środa, 29 lipca 2009

#209 - Trans-Atlantyk EXTRA!: San Diego Comic Con 2009

San Diego Comic Con już za nami i tym samym można zabrać się za podsumowywanie wszelkich informacji, które ujrzały światło dzienne podczas tych czterech dni. Jest ich tak wiele, że postanowiliśmy nieco zmienić formę tego wydania Trans-Atlantyka - standardowe dłuższe wiadomości przeplatamy krótszymi, bardziej "telegraficznymi" w których skupiliśmy się na suchych faktach, bez komentarzy z naszej strony. Od siebie jeszcze dodam, że końcówka tego roku i cały następny prezentują się bardzo zachęcająco i to niekoniecznie dzięki dwóm gigantom, czyli wydawnictwom Marvel i DC, a bardziej dzięki Image Comics i Dark Horse. Zapraszamy do lektury! (a.)

Jednym z najgorętszych i najbardziej rozchwytywanych twórców obecnych na konwencie był Geoff Johns. Na panelach ze swoim udziałem raczej nudnie opowiadał o nowinkach związanych z „Blackest Night”, snuł plany co do przyszłości „Green Lanterna” i ekscytował się możliwością pisania swojego ulubionego bohatera. Odniosłem wrażenie, że gdyby DC tylko mogło oddałoby w jego ręce wszystkie swoje serie. A na razie dostał nowy on-going „Flasha”, który pojawi się na rynku po zakończeniu „Flash: Rebirth” i „BL: Flash”. Równoległe, nad „Kid Flashem” będzie pracował Sterling Gates, a model prowadzenia tych tytułów ma przypominać współpracę Johnsa z Tommasim przy Latarnikach. No cóż, nie ma, co się dziwić, że DiDio próbuje przekuć największy ostatnio sukces swojego wydawnictwa w pewien model prowadzenia serii. Oprócz tego Johns oświadczył, że bardzo chętnie napisałby coś dla Vertigo i nie ma oporów przed podjęciem pracy przy jakimś autorskim projekcie. (j.)

Przygody znanego polskiemu czytelnikowi kota detektywa Johna Blacksada, zostaną opublikowane przez Dark Horse w jednym tomie. Wydana u nas w 2007 roku "Czerwona Dusza", będzie po raz pierwszy przetłumaczona na język angielski. (a.)

Bill Willingham, nie związany żadną ekskluzywną umową, przejmie od Jossa Wheadona serię „Angel” (wydawnictwo IDW) z uniwersum „Buffy” od 28 numeru. Rysunkami zajmie się Brian Denham. (j.)

Kolorystka Laura Martin, mająca na swoim koncie takie tytuły jak "Secret Invasion", "Astonishing X-Men" czy "Ultimates", podpisała ekskluzywny kontrakt z wydawnictwem kierowanym przez Joe Quesadę. (a.)

Jakby mało było jeszcze Spider-Mana, Marvel zdecydował się na kolejną serię regularną z ulubionym herosem z sąsiedztwa. Scenariuszem do on-goinga startującego w październiku zajmie się Bob Gale, jeden ze grupy piszących do „The Amazing…”, a grafiką – Pat Olliffe. Nie byłoby w tym newsie nic ciekawego, gdyby nie fakt, że komiks, liczący od 4 do 8 stron będzie pojawiał się wyłącznie na stronie Marvela, jako uzupełniający pewne wątki obecne w „The Amazing Spider-Man”. Coś jak e-pizody „Wartości rodzinnych” Śledzia, tylko, że płatne. Eksperyment zaplanowano na razie na sześć bądź osiem części, ukazujących się w każdy poniedziałek w ramach Digital Comics Unlimited. (j.)



Stan Lee - żyjąca komiksowa legenda, znana również ze swoich epizodzików w niemal każdym filmie sygnowanym logo Marvela, po raz pierwszy pojawi się w grze komputerowej. Chodzi oczywiście o drugą część "Marvel Ultimate Alliance", której pięciominutowy gameplay znajduje się tutaj. (a.)

Dłuższy czas oczekiwania na historie z Marvela zebrane w twardej oprawie, spowodowany jest apelem sprzedawców, którzy niezadowoleni byli z faktu niemal natychmiastowego wypuszczania wydań zbiorczych, zaraz po zakończeniu danej historii w zeszytowej wersji, co przekładało się na spadającą sprzedaż kolorowych zeszytów. (a.)

W 2010 Brian Wood, znany z „DMZ” i Local, zrestartuje „DV8” w ramach imprintu Wildstorm. Mając jeden zeszyt starej serii (po hiszpańsku) mogę powiedzieć, że była to kupa niemożebna. (j.)

Jeff Smith wraca do świata „Bone”. I to z wykopem! Latem, 2010 roku czytelnicy dostaną „Bone: Tall Tales”, zbiór krótkich opowieści autorstwa Smitha i współscenarzysty Toma Sniegoskiego, znanego z buffyverse i hellboyverse. Później, ten sam zespół dostarczy „Quest for the Spark”, długo oczekiwaną kontynuację regularnej serii „Bone”. „W poszukiwaniu Iskry” będzie składało się z trzech części, publikowanych kolejno jesienią 2010 roku, wiosną 2011 i latem 2011. Warto nadmienić, że już w sierpniu tego roku ukaże się prequel znakomitej serii Smitha zatytułowany „Rose” (z rysunkami Charlesa Vessa). Wszystkie wymienione tytuły ukażą się nakładem wydawnictwa Scholastic. (j.)

W 2010 roku wydawnictwo mające w swojej ofercie przygody Hellboya, wyda sześcionumerową mini-serię "Furry Water and the The Sons Of The Insurrection" Rafaela Grampy i Daniela Pellizzari'ego. Dark Horse odkupił również od AdHouse Books prawa do cenionego przez krytyków i fanów "Mesmo Delivery" Grampy, którego fantastyczne grafiki znajdują się w tym miejscu. Reedycja komiksu zawierać będzie dodatkowe 22 strony szkiców i pin-up'ów. (a.)

Pozostając jeszcze przy artyście, porównywanym często do Geoffa Darrowa - AdHouse Books planuje wydać artbook z pracami Rafaela Grampy. Jednak ze względu na mnóstwo pracy nad wyżej wspomnianymi komiksami i nie tylko, rzecz ta ma szansę pojawić się w sklepach dopiero około 2011 roku. (a.)

Dark Horse również ma w swoich planach publikację artbooka - chodzi o znaną i u nas serię "Blade of the Immortal" / "Miecz Nieśmiertelnego". Amerykańska edycja obłożona twardą oprawą, w porównaniu do wydania japońskiego, zawierać będzie dodatkowe, wcześniej niepublikowane szkice i grafiki. (a.)

Neil Gaiman, Gail Simone, Jim Lee, Paul Pope, Mike Allred, Dave Gibbons, Brian Wood, Stuart i Kathryn Immonenowie, Jason Aaron, Ben Templesmith, Jimmi Palmiotti, John Romita Jr. – prawdziwy zespół gwiazd komiksowego pióra i ołówka, prawda? W październiku w komplecie zameldują się na kartach antologii „Liberty Comics" #2. Liczący 48 stron, kosztujący prawie 5 dolców, komiks zostanie wydany w tzw. „słusznej sprawie” nakładem Image Comics. Publikacja będzie wyrazem poparcia dla Comic Book Legal Defense Fund, organizacji walczącej o zapewnienie nieskrępowanej wolności wypowiedzi twórczej dla komiksowych artystów. Najbardziej oczekiwanym komiksem ze zbiorku jest napisana przez Gaimana, a narysowana Jima Lee nowelka „100 Words”. (j.)

Przygody Scotta Pilgrima, które publikuje Oni Press, zostaną zaadoptowane na potrzeby gry komputerowej Ubisoftu. Fabuła oldschoolowej bijatyki czerpać będzie garściami z drugiego tomu o tytule "Scott Pilgrim vs The World" i będzie można w nią zagrać nie prędzej niż w 2010, kiedy to planowana jest kinowa premiera przygód bohatera Bryana Lee O'Malleya. (a.)

Wydawnictwo Boom! Studios zapowiedziało twardo okładkową reedycję komiksu Dana Rosy "The Life and Times of Scrooge McDuck", opublikowaną u nas w 2001 roku przez Egmont (pod nazwą "$knerus"). (a.)


Okazało się, że „Berlin” Jasona Lutesa sprzedaje się lepiej w Niemczech niż, w USA, cokolwiek miałoby to znaczyć. (j.)

Dynamite Entertainment pozyskał prawa do klasycznego herosa z lat pięćdziesiątych, Fighting Americana, stworzonego przez Joe Simona i Jacka Kirby`ego. Za odświeżenie reprezentanta starej szkoły będzie grzebał pewnie Alex Ross. (j.)

Wychodzi na to, że jest to jedna z najbardziej sensacyjnych wieści z San Diego, skoro poświęcone jej tak wiele komentarzy. Po licznych sporach sądowych, Dan Buckley z niekłamaną satysfakcją ogłosił, że Marvel nabył prawa do postaci Marvelmana, znanego również, jako Miracleman. Brytyjski bohater wymyślony w latach pięćdziesiątych przez Micka Anglo należy do najbardziej znanych superherosów za Oceanem i po drugiej stronie kanału La Manche. To na nim Alan Moore robił pierwsze próby w dekonstruowaniu mitu superbohaterszczyzny, to na nim pierwsze komiksowe szlify zdobywał Neil Gaiman. Fani liczą, że pod szyldem Marvela uda się dokończyć run ojca „Sandmana” i rysownika Marka Buckinghama, który został przerwany przez upadek wydawnictwa Eclipse. Na razie nic na to nie wskazuje, ale Dom Pomysłów jakiś pomysł na Marvelmana na pewno już ma. (j.)

James Robinson przejmujący serię „JLA” ogłosił część nowego składu Ligi, w której znaleźli się Superman (Mon El), Batman (Dick Grayson), Wonder Woman (Donna Troy), Green Lantern (Hal Jordan) i Congorilla. Tajemnicą pozostaje wciąż tożsamość czterech (pięciu?) członków zespołu. (j.)

Kilka nowych serii w zapowiedziach Image Comics: "One Model Nation" Mike'a Allreda, "Doc Bizarre, M.D." Joe Casey'a i Andy'ego Suriano, kontynuacja serii "Existence 2.0" w wersji 3.0 duetu Nick Spencer i Ron Salas oraz kolejne przygody Tank Girl, która w grudniu zaatakuje wraz z one-shotem "Dark Nuggets" w wykonaniu Alana Martina i Rufusa Dayglo. (a.)

Dwusetny numer wydawanego u nas niegdyś tytułu "Spawn", zostanie narysowany przez ojca serii Todda McFarlane'a. Możliwe są występy gościnne niektórych założycieli Image'a - Roba Liefelda, Whilce'a Portacio czy Jima Lee - którzy mieliby odpowiadać za graficzną stronę flashback'ów. (a.)

U X-Menów wielka nuda. Mógłbym spokojnie powtórzyć to, co pisałem w lutym, przy okazji relacji NY Comic-Conu, dodając jedynie, że wszelkie nadzieje z „Messiah War” Christophera Yosta i Craiga Kyle`a zostały generalnie zawiedzione. Widoków na wyjście z kryzysu nie widać żadnych, a zapowiedzi przedstawione w San Diego nie napawają wcale optymizmem. Czołowe x-serie cierpią na dramatyczny brak dobrych pomysłów. Moim zdaniem brak jakiegoś scenarzysty, który umiałby wziąć x-świat za jaja, zaczął pisać fabuły, opowiadać historie, a nie przedstawiać kolejne wydarzenia. Niestety, ani prowadzący „Uncanny X-Men” Matt Fraction, ani Mike Carey robiący w „Legacy”, ani Jason Aaron i Daniel Way piszący tytuły z Loganem tego nie potrafią. To po prostu nie ten rozmiar kapelusza, co Grant Morriosn czy Joss Wheadon, albo chociażby Peter David pracujący przy świetnym, acz niszowym „X-Factor”. Niestety, Dzieciom Atomu raczej nie pomoże zapowiadany na wrzesień kolejny już powrót ich największego nemezis – Magneto, ani też hucznie zapowiadane, właśnie przez Fractiona, „Nation X’, które dla mutantów ma być tym, czym dla Spider-mana był „Brand New Day”. A o czym jeszcze warto wspomnieć? W sadze „Necrosha” zobaczymy połączone siły „X-Force”, „New Mutants” i „X-Men: Legacy” (piszą Yost, Kyle, Carey i Zeb Wells), które zmierzą się z Black Queen, przywracającej do życia 16 milionów mutantów zamordowanych w Genoshy. I nie tylko mnie wygląda to na tanią zrzynkę z „Blackest Night”. Z dobrych wieści należy wspomnieć o odejściu Grega Landa i przybyciu Daniela Acuny, który od października zajmie się „X-Men Legacy”. Krążą również plotki o nowej serii Petera Milligana i Mike`a Allreda, ale na plotkach się chyba skończy. (j.)

Robert Kirkman zapowiedział, że 25ty numer "The Astounding Wolf-Man" będzie ostatnim tej serii. Dodał jednak, że on i Jason Howard (odpowiedzialny za grafikę) mają w planach inny, ekscytujący projekt komiksowy. (a.)

Kolejna wieść z kirkmanverse dotyczy serii "Walking Dead / Żywe Trupy" - w niedalekiej przyszłości rozpocznie się historia "Hope" w której ocalali bohaterowie docierają do, można powiedzieć, prawdziwej utopii - cywilizowanego miasteczka w którym zombie trzymane są na odległość, a ludność prowadzi normalne życie - chodzi do pracy, spotyka się na sąsiedzkich imprezach. Jak zapewnia Kirkman - również i w takich warunkach, można na swojej drodze spotkać poważne kłopoty. (a.)

Główny bohater "prawdopodobnie najlepszego superbohaterskiego komiksu na świecie"- Mark Grayson a.k.a Invincible - wróci do swojego oryginalnego kostiumu w specjalnym one-shocie "Invincible Returns" #1 z gościnnym udziałem Davida Fincha jako autora okładki. Tym samym Kirkman kontynuuje swoją zabawę ze schematami od lat obecnymi w superbohaterskim mejnstrimie. (a.)



O wiele ciekawsze rzeczy dzieją się w innych zakątkach imperium Joe Quesady, choćby u Sałaty Marvela. Świętujący niedawno sześćsetny numer swojej serii Hulk nie zwalnia tempa. Przede wszystkim dobiegają końca prace nad animowaną adaptacją „Planet Hulk”, które trafi prosto na DVD i Blu-Ray już w lutym przyszłego roku. Produkcją zajęło się znane z „Hulk vs. Thor” „Hulk vs. Wolverine” studio Lionsgate. Niedługo będzie można uciąć spekulacje odnośnie tożsamości loebowego Red Hulka, ale żeby czytelnicy się zbytni nie nudzili Ian Churchill i Ed McGuinness zaprezentująRed She Hulk! Pojawi się ona w historii „Code Red”, w której X-Force zmierzą się z Rulkiem. A pod koniec bieżącego roku, w grudniu, dwoma prologami („Alpha” i „Gamma”) wystartuje crossover „World War Hulks”. Podobno wspólny projekt Loeba i Grega Paka był planowany od bardzo dawna i wszystkie elementy tej układanki, mają do siebie doskonale pasować. A jest ich naprawdę sporo – dwaj zieloni i jeden czerwony Hulk, dwie She-Hulk, a do tego MODOK, Wolverine (a jakże…), X-Force, Deadpool, Punisher, Elektra oraz super-tajna organizacja Intelligencia, która zza kulis pociąga za sznurki i właściwie wszystkie postacie związane z tzw. gammaverse. Oczywiście autorzy obiecują „najwspanialszą historię z Sałatą, a raczej Sałatami w rolach głównych!”, nowy status quo, no i, że - „nic nie będzie już takie same!”. (j.)

Pierwszy numer (z sześciu) "Image United", czyli pierwszego crossovera z prawdziwego zdarzenia w uniwersum Spawna i spółki, pojawi się na sklepowych półkach w listopadzie tego roku. Zanim to jednak nastąpi czytelnicy będą mieli okazję zapoznać się z preludium autorstwa Kirkmana i Portacio, podzielonym na cztery części, które wejdą w skład takich komiksów jak: "Savage Dragon" #153, "The Invincible" #67 i "Spawn" #197. Czwarty zeszyt nie jest jeszcze znany. (a.)

W październiku wystartuje nowy tytuł, za którym stoją takie persony jak Todd McFarlane, Robert Kirkman, Greg Capullo czy Ryan Ottley. "Haunt" jest historią Daniela Kilgore'a, który po śmierci swojego brata, jest nawiedzany przez jego ducha, pomagającego mu wyjaśnić tajemnicę swojej śmierci i tradycyjnie - niczym Ciotka Fru-Bęc - uratować świat od zagłady. Okładki i przykładowe strony tutaj. (a.)

Wydawnictwo Image Comics ogłosiło, że prowadzone są prace nad nową seria "50girls50" do której scenariusz pisze Doug Murray, a za projekty postaci, kostiumów i świata odpowiedzialny jest Frank Cho. Osoba, która zajmie się samą grafiką ma zostać wyłoniona w międzynarodowym konkursie, którego szczegóły mają zostać zaprezentowane jeszcze w tym roku. (a.)

Reginald Hudlin odgrażał się, że po odejściu z „Black Panther” będzie jeszcze pisał przygody Czarnej Pantery i nie musieliśmy zbyt długo czekać na potwierdzenie jego słów. Już na początku 2010 roku pojawi się pierwszy numer czteroczęściowej mini-serii „Captain America/Black Panther: Flags of Our Fathers”, wydanej pod szyldem Marvel Knights. W historii, dziejącej się podczas II Wojny Światowej, zobaczymy nieopierzonego jeszcze Steve`a Rogersa i władcę Wakandy T'Chakę, ojce T'Challi, swój występ zaliczą również Howling Commandos i Red Skull. Rysunkami zajmie się Denys Cowan. (j.)

Na koniec informacja o wielbionym przez wielu Danielu Clowesie - twórca "Ghost World" pracuje obecnie nad swoim kolejnym komiksem "Wilson", który na sklepowych półkach ma pojawić się w przeciągu roku! (a.)

poniedziałek, 27 lipca 2009

#208 - Armada #11: Niestały świat

„Armada” należy do jednego z najpopularniejszych cyklów science-fiction wydawanych na polskim rynku. Najlepszym dowodem jej niesłabnącego powodzenia wśród czytelników, jest regularne wznawianie pierwszych tomów serii Jean David Morvana i Philippe`a Bucheta, obok regularnego publikowania bieżących odcinków. Do tej pory taki zaszczyt spotyka tylko absolutnych klasyków, jak „Thorgal”, a na przykład taki „Sandman”, niekwestionowany przebój, doczekał się reedycji dopiero po wydaniu ostatniego tomu. Czy w przypadku space-opery autorstwa tandemu Morvan-Buchet popularność przekłada się na jakość?

Niestety, po lekturze jedenastego albumu nie mogę odpowiedzieć twierdząco na to pytanie. Najnowsza „Armada” utrzymuje poziom ostatnich, nieco słabszych tomów. Na łamach „Niestałego świata” scenarzysta Jean-David Moran otwiera nowy rozdział w życiu głównej bohaterki komiksu. Za niewykonanie rozkazów Rady Armady zadziorna Navis utraciła swój status agentki, straciła pracę i znalazła się na bruku. Jak się okaże nie na długo, bowiem jej unikalne zdolności zostaną docenione przez mecenasa Ehmte-Ciss-Rona. Ostatnia przedstawicielka ludzkiej rasy znowu stanie się śmiercionośną bronią w czyichś rękach, tym razem prywatnych. Skuszona możliwością spotkania się ze swoim starym przyjacielem, prolsem Bobo, uda się na pierwszą misję, na planetę Ribehn, słynącą z eksploatacji niezwykle cennego surowca. Jak to zwykle w takich przypadkach bywa, nic nie pójdzie tak, jak zaplanowano…

Zgodnie z niepisaną tradycją każdy kolejny album „Armady” nawiązuje do jakiejś popularnej estetyki bądź konwencji. Był już steampunk, fantasy, wariację a temat „Terminatora” i „Obcego”, a tym razem padło na samurajską Japonię. Morvan przesadził jednak z inspiracjami, bowiem fabuła, jako żywo przypomina tą z „Ostatniego Samuraja”. W tragiczny konflikt między szlachetną, ale odchodzącą w przeszłość tradycją a nieubłaganą, ale niedoskonałą modernizację zostaną wplątani przypadkowo Navis i Bobo, zmuszeni do dokonania dramatycznych wyborów. Może i brzmi to nieźle, ale narracji brakuje jednak lekkości, cała historia jest przeładowana dialogami i pozbawiona dramatyzmu swojego „oryginału”. Momentami pretensjonalna, momentami zbytnio uproszczona.

Być może „Niestały świat” dlatego jest tak przegadany, aby czytelnik mógł dłużej zatrzymywać swój wzrok na znakomitych kadrach autorstwa Phillipe`a Bucheta? W porównaniu z wahaniami formy scenarzysty, rysownik ciągle trzyma naprawdę wysoki poziom, do którego przyzwyczaił nas już w poprzednich tomach. Już wielkie wrażenie robi jego warsztat, a wręcz dech zapiera odwzorowanie świata przedstawionego. W każdym najmniejszym detalu, od stołowej zastawy, przez pismo i stroje, architekturę i technologię Ribehn został odwzorowany pracochłonnie, oryginalnie, i z pomysłem.

Jedenasty tom „Armady” jest komiksem słabym, co jest o tyle gorsze, że otwierający drugą dziesiątkę „Niestały świat” miał być przełomem dla Navis. Chcąc nie chcąc, miłośnicy skądinąd sympatycznej ex-agentki z tym albumem zapoznają się niejako z rozpędu. Inni powinni omijać go szerokim łukiem i pozostać przy najlepszych momentach, jakie miała ta seria. W oczekiwaniu na kolejny odcinek pewnie poznamy odpowiedz na inne pytanie – czy „Armada” skończyła się po „Strefie Nadzoru”?

niedziela, 26 lipca 2009

#207 - Trans-Atlantyk 48

Trwający jeszcze weekend upływa pod znakiem największej imprezy komiksowej za Oceanem, mającej miejsce w słonecznej Kalifornii. Na nią twórcy, wydawcy, redaktorzy a przede wszystkim fani czekają cały rok, jak nie przymierzając komiksiarze znad Wisły wyczekują eMeFKi. Obszerną relację z San Diego Comic Con przeczytacie w najbliższym tygodniu, jak tylko uwiniemy się z nawałem nowinek, premier, wywiadów i zapowiedzi, od których pękają zagraniczne serwisy. Komiksowy Polter już przedstawił laureatów nagród Eisnera. Tymczasem najważniejsze komiksowe wydarzenie, przynajmniej z perspektywy polskiego czytelnika, wcale nie jest związane z imprezą w San Diego, tylko z nadchodzącym festiwalem w Chicago (6-9 sierpnia bieżącego roku). Właśnie wtedy swoją premierę będzie miał „Frankenstein's Womb” ze scenariuszem Warrena Ellisa, znanego z pracy nad takimi tytułami jak „Transmetropolitan”, „Hellblazer” czy „Authority” i grafikami Marka Oleksickiego, debiutującego na rynku amerykańskim. Komiks zostanie wydany zarówno w wersji miękkookładkowej, twardookładkowej, jak i w ekskluzywnej edycji, przygotowanej z okazji konwentu, w limitowanym nakładzie 1500 egzemplarzy, z specjalną okładką, którą prezentujemy obok. Rysownikowi znanego z „Odmieńca” raz jeszcze gratulujemy i oczekujemy dalszych sukcesów! (j.)

#1 Ważniak wraca! Uwielbiany przez wielu ostatni Czarnian, pojawi się w listopadzie w dwu numerowej historii "Highway to Hell" i to za sprawą całkiem ciekawego duetu. Graficzną stroną rozwałki zajmie się Sam Kieth, a scenariusz będzie dziełem Scotta Iana - założyciela i gitarzysty zespołu Anthrax. Ma być to podobno historia z dużą dawką ekstremalnej przemocy i czarnego humoru, dodatkowo okraszona przegenialnymi rysunkami twórcy Maxxa, jakiej jeszcze świat nie widział, ale mój sceptycyzm podpowiada że "Ostatniego Czarniana" czy "Lobo Powraca" to raczej nie przebije. W każdym razie powrót Lobo po dłuższej przerwie do świata DC jest jakimś wydarzeniem. Dodatkowo, dla rodzimych fanów Scotta Iana, może to być jakieś pocieszenie po odwołanym wtorkowym koncercie Anthraxu w Warszawie. (a.)

#2 Człowiek Nietoperz pokonał Kapitana Amerykę! Co prawda nie w bezpośredniej walce na łamach komiksu będącego crossoverem pomiędzy uniwersum DC a Marvela, a na liczby. Czerwiec był miesiącem debiutu nowej serii z przygodami nietoperzastego "Batman and Robin" oraz wydarzenia jakim był sześćsetny numer przygód Kapitana. Wydawałoby się, że wsparty ogromną kampanią promocyjną jubileuszowy zeszyt serii "Captain America" bez problemu powinien zająć miejsce pierwsze w rankingu najlepiej sprzedających się komiksów czerwca, ale rzeczywistość okazała się niezwykle brutalna. Czerwcowym liderem okazał się pierwszy numer nowej Batmańskiej serii od Granta Morrisona, która sprzedała się o ponad 50 tysięcy egzemplarzy więcej niż CA#600, który znalazł zaledwie 120 tysięcy nabywców. I na co było to całe przekładanie terminu wydania komiksu ze środy na poniedziałek? (a.)

#3 Pierwszego października do sklepów trafi ilustrowana praca naukowa Alana Moore'a, traktująca o historii pornografii. Hardcover "25,000 Years of Erotic Culture" jest pełną, niepociętą, 96-stronicową wersją eseju, który Moore opublikował pod koniec 2006 roku w magazynie "Arthur", którego fragment znajduje się tutaj. Jak mówi twórca "Ligi Niezwykłych Dżentelmentów": "Kultury seksualnie postępowe dały nam literaturę, filozofię, cywilizację i całą resztę, podczas gdy kultura nastawiona restrykcyjnie przyniosła mroczne dzieje i holocaust". Dla fanów brodatego twórcy rzecz obowiązkowa. Dla fanów golizny, którzy nie ograniczają się jedynie do zdjęć i obrazków, również. (a.)

#4 Marvel odkurza stare i zapomniane postaci ze swojego katalogu przy pomocy zasłużonych twórców. Jakiś czas temu informowaliśmy o powrocie Starra Zabójcy (Way, Corben), natomiast w pierwszej połowie sierpnia do sklepów trafi pierwszy zeszyt nowych przygód Dominica Fortune - herosa, który dawno, dawno temu pojawiał się w komiksach Domu Pomysłów. Za jego powrót odpowiada sam jego twórca - Howard Chaykin, ceniony głównie za serię "American Flagg!", który ostatnio silnie związał się z wydawnictwem kierowanym przez Joe Quesadę. Przy tej mini-serii wchodzącej w skład imprintu MAX, będzie on odpowiedzialny za całość - rysunki, tusz, kolory i scenariusz. Historia będzie miała miejsce w latach 30 ubiegłego wieku, kiedy to heros zostanie zatrudniony do pilnowania trójki celebrytów i w międzyczasie odkryje międzynarodowy spisek, któremu będzie musiał stawić czoła. (a.)

#5 Powstanie komiksowa adaptacja książki (filmu?) „Zmierzch”. Chciałoby się zapytać – dlaczego dopiero teraz? Manga wydaje się idealnym nośnikiem do zaprezentowania miłosnych perypetii nastoletnich emo-wampirów. Scenariuszem ma zając się autorka oryginalnego cyklu Stephanie Meyer, a rysunkami koreański rysownik Young Kim. I właściwie nie wiem, jaki komentarz mam do tego newsa dopisać… (j.)

#6 Pozostając jeszcze w temacie wampirów - Vampirella powraca… kolejny raz. Z okazji swoich czterdziestych urodzin ponętna wampirzyca skąpo odziana w czerwony lateks będzie bohaterką nowej, czteroczęściowej mini-serii „Vampirella: The Second Coming” autorstwa scenarzysty Phila Hestera („The Wretch”, „Green Arrow”, „Swamp Thing”) i młodego rysownika Daniela Sampere. Wydawnictwo Harris Comics odkopuje klasyczną ikonę kiczowatego horroru lat siedemdziesiątych, otoczoną kultem przez jej miłośników i znaną także w Polsce za sprawą Egmontu (wyszedł zaledwie jeden album, ale za to scenariuszem samego Marka Millara). Seria ma na nowo zdefiniować (ile razy już to słyszeliśmy…) postać i uniwersum seksownej krwiopijczyni. Pierwszy zeszyt ukaże się we wrześniu, jego cena wyniesie 1,99 $, a okładki wykonają Arthur Suydam (ten od „Marvel Zombies”), Joe Jusko, Ryan Stegman i Jose Gonzalez. (j.)

#7 Pozostając jeszcze w temacie ponętnych i seksownych – już na Motywie Paweł wspomniał o Scarlett Johansson odchudzającej się do roli Black Widow z drugiej części filmowego „Iron-Mana”. Siłą rzeczy na Kolorowych też musimy o tym wspomnieć, choćby w ramach „obowiązkowego newsa filmowego”. Marvel powoli zaczyna promować swój produkt, choćby poprzez zaproponowanie cieszącemu się wielkim powodzeniem wśród fanów Paulowi Cornellowi („Captain Britain and MI: 13”, „Doctor Who”) napisania mini-serii o Czarnej Wdowie. Czteroczęściowe „Black Widow: Deadly Origin” z rysunkami Toma Raney`a („Annihilation Conquest”, „Stormwatch”) wyjaśni kilka tajemnic z życia avengerki i byłej sowieckiej agentki Nataszy Romanowej. I zamiast okładki pierwszego zeszytu, wolę zaprezentować Scarlett w jej lateksowym wdzianku, robiącej konkurencję dla arczowej geek-honey. Swoją drogą czy zauważyliście obecny w trend upodobniania komiksowych pierwowzorów do ich filmowych interpretacji? (j.)

#8 I na sam koniec złamię tę monotonię newsów o pięknych niewiastach. Kiedy kasowano małżeństwo i resetowano życie Petera Parkera redaktorzy pracujący nad rodziną tytułów ze Spider-Manem planowali pozostawienie tylko jednej serii (klasycznej „The Amazing Spider-Man”), wydawanej z regularnością do jednego tygodnia. Taka sytuacja nie mogła utrzymać się zbyt długo, bo od jakiegoś czasu mnożą się pajęcze specjale (jak choćby wspominane tydzień temu spotkanie Spidera z Deadpoolem) czy spin-offy („Amazing Spider-Man Family”, „Amazing Spider-Man Extra”), a w październiku wystartuje kolejna. Na łamach miesięcznika „Web of Spider-Man” znajdzie się nieco więcej miejsca dla łotrów, którzy powrócą w ramach historii „The Gauntlet” – Elektro, Lizarda czy Rhino. Swoje pięć minut dostanie również Spider-Girl. Wśród rysowników pojawią się między innymi Val Semeiks, Ron Frenz czy Barry Kitson, a scenariuszami zajmą się Fred Van Lente, Tom DeFalco czy sam J.M. DeMatteis, który w nowoczesnej historii Człowieka Pająka zapisał się złotymi zgłoskami. (j.)

"Geek Honey of the Week"
(dzisiejsza niedziela należy do iluzjonistki z uniwersum DC - Zatanny, w którą wcieliła się Megan van Burkleo)

środa, 22 lipca 2009

#206 - BFK: blogerzy kontra serwisy komiksowe

Podczas Bałtyckiego Festiwalu Komiksu, jednym z pierwszych punktów imprezy była dyskusja "Blogerzy kontra serwisy komiksowe". Jako że poruszaliśmy już na Kolorowych Zeszytach tematykę komiksowej blogosfery i jeszcze pewnie nie raz będziemy, to pozwoliłem sobie nagrać spotkanie, spisać wypowiedzi wszystkich uczestników i po autoryzacji i konsultacji umieścić w tym miejscu. Od siebie dodam, że samo spisywanie było procesem dosyć ciężkim i miałem okazję przekonać się jak bardzo słowo mówione różni się od pisanego. Mam jednak nadzieję, że po drobnych korektach tekst jest w miarę strawny i da się go czytać bez zgrzytania zębami.

Prowadzącym spotkanie był Radosław Bolałek (Hanami), a uczestników dyskusji było pięciu - dwóch blogerów, dwóch "serwisantów" i przedstawiciel e-magazynu komiksowego. W porządku alfabetycznym:
Marcin Andrys - szef działu komiksowego serwisu fantastycznego Paradoks.
Łukasz Babiel - jeden z redaktorów Motywu Drogi, który po zdjęciu peleryny zajmuje się korektą w jednym z wydawnictw.
Daniel Chmielewski - prowadzi bloga Pub Pod Picadorem, pisze i rysuje komiksy; w 2008 roku ukazał się jego dobrze przyjęty debiut "Zostawiając Powidok Wibrującej Czerni".
Dariusz Cybulski - redaktor Alei Komiksu.
Jakub Syty - redaktor naczelny magazynu miłośników komiksu KaZet.
Radosław Bolałek (dalej jako RB): Pierwsze pytanie - czy jesteście w stanie określić, czy to czym się zajmujecie to serwis komiksowy, czy jest to blog? Czy może coś innego? I czy istnieje według was sztywny podział na blogi i serwisy komiksowe?

Daniel Chmielewski (DCh): Nie wiem czy powinienem być pierwszy, bo wy więcej piszecie o komiksach. Dla mnie nie ma jakiegoś specjalnego podziału - inne są narzędzia do zbierania informacji i ich przekazywania. Serwisy mają większe, bardziej rozbudowane bazy, większą liczbę redaktorów i tak dalej, ale powoli reagują. Uważam, że to wy powinniście więcej o tym powiedzieć.

Łukasz Babiel (ŁB): To jest trudne pytanie, ponieważ wydaje mi się, że definicja blogu jest w tym momencie ciężka do określenia, bo definicje słownikowe dawno nie nadążają za rzeczywistością, za rozrośnięciem się sieci blogów. I też nie każdą stronę, która korzysta z tego formatu prezentowania treści można nazwać blogiem. Między innymi my korzystamy z Wordpressa, który jest narzędziem blogowym, ale jesteśmy magazynem. Kolorowe Zeszyty, Daniel, Śledziu i większość polskich autorów korzystają z blogspota, ale też ich stron nie nazywałbym do końca blogami - bardzo często to są kolumny. Śledziu ostatnio moim zdaniem po prostu prowadzi taką swoją kolumnę, czasem dzieli się swoimi komiksowymi sprawami. Kolorowe Zeszyty to dla mnie magazyn, albo quasi-magazyn. Najbardziej blogowy tutaj jest Daniel, który pisze także o sprawach niezwiązanych z komiksem, o swoich innych fascynacjach - filozofii, malarstwie, czy tym co robi u siebie na Akademii Sztuk Pięknych. Więc podział jest trudny, przynajmniej wewnątrz tej sieci blogowej, blogopodobnej. Serwisy, czy takie magazyny jak KaZet, nie mają z tym problemu.

Marcin Andrys (MA): Ja bym to jeszcze trochę podzielił, bo blogi to jedna sprawa, a są ogólne serwisy – np. fantastyczne czy ogólno kulturowe, gdzie komiks jest tylko jednym elementem/częścią składową, są serwisy stricte komiksowe, jak "Aleja Komiksu" lub magazyny komiksowe jak "KaZet". W każdym z tych magazynów, serwisów czy blogów praca wygląda na pewno inaczej. Ja ze swojego doświadczenia wiem - jako że prowadzę dział komiksowy na serwisie fantastycznym - że blogi są przede wszystkim pomocne w pozyskiwaniu informacji. To jest pierwszy taki kontakt - z blogów można dowiedzieć się najwięcej informacji komiksowych, czy też ewentualnie od wydawców. Komiks na serwisie fantastycznym jest jakby cząstką, stara się uzupełniać tę lukę w kulturze, dostarczać najbardziej ważnych informacji i na pewno różni się od blogu tym, że pojawia się tych wiadomości na serwisach zdecydowanie mniej niż na blogach.

Jakub Syty (JS): Ja bym dokonał pewnego rozgraniczenia między blogiem a serwisem komiksowym, przede wszystkim dlatego, że blogi to rzecz mocno indywidualna – piszą na nich ludzie o swoich wewnętrznych doświadczeniach, dzielą się swoimi wrażeniami na konkretne tematy i mają totalne pole do popisu, żeby wyrazić to, co im w duszy gra na dany temat. Natomiast, moim zdaniem, na serwisie komiksowym nie do końca jest na to miejsce, ponieważ serwis komiksowy powinien zajmować się przede wszystkim zbieraniem wiadomości, powinien pełnić przede wszystkim funkcję informacyjną. Takim dobrym przykładem będzie WRAK, gdzie Jarek (Obważanek) podchodzi w sposób bardzo rzetelny do redagowania każdego z newsów. Jako komiksowa agencja prasowa już z nazwy pełni zupełnie inną funkcję niż blog, gdzie już sama czynność zamieszczania konkretnych informacji jest zupełnie inna. Poniekąd blogi również mogą pełnić funkcję informacyjną - na przykład ostatnio u Macieja Pałki pojawiła się informacja o tym, że jeden z polskich komiksiarzy - chodzi o Arkadiusza Klimka - podpisał kontrakt z Soleil. I to była premiera tego newsa w sieci, w dodatku okraszona bardzo subiektywnym komentarzem autora. Na tym przykładzie widać, że blog jest w stanie świetnie uzupełnić serwisy komiksowe, ponieważ jeśli prowadzi go dany rysownik, dany scenarzysta, to on wie najlepiej, co się u niego wydarzyło, ponadto zostanie to przez niego opisane w taki sposób, w jaki on sobie tego życzy. Mając grupę znajomych twórców, z którymi sobie codziennie gada, z kolei on (redaktor bloga) od nich wyciągnie dane informacje, o których redaktor prowadzący któryś z serwisów nie wie, bo nie utrzymuje tak bliskich relacji, o ile w ogóle utrzymuje. Także tutaj chciałbym dokonać tego rozgraniczenia, o którym wspomniałem na początku, przede wszystkim ze względu na sposób podawania informacji. Serwis komiksowy to twór, który zaopatrza nas w newsy, choć, jak Łukasz mówi - pojawiają się na nim też recenzje, które są czymś dodatkowym i w nich jest miejsce na wyrażanie opinii i radosną formę twórczości, czego nie powinno być w newsach. Blog z kolei to twór niemalże nieograniczony, jeśli chodzi o sposób komunikowania się autora z czytelnikami.

Dariusz Cybulski (DC): Ja tylko dopowiem, że wydaje mi się, iż niektóre blogi mają szansę stać się w przyszłości serwisami komiksowymi, jak wspomniane już Kolorowe Zeszyty czy Motyw Drogi, które rozwijają swoją strefę redakcyjną.

RB: Padły tutaj nazwy paru dosyć interesujących projektów, między innymi Kolorowe Zeszyty i WRAK. Blog jest sprawą dość indywidualną, zwykle robiony przez jedną osobę. I jest WRAK, który nadal jest robiony przez jedną osobę, co mimo wszystko chyba mu to nie służy..

(tutaj nie wiem czemu wcięło mi końcówkę pytania Radka i odpowiedź Kojota)

JS: Nawet bardzo zdolna osoba o bardzo dużym potencjale może się nie wyrobić na którymś z zakrętów i z niego wypaść. Dlatego dobrze by było, żeby miała drugą osobę, która wejdzie w ten zakręt zamiast niej. To jest najlepsze rozwiązanie.

MA: Ja mogę powiedzieć to samo co Kuba. Zresztą widać to po tym jak pracują serwisy, na których - jeśli ktoś zajmuje się komiksem - nie jest tak, że w jednym dziale jest dziesięć czy dwadzieścia osób. Nawet na tych największych serwisach fantastycznych, gdzie komiks jest częścią, dział ten prowadzą zazwyczaj dwie lub trzy osoby. Czyli niewiele więcej niż w tej chwili blog, który prowadzi zazwyczaj jedna osoba. Na serwisach wygląda to bardzo podobnie: trzeba dysponować bardzo dużą ilością czasu, żeby jeździć na imprezy komiksowe, pisać o komiksach, wrzucać jakieś galerie czy fotorelacje. Tak żeby tematyka komiksowa żyła na tym portalu i żeby nie było raz na miesiąc aktualizacji, tylko w miarę regularnie coś nowego pojawiało się o komiksie. Jest to naprawdę tytaniczna praca dla jednej czy dla dwóch osób. Każdy z nas ma w dodatku jeszcze jakieś życie, rodzinę. Powinno być 5-6 osób, żeby to w miarę sprawnie funkcjonowało.

ŁB: Ja może "przeskoczę rekina" troszeczkę, bo tu już wszystko zostało powiedziane. Jakieś półtora miesiąca temu zaczęliśmy publikować rebusy na Motywie Drogi, które nadsyłają nam polscy twórcy - niektóre to są rzeczy wyciągnięte z szuflady, niektóre robione na zamówienie, albo po prostu z dobrej chęci. Przez trzy tygodnie codziennie publikowaliśmy rebus, czyli było ich 21 jednym ciągiem. Zdobyły one dużą popularność wśród naszych czytelników i postanowiliśmy ten pomysł kontynuować, chociaż powiem szczerze, że już to się nam troszeczkę nudzi, jak również i innym osobom - takie sygnały do nas docierają. To jest taki projekt, który zakłada też pewną promocję młodych twórców i aktywizację środowiska – by zrobili coś innego niż zazwyczaj. Wracając do tego, co chciałem powiedzieć – tak, oczywiście, im więcej osób dobrze dobranych, tym lepiej i może na przykładzie serwisów komiksowych - bo tu też wcześniej był WRAK wspomniany - powiem, że jedna osoba niestety zbyt wiele nie zdziała i w tym momencie, jeżeli o mnie chodzi, są cztery liczące się serwisy, czyli: WRAK, Gildia, Aleja Komiksu i Polter. Na wszystkich serwisach, oprócz Alei, wszystkim zajmuje się w rzeczywistości jedna osoba. Czyli Repek na Polterze, Jarek na WRAKu i CD Jack na Gildii. I to nie działa dobrze - WRAK jest opóźniony, publikuje tylko najważniejsze newsy, czyli co zostało wydane i jakie są zapowiedzi. Gildia także jest opóźniona i co do tego to nie ma wątpliwości. Z kolei Polter jest bardzo dobrym serwisem, ma fajną bazę, tylko Repek zupełnie nie umie przekuć tego na popularność serwisu. Z tych czterech serwisów najlepszym jest mimo wszystko Aleja, której tak czy siak mam dużo do zarzucenia.

DCh: To też kwestia tego co tu było wcześniej mówione - na serwisach nie ma tej możliwości uprawiania radosnej twórczości i przez to tak trudno zebrać osoby, które chciałyby inwestować swój czas we wszelkie różne teksty, kiedy chętne do współpracy są serwisy takie jak Kolorowe Zeszyty, jak Motyw i temu podobne. Albo w innych dziedzinach, przykładowo magazyn muzyczny Porcys też jest w tym samym klimacie – ma indywidualny charakter wszystkich piszących mocno zakorzeniony w swojej istocie. Wiadomo, że jak ktoś chce pisać i ma możliwości to albo zakłada własne blogi, albo podczepia się pod wszelkie serwisy, gdzie może jak najbardziej pokazać właśnie siebie, a nie tylko przekazywać suche informacje.

RB: Mamy więc tutaj kwestię pewnego ograniczenia twórców, czy też można powiedzieć dziennikarzy, jeśli mają pracować przy serwisach internetowych. Wiadomo, że w pewnym sensie serwis jest też zależny od wydawców, którzy muszą przesyłać serwisom informacje, przekazywać im ciekawe materiały, współpracować z nimi. Jeśli serwis internetowy nie publikowałby tych wszystkich ważnych wiadomości, jak nowości, wydarzenia związane z nowymi tytułami, to nie miałby racji bytu, bo nie otrzymywałby też wsparcia od wydawców. Jeżeli on (wydawca) nie widziałby efektów takiej współpracy, to nie byłby nią zainteresowany. Mimo wszystko, blogowość Motywu Drogi czy Kolorowych Zeszytów polega na tym że nie obchodzi was to, że ukaże się taki a taki tytuł, bo wy nie musicie publikować wszystkich wiadomości. Od serwisów komiksowych wymaga się, żeby była tam kompletność informacji. Co wy na to?

ŁB: Z serwisami komiksowymi jest taki problem, że są określone ramy - na serwisie ma się pojawić to i to. Jest to moim zdaniem po prostu mankamentem serwisów, bo są one mało kreatywne, nie angażują się aż tak bardzo w promocję, odwalają pańszczyznę. Następuje jakiś wyścig newsowy i mamy informacje na Alei o tym, że Śledziu coś tam zjadł na obiad. Jeżeli chodzi o blogi - są one po prostu niezależne. Gdyby Motyw Drogi chciał oddać nieco swojej niezależności, chociażby za to, żeby wydawcy dosyłaliby nam tak zwane egzemplarze recenzenckie - których nie jesteśmy entuzjastami - oczywiście mógłby to zrobić, bo wiemy jaki mamy wpływ na to, co się mówi. Kiedyś owszem, byliśmy blogiem, później ludzie określali nas jako blog opiniotwórczy. I tak - jesteśmy opiniotwórczy. Przynajmniej takie sygnały do nas docierają i wiemy, że moglibyśmy wyciągać rękę (w stronę wydawców). Nie chcemy tego robić, ponieważ mamy jakąś swoją politykę. Myślę, że wspominaną wcześniej kreatywność - a raczej brak kreatywności - widać po promocji tej imprezy. Co zrobiły serwisy komiksowe i co zrobiły blogi? Serwisy zrobiły dokładnie to samo, co zawsze, czyli poinformowały, że impreza się odbędzie, gdy organizator przesłał takiego newsa oraz poinformowały, jaki jest plan imprezy, gdy przesłał go organizator. Na blogach pojawiała się masa informacji, masa linków, które wisiały wszędzie. Aleja Komiksu chyba jako jedyny z serwisów miał wiszącą w widocznym miejscu reklamę festiwalu - tak mi się wydaje. Może jeszcze Paradoks. WRAK przeszedł mały remanent i w tym momencie wydaje mi się, że remanent niestety na niekorzyść, bo stracił trochę na czytelności, chociaż to też kwestia przyzwyczajenia. Na Polterze i Gildii nic szczególnego się nie pojawiło. Na blogach ciągle pojawiały się informacje, linki odsyłające do festiwalu wisiały w widocznych miejscach. Kolorowe Zeszyty przeprowadziły wywiad z organizatorem, dodatkowo dwa razy popełniły oddzielny wpis odnośnie do festiwalu i to dało bardzo dużo. Ja ze swojej strony też zrobiłem tyle, ile mogłem, wrzuciłem tekst o BFK w pigułce, takie coś, co by się na serwisie nie pokazało – info z dokładnym oblinkowaniem, chociażby tych miejsc gdzie mamy (uczestnicy imprezy) zniżki albo gdzie będzie odbywać się coś ważnego. Natomiast serwisy komiksowe tego nie robią. Dlaczego? Bo są po prostu mało kreatywne.

MA: To zależy głównie od podejścia ludzi pracujących na serwisach. Powiedziałeś, że wrzucanie newsów to jest tak jakby odwalanie pańszczyzny - to co wyśle wydawca umieszcza się na stronie. A z tego co pamiętam, na początku jak mój serwis powstawał, nie dostawaliśmy od wydawców nic - zresztą teraz też nie dostajemy dużo, to są tylko poszczególne osoby, z którymi współpracujemy, które chciały nawiązać współpracę. A tak to jest wyszukiwanie newsów i informacji w sieci samemu. Więc nie jest tak, że to odwalanie pańszczyzny. Spotkałem się swego czasu - nie pamiętam na jakim blogu - z komentarzem, że ktoś tłumaczy newsy z zagranicy i wrzuca na serwis i żeby dał już z tym spokój, bo dla kogo on to pisze, kogo interesują jakieś poboczne serie z rynku frankofońskiego, czy na przykład ciągłe informacje o superbohaterach. Tu jak widać, nie można wszystkich zadowolić. Są pewne newsy, które pojawiają się na wszystkich serwisach internetowych. Nawet chyba nie tak dawno ktoś na Polterze strasznie się burzył, że ta sama wiadomość pojawiła się na wszystkich portalach. Więc tak jak mówię - tu się nie da wszystkich zadowolić - jedni będą uważali, że wrzucanie newsów to jest odwalanie pańszczyzny, a drudzy poświęcają na to sporo czasu i też szukają innych ciekawych informacji.

JS: Uznaję, że wstawianie newsów to tak naprawdę katorżnicza robota i faktycznie zabijająca kreatywność. Gdybym wstawiał ich sześć dziennie i pisałbym w nich oczywistości typu "informuje się, że ukaże się to i to, a zapowiada się to i to" to nie wiem, czy miałbym później ochotę napisać jakiś fajny tekst, w którym poruszyłbym dyskusję na konkretny temat. Tutaj odniosę się do osoby Marcina (Andrysa) - on sporo newsuje i wiem, że poświęca temu niemało czasu, lecz na całe szczęście udaje mu się jeszcze napisać kilka / kilkanaście tekstów co jakiś czas. Ale zgadzam się, że ktoś, kto siedzi w redakcji jakiegoś dziennika, jak np. "Moje Miasto", to jest osobą piszącą proste informacyjne notki i potem nie mającą siły, żeby stworzyć coś twórczego, choć może mającą chęć to zrobić. Tu z Łukaszem się zgadzam. Nie mniej dobrze, że jest coś takiego jak portal czy serwis internetowy, na którym te nawet najprostsze newsy są, bo one też nas interesują. Natomiast śmiem twierdzić, że ta wspomniana kreatywność ludzka umiera z każdym newsem, który się pojawia.

DC: Ja może najpierw odniosę się do wątku poruszonego przez Marcina, mianowicie wrzucania newsów z innych rynków. Półtora roku temu miałem więcej czasu niż teraz i starałem się na bieżąco umieszczać informacje z rynków amerykańskich czy frankofońskich i uważam, że było to również ważne dla wydawców i czytelników, którzy czytając te wiadomości mieli szansę zainteresować się daną serią, danym komiksem i w jakiś sposób być może rozwijało to troszeczkę rynek. Bo może jakiś wydawca zainteresuje się daną serią. Strasznie boleję, że Egmont zaprzepaścił wydawanie kilku serii, między innymi "Universal War One" – który jest genialnie komputerowo zrobionym komiksem. ... Ja wczoraj o 23 dopiero wrzucałem relację ze spotkania z Guyem Delisle, które odbyło się na Chłodnej 25 w Warszawie. Nie ma człowiek tak naprawdę czasu na pisanie. Gdybym mógł zarabiać z tego, to pewnie bym poświęcił się w całości. A tak to pracuję w banku a po godzinach non-profit przy Alei Komiksu. Łukasz nawiązał tutaj do egzemplarzy recenzenckich - dla mnie osobiście, możecie nie wierzyć, jedyne egzemplarze recenzenckie przysłało Manzoku. A tak to chodzę do Centrum Komiksu i całe pakiety komiksów, które mi pasują, kupuję. Oczywiście nie opiszę ich wszystkich na serwisie, bo na to nie mam czasu. Uwielbiam komiks niemy i uważam, że fajną inicjatywą byłoby właśnie stworzenie Dnia Komiksu Niemego - tak jak to zrobił Timof z Dniem Darmowego Komiksu- żeby polscy wydawcy wypuszczali nieme komiksy, np. 32 stronicowe. Nie ma już teraz także żadnych ograniczeń językowych, angielski króluje wszędzie. Nawet na ostatnich targach książki, był wydawca z Anglii Cinebook, publikujący dużo serii, które Egmont zaprzepaścił i można je spokojnie przeczytać właśnie po angielsku.

DCh: Taka mnie myśl naszła, akurat nie związana z tym co było mówione – trochę odpłynąłem – ale mnie zastanawia właśnie do kogo adresowane są serwisy, a do kogo blogi. Kiedyś to było proste – jak nie było jeszcze Internetu, to były wszelkie magazyny i tak się zbierało informację. Potem wszedł Internet i dla mnie serwisy były punktem rzetelności. Jeszcze będąc zwykłym czytelnikiem, nie mając na koncie nic wydanego, nie znając nikogo, wchodziłem na serwisy i tam wszystko czytałem. Miałem wtedy bardzo pogardliwy stosunek do blogów – jak wszyscy. Zawsze się śmiało, że blog to jest taki właśnie pamiętniczek internetowy. Potem, kiedy założyłem swój i zacząłem czytać te wszystkie serwisy, to wtedy się okazało, że to nie jest taka prosta sprawa z tymi „pamiętniczkami dla szesnastolatek”. Okazało się, że są to bardzo ciekawe rzeczy. Mamy teraz te technologie, te wszystkie RSS'y – ja akurat z tego nie korzystam, ale inni tak – gdzie można śledzić szybko nowe informacje na różnych blogach, gdzie to wszystko ma się pod ręką i nie trzeba klikać po milionie różnych stron z osobna. Nie wiem właśnie, czy serwisy nie są adresowane bardziej jakby do ludzi niespecjalnie związanych z komiksem, którzy czasem tylko je czytają. A wszystkie te specjalistyczne blogi komiksowe łącznie tworzą wielką bazę, bo bądź co bądź to środowisko - nienawidzę tego słowa – gdzie wszyscy się znają, jeśli chodzi o twórców i recenzentów, ludzi z serwisów i tak dalej. Jeśli coś się opublikowało, jakiś czas się w tym siedzi, to znamy się jako tako z twarzy czy z nazwiska. I właśnie – czy serwisy nie są teraz adresowane bardziej do tych, którzy nie znają się jeszcze tak bardzo ze środowiskiem?

RB: Bardzo fajną kwestię poruszył tutaj Daniel, ale jako prowadzący mam prawo do komentowania niektórych rzeczy. Po pierwsze Aleja Komiksu dostaje od większości wydawców gratisowe egzemplarze, także macie nie dogadane..

DC: Ale ja nie proszę o nie.

RB: ..akurat wiem, bo sam jestem wydawcą i większość z nas przekazuje egzemplarze gratisowe. Jeśli chodzi zaś o Daniela, to Daniel jest z kolei biernym użytkownikiem RSS'ów - on może świata przez nie nie obserwuje, ale świat przez RSS'y obserwuje jego. Bardzo ciekawą rzeczą jest to co Daniel powiedział o tych nowych czytelnikach do których docierają portale - czy w jakiś sposób wasze serwisy, blogi czy jakkolwiek nie nazwać waszej twórczości, próbują wyjść do nowych osób i czy macie jakieś głosy, że wam się to udaje?

MA: Powiedzmy, że po części się udaje. Mój serwis jest serwisem małym, tego nie będę ukrywał, ale spotykam się z różnymi sytuacjami. Przykład z życia wzięty dotyczy pojawienia się na rynku serii "Biocosmosis" - dla nas komiksu, a dla miłośników hard s-f tytuł, który może zwrócić ich uwagę, nawet jeżeli nie czytają komiksów, albo nie interesują się nimi w takim stopniu jak komiksiarze. Na jednym z konwentów fantastycznych w Lublinie, czyli na "Falkonie", podeszła do mnie garstka osób, moich znajomych, i spytała się czy warto brać się za "Biocosmosis". Wyraziłem własną opinię o tym komiksie, po czym oni spróbowali i akurat ten tytuł przypadł im do gustu. Właśnie takich informacji osoby nie interesujące się komiksem, mogą się dowiedzieć z serwisów, które wychodzą do szerszego grona użytkowników. Bo tam między newsami z literatury, fandomu, czy sztuki znajdą też coś z komiksu, który może ich zainteresować.

ŁB: Ja tutaj trochę nawiążę, bo Motyw Drogi nie pisze tylko i wyłącznie o komiksie. Piszemy również o filmach czy o animacjach, czasem książkach lub jakichś popkulturowych sprawach i to jest dla nas sposób pokazania, że komiks jest na tym samym poziomie kultury (lub popkultury) jak film czy książka. Przez to popularyzujemy komiks. Nie zamykamy się w tym, że piszemy tylko o komiksie. I przez to poszerzamy grono odbiorców, bo jeżeli ktoś do nas trafił przypadkiem zachęcony recenzją filmu, a między jedną a drugą recenzją trafi na coś o komiksie, to w taki to sposób trafiamy do nowych odbiorców i to się sprawdza. Mamy duże stałe grono czytelników i często jest porównywalne jeśli chodzi o liczbę wejść z serwisami, np. z WRAKiem.

DCh: Jeśli chodzi o mnie, to prowadzę bloga przy którym "lecę na osobowości" - nie mam konkretnie sprecyzowanej tematyki i głównie umieszczam tam na przykład eseje. Większość ludzi wchodzi na mojego bloga szukając Różewicza czy Sartre'a, a się okazuje, że jest tam jeszcze trochę o komiksach. Jako człowiek, który zna się na historii sztuki, na kompozycji, staram się pisać komiksach, korzystając z tej wiedzy. Staram się też, mówiąc o innych dziedzinach, dorzucić też coś o komiksie, tam gdzie da to szersze spojrzenie na dany problem. Wydaje mi się, że w ten sposób można też "podejść" wiele osób. Nawet ludzie, którzy czytają komiksy często nie są świadomi tego jak by można odbierać komiks. Nie uczy się czytania komiksu, jak używać języka komiksowego. Komiks cały czas kojarzy się z kadrami i z dymkami i z jakąś prostą historyjką. Mainstream cały czas pokutuje jako superbohaterowie w rajtuzach, ale są to rzeczy, które już dawno temu się diametralnie zmieniły. Warto dzięki odpowiednim tekstom zmieniać tę świadomość u ludzi.

JS: Motyw Drogi ma taki fajny napis w zakładce na górnej belce: "Na naszej drodze widzimy nie tylko komiksy" i odnosząc się do tego powiem, że w KaZecie widzimy w zasadzie tylko komiksy i tylko o nich piszemy. Można więc powiedzieć, że nie wychodzimy do nowych czytelników, nie jesteśmy pod tym względem kreatywni. Natomiast jeżeli ktoś będzie szukał recenzji jakiegoś komiksu wydanego u nas w kraju, bądź zagranicznego, to jest takie prawdopodobieństwo, że wpisując w google jego tytuł natrafi na KaZet – mamy sporą bazę recenzji i artykułów, chociaż nie o wszystkim piszemy. I na dany moment na pewno jest to jakiś sposób wychodzenia do czytelnika, ale podlegamy prawom specyfiki naszego miejsca w sieci. Mógłbym przyjąć, że wszystkie trzy osoby, które wypowiedziały się przede mną, mają poniekąd lepsze położenie - np. Motyw może sobie pozwolić na to, że pisze o wszystkim, na Paradoksie są newsy z zakresu różnych gałęzi zainteresowań, między innymi z komiksu, a my jesteśmy magazynem komiksowym. Tak samo na blogu, Daniel może pisać o wszystkim, w tym między innymi o komiksie i ludzie, na przykład jego znajomi, którzy nie wiedzieli, że on czyta komiksy, teraz dzięki niemu się nimi mogą zainteresować. Bo skoro Daniel czyta, to może i oni powinni. Ale to dobrze, że występuje taka różnorodność. Dla każdego jest miejsce.

DC: Zacznę od tego, kogo zainteresowałem ostatnio komiksem - koleżanki mojej dziewczyny zaczęły kupować między innymi "Wędrowca z Tundry". Natomiast od razu nasuwa mi się myśl, że jak serwisy komiksowe są od wszystkiego, to są od niczego. A jak są od niczego, to wiadomo co od czego. Chodź przyznam, że ja naprawdę zazdroszczę blogerom, że mogą pisać tylko o tym co kochają i lubią w komiksach. Serwis ma jednak swoje "ramki" - tak jak powiedziałem, jest 23.00 i trzeba wrzucić relację, by zachować świeżość newsa, nieważne czy się człowiek wyśpi czy nie.

RB: Tutaj może troszeczkę nie zrozumieliście dobrze o co mi chodziło. W ten sposób o którym mówiliście faktycznie wychodzicie do nowych ludzi. Zawsze jednak serwis może się reklamować gdzieś indziej, może wychodzić do innych ludzi. To nie znaczy, że nie macie pisać tylko o komiksie. Chodzi głównie o wychodzenie jako takie, o promocję zewnętrzną serwisu w kierunku innych ludzi, nie tylko jako coś ciągle wewnątrz komiksowego środowiska.
Zostało dokładnie pięć minut do końca i jest tu was wszystkich pięciu. Zrobimy więc taki eksperyment, że każdy dostanie dokładnie jedną minutę dla siebie, po upływie której musi oddać kolejnej osobie mikrofon. Podsunę wam jeszcze kilka pytań pomocniczych - tutaj chyba głównie do Daniela i KaZetu: czy ludzie chcą czytać długie teksty? i dalej: czego jest za dużo, czego jest za mało? Jaką wiedzą powinien dysponować idealny autor komiksowych tekstów? Czy nie jest za dużo serwisów? Bo mówicie, że każdy tworzy, robi coś tam sam i czy nie powinno być tych serwisów mniej?

DCh: Długie teksty to akurat jest to co często mi niektórzy zarzucają. Bawi mnie to jak ludzie napiszą mi maila, czy jakiś komentarz na jeden akapit i przepraszają z całego serca, że tak się rozpisali. No niestety, ja wymagam jednak od swoich czytelników trochę więcej czasu, żeby zgłębili to co napisałem. Ale jestem tego świadomy, że jestem jakimś "daniem" - jeśli ktoś ma ochotę akurat na dłuższy tekst, to wtedy wejdzie na mojego bloga. To nie jest tak, że ja wymagam, żeby wszyscy czytali wszystko co piszę i żeby ludzie regularnie mnie odwiedzali, tylko właśnie... (czas minął)

ŁB: Tak, uważam, że jest za dużo serwisów. Tak, uważam, że serwisy nie są kreatywne, a powinny być. Tak, wychodzimy do innych ludzi w inny sposób - jesteśmy obecni na serwisie facebook, na serwisie twitter, na serwisie blip. I popularyzujemy te ścieżki dotarcia do ludzi wśród środowiska komiksowego. Myślę, że z korzyścią dla nas i dla komiksu jako takiego. Kto powinien pisać i jak powinien pisać? Moim zdaniem każdy, bo jest zapotrzebowanie tak naprawdę na wszystko - tak jak papier wszystko przyjmie, to sieć tym bardziej. Są potrzebne zarówno teksty analityczne, jak i esencje, zwykłe recenzje i krótkie „polecam”, za którym stoi np. autorytet. Grono odbiorców w sieci jest nieograniczone i każdy powinien mieć szansę znalezienia czegoś dla siebie, a ostatecznie i tak decydują gusta.

MA: Skoro są użytkownicy, którzy wchodzą na serwisy, to uważam że ta ilość serwisów jaka jest, jest w porządku. Blogi komiksowe - oczywiście tak samo jest dobrze, ale mogłoby ich być więcej - liczymy na kreatywność. A jeśli chodzi o recenzje, czy długość recenzji to już zależy od autora. Jeden ma bardzo dużo do powiedzenia i napisze obszerny tekst i zawsze ktoś to przeczyta. Kto ma pisać o komiksach? Fani dla fanów. Czyli piszą wszyscy.

JS: Faktycznie - serwisy dublując się w podawaniu suchych informacji i nie robieniu nic ponadto, stwarzają wrażenie, że jest ich za dużo. Natomiast tekst powinien być tak długi, jak długim widzi go jego autor. To on decyduje o "ramkach" tego tekstu - jeśli chce napisać dużo, to tak robi, a jeżeli ktoś się znudzi w połowie tekstu to albo to nie był tekst dla niego, albo po prostu był słabo napisany.

DC: To wygląda tak - dla mnie najlepiej by było gdyby był jeden albo dwa porządne serwisy, ale żaden z rządzących serwisem nie zrezygnuje ze swojej marki. Lepiej coś zrobić porządnego, niż rozdrabniać się i tworzyć słabsze rzeczy.

RB: Dziękuję pięknie wszystkim uczestnikom, proszę o gorące brawa. Przede wszystkim podziękujmy im za to, że poświęcają swój wolny czas. Może gdyby by jeden mocny serwis, można by na tym jakoś zarabiać, ale podejrzewam, że przez najbliższe pięć lat takiego jednego serwisu nie będzie. Co będzie dalej? Mówią, że koniec świata, ale zobaczymy.

poniedziałek, 20 lipca 2009

#205 - Król Wilków

Nie należę do tych, którzy gardzą komiksami po brzegi wypełnionymi akcją. Z przegiętymi bijatykami, patetycznymi tyradami potężnych herosów, z galopującą na złamanie karku fabułą, będących czasem na bakier z logiką. Umiem wyłączyć szare komórki na czas lektury, by nieco się „odmóżdżyć”. „Króla Wilków” w takiej właśnie kategorii można umieścić.

Niestety, nawet nie spodziewając się estetycznych uniesień i intelektualnej przygody nie mogę napisać, że manga autorstwa Buronsona (znanego polskiemu czytelnikowi ze skryptu do bardzo dobrej serii „Heat”) i rysownika Kentaro Miury jest pracą choćby niezłą. Bo okazała się niemożebnie i żenująco słaba. Już krótki opis karykaturalnej fabuły zapowiada się cokolwiek niepokojąco. Oto młody historyk i znakomity kendoka wciągnięty przez wir czasu zostaje przeniesiony do epoki podbojów Czyngis Chana. Przybysz z XX wieku całkiem sprawnie radzi sobie w XIII i jako jeden z generałów mongolskiego zdobywcy pomaga mu w budowaniu jego przyszłego imperium. Sytuacja nieco komplikuje się, gdy na scenie za sprawą tego samego portalu pojawia się żona naszego bohatera. Brzmi nieco groteskowo? Uwierzcie mi, że im dalej w las tym i straszniej, i śmieszniej. Nie zdradzając zbyt wiele z fabuły dodam jeszcze, że w komiksie swoją rolę do odegrania ma dywizja czołgów i genialny kilkulatek z Japonii, który okaże się mongolskim zbawcą...

I przyznam, że mógłbym przełknąć te monstrualne bzdury, gdyby tylko „Król Wilków” mnie wciągnął, niczym ten czasowy wir wciąga kolejnych bohaterów. Wybaczyłbym mu brak elementarnej logiki, konsekwencji w prowadzeniu historii czy jakiegokolwiek sensu. Przełknąłbym nawet te nieszczęsne czołgi, jeśli tylko służyłyby fajnej historii. Niestety ta, bardzo szybko zaczęła się niemiłosiernie ciągnąć. Scenariuszowi Buronsona brakuje ciekawych zwrotów akcji, intryga jest przeraźliwie płaska i banalna, a dialogi smętne. Komiks nie ma tej siły, towarzyszącej niektórym typowo pulpowym i rozrywkowym produkcjom, dzięki której nie można się od nich oderwać, bo tak mocno trzymają swojego czytelnika w napięciu.


Także pod względem oprawy wizualnej komiks prezentuje się fatalnie. Gęsto cieniowanie, obficie umięśnione i przesadnie przerysowane postacie reprezentują ten typ mangowego rysunku z lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, który budzi we mnie odruch wymiotny. Kentaro Miura to taki japoński odpowiednik obciachu spod znaku Roba Liefelda i jego przypakowanych herosów obwieszonych tonami karabinów. Jakby tego było mało, rysownikowi bardzo często zdarzają się błędy anatomiczne, kuleje perspektywa. Walkom, które powinny być wizytówką tego typu komiksu, brakuje dynamiki, są nudne i nieciekawe.

Przyznam się, że nie spodziewałem się po Hanami, że zaliczy tak spektakularną klęskę. Do tej pory komiksy ze stajni Radosława Bolałka prezentowały się dobrze lub bardzo dobrze i właściwie na żadnym z nich się nie zawiodłem. „Król Wilków”, który jak mniemam miał być pozycją nieco bardziej rozrywkową w ofercie wydawnictwa, psuje tą świetną serię i, co gorsza, nie jest odosobnionym przypadkiem. Obyczajowe „Ristorante Paradiso” Natsume Ono z pakietu czerwcowego zaprezentowało się równie fatalnie. A w zapowiedziach Hanami można znaleźć kolejny komiks autorstwa tandemu Buronson-Miura i „Japan”, bo o nim mowa, zapowiada się równie słabo, co „Król...”.