poniedziałek, 24 sierpnia 2009

#229 - Larsenowe Poniedziałki (3): Inspektor Gadżet prezentuje (4)

Przedostatni wpis Larsenowego cyklu to powrót do dawno nie widzianego u nas Inspektora Gadżeta. W wywiadzie, który ukazał się u nas dwa tygodnie temu, Erik wspominał o niekomiksowych występach Savage Dragona - między innymi o figurkach, w tym o Dragonie, który wyszedł za sprawą McFarlane Toys. I to jemu właśnie poświęcę główną część tego wpisu. Oczywiście oprócz tych rzeczy, o których wspomniał Larsen, pojawiło się też kilka innych- zabawek czy statuetek - o których kilka słów napiszę pod koniec tego wydania "Larsenowych Poniedziałków".

W grudniu 2002 roku wspomniane McFarlane Toys, z okazji dziesięciolecia Image Comics, wypuściło serię figurek "Image 10th Anniversary", zawierającą bohaterów stworzonych przez czterech (z siedmiu) założycieli wydawnictwa. Oprócz oczywiście Spawna (McFarlane), był to Ripclaw (Silvestri), Shadowhawk (Valentino) i zielonopłetwy Dragon. Zostały one zaprojektowane w oparciu o prace wymienionych artystów, tak aby były jak najbardziej podobne do swoich komiksowych pierwowzorów w najmniejszych detalach. Zresztą McFarlane Toys znane jest z tego, że ich figurki bogate są w szczegóły i z tego przedziału cenowego (około 20$ za sztukę) są zdecydowanym numerem jeden. W moim prywatnym rankingu po piętach deptała im przez długi czas Neca, ale musiała ustąpić po tym, jak w przypadku kilku figurek ot tak odpadły sobie kończyny (i nie wiem czemu, były to zawsze lewe ręce). Aha - jeszcze jedno - odwieczny problem z nazewnictwem: czy coś jest już figurką, figurą czy może jednak jeszcze zwyczajną zabawką. W przypadku firmy Todda M. określiłbym to jako figurki, ozdobniki do postawienia przy kolekcji komiksów na przykład. Są co prawda części ruchome, ale raczej nie po to, żeby robić sobie w pokoju "wojnę" z typowo zabawkowymi G.I.Joe czy herosami z serii Marvel Legends (które to spokojnie można ustawić w pozycji "na baczność"), tylko raz na jakiś czas podnieść a to rękę, a to nogę, albo "kazać" na przykład takiemu Spawnowi patrzeć w drugą stronę. Przejdźmy do Dragona.

Jako oddany fan tej postaci, nie mogłem nie skorzystać z możliwości i nie nabyć tej figurki - druga taka okazja (nie tyle samego kupna, co dostania w swe łapy innego modelu) mogła się nie powtórzyć. Nie jest to heros na miarę Spawna, któremu twórca poświęcił przeszło 30 serii z figurkami - każda po minimum cztery różne figury, co razem daje 120 różnych modeli z uniwersum Ala Simmonsa (łącznie z wariacjami w stylu Spawn Pirat, Spawn Kowboj czy Spawn Święty Mikołaj). Savage Dragon robi wrażenie. Jak u większości superbohaterskich figurek, jego pozycja wyjściowa oznacza gotowość do walki - zaciśnięte pięści, naprężone zielone muskuły i zacięty wyraz twarzy mówią wszystko. Zgodnie z komiksowym pierwowzorem Dragon jest niezwykle szeroki w barach, natomiast w biodrach cieniutki jak tyczka. Brawa dla rzeźbiarzy, ale przez to zachowanie komiksowych proporcji figurka jest niezwykle trudna do ustawienia. Trochę trudu kosztuje postawienie jej w pozycji pionowej tak aby za chwilę się nie przewróciła - nie pomaga w tym też jej lekko pochylona do przodu postawa, przez co trzeba nieco dłużej pobawić się z odpowiednim ustawieniem potężnych rąk, aby góra figurki nie przeważyła. Co prawda Dragon jest wykonany z solidnego plastiku, który raczej nie pęknie po jej przewróceniu się, ale lepiej dmuchać na zimne. Ustawienie zielonego kolosa bezpośrednio na półce czy stole graniczy niemal z cudem - na szczęście do figurki dołączona została podstawa, która nieco zmniejsza problem co chwila przewracającego się herosa z plastiku, ale nie w takim stopniu jak powinna. Ową podstawkę stanowi fragment ulicy z kawałkiem zniszczonego muru, leżącymi cegłówkami i dziwną metaliczną czaszką z wykrzywioną żuchwą oraz kawałkiem korpusu denata. I za każdym razem jak na nią patrzę, zastanawia mnie czyj to czerep, bo nie przypominam sobie postaci do której mógłby on należeć. Najwidoczniej twórcy figurki poszli po najmniejszej linii oporu i wrzucili coś takiego, zamiast np. maski Overlorda czy innego przeciwnika znanego z kart komiksu. Szkoda. Kolejną rzeczą, która mi nieco psuje radość z posiadania plastikowego Savage Dragona jest jego słaby kostium - biała koszulka, jeansy i tenisówki to nie jest jakiś znak charakterystyczny tego herosa. Owszem, przez wiele (większość nawet) numerów latał on w podobnie nijakim wdzianku, ale znacznie bardziej rozpoznawalny jest on w klasycznym policyjnym uniformie, czy od biedy w kostiumie Special Operations Strikeforce. Po raz kolejny - szkoda.

Tyle co mogę napisać o tym kawałku plastiku. Dobrze jest mieć go w swojej kolekcji, dobrze wygląda na półce z dragonowymi komiksami, ale nie uważam go za jakiś wielki artefakt, jakim jest np. figurka Hellboya z Mezco Toyz, czy Sama i Twitcha od McFarlane'a. O nich może jednak kiedy indziej.

Oprócz Savage Dragona z serii "Image 10th Anniversary", fani zielonego giganta mogli swego czasu zaopatrzyć się w kilka innych gadżetów podobnego typu - zarówno samego Dragona jak i jego przyjaciół. Światło dzienne ujrzały popiersia i statuetki, jak i normalne zabawki o których mówił Larsen we wspomnianym na początku wywiadzie. W skład serii z Playmate Toys weszły dwie wersje Zielonego - Savage Dragon i Battle Damage Dragon, do tego She-Dragon (również w dwóch odsłonach) i Barbaric. Oprócz tego Dragon pojawił się jako podobnej klasy plastikowa zabawka dwa lata temu przy okazji nowej serii "Legendary Comic Book Heroes", którą stworzył ToyBiz w jakiś czas po tym jak stracił (na rzecz Hasbro) prawa do produkcji kolejnych serii figurek "Marvel Legends". W pierwszej edycji LCBH obok Madmana, Ripclawa czy Witchblade pojawiły się dwie wersje Dragona (ponownie z fatalną białą koszulką i bez) oraz SuperPatriota (w masce i bez niej, z różnymi zestawami broni). Druga seria zabawek od ToyBiz przyniosła plastikowy debiut innej postaci z uniwersum Dragona, drugoplanowego ulubieńca wielu czytelników o imieniu Star. Kolejne już się nie ukazały. Zestawy zabawek zbierające najbardziej znanych bohaterów z wydawnictw innych niż Marvel czy DC nie były wielkim hitem i zaprzestano wydawania następnych serii. A szkoda, bowiem wraz z trzecią odsłoną miał się pojawić Vanguard, a przy kolejnych nie wykluczone było pojawienie się takich postaci jak Overlord, czy Mr. Glum. Fani tego ostatniego nie powinni być zawiedzeni, bo zamiast kawałka plastiku, mogli się zaopatrzyć w pluszową wersję kurduplowatego tyrana. Jedną z ostatnich dragonowych rzeczy, którą można postawić na półce z komiksami, jest statuetka mocno roznegliżowanej She-Dragon autorstwa przyjaciela Erika Larsena Clayburne'a Moore'a. Pojawiła się ona w dwóch wersjach - z długimi blond włosami (500 egzemplarzy) i z irokezem. Ta druga wersja jest o tyle ciekawsza, że w zestawie znajduje się również mały Mr. Glum dzierżący w dłoni God Gun (kurdupel nie jest przyczepiony do She-Dragon, przez co spokojnie można go ustawić w innym miejscu). W tej wyliczance do kompletu brakuje mi tylko SuperPatriota, którego figurka trzynaście lat temu pojawiła się w ramach szóstej serii plastikowego "Spawna".

Teraz jest już chyba komplet - o innych Dragonach nie słyszałem, bądź nie pamiętam - Inspektor Gadżet może się odmeldować.

A za tydzień zapraszam na finał poniedziałkowego cyklu, w którym obiecuję, że ani słowa nie pisnę o Dragonie. No może delikatnie.

4 komentarze:

Jan Sławiński pisze...

:o

Zakochałem się....

...

Anonimowy pisze...

pozycz, pozycz na weekend (:

Chi

Kuba Oleksak pisze...

Grzybiarzy, w Dragonie czy Dragonce?

Jan Sławiński pisze...

W obojgu, z przewagą dla tej drugiej ;)