piątek, 31 grudnia 2010

#657 - The Batmans: Track 70 - Marek Rudowski

O Marku Rudowskim, któremu dziękujemy za wykonanie kolejnego uzbrojonego w instrument Mrocznego Rycerza, w środowisku komiksowym zrobiło się głośno, kiedy został zaangażowany do projektu "Sceny z życia murarza". Ale lista osiągnięć Marka nie zamyka się tylko na jednym albumie, w którym narysował krótką nowelkę. Artysta współpracuje z "Czachopismem", "Magazynem Fantastycznym" czy z serwisem "Carpe Noctem". Na swoim koncie ma również rysunki do piątego i szóstego numeru "Domu Żałoby". Jego rysunki można również znaleźć w "Szramie" i "Todzie-robocie". Autor gry "The Trader of Stories". W sieci możecie go spotkać blogu, obejrzeć jego portfolio i galerię na digarcie i deviancie. (KO)Twórcę ostatniego Muzycznego Batmana 2010 roku prawidłowo wskazał Paweł Wojciechowicz, znany również jako Trekker. Serdecznie Gratulujemy!

O rany, to OSTATNI WPIS W TYM ROKU! Zanim zaczniecie przygotowywać się do finałowego wieczoru 2010, zachęcamy jeszcze do wzięcia udziału w naszej zabawie. Zasady te same co zawsze, więc oszczędzę sobie pisania ich po raz kolejny. W styczniu można się u nas spodziewać wysypu wszelkiej maści podsumowań, ale również i kilku innych atrakcji, które mamy nadzieje spotkają się przychylnym odzewem. Póki co jednak zapraszam do zgadywania autora grafiki, której fragment widać obok. Grafiki, która od razu wskoczyła do mojego batmanowego TOP5! (ŁM)

czwartek, 30 grudnia 2010

#656 - Safari na plaży

Nie jesteś pewien, czy powinieneś sięgnąć po "Safari na plaży" Mawila? Odczuwasz z tego powodu niepewność, stany lękowe, drgawki przed lekturą? Nie obawiaj się więcej! Rozwiąż psychotest, a jego wynik da Ci odpowiedź na pytanie, czy warto zawracać sobie głowę tym tytułem.
1. W komiksie lubisz, kiedy akcja:
A - rozgrywa się warto, zmienia się też szybko, najlepiej tak z kadru na kadr. Ogólnie ma się dużo dziać i to w wielu wątkach.
B - toczy się powoli a autor bez pośpiechu może rozwinąć narracyjne skrzydła i budować klimat; nawet jeżeli koncentruje się tylko na jednym wątku.

2. Co do erudycji w komiksie, to:
A - uwielbiasz, gdy autor na każdej stronie jest w stanie olśnić Cię wiedzą i intelektualnymi zagwozdkami.
B - od mało ważnego dla rozwoju akcji mądrzenia autora wolisz sprawnie opowiedzianą, bezpretensjonalną, sensowną fabułę, nawet taką z dość prostym przesłaniem. Albo i bez.

3. Dobrze jest, kiedy różnych den w komiksie jest:
A - jak najwięcej, bo lubisz analizować i znajdować tropy poukrywane tu i ówdzie, zwłaszcza z biografią autora w dłoni.
B - nie za wiele - fajnie, gdy zdarzają jakieś metafory czegoś tam (np. główny bohater - prawdopodobne alter ego autora), ale bez przesady, nie lubisz za bardzo rozgryzać zagadkowej symboliki.

4. W dwóch poprzednich komiksach Mawila, "Bend" i "Możemy zostać przyjaciółmi" najmocniejszym dla Ciebie punktem były (lub byłyby, jakbyś czytał/a) przede wszystkim:
A - nostalgiczne wspomnienia autora o dorastaniu i młodości w Niemczech w latach 80. i 90. Chciałbyś czytać więcej komiksów tego typu.
B - zdolności Mawila do opowiadania prostych, przepełnionych emocjami, uniwersalnych historii obyczajowych, które mogłyby się zdarzyć w dowolnym miejscu i czasie. Chciałbyś czytać więcej komiksów tego typu.
5. Kreskę w komiksie cenisz:
A - realistyczną, bo lubisz jak komiks odzwierciedla świat rzeczywisty, a poza tym dowodzi to kunszt artysty.
B - cartoonową, bo podoba Ci się, jak twórca wypracowuje sobie unikalny i łatwo rozpoznawalny styl.

6. Antropomorficznych bohaterów zwierzęcych w komiksach:
A - nie znosisz, bo to dziecinada.
B - uwielbiasz albo w ogóle Ci nie przeszkadzają.

7. Komiksy najchętniej czytasz:
A - w wannie. Ważne zatem, żeby papier cechował się odpowiednią wytrzymałością na wodę.
B - w bardziej cywilizowanych miejscach, gdzie papier tak łatwo się nie zamacza.

Teraz podlicz punkty.

Przewaga odpowiedzi A - odpuść sobie "Safari na plaży", stracisz tylko czas, cenne złotówki i zaufanie do Kultury Gniewu. W tym komiksie nie ma szczególnych fajerwerków, intelektualnej rozpierduchy ani żartów, które by miażdżyły z gruntem czytelnika. W ogóle niewiele się dzieje poza jakimś miłosnym emo i łażeniem po plaży.
Przewaga odpowiedzi B - sięgaj śmiało. Spodoba Ci się ta prosta historia, nieśpiesznie budowana fabuła, atmosfera letniej przygody, subtelne poczucie humoru, umiejętnie napisane dialogi. Pod względem graficznym Mawil pokazuje znacznie szersze możliwości niż w dwóch poprzednich wydanych w Polsce komiksach.
Mniej więcej po równo A i B - spróbuj, co Ci szkodzi.

środa, 29 grudnia 2010

#655 - Świętoszek i sadystka

Coś się kończy, coś się zaczyna. Wraz z 32. albumem serii "Thorgal" pierwsza opowieść Yvesa Sente dobiegła swojego finału w tytułowej "Bitwie o Asgard". Premierowy album spin-offa "Kriss De Valnor" zatytułowany "Nie zapominam o niczym" jest pierwszym z wielu zapowiadanych tytułów osadzonych w uniwersum wykreowanym przez Jeana Van Hamme i Grzegorza Rosińskiego.Nie ulega wątpliwością, że Yves Sente jest scenarzystą gorszym od Jeana Van Hamme'a, nawet z jego słabszego okresu pracy nad "Thorgalem" (może z wyjątkiem niesławnego "Królestwa pod piaskiem"). W "Bitwie o Asgard", finałowym akcie questu godnego kiepskiego erpega, pierworodny Dziecka z Gwiazd wypełnia zadanie, które było niemożliwego do wykonania. Jolan mieszając szyki bogom mieszkającym w Asgardzie, przeszedł ostateczną próbę i stał się godnym dziedzictwa Thorgala. Sente korzysta z najbanalniejszych chwytów, jakie tylko można sobie wyobrazić, sprowadzając fabułę do prostackiej bajeczki fantasy bazującej na motywie inicjacji w dorosłość. Bajeczki przewidywalnej, nieciekawej, idealnie obojętnej dla czytelnika, z miejsca narzucającej oczywiste rozwiązania, bo czy przygoda Jolana mogłaby się skończyć się inaczej? W starym "Thorgalu" jak ognia unikano ogranych schematów i między innymi to czyniło serię spółki Van Hamme-Rosiński komiksem tak wyjątkowym. Wyraźnie widać, że po przejęciu tytułu przez Jolana, seria drastycznie zmieniła swój charakter, szukając nowych czytelników wśród młodszych odbiorców. W tym świetle nie dziwi, że surowy nastrój północnych fiordów został zastąpiony przez kolorowy, radosny klimat lekkiego fantasy.

Pierwszy tom zaplanowanej, jako trylogia odpryskowej serii "Kriss De Valnor" poniekąd również opowiada o dojrzewaniu głównej bohaterki. Stojąca przed obliczem bogini Freyji Kriss, aby ratować swoje życie (duszę?) musi zrekonstruować koleje swojej pokręconej biografii. Zupełnie nie mogę pojąć dlaczego album "Nie zapominam o niczym" zebrało tak wiele pozytywnych recenzji, jak sieć długa i szeroko, skoro historia ma charakter nieporadnie napisanego fanfika. Jest równie melodramatyczna i szablonowa, co "Bitwa o Asgard". Sama Kriss w swoim okrucieństwie została przerysowana do zupełnie niewiarygodnego, komiksowego poziomu. W kreacji bohaterki pierwszego thorgalowego spin-offa Sente zupełnie zapomniał o jakichkolwiek niuansach psychologicznych. Podobnie zresztą było w przypadku przejaskrawionemu w swojej nieskazitelnej szlachetności Jolana. Thorgal Aegirsson, jako wzór cnót wszelakich był postacią wiarygodną, przemyślaną i mimo wszystko intrygującą. Tego o jego synu powiedzieć nie można. Jolanek nie potrafi porozumiewać się inaczej niż za pomocą moralizujących komunałów. Mdli w swojej papierowej cnotliwości, aż do wyrzygania. Z trójki głównych bohaterów wciąż najlepiej trzyma się Thorgal, który w albumie ma swoją rolę do odegrania. Jego podróż w poszukiwaniu Aniela będzie głównym tematem kolejnego tomu zatytułowanego "Le Bateau-sabre" ("Statek-miecz").Pomysł podzielenia "Bitwy o Asgard" na dwie części, z których jedna poświęcona jest ojcu, a druga synowi, uważam za pomysł chybiony. Obie przeplatające się narracje zostały potraktowane skrótowo, co pogłębiło niemiłe wrażenie przepełzania wątków z tomu, na tom. Nie jestem przekonany, czy snucie wielowątkowej opowieści, zaplanowanej na kilka (kilkanaście?) albumów to dobry pomysł. Niech już lepiej Jolan startuje z własnym spin-offem, a Thorgal ciągnie swój tytuł tak długo, jak to tylko będzie się opłacało wydawcy.

Wśród wielu rzeczy, które w swoim skrypcie pokpił Sente, najbardziej boli mnie zbyt dosłownie wykorzystanie bogów w fabule. Koncept ludzi z gwiazd został już zarżnięty, teraz przyszła kolej na elementy mitologiczne. Za kadencji Van Hamme otoczeni grozą mieszkańcy Asgardu pozostawali siłą losu, która ludźmi interesowała się od wielkiego dzwonu (choć pod koniec runu Van Hamme jakby częściej). W "Bitwie" wyglądają jak swarliwie półgłówki, którzy potrzebują Jolana, aby móc się pogodzić.

Oprawa graficzna "Thorgala" upewnia mnie w przekonaniu, że malarskie poszukiwanie Grzegorza Rosińskiego nie były spowodowane artystycznymi pobudkami. 32. tom w większości sprawia wrażenie narysowanego na szybko, żeby nie powiedzieć na kolanie. Choć można znaleźć kilka kadrów robiących wrażenie – scena łóżkowa z Jolanem najlepszym przykładem. Mistrz ze Stalowej Woli szczyt swoich możliwości ma już wyraźnie za sobą. Styl Giulio de Vita od biedy może przypominać wczesnego Rosa, operującego nieco bardziej uproszczoną krechą. Więcej o rysunkach włoskiego rysownika nad to, że rysuje solidnie, powiedzieć nie można.Le Lombard będzie doił "Thorgala" tak długo, jak będzie się to opłacało, niespecjalnie przejmując się tym, że przy okazji niszczy kultowy komiks dla polskiego pokolenia przełomu ustrojów. Jolan dostanie własny tytuł, bohaterami swoich serii zostaną również Louve (Yann Le Pennetier zajmie się skryptem, a Roman Surżenko – oprawą graficzną) oraz Aniel i Aaricia. W planach jest także seria traktująca o młodości kruczowłosego wikinga, a bohaterowie drugoplanowi dostaną swoje one-shoty. Pierwszy będzie dotyczył… Alinoe. W ciągu roku komiksy ze świata "Thorgala" będą ukazywać się z częstotliwością dwóch, trzech sztuk. W takim tempie da się wyprodukować sporo materiału, którym Egmont mógłby zapchać kilka numerów "Fantasy Komiks". Poziomem od produkowanej taśmowo papki tam serwowanej odstawać nie będzie.

niedziela, 26 grudnia 2010

#654 - Trans-Atlantyk 118

W zeszłym roku uniwersum Wildstorm zostało solidnie przebudowane podczas wielkiego crossovera "World's End". Koniec 2010 roku oznacza dosłowny koniec imprintu stworzonego przez Jima Lee. Pięcioczęściowa historia Phila Hestera w "Gen 13" została brutalnie przerwana w 39. numerze serii. Nieco wcześniej swojego kresu dobiegło "Authority" pisane przez Toma Taylora. W zeszłym tygodniu finiszowała flagowa seria WS, czyli "WildCats" autorstwa Adama Beechena. Scenarzysta przyznaje, że miał wielkie plany do swojego tytułu i w ostatnim numerze, rysowanym przez Mike'a Millera, postanowił w zakończeniu zostawić otwartą furtkę. Na wszelki wypadek, gdyby ktoś w przyszłości chciał wrócić do świata powstałego przed jedenastoma laty. Bo na razie się na to nie zanosi. Początkowo obiecano, że bohaterowie z Wildstorm będą pojawiali się w regularnych tytułach DCU, ale w świetle ostatnich wypowiedzi Lee, zasiadającego w zarządzie DC Comics, i to wydaje się mocno wątpliwe. (KO)
 
14 grudnia 2010 roku po długotrwałej walce z rakiem zmarła Adrienne Roy. Urodzona 28 czerwca 1953 w komiksowym przemyśle zasłynęła, jako znakomita kolorystka, kojarzona głównie z pracą nad seriami z Mrocznym Rycerzem. Przez piętnaście lat nakładała kolory w "Batmanie" (w sumie 189 numerów), przez szesnaście w "Detective Comics" (220 zeszytów), przez 14 - w "The New Teen Titans". W jej bibliografii figurują dziesiątki tytułów - między innymi "Shadow of the Bat", "Robin", "Batman and the Outsiders", "Brave and the Bold", "Gotham Knights", "Green Lantern", "Superman", "Madame Xanadu", "Warlord", "Weird War Tales" i wiele, wiele innych. W sumie pokolorowała ponad 50 000 stron komiksowych. Współpracowała z takimi mistrzami komiksu amerykańskiego, jak Jack Kirby, Gene Colan, Curt Swan, Mike Grell, George Perez czy Todd McFarlane. Była wielką fanką komiksów, horrorów i science-fiction, stałą bywalczynią konwentów komiksowych i fantastycznych. Niech spoczywa w pokoju... (KO)
 
Jakiś czas temu wydawnictwo Top Shelf zapowiedziało zbiorcze wydanie serii "Marshal Law" Pata Millsa i Kevina O'Neilla na rok 2011, jednak przeczesując stronę TS na próżno szukać tej pozycji w zapowiedziach. Nie jest to jednak pierwsza tego typu sytuacja, bo reedycja mini-serii, która pierwotnie ukazywała się w Epicu (imprincie Marvela) już kilkukrotnie była zapowiadana, przekładana i ostatecznie anulowana. Jest jednak światełko w tunelu, albowiem Mills zdradził iż obecnie "flirtuje" nieco z DC Comic, które po osunięciu od władzy Paula Levitza (tego, który postanowił pozbyć się ze swojego wydawnictwa kontrowersyjnej serii "Boys") stało się nieco bardziej przyjazne dla tego typu komiksów. "Marshal Law" to dosyć ostra satyra na mejnstrimowych superherosów, przedstawionych jako nie będący w pełni władz umysłowych dewianci, niegodni nazywania ich bohaterami. Od dłuższego czasu ostrzę sobie zęby na takie zbiorcze wydanie, jednak po wspomnianych nieustannych problemach z wypuszczeniem takowego, zamówiłem wersję zeszytową, która powinna właśnie zmierzać w moim kierunku. I jeśli przypadnie do gustu to nie omieszkam któregoś dnia napisać o niej kilku słów. (ŁM)
 
Na karty amerykańskiego w marcu powróci sama Godzilla! Kultowe, gumowe monstrum ze studia Toho zostanie bohaterem on-goinga wydawanego przez IDW Entertainment. Nad serią będzie pracowała iście gwiazdorska ekipa - scenariuszem zajmie się twórca "Goona" Eric Powell i Tracy Marsh, oprawą graficzną Phil Hester, a okładki wykona Alex Ross. Powell, który zajmuje się właściwie wyłącznie autorskimi seriami, dla tytułu o Godzilli postanowił zrobić wyjątek. Z powodu nawału pracy w pracach nad skryptem będzie mu pomagała Marsh, która chce pokazać najsłynniejszego mieszkańca Wyspy Potworów, jako metaforę globalnych zagrożeń, związanych nie tylko z energią nuklearną. Powell takich ambicji nie ma, wymienia natomiast jacy przeciwnicy Gojiry mają szansę pojawić się w komiksie (będą to między innymi Anguirus, Mothra, Rodan i King Ghidorah) i jaką frajdę sprawi mu niszczenie Tokio. (KO)
 
W maju przyszłego roku do sprzedaży trafi "Alan Moore: The Storyteller" prawdopodobnie najważniejsza książkowa publikacja traktująca o osobie i twórczości urodzonego w Northampton Maga Komiksu. Jej autor, Milidge Gary Spencer, jako jedna z niewielu osób postronnych miała wgląd do prywatne archiwum Moore`a, który dodatkowo aktywnie współpracował przy tworzeniu tej publikacji. Obficie ilustrowana, ze wstępem pióra brytyjskiego pisarza Micheala Moorcocka i wzbogacona o płytę CD z wypowiedziami bohatera książka kreśli sylwetkę jednego z najwybitniejszych i najbardziej wpływowych twórców przełomu XX i XXI wieku. Liczące 320 stron tomiszcze będzie kosztowało 45 dolarów. Ukaże się nakładem wydawnictwa Universe. (KO)
 
David Lapham ("Stray Bullets", "Batman: City of Crime", "DeadpoolMAX") pracuje nad nowym komiksowym projektem dla wydawnictwa Avatar Press. W marcu przyszłego roku ukaże się pierwszy z zaplanowanej na sześć numerów mini-serii pod tytułem "Caligula". Wraz z debiutującym w przemyśle komiksowym rysownikiem Germanem Nobilem, Lapham chce opowie historię młodego rolnika (jak podpowiadają komentatorzy) Juniusa, którego rodzina została zamordowana przez tytułowego Kaligulę, szalonego rzymskiego cesarza. W pełnie ręcznie malowana seria zapowiada się na emocjonującą historię w pieczołowicie odwzorowanych historycznych dekoracjach. (KO)
 
Marvel rozpoczął tydzień od tajemniczej grafiki reklamującej nowy projekt tandemu Jonathan Hickman-Steve Epting. Nietrudno się domyślić, że seria ukrywająca się pod tytułem "FF: A Beginning" będzie dotyczyła dalszych losów Fantastycznej Czwórki po wydarzeniach związanych z historią "Three" (autorstwa wspomnianego duetu właśnie). Wszystko wskazuje na to, że po śmierci (czy też raczej "śmierci") jednego z członków Pierwszej Rodziny stary tytuł zostanie zamknięty i wystartuje nowa seria. Czy raczej maxi-seria licząca 12 zeszytów, bo potem tytuł mógłby wrócić do starej numeracji, aby dało się świętować 600. numer "FF" (prawdopodobny termin - marzec 2012 roku). Byłaby to również świetna okazja do powrotu czwartego, brakującego członka zespołu. Tak przynajmniej spekulują fani... (KO)
 
Już w kilka dni po oficjalnej zapowiedzi "Fear Itself" pojawiły się pierwsze przecieki dotyczące fabuły najnowszej super-produkcji Marvela. Ich autorem jest główny autor eventu, czyli Matt Fraction. W wywiadzie dla Word Baloon obecny scenarzysta "Invincible Iron-Mana" i "Thora" zdradził, że dużą rolę w historii będzie miał do odegrania Kapitan Ameryka i Thor. Jako główny antagonista herosów Marvela wystąpi nordyckie bóstwo strachu, który tym mocniejsze się staje, im większe przerażenie wzbudza w żywych istotach. Ów bóg zostaje odnalezione przez Sin, córkę Red Skulla. Dla postaci odkurzonej przez Eda Brubakera w serii "Captain America" będzie to pierwsza tak duża komiksowa rola. (KO)
 
 
"Geek Honey of the Week"
(kontynuując wątek dziewczyn w koszulkach z batmanim motywem...)

sobota, 25 grudnia 2010

#653 - Komix-Express 68

Cichaczem i zupełnie bez rozgłosu (w stylu Świętego Mikołaja wkradającego się nocą przez komin do domów grzecznych dzieci), Kultura Gniewu w swych zapowiedziach umieściła dwie długo wyczekiwane pozycje przy których data publikacji to grudzień 2010! Pierwszą z nich jest "Pinokio" Winshlussa, który jest współczesna reinterpretacją powieści Carla Collodiego. Drewno zostało zastąpione metalem, a losy bojowego już androida to "mroczna, ironiczna i okrutna wariacja" na temat długonosego bohatera. Ze ten prawie dwustustronicowy album w twardej, nagrodzony w 2009 roku w Angouleme tytułem Najlepszego Komiksu Roku, trzeba będzie wysupłać niecałą "stówkę" (bez 10 groszy). Z tego co jednak można zobaczyć na przykładowych pierwszych dwudziestu planszach każda złotówka wydaje się warta wydania. Szósty zmysł podpowiada mi, że póki nie zapoznam się z "Pinokiem", to warto się wstrzymać z wyborem najlepszego komiksu roku. Drugą grudniową premierą jest natomiast antologia "Chopin New Romantic" do której zaciągnięto i polskich i niemieckich twórców. W tym doborowym towarzywstwie znalazł się np. Jakub Rebelka, Mawil, Krzysztof Ostrowski czy Sascha Hommer, którzy z okazji 200. urodzin Fryderyka Chopina podeszli do tematu na wiele komiksowych sposobów. Ta 148. stronicowa publikacja będzie zwieńczeniem obchodów Roku Chopinowskiego, której cena powinna bardzo przypaść do gustu wszelkim zainteresowanym. (ŁM)

W maju zeszłego roku swoją premierę miał pierwszy tom z zaplanowanego na trylogię cyklu historycznego "Monte Cassino". Jego autorzy, scenarzysta Zbigniew Tomecki i rysowniczka Gabriela Becla przybliżają dzieje bitwy o Rzym, toczącej się w rejonie klasztoru Monte Cassino. W walkach kluczową rolę odegrali polscy żołnierze, a ich losy spisał Melchior Wańkowicz w cyklu reportaży i książce. Drugi epizod komiksowej sagi ma ukazać się jeszcze w grudniu, nakładem wydawnictwa Stowarzyszenia Pokolenia. Pierwszy tom doczekał się drobiazgowego komentarza Michała Śledzińskiego (na jego blogu, który został niedawno zlikwidowany) oraz obszernej recenzji na Motywie Drogi autorstwa Konrada Hildebranda. (KO)

"Kajko i Kokosz" na deskach... teatralnych. 18 grudnia na Scenie Kameralnej olsztyńskiego Teatru im. Stanisława Jaracza odbyła się premiera spektaklu opartego na motywach serii komiksowej Janusza Christy. Sala była podobno wypełniona do ostatniego miejsca, a przedstawienie przypadło do gustu widzom bez względu na wiek. Zarówno dzieciaki, jak ich rodzice bawili się świetnie - tak przynajmniej wynika z pierwszej recenzji, którą przytacza blog "Na plasterki". Na stronie poświęconej kultowym bohaterom Christy można obejrzeć galerię zdjęć ze spektaklu, skan plakatu i przykładowe rozkładówki programu. Jeśli jakiś olsztyński fan komiksu był na premierze, to zapraszam do podzielenia się swoimi wrażeniami. (KO)

Ogłoszono wyniki konkursu na serię pasków komiksowych pod szyldem "Z życia naukowca" organizowanego przez Centrum Innowacji Transferu Technologii i Rozwoju Uniwersytetu (w skrócie - CITTRU). Główną nagrodę, czyli kontrakt na wykonanie serii komiksowej wart 24 000 złotych, zgarnęła Emilia Dziubak za pracę "Doświadczenia". Seria 12 pasków zostanie opublikowana w "Nimbie", na stronie organizatora plebiscytu i w specjalnym kalendarzu na rok 2012. W szranki stanęły 132 prace, a wśród pokonanych przez Dziubak można znaleźć takie komiksowe tuzy, jak Tomasza Minkiewicza ("Fatalny błąd"), Rafała Skarżyckiego ("Wymiana"), Macieja Jasińskiego ("Max Minix") czy Bartłomieja Kuczyńskiego ("Z życia naukowca"). Laureatce gratulujemy! (KO)

Tuż przed Wigilią ukazał się ostatni w tym roku, a w sumie 64. numer magazynu KZet. Pomimo, że jako głównego bohatera numeru anonsowano Hawkmana, obchodzącego w tym roku swoje 70. urodziny, to pierwszoplanową rolę odgrywa znacznie młodszy bohater, który dodatkowo w komiksach pojawia się incydentalnie (przynajmniej w porównaniu do Hawka). W pięciu częściach Robert Góralczyk przybliża filmowo-serialowo-growy świat "Highlandera", w Polsce znanego jako "Nieśmiertelny". A oprócz tego w magazynie znaleźć można świeżą porcję konkursów, sporo tekstów o komiksach z importu i standardową dawkę kolumn stałych felietonistów. (KO)

Aleja Komiksu zauważyła, że krakowskie wydawnictwo Post zauktualizowało datę premiery najnowszego tomu "Corto Maltese". Piąty album tego znakomitego cyklu autorstwa Hugo Pratta  miałby ukazać się już 15 lutego przyszłego roku. Wypada trzymać kciuki, aby komiks ukaże się w terminie, nic Postowi w tej materii nie wypominając, aby przypadkiem nie zapeszyć. W "Złotym domu w Samarkandzie" Corto trafia do tureckiej Adany, gdzie znajduje trop, który może go zaprowadzić do zaginionego skarbu perskiego króla Cyrusa. W najnowszym tomie powraca Rasputina po dwóch albumach przerwy i tylko ten fakt zapowiada fascynującą lekturę! (KO)

Drugi numer "Konstruktu" nie ujrzał jeszcze światła dziennego, a wydawnictwo zapowiedziało już wypuszczenie gry fabularnej, która w ręce zainteresowanych trafić ma w roku 2012. Gra ta osadzona będzie oczywiście w uniwersum komiksu (którego znajomość terminologii "psycho-matematycznej" będzie znaczącym ułatwieniem), a do rozgrywki potrzebny będzie podręcznik i kości. Wydanie oraz cena będzie podobne jak w przypadku papierowych przygód Emila Aumbacha i spółki, czyli oldskulowo i za przystępną ilość gotówki. Tytuł jak i tematyka mają zostać ujawnione wkrótce. (ŁM)

piątek, 24 grudnia 2010

#652 - The Batmans: Track 69 - Mariusz Ciechoński

Autorem 69. umuzykalnionego Batmana jest Mariusz Ciechoński, znany lepiej jako Wonder. W komiksowie znalazł się w zasadzie przez przypadek - podczas pierwszej edycji Ligi Bitew Komiksowych (2009) wziął udział w kilku pojedynkach (gdzie pokonał m.in. Marka Oleksickiego) i doszedł do finału w którym zmierzył się z Danielem Chmielewskim. I poległ. Jednak te kilka spotkań z komiksowym towarzystwem wystarczyło, żeby Mariusz zapałał miłością do kadrów i dymków. Podczas tegorocznej edycji Ligi Bitew bez większych problemów (no może z wyjątkiem przegranego w fatalnym stylu pojedynku z niejakim Kosmitą) dotarł do finału, gdzie po kilku dogrywkach pokonał Tomasza Pastuszkę i uniósł puchar zwycięzcy! Jeśli chodzi o papierowe występy Wondera, to pierwszą z nich była świąteczna kartka dla fundacji Viva!, a w typowo komiksowych publikacjach pojawił się w październiku tego roku. Dla siódmego "Kolektywu" przygotował jednoplanszówkę "Odpoczął", a dla pierwszego "Bicepsa" historyjkę "Jak będę miał córki, to też je tak nazwę" o podobnej objętości. W planach Ciechońskiego znajdują się takie rzeczy jak chociażby parodia "Łaumy" KRLa, "Stój" Jasona czy komiks o Motywie Drogi, jednak ostatnio coraz więcej mówi on o chęci sprawdzenia się w dłuższej fabule, najlepiej w klimatach postapo. Znając jednak jego tempo rysowania (poniższy Batman powstał w ponad rok od wysłania naszej propozycji), komiksu tego nie należy się spodziewać w najbliższych pięciu latach. W przyśpieszeniu tempa prac mógłby niewątpliwie pomóc Rysujący Robot, którego Wonder od niedawna posiada, jednak oparcie warstwy graficznej na postapokaliptycznych owalach (nawet jeśli będą one różnych kolorów) wydaje się zbyt nowatorskim przedsięwzięciem. Chętnych do zapoznania się z twórczością i przemyśleniami tego niespełnionego (jeszcze) freestylera zapraszam na jego bloga oraz do wywiadu na Alei Komiksu o pięknym i wiele mówiącym o rozmówcy tytule "Najbardziej lubię obrażać ludzi". (ŁM)Honor podczas świątecznych chwil uratował Robert Sienicki, który zdobył swój trzeci punkt, dzięki czemu znacząco skrócił dystans do obecnego lidera. Bele, serdeczne świąteczne gratulacje!

PODPOWIEDŹ#2: twórca poniższego Batmana zadebiutował na papierze w październiku 2010 i to od razu w dwóch typowo komiksowych periodykach.

PODPOWIEDŹ#1:
twórca najnowszego Batmana jest również zwycięzcą jednego z tegorocznych konkursów związanych z komiksem.


Zanim zasiądziecie do świątecznych stołów, zanim na niebie pojawi się pierwsza gwiazdka (nie mylić z Bat-sygnałem) i zanim odpakujecie komiksy od Pana Mikołaja, usiądźcie proszę na chwilę, spójrzcie głęboko w oczy jegomościa po prawej i postarajcie się odgadnąć kto też mógł popełnić taką grafikę. Tradycyjnie macie na to dwadzieścia cztery godziny. I tradycyjnie jutro o tej porze wiadomym będzie kto narysował i kto odgadł. Do dzieła więc! Ho, ho, ho! (ŁM)

czwartek, 23 grudnia 2010

#651 - Roboty (2): Święty Mikołaj w końcu przyjdzie!

Drugi raz w tym miesiącu (i drugi raz w ogóle) gościmy na naszych łamach dwa sympatyczne, acz złośliwe roboty, które do życia powołał Dakub "Dem" Jebski i Robert "Bele" Sienicki. Drugi odcinek świąteczny (Uwaga! Przekleństwa!) nawiązuje fabułą do poprzednika, więc niezaznajomionych z nim czytelników zapraszamy pod ten link.

A korzystając z okazji życzymy wszystkim chwili wytchnienia podczas najbliższych dni i jak najwięcej wymarzonych komiksów (i tworów komiksopodobnych) pod choinką! Kolorowych Świąt!

środa, 22 grudnia 2010

#650 - Tom Strong

W naszym mini-cyklu spotkań z twórczością Alana Moore'a rozpoczynamy od gościnnego występu Jerzego Łanuszewskiego, w komiksowym półświatku znanego lepiej jako Gordon. Jego teksty można znaleźć między innymi na Motywie Drogi i Gildii Komiksu, a specjalnie dla nas przygotował recenzję znakomitego "Toma Stronga". I, nie przedłużając tego wstępu ponad miarę, zapraszam do lektury.

- Co robi Alan Moore, kiedy jest zmęczony odprawianiem rytuałów magyi chaosu i pisaniem scenariuszy do Wielkich-Komiksów-Łamiących-Wszelkie Konwencje?
- Bierze się za "Toma Stronga".
Tom Strong to heros na miarę Złotej Ery – silny, odważny, wysportowany, nieprzeciętnie inteligentny. Wzorowy mąż i ojciec, przykładny obywatel, weteran II Wojny Światowej. Znakomity atleta i wybitny naukowiec. Budzi strach we wrogach i uwielbienie w sercach porządnych mieszczan. Pływa, biega, strzela, podróżuje w czasie, przestrzeni, do wnętrza Ziemi, regularnie lata w kosmos. Raz w miesiącu ratuje świat, trzy razy w tygodniu swoje ukochane miasto.

Po kolei: tytułowy bohater jest synem genialnego naukowca, Sinclaira Stronga. Urodził się w roku 1900 na tropikalnej wyspie - Attabar Teru, gdzie rodzice wychowywali go w specjalnej komorze o podwyższonej grawitacji, by chłopiec był silniejszy od innych ludzi. Za jego edukację odpowiadał robot - Pneuman, który dbał o wszechstronne wykształcenie. Po tragicznej śmierci rodziców, Strongiem Juniorem zajęli się tubylcy. Jak można się domyślić plemię dysponuje czymś magicznym, w tym wypadku jest to korzeń Goloka - tajemnicza roślina, która poza innymi cudownymi właściwościami, znacznie przedłuża młodość osób ją spożywających.

Po osiągnięciu dojrzałości, Tom bierze ślub z córką wodza, Dhaluą i przeprowadza się do amerykańskiego Millenium City, gdzie rozpoczyna karierę superbohatera. W jego perypetiach pomagają mu: małżonka, córka o imieniu Tesla, wspomniany robot, inteligentny goryl – Salomon, członkowie jego fanklubu - "Strongmen of America", a także liczne wersje Stronga z alternatywnych rzeczywistości i czasów. W świecie Toma nie mogło zabraknąć osobników niegodziwych. Bohater Millenium City musi mierzyć się z całą galerią superprzestępców, jak i szeregiem kolektywnych zbirów: kosmitami, Aztekami z równoległego wszechświata, innymi kosmitami, nazistami oraz jeszcze innymi kosmitami.

Często się zdarza, że arcywróg jest ciekawszy od samego głównego bohatera. Tak jest i w tym przypadku. Paul Saveen, nemezis Toma od razu przykuwa uwagę czytelnika - zawsze w wytwornym fraku i z laseczką, twarz przyozdabia cienki wąs oraz dyskretna maska. Ot, dystyngowany, lekko ekscentryczny gentleman, który przy okazji jest też pierwszoligowym geniuszem zła, regularnie realizującym kolejne diaboliczne plany. Dla pieniędzy, dla chwilowego kaprysu czy po prostu, żeby uprzykrzyć Tomowi życie."Tom Strong" nie jest (przynajmniej w większości przypadków) pastiszem pulpowych komiksów przygodowych pierwszej połowy XX wieku. Moore podszedł do tematu z szacunkiem i zamiast bawić się w eksperymenty, skupił się na odświeżeniu formuły. Pod piórem angielskiego maga weird tales ożywają na nowo i stają się atrakcyjne dla czytelnika ery postvertigowskiej. Mimo to, jest to rozrywka dla dosyć wąskiej grupy odbiorców. Prawdziwą przyjemność z lektury będą czerpać ci, którzy darzą sentymentem fantastyczną pulpę w jej najbardziej pulpowatej i fantastycznej formie. Dla nich seria, wydana przez imprint American Best Comics, to powrót do kolorowego dzieciństwa, rozbuchanej krainy cudowności gdzie wszystko mogło się zdarzyć, a prawa opowieści drwiły sobie bezczelnie z fizyki i logiki. Ludzie, nie lubujący się kiczowatej estetyce Złotej Ery, raczej nie będą się dobrze bawić. Bo "Tom..." to przede wszystkim zabawa. Zabawa szalonego Alana, kilku innych scenarzystów (m. in. Eda Brubakera, Briana K. Vaughana, Geoffa Johnsa i Michaela Moorcocka) oraz wspomnianej grupy czytelników.

W "Tomie Strongu" Moore ma absolutną wolność. Może bezkarnie używać najmniej logicznych rozwiązań. Może bez skrępowania kreować papierowe, jednowymiarowe postaci. Może rzucać czerstwymi żarcikami. Może wymyślać najbardziej niesamowite i nierealne przygody. Może rżnąć na potęgę z tanich książek, komiksów i filmów. Może używać całego arsenału środków właściwych dla starych pulpowych historyjek. Może wszystko, dopóki robi to z właściwym sobie wdziękiem i polotem. Póki co, doskonale mu to wychodziło.

wtorek, 21 grudnia 2010

#649 - Marvel 2011: "Fear Itself" nadchodzi!

W zeszłym tygodniu Marvel zapewnił swym czytelnikom rozrywkę w postaci serii teaserów zapowiadających największe wydarzenie jakie zaplanowało to wydawnictwo na rok 2011, a w dniu dzisiejszym po raz pierwszy w historii przeprowadzono konferencję prasową, którą na stronie Domu Pomysłów mogli obejrzeć fani z całego świata. Podczas lekko ponad półgodzinnego spotkania przedstawiono szczegóły dotyczące tego eventu, zaprezentowano grafiki promocyjne oraz udzielono odpowiedzi na pytania fanów. Chwilę po 18:00 naszego czasu (w Nowym Jorku kilka minut po południu) z przybyłymi na konferencję dziennikarzami i fanami przywitał się redaktor naczelny Marvela, Joe Quesada. Wszystkie sześć promocyjnych grafik, na których znajdowali się najwięksi superbohaterzy Marvela, dotyczyło strachu i zawierało sentencję "Czy boisz się...". W podobnym tonie rozpoczął również Joe. Odwołał się on do ciężkich czasów w jakich przyszło nam (czyt. Amerykanom) żyć, kiedy bezrobocie jest najwyższe w historii, kiedy nie wiadomo komu wierzyć i kiedy straszeni jesteśmy ze wszystkich stron. Jak stwierdził na koniec: "To świetny czas by być przerażonym" i dlatego też ruszający w przyszłym roku crossover nosi nazwę "Fear Itself".

Obejmie on swym rozmiarem całe uniwersum, a główne role grać będzie ośmiu najbardziej godnych wybrańców, którzy staną oko w oko z Bogiem Strachu (póki co nie ujawniono jego tożsamości). Na początku całego wydarzenia na światło dzienne wyjdzie wielki sekret uniwersum Marvela, który sprawi iż herosi będą siebie postrzegać zupełnie inaczej niż do tej pory. Wszystko rozpocznie się wraz z prologiem, który w marcu przyszłego roku ujrzy światło dzienne. Odpowiedzialny za niego będzie Ed Brubaker oraz Scott Eaton, którzy cofną się nieco w czasie i przedstawią historię z Drugiej Wojny Światowej z Kapitanem Ameryką, Namorem i Invadersami w rolach głównych (sądząc po zaprezentowanej grafice głównym przeciwnikiem będzie Red Skull). W kwietniu do sklepów trafi pierwszy zeszyt siedmioczęściowej mini-serii "Fear Itself" (około 45 stron, cena prawdopodobnie wyższa niż 3.99$) oraz pewnie multum innych tie-inów, spin-offów i one-shotów. Nie podano do wiadomości z jaką częstotliwością będą się ukazywać kolejne numery głównej serii, ale wiadomo, że każdy z nich (prawdopodobnie bez wspomnianego #1) kosztować będzie cztery dolary bez jednego centa.

Jeśli zaś chodzi o twórców, którzy odpowiadać będą za "FI" to będzie to Matt Fraction (scenariusz) oraz Stuart Immonen (grafika). Dla Fractiona będzie to pierwszy tak duży sprawdzian i ciekaw jestem bardzo jak ten działający od kilku lat w Marvelu skryba sobie z nim poradzi. Co prawda jego początki (jako pomocnika Bru przy "Immortal Iron Fist") były obiecujące, ale później jego noty wśród fanów nieco się pogorszyły. Został jednak doceniony przez krytyków i w 2009 roku przyznano mu Eisnera za serię "Invincible Iron Man" (pierwszy tom został wydany u nas za sprawą Mucha Comics), którą prowadzi zresztą do dnia dzisiejszego. Jeśli zaś chodzi o rysownika to jako że jest jednym z moich ulubionych twórców nie mogę powiedzieć na niego złego słowa. Zachwycił mnie przy "NextWave", podobnie przy "Ultimate Spider-Manie", jak i ostatnio przy "New Avengers". Dynamit w łapie, świetna kreska i całkiem niezłe tempo rysowania - co pozwala mieć nadzieję, że obędzie się bez większych obsuw (będących często bolączką tego typu wydarzeń). Oby jeszcze tylko Fraction dostosował się poziomem, a będzie dobrze.
Samo spotkanie trwało niewiele ponad pół godziny i oprócz Quesady z dziennikarzami spotkał się Tom Brevoort, Axel Alonso oraz Matt Fraction (co prawda jedynie na ekranie telewizora). Panowie rzucili kilkoma żartami, Brevoort stwierdził, że jeszcze nigdy nie widział swego szefa o tak wczesnej porze, a Joe Q. pod koniec spotkania przy rozdawaniu fanom mini-albumików z promocyjnymi grafikami zażartował, że każdy z nich kosztuje 200$. Tradycyjnie obiecywano, że jest to najważniejsza historia jaką do tej pory opowiedziano w Marvelu - większa niż "Secret Invasion", i ambitna jak "Civil War". Oby tylko nie z tak słabym zakończeniem jak w przypadku chociażby tej pierwszej i ostatniego z wielkich eventów, "Siege".

Ciekaw jestem bardzo jak to wszystko wyjdzie, szczególnie mając w pamięci obietnice edytorów o wycofaniu się na dłuższy czas z wielkich crossoverów, na rzecz znacznie mniejszych (w teorii), jak zakończone niedawno "Shadowland" czy trwające "Chaos War". Póki co jestem zadowolony, że dzięki relacji live miałem możliwość "uczestniczyć" w samej konferencji, a nie tylko odświeżać stronę CBR czy Newsaramy z nadzieją na kolejne aktualizacje. Za chwilę do sieci trafić powinny zapowiedzi Marvela na marzec, wraz z prologiem "Fear Itself".

A później już tylko terror, strach i przerażenie.

poniedziałek, 20 grudnia 2010

#648 - Rozbitkowie Czasu

"Rozbitkowie Czasu" nie mieli szczęścia do polskiego czytelnika. Po raz pierwszy seria Jean-Claude Foresta i Paula Gillona zawitała do naszego kraju przed dwudziestoma laty. Dzięki "Komiksowi-Fantastyce" udało się opublikować jedynie pierwszy tom. Drugą próbę podjął magazyn komiksowy "CDN", ale i to przedsięwzięcie ostatecznie spełzło na niczym. Dopiero Egmont zdołał przedstawić większy wycinek serii otoczonej aurą kultu i uchodzącej za jedno z najważniejszych osiągnięć komiksowego science-fiction.I wypada mieć nadzieję, że pomimo dość niesprzyjającej koniunktury, w ramach Klubu Świata Komiksu uda się rzecz całą doprowadzić do końca. Pierwszy integral zbiera pierwsze pięć albumów i urywa fabułę w dość niespodziewanym momencie, każąc czekać czytelnikowi na drugie wydanie zbiorcze złożone z kolejnych pięciu tomów.

Jeśli próbować umieścić "Rozbitków Czasu" w historii komiksu science-fiction, serię Foresta i Gillona poprzedzaliby amerykańscy herosi ze Złotej Ery, tacy jak "Flash Gordon" czy "Buck Rogers". Za spadkobierców tej tradycji mógłby uchodzi "Yans", a także nasz "Funky Koval". Ale fantastycznie tandetna konwencja "Rozbitków" pod koniec lat siedemdziesiątych zaczęła się już wyczerpywać. W Ameryce swoją premierę miały filmowe "Gwiezdne Wojny", które wywarły wielki wpływ na całą kulturę popularną, a w Europie wraz z pojawieniem się magazynu "Metal Hurlant", pod koniec 1974 roku, oblicze fantastyki zmieniło się całkowicie.

Lektura komiksu najwięcej radości przyniesie czytelnikom, dla których właśnie ta kiczowata estetyka opowieści science-fiction jest zaletą, a nie wadą. Wrażliwi na dyskretny urok oldschoola z radością przeniosą się do epoki analogowego podboju kosmosu, świata pełnego dziwacznych mutantów, wodnego pierścienia-rzeki otaczającego zawieszoną w próżni planetę i nieskrępowanych logiką czy wiedzą pomysłów. "Rozbitkowie" wydają się reliktem czasów, kiedy w fantastyce liczyła się wyobraźnia, a nie coraz to bardziej wyrafinowane efekty wizualne. Forest zaproponował nieco inny model galaktycznej soap-opery, niż ten, znany z "Gwiezdnych Wojen". Nie sprowadzając fabuły do banału "epickiego starcia dobra z złem" stworzył galerię świetnie zarysowanych, niejednoznacznych postaci, których nie sposób ustawić po jasnej i ciemnej stronie Mocy. Rządzeni swoimi ambicjami, namiętnościami, podrażnioną dumą zaplątali się w pełną międzygwiezdnych intryg i niespodziewanych zwrotów akcji fabułę, umiejętnie przez scenarzystę prowadzoną.
Przeszkodą w ulegnięciu czarowi "Rozbitków" mogą być infantylnie brzmiące dialogi, niektóre naiwne rozwiązania fabularne i kulejący momentami montaż kadrów, który sprawia wrażenie, że podczas lektury coś umyka. Ale sama oprawa graficzna po tych czterdziestu latach prezentuje się znakomicie. Uznawany za mistrza komiksu realistycznego Bogusław Polch w porównaniu z Paulem Gillonem to pryszczaty chłopiec z kredkami, dłubiący detale na drugim planie. W przedmowach do francuskiej edycji współcześni komiksiarze, tacy jak Jean Giruad, Enki Bilal czy Francois Schuiten w samych superlatywach wypowiadają się na temat rysunków w "Rozbitkach Czasu" i w ich słowach nie ma ani grama przesady. Gillon słusznie jest stawiany obok takich arcymistrzów amerykańskiego komiksu przygodowo-fantastycznego, jak Alex Raymond, Milton Caniff czy Harold Forster.

Dajcie się uwieść "Rozbitkom Czasu". Warto. Przebrnijcie jakoś przed pierwsze, dość nijakie według mnie, wątki pobudki głównego bohatera z tysiącletniego snu i wojny z kosmicznymi szczurami, bo z czasem akcja się rozkręci. Naprawdę. Nie zrażajcie się, dajcie się wciągnąć. Historia nabiera rumieńców już w trzecim tomie, a w czwartym i piątym rozgrzewa się do czerwoności.

niedziela, 19 grudnia 2010

#647 - Trans-Atlantyk 117

Marvel nakręca hype pod swój wiosenny event. W zeszłym tygodniu wydawnictwo zaprezentowało serię ilustracji pod wspólnym tytułem "Do You Fear..." ("Czy lękasz się..."), w której wystąpiła doborowa reprezentacja herosów Domu Pomysłów. Pojawienie się w kontekście jednej historii Hulka, Cyclopsa, Spider-Mana, Thora i Steve'a Rogersa w klasycznym kostiumie Kapitana Ameryki może zwiastować powrót do formuły eventu ogarniającego całość uniwersum. W piątek potwierdził to Tom Brevoort zapewniając, że będzie to wydarzenie znacznie większe od "Secret Invasion" i ambitniejsze od "Civil War". Zgodnie z zapowiedziami 21 grudnia w nowojorskim sklepie komiksowym Midtown Comics podczas konferencji prasowej zostanie odsłonięty rąbek tajemnicy i Marvel poda jakieś konkretne informacje na ten temat. Miejmy nadzieję, że spekulacje fanów i krytyków zostaną zweryfikowane. Teoria Bleeding Cool odnośnie inwazji Marsjan, o której pisałem w zeszłym tygodniu, mająca mocne poparcie w faktach, wydaje się bardzo pociągająca, ale nijak nie pasuje do przewodniego motywu teaserów, czyli lęku. O co może więc chodzić? Może o Phobosa, syna zabitego podczas "Siege" Aresa, greckiego boga strachu, czekającego na jakiś dobry koncept? A może o... Daredevila, herosa z definicji strachu nie odczuwającego, którego odrodzenie dziwnym trafem zbiegnie się z początkiem crossovera? (KO)

Simon Bisley w Marvelu! Gdyby wybitny brytyjski rysownik został wciągnięty na listę płac Domu Pomysłów, byłaby to jedna z najbardziej sensacyjnych wieści mijającego roku. Na razie jednak miłośnicy twórczości artysty znanego między innymi ze "Slaine'a", "Lobo" czy "Hellblazera", nad którym pracuje obecnie, będą musieli się zadowolić krótką backu-upową historią w #620. numerze "The Incredible Hulks" (styczeń 2011). Bisley zilustruje skrypt Brandona Montclare'a nawiązujący do wątków znanych z "Planet Hulk". Historia ta skupi się na postaci Korga, jednego z kosmicznych towarzyszy broni zielonoskórego olbrzyma. W komiksie ma również pojawić się Thor. (KO)

Kapitan Ameryka na kartach komiksu po raz pierwszy pojawił się w premierowym numerze "Captain America Comics" wydanym w marcu 1941 roku przez Timely Comics. Dziś, ten niepozorny zeszyt w stanie bliskim ideału jest wart około 125 tysięcy dolarów. Jak łatwo policzyć w roku przyszłym postać wymyślona przez Joe`ego Simona i Jacka Kirby'ego będzie obchodziła swoje 70. urodziny. Z tej okazji Marvel wyprawi Steve'owi Rogersowi wielką fetę. #616. numer jego regularnej serii będzie liczył sobie 100 stron, a wśród jego twórców mają znaleźć się najwybitniejsi artyści komiksowi. Na razie potwierdzono obecność Eda Brubakera, Franka Tieriego, Howarda Chaykina, Mike Bensona i kilku innych. Oprócz tego na sklepowe półki zawita pięć (!) one-shotów z Kapitanem. "Captain America And The First 13" będzie poświęcone Peggy Carter. Postaci, będącej jednym z kluczowych elementów mitologi komiksowego symbolu Ameryki, do tej pory nie poświecono zbyt dużo miejsca. Jak sam tytuł wskazuje "Captain America and the Falcon" skupi się na Samie Wilsonie, przyjacielu i partnerze Capa. W "Captain America and Crossbones" pierwsze skrzypce będzie grał morderca Rogersa, a w "Captain America And Batroc!" zaprezentuje się Batroc, znany do tej pory jako trzecioligowy villain. Wreszcie w "Captain America And the Secret Avengers" reflektory będą skierowane na smakowite krągłości agentki Sharon Carter i towarzyszki Nataszy Romanowej. (KO)

Próba przywrócenia do życia herosów z Red Circle Comics przez DC okazała się porażką. Projekt, za którym stali tacy twórcy, jak J. Micheal Straczynski czy JG Jones nie znalazł aprobaty wśród czytelników. Dwie serie, "The Shield" i "The Web", które wystartowały w 2009 roku przetrwały jedynie dziesięć miesięcy. Po zniknięciu z ryku, ich bohaterowie musieli wspólnie wyemigrować do innego on-goinga, "The Mighty Crusaders". Ostatni, szósty numer tego tytułu, przemianowanego ostatecznie na mini-serię, ukazał się w zeszłym tygodniu. Wydawca nie ma na razie żadnych planów i pomysłów co jeszcze można zrobić z tymi bohaterami. W teorii to jeszcze o niczym nie przesądza, ale w praktyce oznacza to ich rynkową śmierć. Szczególnie w kontekście niedawnego zamknięcia imprintu Wildstrom. (KO)

Nikt w DC Comics nie kocha Supergirl. Kiedy trwający prawie trzydzieści numerów run Sterlinga Gatesa dobiegł końca ogłoszono, że tytuł przejmie Nick Spencer. Twórcy obiecującego i utalentowanego, znanego przede wszystkim z przebojowej serii "Morning Glories" (Image Comics), który szuka nowych wyzwań i oprócz pracy nad debiutującymi w grudniu "T.H.U.D.N.E.R. Agents" miał zadbać również o Karę Zor-El. Stało się jednak inaczej i stery w "Supergirl" od 61. numeru przejmie James Peaty, scenarzysta właściwie zupełnie anonimowy w komiksowym światku. Spencer zapewnia, że w 2011 roku będzie realizował inne, bardziej ekscytujące projekty dla DC. (KO)

Piątego stycznia do sklepów trafi długo wyczekiwany dwusetny numer "Spawna", ponoć najlepiej sprzedającego się komiksu niezależnego (czyt. nie należącego ani do DC ani do Marvela) w historii. Planowana pierwotnie na 27 stron historia rozrosła się do 53 plansz, za które odpowiedzialny jest Todd McFarlane i zastęp wyśmienitych komiksiarzy - Greg Capullo, David Finch, Jim Lee, Rob Liefeld, Marc Silvestri, Danny Miki oraz Ashley Wood. Jakby tego było mało na czterech stronach narodziny Omega Spawna (głównego przeciwnika w crossoverze "Image United") przedstawi Robert Kirkman, który będzie i scenarzystą i rysownikiem tej mini-historii! Parę słów więcej na temat udziału twórcy m.in. serii "Invincible" do znalezienia tradycyjnie na blogu Pawła Deptucha. Z naszej perspektywy najciekawszą informacją dotyczącą jubileuszowego numeru "Spawna" jest udział rodaka, Szymona Kurdańskiego, który stworzy epilog historii i od kolejnego zeszytu wraz z Willem Carltonem przejmie serię na stałe! A jako że materiał autorstwa Szymona jest już od jakiegoś czasu gotowy, to numery 201-205 ukazywać się będą w cyklu dwutygodniowym. (ŁM)

W lutym 2011 światem Ultimate Marvela wstrząsnąć ma śmierć Spider-Mana. Aby nadać tej historii jeszcze więcej splendoru Dom Pomysłów postanowił zaprzęgnąć do niej Marka Bagleya, który wraz z Brianem Bendisem stworzył ponad sto zeszytów "Ultimate Spider-Mana" i który po zakończeniu swej przygody Marvelem flirtował czas jakiś z największym konkurentem, DC Comics. A teraz wraca. Niestety. Nie rozumiem za bardzo takiej decyzji wydawnictwa, bo grafiki Bagleya były dla mnie atrakcją kiedy wydawało je TM-Semic w połowie lat 90-tych i od tamtej pory mam wrażenie, że jego kreska niespecjalnie się rozwinęła. A że nigdy też nie był to wielki talent tylko ktoś w rodzaju sprawnego rzemieślnika, to decyzja ta znacznie osłabiła moją chęć zapoznania się z tym tytułem. Bo po Stuarcie Immonenie czy Davidzie Lafuente jest to dla mnie ogromny krok w tył jeśli chodzi o warstwę graficzną... (ŁM)

"Geek Honey of the Week"
(hot chicks in Batman shirts!)

sobota, 18 grudnia 2010

#646 - Komix-Express 67

W zeszłą sobotę na Forum Gildii odpowiedzialny za Ladida Books Hans Lijklema poinformował o zakończeniu działalności komiksowej swojej firmy i podziękował czytelnikom i wszystkim tym, którzy wspierali wydawnictwo w jego działaniach. Ladida zadebiutowała w październiku 2007 roku "Pragnieniem" Nicolasa Mahlera, a w latach kolejnych wydała trzy inne opowieści graficzne - "Józka" Nicolasa Robela (czerwiec 2008), "Niewinnego pasażera" Martina toma Diecka (wrzesień 2008) oraz "Spacedoga" Hendrika Dorgathena (maj 2009). Powodem zaprzestania wydawania komiksów przez Ladida Books jest skupienie się na innych obszarach działalności (książki dla dzieci oraz pozycje dotyczące projektowaniu graficznemu oraz ilustracji) i ogrom prac jaki jest przy nich wymagany. Ze swojej strony chciałbym w tym miejscu bardzo podziękować Hansowi i spółce za zapoznanie z twórczością Nicolasa Mahlera, który z miejsca stał się jednym z moich ulubionych komiksiarzy i życzyć powodzenia na "nowej drodze życia"! (ŁM)

Zakańczania komiksowej działalności ciąg dalszy. Jeszcze w tym roku powinien ukazać się 10. numer kwartalnika "Ziniola". Numer który prawdopodobnie na jakiś czas pozostanie ostatnim, ponieważ Dominik Szcześniak zawiesza wydawanie papierowej wersji tego magazynu do odwołania. Strona internetowa ma nadal funkcjonować - i dobrze, bo rozwija się ona coraz prężniej i prezentuje coraz ciekawsze treści. Ziniol w zremasterowanej wersji ukazywał się od czerwca 2008 roku, nakładem wydawnictwa Timof i Cisi Wspólnicy. Prezentował prace twórców zarówno polskich jak i zagranicznych, recenzje, publicystykę. Będzie go nam brakować. (RW)

Na dwa dni przed planowaną premierą drugiego zeszytu "Konstruktu" na blogu "Ziniola" podano informację iż ten zamiast 16. grudnia pojawi się w kioskach i salonikach prasowych dopiero z początkiem przyszłego roku (a dokładnie czwartego stycznia). Na osłodę zaprezentowano okładkę numeru drugiego. Nie chcę, żeby wyszło tak, ze uwziąłem się na komiksowe dziecko Jakuba Kiyuca, ale przy takim hajpowaniu i promowaniu "Konstruktu" przynajmniej te cztery zeszyty składające się na pierwszą mini-serię powinny bez większych obsuw i zmian pojawiać się w rękach czytelników. A tak po kolejny data premiery jest przesunięta, okazuje się, że obędzie się bez dodatkowej okładki, a i logotyp serii lekko się zmienia... (ŁM)

Jak podaje Komiksowa Agencja Prasowa Wrak w przyszłym roku ukaże się wznowienie "Naznaczonego mrokiem". Historia, pierwotnie opublikowana na łamach "Komiks Forum" przed ponad piętnastoma laty, ma być "prezentem" na 50. urodziny swojego autora, Wojciecha Birka. Liczący zaledwie 28 stron zeszyt zostanie wydany w wysokim standardzie edytorskim - komiks ukaże się w powiększonym formacie, w twardej oprawie, z dodatkowymi materiałami (niewykorzystanymi planszami i autorskim skryptem), a całość ozdobi nowa, przygotowana przez Macieja Mazura okładka. O dacie premiery i ewentualnej cenie na razie nic nie wiadomo. (KO)

Z lekkim opóźnieniem do sprzedaży trafia kolejny numer "Wilq'a", drugi w tym roku, a szesnasty w ogóle. Całkiem niedawno, bo we wrześniu ukazała się piętnastka - tempo pracy braci Minkiewiczów każe żywić nadzieję, że w 2011 seria będzie ukazywać się bardziej regularnie. A czego można spodziewać się po "Vendetcie Brutto"? Przybycia grupy tajemniczych superherosów nad Odrę, opluwania Byłej Stolicy Miasta Królów Polskich Krakowa i wreszcie rzeczy o wyprawie Wilq'a do złą sławą owianych mrocznych czeluści Mysłowic... Komiks od 15 grudnia powinien być już dostępny w szerokiej dystrybucji w cenie 15 złotych. (KO)

Kolejna edycja Festiwalu Kultury Komiksowej Ligatura odbędzie się w przyszłym roku w Poznaniu, w dniach 1-4 czerwca 2011. Wprawne komiksowe oko dostrzeże, że to termin uległ przesunięciu o prawie pół roku, w porównaniu do edycji tegorocznej. Według organizatorów, takie przesunięcie terminu ma związek z wprowadzeniem do programu elementów nawiązujących do Dnia Dziecka i edukacji komiksowej młodych czytelników. Widać zatem, że w czerwcu w bardzo krótkim odstępie czasowym czekają na komiksiarzy aż dwie duże imprezy - Ligatura i Bałtycki Festiwal Komiksu. Może być ciężko. (RW)

Na łamach Gildii Komiksu wydawnictwo Hanami podsumowało mijające 365 dni i zaprezentowało wstępne zapowiedzi na rok następny. W 2011 będą kontynuowane serie rozpoczęte wcześniej. W kwietniu, na drugiej Komiksowej Warszawie, ukażą się kolejne tomiki dobrze przyjętych mang "Suppli" (wydanie specjalne "Extra") i "Ikigami" (tom czwarty). Na luty zaplanowano drugi tom antologii "Pitu Pitu", a data premiery "Pluto" pozostaje na razie nieznana. Radosław Bolałek obiecuje, że poza tymi tytułami pod szyldem jego wydawnictwa ukażą się również nowe tytuły w pierwszym półroczu 2011 (jeden lub dwa). Ze względu na kiepską koniunkturę i wprowadzenie pięcioprocentowej stawki VAT na komiksy ilość nowości będzie uzależniona od wyników sprzedaży innych tytułów. Zapewne takie słowa z ust wydawców będziemy słyszeć coraz częściej... (KO)