poniedziałek, 20 lipca 2009

#205 - Król Wilków

Nie należę do tych, którzy gardzą komiksami po brzegi wypełnionymi akcją. Z przegiętymi bijatykami, patetycznymi tyradami potężnych herosów, z galopującą na złamanie karku fabułą, będących czasem na bakier z logiką. Umiem wyłączyć szare komórki na czas lektury, by nieco się „odmóżdżyć”. „Króla Wilków” w takiej właśnie kategorii można umieścić.

Niestety, nawet nie spodziewając się estetycznych uniesień i intelektualnej przygody nie mogę napisać, że manga autorstwa Buronsona (znanego polskiemu czytelnikowi ze skryptu do bardzo dobrej serii „Heat”) i rysownika Kentaro Miury jest pracą choćby niezłą. Bo okazała się niemożebnie i żenująco słaba. Już krótki opis karykaturalnej fabuły zapowiada się cokolwiek niepokojąco. Oto młody historyk i znakomity kendoka wciągnięty przez wir czasu zostaje przeniesiony do epoki podbojów Czyngis Chana. Przybysz z XX wieku całkiem sprawnie radzi sobie w XIII i jako jeden z generałów mongolskiego zdobywcy pomaga mu w budowaniu jego przyszłego imperium. Sytuacja nieco komplikuje się, gdy na scenie za sprawą tego samego portalu pojawia się żona naszego bohatera. Brzmi nieco groteskowo? Uwierzcie mi, że im dalej w las tym i straszniej, i śmieszniej. Nie zdradzając zbyt wiele z fabuły dodam jeszcze, że w komiksie swoją rolę do odegrania ma dywizja czołgów i genialny kilkulatek z Japonii, który okaże się mongolskim zbawcą...

I przyznam, że mógłbym przełknąć te monstrualne bzdury, gdyby tylko „Król Wilków” mnie wciągnął, niczym ten czasowy wir wciąga kolejnych bohaterów. Wybaczyłbym mu brak elementarnej logiki, konsekwencji w prowadzeniu historii czy jakiegokolwiek sensu. Przełknąłbym nawet te nieszczęsne czołgi, jeśli tylko służyłyby fajnej historii. Niestety ta, bardzo szybko zaczęła się niemiłosiernie ciągnąć. Scenariuszowi Buronsona brakuje ciekawych zwrotów akcji, intryga jest przeraźliwie płaska i banalna, a dialogi smętne. Komiks nie ma tej siły, towarzyszącej niektórym typowo pulpowym i rozrywkowym produkcjom, dzięki której nie można się od nich oderwać, bo tak mocno trzymają swojego czytelnika w napięciu.


Także pod względem oprawy wizualnej komiks prezentuje się fatalnie. Gęsto cieniowanie, obficie umięśnione i przesadnie przerysowane postacie reprezentują ten typ mangowego rysunku z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, który budzi we mnie odruch wymiotny. Kentaro Miura to taki japoński odpowiednik obciachu spod znaku Roba Liefelda i jego przypakowanych herosów obwieszonych tonami karabinów. Jakby tego było mało, rysownikowi bardzo często zdarzają się błędy anatomiczne, kuleje perspektywa. Walkom, które powinny być wizytówką tego typu komiksu, brakuje dynamiki, są nudne i nieciekawe.

Przyznam się, że nie spodziewałem się po Hanami, że zaliczy tak spektakularną klęskę. Do tej pory komiksy ze stajni Radosława Bolałka prezentowały się dobrze lub bardzo dobrze i właściwie na żadnym z nich się nie zawiodłem. „Król Wilków”, który jak mniemam miał być pozycją nieco bardziej rozrywkową w ofercie wydawnictwa, psuje tą świetną serię i, co gorsza, nie jest odosobnionym przypadkiem. Obyczajowe „Ristorante Paradiso” Natsume Ono z pakietu czerwcowego zaprezentowało się równie fatalnie. A w zapowiedziach Hanami można znaleźć kolejny komiks autorstwa tandemu Buronson-Miura i „Japan”, bo o nim mowa, zapowiada się równie słabo, co „Król...”.

Brak komentarzy: