii (mini-serii?) ma ukazać się w kwietniu. Oprawą graficzną zajmie się Dustin Weaver ("Star Wars: Knights of the Old Republic"). (KO)

* kilka stron z nadchodzącego "New Ultimates" Jepha Loeba i Franka Cho *

Do końca "Blackest Night" został już tylko jeden numer, po którym powinno być wiadomo jak zakończy się sprawa z Nekronem, statusem martwych bohaterów w DC i kilkoma innymi tajemnicami, które zaserwował czytelnikom Geoff Johns. Jednak nawet nie czytając numeru siódmego, który miał premierę w minioną środę, a patrząc jedynie na ujawnione dzień po jego premierze okładki do marcowego "Green Lantern" #52 (autorstwa Douga Manhke i Shane'a Davisa) można się domyślać kto odegra kluczową rolę w rozwiązaniu nadgniłych problemów, które przez ostatnie miesiące nękały uniwersum DC Comics. Nieco to psuje zabawę tym, którzy lekturę BN#7 mają przed sobą, ale co tam - mogli przecież kupić odpowiednie komiksy w dniu premiery! (ŁM)

"Geek Honey of the Week"
(po raz kolejny Poison Ivy, i po raz kolejny Megan Van Burkleo, którą podesłał nam Paweł z Motywu)

sobota, 27 lutego 2010

#385 - Komix-Express 28

Wraz z październikowym powrotem do życia masońskiego magazynu komiksowego "Cyrkielnia", pojawił się cień szansy na kontynuacją "Straine'a". Jak donoszą nasi tajni współpracownicy, owy cień zaczyna przybierać coraz bardzie realne kształty. Pierwszy album z przygodami krakowskiego super-herosa ukazał się w 2001 roku. Jego autorami byli Burt Softa i Chris Webber. Po prawie 10 latach ten jakże kultowy komiks doczeka się (wreszcie!) kontynuacji, choć nie będzie ona nosiła tytułu "Purgatorium", jak przez ostatnie dziesięć lat zapowiadano, tylko "Sport Stories". W środku znajdzie się szereg krótkich form komiksowych autorstwa Softy i Webbera, w tym "Pompkoszpagaty", "Rzadkie Ptaki", "Klub Wesołego Brykacza" i słynny ponoć "Napad pod pociąg". Ale na tym nie koniec! Jeśli wierzyć zapowiedziom z ostatniego numeru "Cyrkielni", już wkrótce ukaże się inny album, którego bohaterem będzie nie kto inny, jak sam Pułkownik Polska, a tytuł jego "Akordeon z Erfurtu". (KO)

Na początek sensacyjna wiadomość - wbrew temu co wcześniej mówiono i pisano, WSK się jednak odbędzie! Co prawda pod nieco zmienioną nazwą, ale zawsze. Wąsate Spotkanie Komiksowe będzie miało miejsce trzeciego marca, na Chłodnej 25 - podczas tego mini festiwalu swoje premiery na "giełdę" przywiezie Kultura Gniewu oraz Dolna Półka. Wydawnictwo obchodzące w tym roku dziesięciolecie działalności odda w ręce czytelników artbook "Element Chaosu" z pracami Jakuba Rebelki, długo oczekiwane wydanie zbiorcze "Osiedla Swobody" Michała Śledzińskiego oraz "Gang Wąsaczy" Marka Lachowicza. Natomiast od nieco młodszego wydawnictwa dostaniemy szósty numer magazynku "Kolektyw". Na "wuesce" obecni będą również twórcy odpowiedzialni za powyższe komiksy, więc łowcy autografów będą mogli ścigać się o to "kto ma więcej" i "kto ma ładniej". W komiksowej sieci już od jakiegoś czasu trwa odliczanie do Wielkiej Wąsatej Środy (nieoficjalna nazwa), oraz prezentowanie długości zarostu, który 3 marca ograniczać ma się jedynie do staropolskiego gustownego wąsa (dla najlepszych nagrody!). Czy trzeba czegoś więcej na zachętę? Nie wydaje mi się. Więc tak dla przypomnienia - trzeci marca, godzina osiemnasta, Chłodna 25. Premiery: "Element Chaosu", "Osiedle Swoboda", "Gang Wąsaczy", "Kolektyw". O tej imprezie będzie głośno. (ŁM)

22-go marca 2010 roku Polskę po raz trzeci odwiedzi Neil Gaiman - twórca uchodzący za jednego z najwybitniejszych autorów literatury popularnej. Brytyjski pisarz został zaproszony przez wydawnictwo Mag i w Warszawie spotka się ze swoimi fanami w Empiku Megastore Junior przy ul. Marszałkowskiej o godzinie 17.00. Jego wizycie będzie towarzyszyła promocja dwóch jego powieści - twardookładkowej reedycji "Chłopaków Anansiego" i premierowej "Odd i lodowi olbrzymi", z ilustracjami Bretta Helquista. Poprzednio scenarzysta komiksowy, filmowy i teatralny odwiedził nasz kraj w 2007 roku, pojawiając się w stolicy, gdzie był gościem siódmej edycji Warszawskich Spotkań Komiksowych i w Krakowie, uczestnicząc w trzeciej edycji POPlitu. Wśród najważniejszych utworów Neila Gaimana należy wymienić serię komiksową "Sandman" i powieść graficzną "Sygnał do Szumu", powieści "Amerykańscy Bogowie" i "Koralinę", której ekranizacja była nominowana do Oscara. Więcej informacji o książkach można przeczytać w tym miejscu. (KO)

Wydawnictwo Egmont przedstawiło swoje zapowiedzi na miesiąc marzec. Dosyć "biednych" zapowiedzi, trzeba dodać. W ramach serii Mistrzowie Komiksu pojawi się "Animal'z" Enki Bilala, opowiadający o zniszczonym przez katastrofę ekologiczną świecie, w którym nie funkcjonują już jakiekolwiek instytucje państwowe, a ocaleli mieszkańcy starają się zachować jako taki porządek we wszechogarniającym chaosie. Ten fantastycznie zapowiadający się, przynajmniej od strony graficznej, komiks (tutaj trailer) kosztować będzie 69 zł (104 strony "na twardo"). Oprócz tego do sprzedaży trafi również kolejne zbiorcze wydanie przygód Lucky Luke'a, miękookładkowa reedycja pierwszego tomu "Asterixa" oraz dziewiętnasty tom mangi "Miecz Nieśmiertelnego". I to tyle jeśli chodzi o pakiet "właściwy", który do sklepów zawita 22 marca. Wcześniej zostanie wydany "Star Wars Komiks: Wydanie Specjalne" (12 marca) i zwyczajny "Star Wars Komiks" (17 marca), a oprócz tego w marcu pojawią się również trzy "Giganty" (3, 17 i 31). Nie można też zapomnieć o nowym magazynie "Fantasy Komiks", który swoją premierę będzie miał 18 dnia trzeciego miesiąca roku. I to wszystko. (ŁM)

... że "Dziewczyny też rysują komiksy!", wiadomo nie od dziś. Przedsięwzięcie pod takim właśnie szyldem zostało zorganizowane przez Stowarzyszenie Arteria przy wsparciu Programu "Młodzież w działaniu" i w swoich założeniach ma zachęcać przedstawicielki płci pięknej do sięgania po komiks, jako środka wyrazu artystycznego. Podczas warsztatów komiksowych, które odbędą się podczas marcowych i kwietniowych weekendów chętne panie, panny i dziewczyny z Trójmiasta i okolic, w wieku od 18 do 30 lat, będą mogły podnieść swoje komiksowe kompetencje. Podczas zajęć będzie można zgłębić tajniki komiksowego scenopisarstwa, sposoby zbierania materiałów źródłowych, techniki obróbki komputerowej, funkcji czcionki i wiele innych aspektów narracji obrazkowej. Dokładny plan warsztatów można znaleźć pod tym adresem. Wszystkie będą odbywać się w Gdańsku. Projekt zakończy się wernisażem (08.05) prac powstałych podczas projektu oraz publikacją. Zapisy można wysyłać pod adres mailowy warsztaty.komiksowe[at]gmail.com, a więcej szczegółów można znaleźć na stronie projektu. (KO)

Dziesiąty numer "Zeszytów Komiksowych" wbrew wcześniejszym zapowiedziom nie będzie poświęcony problematyce komiksu Europy Wschodniej. Redakcji magazynu, z powodu trudności w kontaktach z zagranicznymi współpracownikami, nie udało się na czas opracować tematu. Jak jednak zapowiadają, temat ten powróci w jedenastym numerze. Tymczasem dziesiąty numer ma być poświęcony zagadnieniom "Granic Komiksu", który zaproponował Julian Czurko, znany z komiksowego oddziału Poltera. Ambitny plan Michała Błażejczyka zakłada omówienie dokonań i historii komiksu eksperymentującego ze stroną formalną i graficzną naszego ulubionego medium, pochylenie się nad granicami narracji obrazkowej, która stale ewoluuje na skutek szybkiego rozwoju technologicznego i przemian kulturowych. Ma być mowa o komiksach flirtujących z animacją, muzyką, teatrem i kinem. Przyznam, że zapowiada się ciekawie. Data premiery, objętość i cena pozostają nieznane. (KO)

"No, to mamy Scotta Pilgrima!" zaćwierkał Szymon Holcman z Kultury Gniewu, dając do zrozumienia, że ta kultowa postać pojawi się w końcu i na naszym rynku. O komiksach z przygodami tytułowego bohatera co nieco pisał Kuba przy okazji podsumowania ubiegłej dekady (#7) oraz naszych propozycji komiksowych na 2010 rok. A swóje kilka zdań na temat tej serii zakończył takimi oto słowami: "Jeśli chciałbym wskazać jeden z oczekiwanych przeze mnie tytułów do przeczytania po polsku, to wskazałbym właśnie na ten". I proszę, wykrakał. Kultura Gniewu postara się, aby premiera pierwszego tomu "Precious Little Life" zbiegła się z premierą kinową ekranizacją przygód bohatera "Scott Pilgrim vs. the World" (tj. 12 listopada), a jeśli się to nie uda (odpukać) to drugi termin wyznaczony jest na początek przyszłego roku. Kiedy by to jednak nie było, to i tak jestem zadowolony, że komiks Bryana Lee O'Malleya zagości na mojej półce i to po polsku. A Kulturze gratuluję cennej zdobyczy, bo z tego co pamiętam, na BFK Szymon wspominał, że o ile KG z chęcią by wydała u nas tę serię, to firma posiadająca do niej prawa nie jest zainteresowana małymi wydawcami i skromnym nakładem. Jak widać jednak, albo zmieniły się wytyczne, albo Kultura nie jest taka mała. (ŁM)

piątek, 26 lutego 2010

#384 - The Batmans: Track 29 - Adam Pękalski

Adam Pękalski mimo, że zajmuje się bardziej ilustracją, niż komiksem, zgodził się dla nas narysować Mrocznego Rycerza dokazującego na instrumencie. Urodzony w Gdańsku, choć mieszkający w Sopocie, artysta ukończył z wyróżnieniem grafikę na Akademii Sztuk Pięknych w Gdańsku. Pękalski tylko okazjonalnie zajmuje się komiksem, głównie para się ilustracją - książkową, prasową, reklamową, a także malarstwem. Od 2007 roku mieszka w Ankarze, gdzie prowadzi zajęcia z projektowania graficznego i ilustracji na Uniwersytecie Bilkent. Nie będę wymieniał tytułów, z którymi współpracował, wystaw, na których można było oglądać jego prace, czy nagród i wyróżnień, które otrzymał - wszystkie zostały wyliczone na tej stronie. A jeśli przy linkach jesteśmy - tutaj można znaleźć jego blog, tutaj witrynę, a w tym miejscu - portfolio. (KO)Po raz kolejny okazało się, że wystarczy pięć minut, aby padła dobra odpowiedź. Tym razem znajomością i refleksem popisał się Karol Kalinowski, który sam kilka tygodni temu dostarczył nam Muzycznego Batmana. KRLowi serdecznie gratulujemy, a przy okazji następnego Batmana postaram się, żeby zagadka była nieco trudniejsza!

Dwudziesta dziewiąta odsłona zabawy w odgadywanie batmanich twórców przynosi kolejną jej ewolucję - zgodnie z sugestiami z zeszłotygodniowej edycji, o pojawieniu się wpisu rozpoczynającego całą zabawę informować będziemy przynajmniej na pół godziny przed jego publikacją, na naszym niedawno założonym koncie na twitterze. Zapraszamy więc do obserwowania naszych "ćwierknięć"! A dzisiaj tradycyjnie przedstawiamy pracę rodzimego twórcy, która to najprawdopodobniej w całości zostanie zaprezentowana za równo 24 godziny. Zapraszamy do zabawy! (ŁM)

czwartek, 25 lutego 2010

#383 - Sentymentalnie o TM-Semicu, cz. 3 (ostatnia)

Mój mały przegląd TM-Semica dobiega końca. Była już kwintesencja amerykańskiego komiksu, czyli zeszyty. Był również odpowiednik najczęściej sprowadzanych dzisiaj oryginałów (trejdów) pod postacią kwartalnika Mega Marvel. Dzisiaj natomiast czas na małe "przekłamanie" z mojej strony, ponieważ na końcu mojej "podróży sentymentalnej" nie opiszę najlepszego komiksu, lecz nazwijmy to wydarzenie wydawnicze, które trochę (?) na wyrost porównam do ekskluzywnych wydań w stylu Absolute Edition i innego rodzaju "haceków". O jakim komiksie mowa? A o Wydaniu Specjalnym, które w 1993 roku było dla mnie z wielu powodów szokującą nowością, czyli "Batman/Judge Dredd: Sąd nad Gotham".

Nie da się ukryć, że są Wydania Specjalne, które pod względem "komiksowym" zapadły mi głębiej w pamięć, i wymieniłbym tu "Lobo: Ostatni Czarnian" i "Lobo powraca". Jednak to właśnie "Sąd nad Gotham" był dla mnie prawdziwą rewolucją, ukazującą zupełnie nowe oblicze komiksu.

Zacznijmy od rzeczy już wspomnianej - choć najbardziej banalnej - czyli jakości wydania. W 93 roku ten komiks to był "absolute" na miarę odradzającej się Polski. Tekturowa, lakierowana okładka, a w środku gruby, kredowy papier z naprawdę porządnym drukiem, który nie rozmazał się przez siedemnaście lat. Dodajmy do tego cenę, która w stosunku do jakości była śmiesznie niska (29.900 zł podczas gdy zwyczajny zeszyt TM-Semica kosztował wtedy 19.900 zł). Wszystko razem wzięte dawało wtedy wzorcowy przykład jak powinien - pod względem edytorskim - wyglądać komiks. Marcin Rustecki ustawił tym komiksem poprzeczkę tak wysoko, że samemu już nigdy jej nie przeskoczył.

Podobny problem z wywindowanym poziomem miał scenariusz Alana Granta i Johna Wagnera. Ich wcześniejsze prace dawały nadzieję, że historia "Sądu nad Gotham" będzie naprawdę ciekawą lekturą, jednak zamiast porywającej opowieści dostaliśmy przeciętną fabułę. Na szczęście jest w tym wszystkim jedno "ale". Ponieważ choć opowieść spotkania Batmana z Judge Dreddem nie jest zbyt interesująca, to na pewno jej tło jest ciekawe i momentami zaskakujące. Gotham i Mega-City I, choć oddalone w czasie i przestrzeni, są w tym komiksie bardzo podobne do siebie, a to znaczy, że wszystkie kadry przepełnione są mrocznym, czasem wręcz perwersyjnym, a do tego technologicznym klimatem. To ten rodzaj świata, o którym z przyjemnością się czyta, ale nie chciałoby się w nim żyć. Cała fabuła jest podporządkowana tej atmosferze, dlatego czasem może dziwić, a nawet zaskakiwać, rozwój wydarzeń. Lecz nawet jeśli fabuła momentami jest - prosto rzecz ujmując - głupkowata, to nie można Grantowi i Wagnerowi odmówić konsekwencji w jej kreowaniu, co na pewno łagodzi jej odbiór i uświadamia, że należy ten komiks czytać z przymrużeniem oka. Dodajmy do tego naprawdę udany zestaw postaci tak ze strony uniwersum Batmana, jak i Judge Dredda, a przy odrobinie dobrej woli wciągniemy się, jeśli nie w fabułę, to na pewno w wykreowany świat.

Nie sposób jednak pisać o świecie "Sądu nad Gotham", nie zachwycając się jego wizualną stroną, którą zawdzięczamy Simonowi Bisleyowi. Jego kreska była dla mnie zupełną nowością siedemnaście lat temu. Kadry tego komiksu są doskonałym połączeniem dynamizmu i przerysowania z odrobiną hiperszczegółowości. Dość powiedzieć, że momentami ciężko nazwać te grafiki rysunkami, gdyż na usta pcha się słowo "obrazy". Lecz pisząc o Bisleyu w tym komiksie, trzeba wrócić do punktu wyjścia zachwytów nad "Sądem nad Gotham", czyli jakości wydania. Choć Bisleya uważam do dnia dzisiejszego za komiksowego geniusza, to muszę być szczery, że na wrażenie, jakie wywarł na mnie za tym "pierwszym razem", znaczący wpływ miały żywe kolory i świetny papier tego Wydania Specjalnego, które dodały niesamowitej głębi jego pracom. Ciekaw jestem jaka byłaby moja pierwsza reakcja na jego prace, gdyby zadebiutował albumem "Lobo: Ostatni Czarnian", lub innym komiksem wydanym już w "smutnym" standardzie TM-Semica?

"Batman/Judge Dredd: Sąd nad Gotham" nie jest wybitnym komiksem. Nieprzeciętne rysunki i przeciętny scenariusz tworzą raczej czytelniczą ciekawostkę, aniżeli komiksowego klasyka. Warto jednak pamiętać o tym Wydaniu Specjalnym, by czasem podumać czy gdyby ten komiks odniósł komercyjny sukces, to mielibyśmy szanse na więcej takich edytorskich perełek od Tm-Semic....

środa, 24 lutego 2010

#382 - Komiksowa dekada za Oceanem, cz.2: 2003-2006

Bez zbędnych i przydługawych wstępów od razu przejdę do rzeczy, czyli małej wycieczki w przeszłość, tym razem obejmującej okres od 2003 do 2006 roku. W podsumowaniu CBR znalazło się rekordowo dużo podpunktów, zostałem więc zmuszony żeby nieco je przyciąć, ale nawet po tej operacji, omawiany okres prezentuje się bardzo okazale. Działo się naprawdę dużo. Wciąż przeważa mainstream i super-bohaterowie, wszak to Ameryka, ale twórcy niezależni również odcisnęli swoje piętno. Zaczynamy!
2003-2006

1. Robert Kirkman rozpoczyna "Walking Dead" i "Invincible"

Gdyby ktoś spytał mnie, kogo uważam za najważniejszego scenarzystę robiącego w mainstreamie w ostatniej dekadzie, obok mojego ulubionego Brubakera i wszechobecnego Bendisa, wymieniłbym zapewne Roberta Kirkmana. Obiektywnie patrząc dokonał on rzeczy niebywałej – pracując w oficynie, nie należącej do wielkiej dwójki (czytaj - nie będącej Marvelem, ani DC Comics), właściwie z niczego, od zera potrafił stworzyć serie, które stały się prawdziwymi przebojami i jak równy z równym walczyły na listach sprzedaży z czołowymi tytułami konkurencji. To naprawdę spore osiągnięcie na rynku zdominowanym przez ciągnące się dekadami serie z super-herosami, mielące ciągle te same pomysły, a także… scenarzystów. Kiedy uznani na scenie niezależnej twórcy przechodzą do "majorsów", harować przy ich "brandach" najczęściej nie potrafią choćby dorównać swoim poprzednim osiągnięciom, a po pewnym czasie popadają w przeciętność. Kirkman, kłócąc się z Bendisem udowadniał, że lepiej pracować na własny rachunek, niż tyrać na chwałę ikon Marvela czy DC.

Najlepszym dowodem na poparcie jego tezy były sukcesy jego autorskich serii. "Żywe Trupy", oprócz tego, że królowały na listach sprzedaży, przyczyniły się do komiksowego renesansu zombie i zasłużyły sobie na serialową adaptację. Po "Invincible" sięgali czytelnicy, którzy wcześniej stronili od ubranych w kolorowe trykoty herosów, bo to cholernie wciągająca opowieść. Wracając do esencji komiksu super-bohaterskiego, Kirkman napisał błyskotliwy, trzymający w napięciu, a do tego przekornie grający z kliszami serial. Od czasów "Ultimatesów" Millara i Hitcha, "Niezwyciężony" uchodzi za najlepszy komiks nurtu super-hero.

Co ciekawe, redaktorzy CBR przyznali się, że żadnej z tych serii nie śledzili od początku. Z czasem, kiedy o Robercie Kirkmanie zaczynało być głośno sięgali po "Żywe Trupy" czy "Invincible", niemal od razu stając się fanami jednego czy obu tytułów. Przytaczając jeszcze krótki komentarz Steve'a Sunu – "Kirkman FTW!" i trudno się z nim nie zgodzić.

2. Ed Brubaker i Steve Epting wskrzeszają Bucky'ego

A skoro jesteśmy przy Edzie Brubakerze. Wraz z rysownikiem Steve'm Eptingiem odważył się przywrócić zza grobu Bucky'ego, młodocianego side-kicka Kapitana Ameryki. Bohater, którego śmierć była ważnym elementem originu Steve'a Rogersa, cieszył się podobnym statusem, co wujek Ben czy Jason Todd – nierozważni scenarzyści mieli pozostawić go w spokoju. Ale kiedy James Barnes okazał się niezbędny w pisanej przez Bru historii, autor nie miał żadnych skrupułów w rozkopaniu jego grobu. W przeciwieństwie do żenującego zmartwychwstania drugiego Robina, które do dzisiaj odbija się DC czkawkę, rezurekcja wyszła świetnie. "This was so awesome!", podsumował Steve Sunu, jak zwykle bardzo trafnie.

Niedługo potem Bucky znakomicie wpasował się w krajobraz Marvela, godnie zastępując swojego przyjaciela po jego śmierci. Nie do końca wiadomo czy na stałe będzie on dzierżył niebiesko-czerwoną tarczę z białą gwiazdą, choć wiele na to wskazuje. Ja, pomimo początkowych obaw, szybko przyzwyczaiłem się do nowego Kapitana paradującego w stroju spod igły, czy raczej ołówka Aleksa Rossa i kręciłem nosem na powrót jego pryncypała. Chciałbym, żeby Dom Pomysłów dał Barnes'owi szansę. A o śmierci, zmartwychwstaniu Rogersa i kontrowersjach z nimi związanych napiszę w swoim czasie.

3. "All Star Superman" Morrisona i Quitely'ego

Przy okazji "Invincible" pisałem, ze Kirkman pokazał, że da się opowiadać frapujące i świeże historie super-hero. Dokładnie to samo zrobił Grant Morrison na łamach "All Star Superman", a nawet więcej. Udowodnił, że da się napisać znakomitą, wręcz ocierającą się o geniusz opowieść o Człowieku ze Stali, uchodzącym za bohatera ze wszech miar nudnego, z którego nic ciekawego nie da się wycisnąć. Morrison w wyborny sposób przerobił kiczowate dziedzictwo Złotej (znacznie mniej) i Srebrnej Ery (więcej) na mięsisty i niebanalny, choć w banale zanurzony, komiks. Urzekający, subtelny, nostalgiczny. W nowoczesnej formule pogodził staromodne elementy ze swoją nieokiełznaną i fantastyczną wyobraźnią. Na nowo odkrywał świat Supermana, świetnie się przy tym bawiąc, jak przypuszczam. W zamiana za to został obsypany nagrodami Eisnera i zyskał szacunek nie tylko wąskiego grona komiksowych geeków. Pisząc o "All Starze" nie można zapomnieć o wspaniałej oprawie graficznej Franka Quitely'ego, jednego z najlepszych rysowników początku XXI wieku.

4. Porządki Bendisa w Marvelu

Brian M. Bendis w ostatniej dekadzie stał się najważniejszym (i jednym z najlepiej piszących, dodajmy) scenarzystów pracujących w Domu Pomysłów i prawdopodobnie drugim po Bogu, czyli Joe Quesadzie, architekcie uniwersum Marvela. To on, w większej mierze, odpowiada za jego obecny kształt. Na początku swojej pracy całkowicie zburzył nowy porządek ("Avengers: Disassembled"). Zaraz potem postawił świat do góry nogami w "House of M", najlepszym evencie do czasu "Civil War", aby zaraz potem wszystko przywrócić do normalności. Zupełnie nowej normalności. W serii "New Avengers" do grupki etatowych Mścicieli (Iron-Mana, Kapitana Ameryki), dołączył dwójkę najpopularniejszych herosów (Spider-Mana i Wolverine'a) i tych, których chciał pisać (znakomicie odkurzony Luke Cage i Sentry) – dosyć łatwy przepis na sztandarowy zespół Marvela według Bendisa i jednocześnie jeden z najlepiej sprzedających się tytułów regularnych. I tak nawiasem mówić, wraz z "No more mutants" komiksy z iksem w tytule musiały ustąpić seriom związanym z "Mścicielami", które znowu znalazły się w centrum zainteresowania.

Druga połówka pierwszego dziesięciolecia w Marvelu z pewnością należała do Bendisa, który z niepokornego, niezależnego scenarzysty stał się królem mainstreamu, nadającym ton największemu wydawnictwu super-hero. U progu nowego dziesięciolecia historia zaczyna zataczać koło, bo wraz z trwającym "Siege" i nadchodzącym "Heroic Age" zapowiada się nadejście kolejnej "nowej ery" Marvela, którą planowana siedem lat wcześniej, właśnie przy okazji "House of M". Za zrestartowanie tytułów z Mścicielami w rolach głównych będzie odpowiadał nie kto inny, jak właśnie Bendis, który zapowiada, że kolejna dekada będzie należało do niego i Marvela.

5. "Civil War" w Marvelu

"Wojna Domowa" z kilku przyczyn zapisała się w najnowszej komiksowej historii i w tłoku dziesiątek wydarzeń i "wydarzonek" może uchodzić za "event" z prawdziwego zdarzenia. Bo miała wszystko, co dobra historia tego typu mieć powinna i to na kilku poziomach. Pomimo ogromu tie-inów, horrendalnych obsuw i pewnego chaosu były wielkie wydarzenia, epickie bitwy i dramatyczne decyzje. Główna mini-seria prowadzona była przez Marka Millara i Steve'a McNivena, w której każdy zeszyt przynosił coś nowego i trzymał w napięciu do samego końca. Redaktorzy CBR (Dave Richards, Shaun Manning i Tim Callahan) narzekali na zakończenie, a zupełnie nie powinni, bo Millar pięknie sobie z nim poradził, urywając fabułę umiejętnie i efektownie.

U podstaw "Civil War" legł dobry i trochę oczywisty pomysł, którego nikt wcześniej nie chciał wykorzystać w mainstreamie. Bo cóż może być bardziej oczywistszego od prawnego usankcjonowania działalności zamaskowanych super-herosów. Był to pierwszy event, który naprawdę "złamał Internet na pół". Jak sieć długa i szeroka toczono debaty nad sensownością wprowadzania Aktu Rejestracyjnego i ochoczo opowiadano się za jedną ze stron. Oczywiście polityczny aspekt historii komiksowej był grubymi nićmi szyty, niemniej w swoim głównym zarysie mocno zaangażował fanów.

Bardzo żałuję, że rewolucyjne zmiany, które pojawiły się podczas "Wojny Domowej" (ujawnienie tożsamości przez Petera Parkera, wprowadzenie Aktu w życie, zbudowanie więzienia w Strefie Negatywnej, stworzenie Inicjatywy i kilka innych) zostały szybko zapomniane, zignorowane bądź też odkręcone i nie miały szansy zmienić uniwersum Marvela w takim stopniu, jak oczekiwano. Bo były dobre. Dla Domu Pomysłów byłby to pewnie mały krok w urealnianiu swojego super-bohaterskiego uniwersum, ale dla całej branży – wielki skok.

6. Co tam w DC?

W latach 2003-2006 sporo działo się także za miedzą, czyli w DC Comics. Redaktorzy CBR wskazali na kilka ważnych wydarzeń, a właściwie crossoverów, które wstrząsnęły uniwersum Supermana i Batmana. W "Identity Crisis" DCU zaczęło jawić się jako bardziej mroczne i niebezpieczne miejsce. Zewsząd słychać głosy, że praca Brada Meltzera jest najlepszym eventem od czasów pierwszego "Kryzysu". Jedna z bohaterek, Sue Dibny, zostaje brutalnie zgwałcona, pokazano, w jaki sposób nieskazitelni herosi "unieszkodliwiają" swoich najgroźniejszych przeciwników. Z kolei w "Infinite Crisis" przywrócono koncepcje multiwersum i Superboya z Earth-Prime. Krajobraz DCU na nowo był kształtowany na łamach tygodnika "52" i serii regularnych pod szyldem "One Year Later". Niestety, nie siedzę w DCU na tyle głęboko, aby napisać o tych komiksach i historiach coś więcej, ale wiem, że mają jeden wspólny mianownik. Wszystkie zostały wydane za kadencji Dana DiDio, jako wice-dyrektora i redaktora wykonawczego DC Comics.

W przeciwieństwie do Quesady, który jest raczej powszechnie ceniony na rynku, a wytyka mu się pojedyncze wpadki, DiDio podzielił czytelników komiksów DCU na tych, którzy go kochają, albo nienawidzą - jak zauważył George Tramountanas. Z pewnością może denerwować jego parcie na szkło, medialna nadpobudliwość, nieprzemyślana strategia zapowiedzi, która często kończy się bolesnymi spoilerami i wtrącanie się scenarzystom do ich pracy. Ale oddając mu sprawiedliwość, na dobrą sprawę zrobił dokładnie to samo, co Joe Q. dla konkurencji – oddał najważniejsze serie najwybitniejszym scenarzystom pracującym w branży – Grantowi Morrisonowi (Batmana), Gregowi Rucce (serie "Detective Comics", "Action Comics", "Wonder Woman") czy Geoffowi Johnsowi ("Green Lantern", "Action Comics" i wkrótce "Flash").

7. Narodziny "Scotta Pilgrima"

Jeśli w przypadku komiksu niezależnego można mówić o przebojach i bestsellerach, to seria Bryana Lee O'Malleya może uchodzić za prawdziwy hicior segmentu indie. Pierwszy tom zatytułowany "Precious Little Life" ukazał się w 2004 roku, ostatni ("Scott Pilgrim vs. The Universe") - w 2009. "Scott Pilgrim" to przykład bardzo rzadkiej tendencji, kiedy każdy kolejny tom jest lepszy od poprzedniego. Komiks dorobił się mnóstwa fanów, z niecierpliwością wyczekujących kolejnych części, a niektórzy (George Tramountanas) uważają, że fan-base przerodził się w mały kult, przy okazji czyniąc ze "Scotta Pilgrima" komiks kultowy. Shaun Manning bardzo zgrabnie ujął formułę komiksu, jako magiczny realizm rzeczywistości komputerowego/popkulturowego geeka.

Całkiem niedawno, przy okazji moich oczekiwań odnośnie do 2010 roku pisałem o komiksie O'Malleya, o nadchodzącej ekranizacji, grze i finałowym tomie. Powtarzać się nie będę, a zainteresowanych odsyłam do tamtego tekstu.

8. Finał "Bone"...

"Bone" Jeffa Smitha to kolejny ważny amerykański komiks, który jeszcze nie ukazał się na polskim rynku. Piszę jeszcze, bo do jego wydania swego czasu przymierzał się Egmont, nigdy jednoznacznie nie określając, co chce z "Bone" zrobić. Wkrótce po tym, jak ukazał się ostatni zeszyt serii w 2004 roku, wydana została imponujących rozmiarów edycja One Volume, zbierająca wszystkie 55 odcinków. W czasach, kiedy Omnibusy i Absoluty nie były chlebem powszednim dla wydawców, takie wydanie było prawdziwą gratką dla tych, którym umknęła znakomita seria Smitha, publikowana własnym sumptem (nie licząc krótkiego okresu, kiedy Image Comics mu w tym pomagało).

Kolejne odcinki "Bone" ukazywały się w nieregularnych odstępach od 1991 roku, osiągając liczbę 1342 stron. Nie licząc spin-offów, kontynuacji, wydań specjalnych i one-shotów. Komiks przyniósł swojemu autorowi dziesięć nagród Eisnera, jedenaście statuetek Harvey'a i miejsce w panteonie klasyków. "Bone" to znakomita lektura dla całej rodziny, idealna na długie, zimowe wieczory.

9. ...i finał "Cerebusa"

Niewiele niezależnych serii może poszczycić się osiągnięciem dotarcia do trzechsetnego odcinka, a tylko kilku tytułom z oferty DC czy Marvela udaje się dociągnąć do tak szacownej liczby. Serialowi "Cerebus the Aaardvark" Dave'a Sima (stworzonemu z pomocną dłonią Gerharda) się to udało. Komiks o pewnym mrówkojadzie ukazywał się nieprzerwanie na rynku od grudnia 1977 roku, a jego ostatnie numer trafił do sklepów się w marcu 2004. Całość liczy sobie, bagatelka, 6000 stron. Czyni go to najdłużej publikowaną serią w języku angielskim, tworzoną przez pojedynczy zespół artystów lub artystę (choć po piętach depcze mu "Usagi Yojimbo" Stana Sakai). Wszystko zaczęło się od dosyć prostej parodii tradycyjnej opowieści fantasy w stylu "Conana Barbarzyńcy", by z czasem pojawiły się zupełnie inne, niespodziewane wątki. Tematyka genderowa, polityczna opresja sztuki, problematyki religijna, wątki osobiste - wszystko to, a także znacznie więcej, w swoim czasie stało się motywem komiksu kanadyjskiego twórcy. Niejako przy okazji Sim stał się rzecznikiem twórców niezależnych, którzy musieli borykać się w trudnych czasach (lata osiemdziesiąte) z problemami wydawniczymi.

"Cerebus" to kawał historii amerykańskiego komiksu i przemysłu obrazkowego, imponujących rozmiarów – całość zamknięta jest w 16 wydaniach zbiorczych. Jestem ciekaw czy jakikolwiek polski wydawca byłby gotowy na tytaniczny wysiłek wydania takiego monstrum.

10. Śmierć Willa Eisnera

Pomimo tego, że nazwiskiem Willa Eisnera uhonorowano najważniejszą nagrodę komiksowego przemysłu za Oceanem, a sam twórca pozostaje jednym z najważniejszych amerykańskich twórców komiksowych, nie mogę pozbyć się natrętnego wrażenia, że jego rodacy niezbyt dobrze orientują się w jego twórczości. Może za wyjątkiem Spirita, super-herosa pod krawatem, którego zdają się świetnie kojarzyć. Bo ma trykot. Dave Richards przyznaje, że dostrzegł i docenił jego twórczość dopiero po jego odejściu, a na jakieś konkretne komentarze zdobywają się jedynie Callahan i Phagley. Reszta dyplomatycznie milczy. Niewiele, jak na twórcę uchodzącego za wynalazcę formatu "graphic novel" (słusznie bądź niesłusznie), prawdziwego mistrza komiksowego kunsztu i cenionego teoretyka narracji obrazkowej. Tym bardziej cieszę się, że za sprawą Egmontu udało się Polakom poznać sporą i chyba tą najważniejszą część jego dorobku.

Will Eisner urodził się w Nowym Jorku, 6 marca 1917 roku, jako syn żydowskich imigrantów. Zmarł 3 stycznia 2005 roku w Lauderdale Lakes na Florydzie. Niech spoczywa w pokoju.

wtorek, 23 lutego 2010

#381 - RoboGil: Antologia bez jaj!


Robert Wyrzykowski: Antologia lesbijska była chyba jednym z bardziej wyczekiwanych projektów w 2009 r. Już samo ogłoszenie naboru przez Sylwię "Louise" Kaźmierczak wzbudziło gorące emocje wśród komiksiarzy (pamiętna polemika Karola "KRL-a" Kalinowskiego z Michałem Radomilem Wiśniewskim), później środowisko komiksowe wzburzył wyjątkowo przeciętny wstępny projekt okładki. "Bostońskie małżeństwa" miały swoją premierę w listopadzie 2009... i od tamtej pory cisza. Żadnej reakcji na blogach i w serwisach (z wyjątkiem dość ciepłej recenzji na Komiksomanii), jedynie parę demonstracyjnych facepalmów na twitterze.

Daniel Gizicki: Wyczekiwana?

RW: Wyczekiwana w tym sensie, że ludzie swego czasu zdawali się emocjonować tym wydawnictwem nie mniej niż "Łaumą" Karola Kalinowskiego.

DG: No nie wiem, szczerze mówiąc jakoś niespecjalnie mnie ten projekt interesował. Pośmiałem się z tych wszystkich fikołków w sieci i tyle. Może to jest kwestia tego, że ja nie jestem miłośnikiem dzieł, których wymowa jest mocno podporządkowana jakiejś ideologii. Poza tym ja mam chyba przesyt komiksu obyczajowego. Serio, doceniam tak świetne tytuły jak np. "Opowieści z Hrabstwa Essex" ale wolę poczytać jakieś akcyjniaki np. spod szyldu Vertigo niż kolejne komiksy o "zwykłych codziennych problemach". Zwłaszcza w antologiach. Antologii to mam już serdecznie dość...

RW: To prawda. Antologii komiksowych w ostatnich latach mieliśmy wiele, zwłaszcza jeżeli brać pod uwagę tematyczne ziny. Ta jednak jest szczególna - dotyka ważnej i delikatnej kwestii społecznej i bez wątpienia miała na celu przekazać jakąś ideę. Tylko jaką? Przedstawienia różnych punktów widzenia na środowisko queerowe? Uświadomienie społeczeństwu istnienia tego środowiska i jego problemów? Nakreślenie portretu lesbijki polskiej? Trochę zabrakło mi słowa wstępnego albo posłowia od redaktorki naczelnej całego przedsięwzięcia.

DG: No właśnie w sumie nie wiadomo jakiej idei ma to tyczyć. Tytuł wskazuje, że chodzi o tolerancję ale dostajemy komiksy, które tak naprawdę w większości przypadków nie dotykają tego tematu. Ja poza tym, tak generalnie, jestem mocno zażenowany poziomem stricte warsztatowym twórców występujących w tej antologii. Tak jakby redaktorka projektu nie zwracała uwagi jak komiks jest wykonany, a tylko na to czy jest "zgodny z linią partii". Nie ważne jaki, wystarczy, że o lesbijkach. A to mi przeszkadza. Bo ja chce dostawać komiksy dobrze wykonane.

RW: Antologię można stworzyć na dwa sposoby. Albo zebrać już wcześniej publikowane komiksy, aby pokazać pewien przekrój twórczości konkretnego twórcy lub całej sceny (vide Witold Idczak) - albo ogłosić pospolite ruszenie, zadać temat wypracowania i zebrać od twórców wyniki pracy domowej. Tutaj mamy do czynienia z drugim przypadkiem, trochę z konieczności - osobiście nie pamiętam wielu polskich komiksów dotykających tematyki lesbijskiej. Tak na szybko kojarzy mi się tylko praca Wojciecha Stefańca i Pawła Timofiejuka na konkurs na komiks o Powstaniu Warszawskim. Wydawałoby się, że trzymając rękę na pulsie i mając tak znaczący wpływ na treściowy kształt antologii, redaktorka mogłaby pełniej ingerować w jej zawartość, podsuwając twórcom interesujące tematy do poruszenia, przy dużym poszanowaniu dla ich wolności artystycznej rzecz jasna. Tymczasem mam wrażenie, że Sylwia Kaźmierczak przyjęła po prostu wszystko jak leci, często gęsto przymykając oko na wykonanie graficzne...

DG: Być może nic innego nie dostała. Myślę, że większość "środowiska" na projekt antologii położyła lachę po prostu. Z drugiej strony temat wydaje się być dość śliski, w sensie, że nie jest łatwo stworzyć historię, która nie powielałaby stereotypów, nie była uproszczona i nie traktowała tematu powierzchownie. I była przy okazji sprawnie wykonanym komiksem, który czyta się z przyjemnością.

RW: Masz rację z tym środowiskiem. Komiksiarze najpierw sarkali na pierwotny wymóg, że autorkami mogą być wyłącznie kobiety. Niestety, wydaje się, że zniesienie tego warunku chyba nie zaskutkowało zmasowanym napływem prac od panów. Prawie wszyscy autorzy w tej antologii to osoby kompletnie anonimowe, większość z nich nie jest w ogóle znana z tworzenia komiksów. Za w miarę rozpoznawalną gwiazdę robi tu jedynie Marcin Podolec - no i oczywiście Robert Adler, który przygotował pin-up na zakończenie albumu.

DG: Owszem ale moim skromnym zdaniem zdecydowanie najciekawszym komiksem w antologii jest "Coming out czy scrubbing In" Kasi Szaulińskiej, który co prawda narysowany jest fatalnie, ale za to czuć w nim lekkość fabularną i niewymuszony dowcip. Tu autorka nie sili się na jakieś śmiertelnie poważne prezentowanie treści, nie próbuje szokować, nie ukrywa treści za przekombinowanymi metaforami czy za niestrawną groteską jak to się dzieje w innych komiksach zawartych w "Bostońskich małżeństwach". Tu jest lekko, przyjemnie, dowcipnie i ogólnie fajnie, gdyby to jeszcze jakoś narysowane było, wtedy dziełko Szaulińskiej mogłoby być naprawdę niezłym szorciakiem. A tak mamy jedynie zaczątek czegoś ciekawego. Storyboard.

RW: Ten komiks jest najbardziej autentyczny ze wszystkich opublikowanych w tej antologii, prawdopodobnie dlatego, że jest oparty na osobistych doświadczeniach. Styl rysunków i sposób narracji TROCHĘ przywodzi mi na myśl "Persepolis" Marjane Satrapi, nie wiem czy to słuszny trop czy przypadkowe podobieństwo. Rysunkowo jest jednak dość słabo, miejscami niechlujnie. Chciałbym jednak w przyszłości przeczytać rozwinięcie historii Szaulińskiej.

DG: Nie lubię "Persepolis", więc się nie wypowiadam, ale wpadło mi do głowy coś innego teraz. Być może Sylwia Kaźmierczak powinna zadziałać jak bezwzględny (troszkę przejaskrawiam teraz) redaktor i wymusić by te wszystkie średnio narysowane i opowiedziane komiksy przerobić, przeredagować i przerysować. Może komiks Szaulińskiej powinien zostać od nowa narysowany przez jakiegoś rysownika z prawdziwego zdarzenia? Wtedy by to lepiej wyglądało i mocniej oddziaływało na odbiorcę. Dla mnie zresztą cała ta antologia to są takie zarysy, wprawki, storyboardy. Które miały opowiadać o czym właściwie? O tolerancji? O lesbijkach? Bo czytając te komiksy to ja się gubię...

RW: Na pierwszy rzut oka antologia pokazuje różne aspekty bycia lesbijką, unikając tych co bardziej kontrowersyjnych. Jest rodzące się uczucie i początki związku ("Para"), są potrzeby niewiele różniące się od tych, jakie mają heteroseksualne pary (komiksy Agaty Łaguniak), jest problem coming outu w polskiej rzeczywistości ("Coming out..."), jest takie bardziej genderowo-intelektualne podejście ("PL", chociaż irytują mnie tu te rymowanki)...

DG: No dobra ale tak naprawdę, to ja się nic nowego z tych komiksów nie dowiedziałem. Myślałem że czytając tę antologię dowiem się troszkę o różnych aspektach życia lesbijek a jak mi nawet zaserwują coś co "gdzieś czytałem", to w taki sposób, że to będzie świeże...

RW: A to takie mdłe i nijakie?

DG: Dokładnie. Mdłe i nijakie. A co mi tam, powiem to: BEZ JAJ!

RW: !!! ... ten no... Zatem... Co do tych jaj... w antologii swe komiksy prezentuje też trzech panów - Szymczak, Podolec i Atroszko (nie licząc Adlera). Jednak męski punkt widzenia na lesbijki w tych przypadkach mocno nie wypalił. Mamy tu, po kolei, przydługawą szkicowaną i chaotyczną historię o przyjacielu lesbijki; opowiastkę o Sheerze powielającą stereotyp, że lesbijki to antysamcze feministki; a także filuterny pasek rozciągnięty na trzy strony.

DG: Ja szczerze mówiąc w ogóle nie zauważyłem jakiejkolwiek różnicy czy dany komiks robi kobieta czy mężczyzna...

RW: Szczególnie te dwa ostatnie komiksy pasują do tej antologii jak pięść do nosa.

DG: No bo widzisz, "Bostońskie małżeństwa" to jeden z nielicznych przykładów - drugim takim przykładem jest "Komiksowe Becikowe" - antologii bardzo równej, gdzie wszystkie komiksy są na podobnym poziomie. Tylko, że w "Bostońskich małżeństwach" te komiksy są wszystkie raczej nieudane, (ok, Podolec rysuje zdecydowanie lepiej niż reszta), zaś w "Becikowym" wszystkie są dobre. To się rzadko zdarza - takie równe antologie - doceńmy to.

RW: Podsunąłeś tutaj dobry trop do porównania. Obydwa albumy, wbrew pozorom, mają ze sobą sporo wspólnego. Kryją się za nimi pewne idee, to nie są zbiorki szortów na jakiś abstrakcyjny temat typu "rzeki w Chinach", wydane wyłącznie dla radości wydania czegokolwiek na papierze. "Becikowe" są sympatyczną, środowiskową cegiełką na rzecz kolegów; w "Bostońskich małżeństwach" redaktorce zależało na ukazaniu bliskiej jej kwestii, co wyszło jednak mocno przeciętnie. Myślę, że kluczową różnicą pomiędzy "Becikowym" a "Bostońskimi" jest przede wszystkim organizacja redakcji na etapie selekcji. Tomek Pastuszka skontaktował się z konkretnymi twórcami prezentującymi przyzwoity poziom, Sylwia Kaźmierczak powiesiła ogłoszenie o naborze na stronie własnej (i w kilku innych serwisach chyba też) i czekała na to, co przyjdzie. Nie mam pojęcia, czy kontaktowała się z konkretnymi twórcami, ale zebrane komiksy sprawiają wrażenie mocno przypadkowych

DG: Może warto było poczekać z tą antologią, żeby się materiał uleżał niż tak go wydawać na łapucapu? Może Kaźmierczak za bardzo zależało? Albo może bardziej jej zależało, żeby tę antologię wydać i narobić szumu niż na faktycznej jakości komiksów?

RW: Chyba masz rację w obydwu przypadkach. Zabrakło srogiej redakcji, inicjatywy do kontaktu z fachowymi twórcami, takimi którzy wygładziliby nadesłane fabułki, nierzadko mające spory potencjał. Louise chyba trochę obraziła się na środowisko po flejmie na nieżyjącym już blogu KRL-a - a przynajmniej odnoszę takie wrażenie. Trochę jej się nie dziwię, też bym się zirytował gdybym miał autorską wizję własnej antologii i spotkałbym się z takimi głosami krytyki jak ona - ale na dobre to temu zbiorkowi nie wyszło.

DG: No i co z tego? Mnie jako czytelnika nie obchodzą prywatne animozje pomiędzy redaktorką a twórcami, którzy zresztą w projekcie nie wzięli udziału. Dostałem słabiutką antologię i mam na to przymknąć oko bo ktoś tam się na kogoś obraził? Daj spokój...

RW: Oj, to tylko takie moje supozycje. Ale może podsumujmy.

DG: Jedziesz!

RW: Uważam, że temat jest niewątpliwie wart antologii, lepiej wykonanej i zredagowanej, szerzej rozreklamowanej. Być może Wojtek Szot z wydawnictwa Abiekt pokusi się o podobną inicjatywę w przyszłości, być może przy czynnym współudziale Louise. Można zaprosić do niej czołowych polskich twórców, przedyskutować z nimi możliwe tematy, sparować ich z ludźmi ze środowiska, którzy mają coś ciekawego do powiedzenia, a niekoniecznie dysponują talentami graficzno-fabularnymi. "Bostońskie Małżeństwa" to niewątpliwie przetarcie szlaku w tej materii, ale równocześnie wydawnictwo, które za parę lat raczej ulegnie zapomnieniu.

DG: No ja już niewiele z tego pamiętam, ale zgadzam się - temat ciekawy, potencjalnie mogący być impulsem do powstania wielu dobrych komiksów. Jednak nie w takim wykonaniu jak tu. Bo w przypadku "Bostońskich Małżeństw" mimo szczerych chęci wyszła straszna amatorszczyzna (z koszmarną, odpychającą okładką).

RW: Także komiksom o szeroko rozumianym życiu lesbijek mówimy tak...

DG: Ale nie w takim wykonaniu.
***
"Bostońskie Małżeństwa"
wydawnictwo: Comix Grrrlz / Dolna Półka
liczba stron/format: 56 / B5
oprawa: miękka
druk: czarno-biały
cena: 15 zł

autorzy: Agata Łaguniak, Szczepan Atroszko, Przemysław Szymczak, Marta Zabłocka, Katarzyna Szaulińska, Agnieszka Weseli, Beata Sosnowska, Marcin Podolec, Anna Czerwińska i Soizick Jaffre

poniedziałek, 22 lutego 2010

#380 - Blueberry #2

"Blueberry" to kawał historii komiksu europejskiego, słusznie cieszący się statusem klasyka. Przez czterdzieści lat, od 1965 roku, wydano dwadzieścia osiem tomów, nie licząc szeregu odprysków - "La Jeunesse de Blueberry" ("Młodość Blueberry'ego"), "Marshall Blueberry" ("Porucznik Blueberry") i "Mister Blueberry" (hmm... "Pan Blueberry"?). W Polsce, pierwsze pięć albumów tej serii ukazało się nakładem wydawnictwa Podsiedlik, Raniowski i S-ka w latach 2002-2003, a potem "Blueberry" został przejęty przez Egmont, który w ramach kolekcji "Plansze Europy" zbiera po kilka tomów w jednym, opasłym tomie.

Autorami serii głównej byli scenarzysta Jean Michel-Charlier i jeden z najwybitniejszych rysowników komiksowych, Jean Giruad. Zanim urodzony we francuskim Nogent-sur-Marne artysta stał się eksperymentującym z formami graficznej narracji Moebiusem, był Girem, rzemieślnikiem rysującym w ramach konwencji realistycznej. Ale jak rysującym! Fantastyczna, filmowa niemal narracja, wzorowa kompozycja plansz, idealne wyważenie scen dynamicznych i statycznych. Znakomita komiksowa intuicja podpowiadająca, kiedy więcej, a kiedy mniej uwagi poświęcić detalom, a do tego fantastyczny styl, który jak wino z czasem nabiera szlachetnego smaku. Pomimo tych kilkudziesięciu lat na karku, pod względem graficznym "Blueberry" wciąż może służyć, jako podręcznik dla młodych rysowników, jak tworzyć komiksy i jak rysować w stylu realistycznym.

W swoich scenariuszach Charlier potrafił doskonale uchwycić legendę Dzikiego Zachodu, pionierskiego ducha Stanów Zjednoczonych drugiej połowy XIX wieku. Bez rewizjonizmu, ale też stroniąc od nadmiernej posągowości opowiada o amerykańskim micie. "Blueberry" przypomina westerny, które ledwo pamiętam z mojego dzieciństwa. Z fabułą przepełnioną akcją - pojedynkami, niekoniecznie o świcie, bójkami w saloonie, efektownymi strzelaninami, pościgami na koniach i starciami z Indianami. Jego bohaterowie to nie są nieskazitelnie szlachetni herosi w białych kapeluszach, lecz niestroniący od szklanki czegoś mocniejszego i dobrej bijatyki kowboje, którzy zawsze staną w obronie słusznej sprawy. Taki jest właśnie główny bohater tej opowieści, posiadający fizjonomię Jean-Paula Belmondo, porucznik Mike S. Blueberry, który tym razem zaplątał się w lada rozgrywkę między dwoma kompaniami kolejowymi.

Giruad jak nikt inny potrafił oddać piękno i dzikość amerykańskiego pogranicza. Linie kolejowe powoli przecinające krajobrazy Gór Skalistych, surowa uroda prerii i skalistych wąwozów. Małe miasteczka wyrosłe na środku pustyni z nieodzownymi saloonami, pełne zawadiaków i różnych podejrzanych typków. Indiańskie obozy, zamieszkane przez szlachetnych, choć bezwzględnych wojowników. Co ciekawe, w historii amerykańskiego komiksu brak takiego westernowego klasyka. Widać, za Oceanem autorów zajmowała bardziej fantastyka ("Prince Valiant" Hala Fostera), science-fiction ("Flash Gordon" Aleksa Raymonda) czy przygody pilotów ("Terry and the Pirates" Miltona Canifa), a Europejczycy zakochali się w egzotycznych przygodach kowbojów, czego dobrym przykładem, obok "Blueberry'ego", były spaghetti westerny i ko-produkcje niemiecko-jugosłowiańskie. Podobnie jak one, seria Charliera i Giruada trąci myszką, wydaje się trochę naiwna pod względem fabularnym, ale wciąż sprawdza się, jako wciągająca opowieść z Dzikiego Zachodu.

niedziela, 21 lutego 2010

#379 - Trans-Atlantyk 77

Kiedy myślę, że już nic w amerykańskim przemyśle komiksowym nie może mnie zaskoczyć, natychmiast zostaję zdzielony po łbie informacją, której nie mogę się nadziwić. Internetową burzę z piorunami mogą wywołać dwa kadry (dosłownie!) z ostatniego (#602) zeszytu "Captain America". O co poszło? Otóż Rogers wraz ze swoim side-kickiem, Falconem są na tropie Kapitana Ameryki z innego czasu. W kontrowersyjnej scenie dwaj herosi decydują się zinfiltrować członków Tea Party (Partii Herbacianych), którzy są ponoć związani z super-łotrem i właśnie wykonują swój, gwarantowany przez Konstytucję, marsz protestacyjny. Sprzeciwiają się polityce Baracka Obamy w zakresie finansów publicznych, reformie służby zdrowia i nadmiernemu ingerowaniu w wolny rynek. Dodajmy, że wszyscy członkowie Tea Party na ilustracji mają biały kolor skóry. Falcon nie jest specjalnie zadowolony, że akurat on miałby przeniknąć w ich szeregi i tropić powiązania z fałszywym Capem. Jednocześnie zakłada, że wszyscy członkowie partii muszą być redneckimi rasistami, którzy najpierw dziurawią murzyna (który powinien uprawiać bawełnę na ich polu, a nie lenić się) swoimi dubeltówkami schowanymi w stodole, a dopiero potem zadają pytania. Bo przecież członkowie Tea Party to nienawidzący rządu separatyści, którzy popierają fanatyka z innego czasu, który chce obalić demokratycznie wybrany rząd. Kiedy tylko te dwa kadry wypłynęły do sieci, prawicowy jazgot był nie do wytrzymania (Bleeding Cool przytacza kilka kwiatków), a Marvel... ugiął się. Przeprosił za całe nieporozumienie tych, którzy mogli poczuć się dotknięci. Scenarzysta komiksu, Ed Brubaker zarzeka się, że chciał sportretować tylko wściekły tłum protestantów, a nie żadną konkretną partię polityczną, a za zidentyfikowanie jej z Tea Party oskarża... liternika. Joe Quesada obiecał, że kolejne przedruki tego zeszytu i wydanie tpb będą pozbawione kontrowersyjnego odwołania. A swoją drogą - widzicie na tym zdjęciu jakichś czarnoskórych? (KO)

18 lutego Diane Nelson na blogu DC Entertainment ogłosiła zmiany w wierchuszce kierownictwa komiksowego giganta za Oceanem. Obowiązki Paula Levitza, który pełnił funkcję prezydenta wydawnictwa w latach 2002-2009, zostaną rozdzielone na pięć różnych stanowisk. Głównymi wydawcami (Co-Publishers) zostaną Dan DiDio i rysownik Jim Lee, szefujący do tej pory imprintowi Wildstorm, scenarzysta Geoff Johns został mianowany Dyrektorem Kreatywnym (Chief Creative Officer) i można spodziewać się, że on będzie odpowiadał za ewentualną przebudowę DCU. John Rood i Patrick Caldon będą urzędować jako dwaj wiceprezesi - pierwszy będzie odpowiadał za sprzedaż, marketing i rozwój finansowy (Sales, Marketing and Business Development) a drugi - za finanse i administrację (Finance and Administration). Głównym zadaniem tej ekipy marzeń ma być skuteczna pogoń za Marvelem, który pod względem sprzedaży i popularności mocno odstawił DC, oraz lepsza współpraca komiksowego oddziału firmy z Warner Bros, a szczególnie ze skrzydłem filmowym. Tą działką ma zajmować się właśnie Geoff Johns. (KO)

* Thanos wraca do świata Marvela, a z nim kolejny kosmiczny event - "The Thanos Imperative: Ignition" rusza w maju *

Zgodnie z panującym zwyczajem, z nieco ponad dwumiesięcznym wyprzedzeniem najważniejsi gracze za Oceanem przedstawili swoje komiksowe zapowiedzi. Jeśli chodzi o DC Comics, maj będzie obfitował w duże i wielkie wydarzenia, o których w większości pisaliśmy wcześniej. "Brightest Day" zacznie nabierać rozpędu. Batman rozpocznie swój powrót do naszego czasu/krainy żywych - ukażą się dwa pierwsze zeszyty mini-serii "The Return of Bruce Wayne" Granta Morrisona z rysunkami Chrisa Sprousa, Frazera Irvinga i okładkami Andy'ego Kuberta. Dostaniemy również prawdziwie końską dawkę przygód Człowieka ze Stali - zostaną wydane cztery kolejne numery mini-serii "Wojny Supermenów", napisane przez Jamesa Robinsona i Sterlinga Gates'a. Wystartują również nowe serie, które anonsowaliśmy wcześniej - "Zatanna" Paula Diniego, "Birds of Prey" Gail Simone i Eda Benesa i "Legion of Superheroes" Paula Levitza. Również w maju DC wypuści siedem grubych tomików w twardej oprawie, w których zostanie zebrane całe "Blackest Night", które po pierwszych, entuzjastycznych recenzjach, cieszy się coraz gorszą opinią. Pojawi się również premierowy numer maxi-serii "Legacies" Lena Weina. Sporym rozczarowaniem jest brak "Batwoman" Rucki i Williamsa, na którą większość miłośników DCU ostrzyła sobie ząbki. (KO)

* Jest szansa, żeby dwunastoczęściowa mini-seria z Batmanem zatytułowana "The Oddysey", autorstwa takich tuzów, jak Frank Miller (scenariusz), Neal Adams (rysunki), Kevin Nowlan i Scott Williams (tusz) ujrzała światło dziennie *

Już wielokrotnie pisałem, że maj w Marvelu należeć będzie do początku nowej ery (Heroic Age), więc tym razem skupię się na innych komiksach Domu Pomysłów umieszczonych w zapowiedziach na piąty miesiąc tego roku. Uwagę zwraca duża ilość tytułów skupiających się na bohaterkach uniwersum Domu Pomysłów, co jest związane z Rokiem Kobiet w tym wydawnictwie - do sprzedaży trafi m.in. drugi numer serii "Marvel Her-Oes" i finalny, trzeci zeszyt mini-serii "Girl Comics", tworzony od A do Z przez przedstawicielki płci pięknej. Tradycyjnie, sporo dziać się będzie u Petera Parkera - na łamach flagowej serii jego przygód "Amazing Spider-Man" w ramach historii "Gauntlet" zmierzyć się będzie on musiał z Lizardem (Zeb Wells / Chris Bachalo), natomiast w "ASM Annual" #37 zaprezentowane zostanie pierwsze spotkanie Pajęczaka z Kapitanem Ameryką. Oprócz tego, w ramach tytułów z rodziny Spider-Mana rozpocznie się mini-seria "ASM Presents: American Son", która skupi się na Harrym Osbornie, synu Zielonego Goblina, który musi odnaleźć się w nowej erze Marvela po upadku swojego ojca (a może nawet śmierci?). Nie można też nie wspomnieć o drugim numerze "Spider-Man: Fever" za którą odpowiedzialny jest Brendan McCarthy, znany polskiemu czytelnikowi z fantastycznej grafiki do "Skina". Marvelowy maj będzie miał do zaoferowania sporo dobrego jeśli chodzi o wydania zbiorcze - do sprzedaży trafią dwa HCki skupiające się na ostatnich wydarzeniach z gamma uniwersum ("Fall of the Hulks" - które pomimo scenariusza m.in. znienawidzonego Jepha Loeba, zbierają całkiem niezłe recenzje ze strony fanów i krytyków), zbiorcze wydanie mini-serii "Spider-Woman" autorstwa Bendisa i Malleva, historia "Avengers: Red Zone", którą w 1998 roku stworzył Geoff Johns i Oliver Coipel (który i w zapowiedzi i na okładce tego tytułu widnieje jako CopIel, i dla którego była to pierwsze zlecenie w Marvelu) oraz "Moon Knight: Countdown to dark", przy którym moją uwagę zwraca głównie rysownik, Bill Sienkiewicz. Można więc odetchnąć, bo tradycyjnie, jak co miesiąc, będzie na co wydawać pieniądze. A okładką majowych zapowiedzi niech będzie grafika z "Deadpool: Merc With a Mouth" #11 w zabawny nawiązująca do mangi "Samotny wilk i szczenię"! (ŁM)
* Brian M. Bendis spotkał się z filmową ekipą pracującą nad nowym "Spider-Manem" *

Co prawda "Siege" dobiło dopiero do półmetka, ale odnoszę wrażenie, że wszystkie mądre głowy z Marvela, nieco już zapomniały o tym evencie i traktując go nieco po macoszemu, czekają tylko, aż się skończy, żeby móc w końcu zaprezentować czytelnikom Heroic Age. Jak już wielokrotnie wspominaliśmy, nowa era wiązać się będzie z kasacją obecnych serii z różnymi drużynami Mścicieli i zastąpieniem ich bez przymiotnikowymi "Avengers" czy "Secret Avengers". Za pierwszy z tych tytułów odpowiada Brian Bendis, który obiecuje, że historie, które zaplanował dla tego tytułu będą niezwykle epickie i tylko John Romita JR jest w stanie je narysować. Natomiast ukazujące się jeszcze "New Avengers" doczeka się wielkiego finału przy okazji one-shota "New Avengers: Finale", który domknie pewne wątki przewijające się na przestrzeni tych ponad sześćdziesięciu numerów... A mi w tym momencie przypomina się Quesada, który przy okazji pierwszego numeru tej serii mówił, że będzie ona trwać przez kilkadziesiąt lat i dobije do co najmniej pięćsetnego zeszytu... Takich obietnic nie było przy okazji "Mighty Avegers", które zakończą się wraz z 36 numerem, a scenarzysta Dan Slott zapewnia, że finał serii będzie niezwykle ekscytujący. Chciałoby się dodać: jak wszystko w Marvelu. (ŁM)

* w bliżej nieokreślonej przyszłości do sklepów zawita "The Spirit: Black and White" do którego przyłoży się m.in. Harlan Ellison i Kyle Baker w historii "N.I.M.B.Y." *

Zanim jednak świat ponownie oszaleje na punkcie nowych Mścicieli, zakończyć musi się wpierw "Oblężenie". Do końca tego szybkiego jak na Marvela crossovera zostały już tylko dwa numery, więc Tom Breevort, jeden z redaktorów wydawnictwa, uchylił rąbka tajemnicy odnośnie do wydanych już numerów, jak i tych, które dopiero pojawią się w sklepach. W całym tym evencie z padołem ziemskim pożegna się trójka postaci - pierwszą z nich czytelnicy mieli okazję poznać przy okazji numeru drugiego, kolejnych dwóch można się spodziewać w pozostałych zeszytach. Przy czym, jak zaznacza Breevort, nie będą one już tak szokujące jak ta pierwsza (fani obstawiają Normana Osborna - co jest całkiem oczywiste, jak i Bullseye'a, który nie pojawia się w zapowiedziach komiksów Domu Pomysłów na kolejne miesiące). Ponad to, na jednym z denatów skupić ma się akcja one-shota "Siege: Fallen", który pojawi się w sklepach w kwietniu. Kilka tygodni wcześniej, zostanie wydany trzeci zeszyt "Siege" w którym to do akcji wkroczyć mają Mściciele dowodzeni przez Steve'a Rogersa, a ostatnia strona - jak zapowiada Breevort - ma być niezwykle szokująca. Czy tak rzeczywiście będzie, to będzie można się najwcześniej przekonać 17 marca. (ŁM)

* Dave Johnson wrzucił ostatnio do swojej deviantartowej galerii sporą ilość prac - zdecydowanie warto rzucić okiem! *

Sukces serii "Astonishing X-Men" autorstwa Jossa Wheadona i Johna Cassaday'a zachęcił redaktorów Marvela do stworzenia nowej linii tytułów. Pod szyldem "Astonishing" będą prezentowane zamknięte mini-serie stworzone przez najlepszych scenarzystów i rysowników w branży, opowiadające o najpopularniejszych herosach z Domu Pomysłów. Komiksy te mają być łatwo przystępne dla odbiorców zielonych w uniwersum Marvela, jak i dla czytelników z pamięci recytujących poszczególne składy X-zespołów z lat dziewięćdziesiątych. W przeciwieństwie do imprintu Ultimate, którego założenia były dokładnie takie same, "Astonishingi" mają rozgrywać się w kontinuum 616, ale nie będą zsynchronizowane z marvelowymi eventami, dzięki czemu nie staną się tie-inami żadnych crossoverów. Na pierwszy ogień pójdzie kolejny rozdział "Astonishing X-Men: Xenogenesis" (ze scenariuszem Warrena Ellisa i rysunkami Kaare Andrews) oraz "Astonishing Spider-Man/Wolverine" (do skryptu Jasona Aarona i z grafikami Adama Kuberta). Obie mają być przykrojone do formatu tpb, czyli liczyć po sześć zeszytów. Andrews zaprezentował nowy design X-Menów i zdradził, że mutanci udadzą się na misję do fikcyjnego państwa Mbangwi. Aaron bardzo chciałby napisać historię, będącą wspólną przygodą Pająka i Rosomaka, a nie jedynie gościnnym występem jednego herosa, w serii drugiego. Scenarzysta zapowiedział również, że zaprezentuje mnóstwo nowych super-łotrów. (KO)

* kolejny świetny zwiastun "Kick-Ass", czyli ekranizacji komiksu Millara i JRJR *

Przyznam, że nie do końca rozumiem fenomen popularności Spider-Girl w Ameryce, która zawdzięcza swój komiksowy żywot (najdłuższy wśród bohaterek Marvela) oddanym fanom, którzy nie raz ratowali ją przed marudzącymi na słabą sprzedaż redaktorami. Córka Petera Parkera i Mary-Jane z alternatywnej rzeczywistości, przywdziewająca pajęcze kalesony po tym, jak jej ojciec zawiesił pajęczynę na kołku, po zeszłorocznej kasacji jej on-goinga powraca... znowu. Nowa seria "The Spectacular Spider-Girl" będzie dostępna tylko w formie cyfrowej, na platformie Marvel Digital Comics Unlimited. Pierwszy numer ukaże się piętnastego kwietnia, będzie kosztował 4 dolce i liczył 40 stron. Kolejne, będą miały po 22 strony i kosztowały 99 centów mniej. May Parker ma również zaliczyć kilka występów drukiem. Jej przygody będą tworzyć Tom DeFalco i Ron Frenz (scenariusza) oraz Sal Buscema, Todda Nauck i Ron Frenz (rysunki). (KO)

* Masz konto na fejsbuku? Redakcja Kolorowych Zeszytów zachęca do "zostań fanem" (kliknij!) Jasona *

Maj w Image Comics będzie raczej spokojnym miesiącem, w którym brak jakichś wielkich tytułów na które czekałbym z zapartym tchem, a dodatkowo już teraz wiadomo, że dwa komiksy które lekko podnoszą czytelniczą adrenalinę, nie pojawią się w piątym miesiącu na półkach sklepowych. Mam tu na myśli dobrze zapowiadający się 203 numer "Spawna" z grafikami Szymona Kudrańskiego, czy przedostatni numer "Image United" - obu tych zeszytów można się spodziewać raczej w drugiej połowie roku, jeśli nawet nie w ostatnim jego kwartale. Na kartach dwóch innych tytułów dojdzie do pewnych zakończeń - 160 numer "Savage Dragona" przyniesie finał historii "Dragon War", który być może wiązać się będzie ze śmiercią głównego bohatera, albo przynajmniej przejęciem tytułu przez jego młodszą wersję - Malcolma Dragona. Natomiast jubileuszowy, 25-ty numer serii "The Astounding Wolf-Man" będzie ponoć wybuchowym końcem tego tytułu pisanego przez Roberta Kirkmana i rysowanego przez Jasona Howarda. W poprzednich miesiącach bywało zdecydowanie lepiej. (ŁM)

"Geek Honey of the Week"
(Kelli Baker jako SuperGirl)