wtorek, 30 czerwca 2009

#195 - BFK: tak się robi festiwale!

Wiadomość o tym jak świetną imprezą okazał się Bałtycki Festiwal Komiksu poszła w świat zaraz po zakończeniu imprezy za sprawą Daniela Chmielewskiego, Karola Kalinowskiego, Olgi Wróbel, Tomka Pstrągowskiego, Piotrka Nowackiego i innych. Od siebie dodam, że wszystko co możecie tam przeczytać i zobaczyć to prawda. Nikt z organizatorów nie płacił, nie błagał i nie wymagał, żeby pisać o beefce jako najlepszym, najsympatyczniejszym i najbardziej przyjaznym festiwalu komiksowym w naszym kraju. Tak po prostu było. Więc jeśli w ostatni weekend kogoś nie było w Gdańsku, to polecam już teraz zakreślić sobie w kalendarzu na czerwono końcówkę czerwca 2010 i zacząć odliczać dni do kolejnej odsłony GDAK'a. Bo tym, którzy byli nie trzeba o tym mówić i przypominać.

Festiwal rozpoczął się już w piątek, wernisażem "Komiks japoński - bogactwo stylów, bogactwo treści", ale że nie byłem, to nic ponad to od siebie nie napiszę. Od uczestników wiem tyle, że było miło, sympatycznie z dużą ilością sushi (więc tzw. warszafffka byłaby wniebowzięta - przepraszam, za ten wtręt, ale fenomenu sushi nie potrafię zrozumieć). Dla mnie impreza zaczęła się więc w sobotę o 10.00, kiedy to nastąpiło uroczyste rozpoczęcie imprezy na którym głos zabierali organizatorzy BFK, przedstawiciele Komisji Europejskiej i władz Gdańska. Lekki zgrzyt związany był z osobą tłumaczki, która moim zdaniem nie wywiązała się ze swojego zadania i miała problemy z tłumaczeniem nazw organizacji czy nawet samego festiwalu. Ale nic to. Zaraz po tym nastąpiło spotkanie "Mówić i pisać o komiksie – blogerzy kontra serwisy komiksowe" prowadzone przez Radosława Bolałka, w którym udział wziął Daniel Chmielewski (Pub pod Picadorem), Łukasz Babiel (Motyw Drogi), Marcin Andrys (Paradoks), Jakub Syty (KaZet) i Dariusz Cybulski (Aleja Komiksu). Każdy z uczestników miał okazję zaprezentować swoje zdanie na temat plusów i minusów czy to blogowania, czy pisania dla serwisu, jak i przewagi jednego medium nad drugim. Brakowało mi większej ilości czasu na dynamiczniejszą dyskusję pomiędzy samymi uczestnikami - widać było duże chęci Łukasza (który z mikrofonem i przed publiką czuje się jak ryba w wodzie) do rozkręcenia takowej, ale ograniczony czas i taka a nie inna forma spotkania (odpowiedzi "po sznureczku") uniemożliwiły mu to. A szkoda. Wydawało mi się również, że przedstawiciele serwisów przyjęli w pewnym momencie pozycję obronną i niejako ubolewali nad tym, że forma stron, które reprezentują uniemożliwia im rozwinięcie skrzydeł. Ale o tym postaram się jeszcze napisać na Kolorowych w późniejszym terminie. Kolejnym punktem programu było spotkanie z wydawcami, którzy stawili się w liczbie czterech - Radosław Bolałek z Hanami, Szymon Holcman z Kultury Gniewu, Andrzej Rabenda z Postu i Andrzej Kownacki z JPF. Każdy z nich opowiedział nieco o planach wydawniczych, ale były to w większości informacje o których wcześniej się gdzieś już słyszało/czytało. Niemniej poniżej wyciąg tego co uznałem za najciekawsze:
Hanami - następne tomy "Balsamisty" i "Suppli" (nie licząc nie wydanego jeszcze tomu ósmego) ukażą się dopiero wtedy, gdy na rynku japońskim pojawią się ich kolejne odsłony - związane jest to z tym, że polska edycja idzie łeb w łeb z tą z kraju kwitnącej wiśni. Żeby jednak osłodzić czymś okres oczekiwania na kolejne księgi przygód pierwszego z wymienionych komiksów, wydawnictwo przymierza się do wydania "Beautiful People" Mitsukazu Mihary. Oprócz tego jeszcze więcej Taniguchiego i wspomniany już przy okazji WSK "Japan as Viewed by 17 Creators", który być może zostanie wzbogacony o dwie polskie historie (rozmowy trwają).

Kultura Gniewu - najciekawszą informacją były plany związane z przyszłorocznym dziesięcioleciem wydawnictwa, w związku z którym niektóre komiksy wyjdą w ramach kolekcji "10 lat Kultury Gniewu" i będzie to między innymi kolekcjonerskie wydanie "Zakazanego Owocu" i "Braci Kowalskich" Dariusza Palinowskiego, nowy "Ratman" od Tomasza Niewiadomskiego oraz nowy komiks od Benedykta Szneidera. W październiku można się spodziewać "Łaumy" od KRL'a, której pierwszy rozdział publikowany był swego czasu na blogu Kultury i każdy z 18 odcinków miał oglądalność rzędu minimum 1500. A skoro już jestem przy wykorzystywaniu internetu do promocji to osoby posiadające konto na facebooku mogą teraz dodać do znajomych Kulturę Gniewu, na profilu której ma się dziać dużo, sporo i jeszcze więcej.

Post - trzeci tom "Lupusa" w ciągu najbliższych dwóch tygodni powinien pojawić się na sklepowych półkach, a kolejne przygody Corto Maltese pod koniec lipca. Następnych nowości można się spodziewać na przełomie września i października - a ma być to zbiorczy "Maus" i "Breakdowns" Arta Spiegelmana. Jeśli chodzi o zbiorcze "V jak Vendetta" to termin wydania jest nieznany, podobnie jak oprawa całości - może twarda, może miękka, jeszcze nie ustalono. Swoja drogą czy był lepszy moment na wydanie zbiorcze tego komiksu niż BFK i wizyta Lloyda? Jeśli chodzi o początek 2010 roku to ukazać ma się "Nage Libre" i komiks w stylu dzieł Satrapi opowiadający o Afryce (tytułu nie udało mi się zanotować).

JPF - wydawnictwo stara się cały czas o wydania ekskluzywne i najbliżej temu jest w przypadku "Aż do nieba" (3 tomy w jednym). Jest również szansa na wznowienie "Slumpa". W tym przypadku więcej nie udało mi się zanotować.
Oprócz tego poruszona była również kwestia wydania w naszym kraju "Scotta Pilgrima" Bryana Lee O'Malleya (tego od "Zagubionej Duszy") - Szymon Holcman objawił się światu jako absolutny fan tego "komiksu dla mocnych geeków" i potwierdził chęci ze swojej i Kultury strony w kwestii jego wydania w naszym kraju. Problemem jest jednak to, że firma posiadająca prawa do tytułu nie chce ich odsprzedać małemu wydawnictwu, które puści to w niewielkim nakładzie. Ale nadzieja umiera ostatnia (podobno).

Po krótkiej przerwie rozpoczęło się spotkanie z jedną z zagranicznych gwiazd festiwalu, wspomnianym już Davidem Lloydem. Sala momentalnie się zapełniła, a artysta odpowiedzialny za grafikę w "V jak Vendetta" rozpoczął dwugodzinną prezentację na temat swojej twórczości. Głównym jej punktem były historie związane z dziełem stworzonym wraz z Alanem Moorem, ale zanim to nastąpiło Pan Lloyd opowiedział nieco o swoich artystycznych początkach, pierwszych komiksach, publikacjach i inspiracjach oraz o ostatnio wydanym "Kickbacku" jego autorstwa (dostępnym na festiwalu). Słuchało się tego całkiem miło, chociaż po godzinie było już nieco nużąco. Mały minus dla tłumaczki (już innej niż ta od rozpoczęcia festiwalu), która nie była zaznajomiona z nazwiskami komiksowych twórców czy tytułami komiksów, przez co musiała liczyć na pomoc innych osób, bardziej obeznanych w komiksowej materii.

Na tym spotkaniu zakończyła się moja sobotnia obecność na kolejnych punktach programu (z małym wyjątkiem przy rozdaniu GDAK'ów - ku zaskoczeniu wszystkich "Kwaziu" nie zdobył żadnej nagrody), a zaczęła część typowo towarzyska. Miło było zobaczyć parę znanych twarzy, a parę kolejnych poznać osobiście, uścisnąć grabę i zamienić kilka słów. Dzięki wielkie! Zupełnym zaskoczeniem dla wszystkich było zaproszenie przez organizatorów na imprezowy bankiet, który miał miejsce na Gdańskiej starówce i obfitował w tradycyjną kuchnię tego regionu (menu dostępne na blogu KRL'a). Każdy najadł się do syta (Jaszczu zachęcał do tak zwanego "robienia bazy"), po czym impreza przeniosła się do Irish Pubu, w którym odbyło się Interparty z Bitwami Komiksowymi. Szczegółowej relacji polecam szukać na innych blogach, na których dostępna jest również i fotorelacja z dziwnych rzeczy, które wyczyniali komiksiarze. Ramię w ramię bawili się organizatorzy, wydawcy, twórcy zarówno polscy jak i zagraniczni oraz sami czytelnicy - integracja po całości, bez podziału na lepszych i gorszych. Wspomniane Bitwy Komiksowe wygrał Piotr Nowacki, który zostawił w tyle takie persony jak Karol Kalinowski (który popełnił najlepszą bitewną pracę do tematu "Toksyczna miłość"), Janusz Wyrzykowski, Olga Wróbel, zwycięzca pierwszej edycji Daniel Chmielewski czy też David Lloyd lub Guy Delisle. W moim przypadku wieczór skończył się długą pogawędką o Marvelu, nocnym zwiedzaniu Gdańska, poznawaniu jego historii i wizycie w Szafie. Brzozo - wielkie dzięki!

Niedziela, ostatni dzień BFKi, rozpoczął się od prezentacji Chmielewskiego Daniela na temat kompozycji w komiksie, która ze względu na ogrom materiału przygotowanego przez twórcę "Zostawiając Powidok.." nieco się przedłużyła. Tak swoją drogą to z chęcią zobaczyłbym przynajmniej jej część w kolejnym numerze Ziniola - podobnie jak to było w przypadku Danielowego artykułu na temat perspektywy w drugim numerze tego kwartalnika kultury komiksowej. Zaraz po tej prelekcji sceną (chociaż sceny to w zasadzie nie było) zawładnęli (w porządku alfabetycznym): Piotr Nowacki, Tomasz Pastuszka i Bartosz Sztybor, którzy przedstawili światu projekt "Karton", którego można się spodziewać w okolicach październikowej MFKi. Trio przedstawiło ideę nowego magazynu, oraz serie, które stanowić będą jego treść - oczywiście z dużym humorem, jak np. Sztybor Bartosz prezentujący jak poprawnie wdepnąć w trupa, żeby wydobyła się z niego szukana onomatopeja. Szczegóły tego nowego kwartalnika przedstawi niebawem Łukasz na Motywie Drogi.

Przez całą imprezę zaniedbałem wizytowanie sali numer dwa, w której odbywały się głównie warsztaty z młodymi twórcami komiksów, ale przynajmniej w drobnej części nadrobiłem to w ostatnich godzinach festiwalu. Daniel Chmielewski - jak sam przyznaje u siebie na blogu - przygotował wymagające zadanie dla uczestników jego warsztatów i patrząc po nich widziałem, że byli szczerze zaangażowani zarówno w proces twórczy jak i wysłuchiwanie uwag od swojego mistrza, który czy to młodym czy tym nieco starszym starał się przekazać możliwie jak najwięcej. Pełna profka. Chwilę później Asu dosyć szybko zaprezentował proces powstawania komiksu i zaraz po tym sala numer dwa opustoszała. Zostało może pięć, może nieco więcej osób, które czekały na Tomasza Pstrągowskiego i jego kilka słów na temat autobiografizmu w komiksie. Powiem szczerze, że żałuję bardzo, iż Pstraghi nie miał szans zaprezentować się przed szerszą publiką na większej sali - było zabawnie, z polotem i bez szczypty nudy, a sam prowadzący okazał się gościem, który potrafi przykuć uwagę słuchających. Tekst na którym opierała się ta prezentacja jest dostępny w szóstym numerze Splotu, ale jego sucha lektura, bez uwag i żartów Tomka nie daje takiej satysfakcji (wiem, że to nie będzie śmieszne w żadnym stopniu, bo było tak tylko w tym jednym jedynym momencie, ale "to nie jest graphic novel, to jest stary żyd" jest dla mnie cytatem BFKi). Po tej prelekcji pojawiły się plotki, jakoby Tomasz Pstrągowski miał poprowadzić przyszłoroczne ESKA Music Awards, ale póki co jest to wiadomość nieoficjalna.

Oprócz dwóch sal w których odbywały się spotkania, była również i trzecia przeznaczona dla najmłodszych uczestników imprezy, oraz czwarta - na piętrze - przeznaczona na giełdę. Pojawiła się Komikslandia i niektórzy wydawcy, ale z tego co widziałem wielkich tłumów nie było. Podobnie jak na samej imprezie - chociaż nie można powiedzieć, żeby sale w większości świeciły pustkami. Jestem jednak pewien, że po tylu rewelacyjnych opiniach na temat tegorocznej BFKi, kolejną edycję odwiedzi znacznie więcej osób - niektóre już to deklarują chociażby w komentarzach podlinkowanych na początku blogowych wspomnień. I warto! Po stokroć warto! Organizatorzy zadbali o to, żeby wszyscy czuli się równi sobie, bez względu na to co wspólnego mają z komiksami. Zadbali też o to, żeby nikt głodny i o suchym pysku nie chodził - chociaż nie ma co ukrywać, żeby było to głównym celem tego typu imprez, ale sam fakt, sama inicjatywa, pamięć i troska o tych co często telepali się kilkaset kilometrów zasługuje na pochwały. Jedyne czego mi brakowało, to jakiejś salki przeznaczonej na to, żeby móc na spokojnie usiąść i pogadać, bo inaczej trzeba było wychodzić na zewnątrz i tam szukać jakiegoś spokojniejszego miejsca. Ale to tyle z minusów.

Podsumowując - najlepsza komiksowa impreza na jakiej byłem! Chociaż mam szczerą nadzieję, że za rok będę mówił podobnie, ale już odnośnie kolejnej edycji Bałtyckiego Festiwalu. W najbliższych dniach można się spodziewać u nas kilku wpisów postBFKowych, w tym mam nadzieję podsumowującego imprezę wywiadu z Radkiem Bolałkiem, z którym rozmawialiśmy już przy okazji promocji beefki.

Na koniec chciałbym przypomnieć, że bez takich osób i instytucji jak właśnie Radek i spółka, jak Komisja Europejska, jak Pracownia Komiksowa, Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna w Gdańsku czy władze miasta i sponsorzy nie byłoby tej imprezy i tylu pozytywnych wspomnień! Wypadałoby o tym pamiętać.

Idealny początek ostatnich trzymiesięcznych wakacji w życiu.

PS. Ze swojej strony jeszcze serdeczne podziękowania dla tych wszystkich, którzy użyczyli mi swoich komórek w ciągu tych dwóch dni! ;)

poniedziałek, 29 czerwca 2009

#194 - Big Guy i Rusty Robochłopiec

„Big Guy i Rusty Robochłopiec” jest drugim, po „Hard Boiled”, owocem współpracy Franka Millera i Geoffa Darrowa. W jakiej formie powracają twórca, uchodzący za jednego z przełomowych artystów amerykańskiego przemysłu komiksowego, nagrodzony w sumie sześcioma nagrodami Eisnera oraz rysownik z chorobliwą obsesją szczegółu, który zdobył dokładnie o połowę statuetek mniej ?

Poprzednia praca tandemu Miller-Darrow bardzo luźno nawiązywała do krótkiego opowiadania Philipa K. Dicka „Elektryczna mrówka” („The Electric Ant”), a miłośnicy science-fiction mogli doszukiwać się w komiksie nawiązań do prozy Aldousa Huxleya czy „Łowcy Androidów”. Niesamowitemu graficznemu rozbuchaniu towarzyszyła opowieść o zdegenerowanym świecie przyszłości i subtelna refleksja nad tożsamością, utrzymana w cyber-punkowym guście. W porównaniu z raczej poważnym „Hard Boiled”, „Big Guy i Rusty Robochłopiec” jest komiksem parodiującym dzieła spod znaku „monster movies” z Godzillą, uchodzącą za jego modelową przedstawicielką. Schemat, będący obiektem pastiszu w utworze Millera i Darrowa, jest dosyć prosty. Fabuła filmów z gumowymi potworami w roli głównej koncentruje się na dramatycznych zmaganiach ludzkości z niepokonanym (przynajmniej w teorii) stworem, który jest najczęściej wynikiem jakiegoś nieudanego eksperymentu.

Rolę potwora w „Big Guy`u” odgrywa przypadkowo przywrócone do życia pradawne monstrum w japońskich laboratoriach genetycznych. Wojsko jest bezsilne wobec potwora niszczącego wszystko, co stanie na drodze jego przemarszu przez Tokio. Nawet Rusty Robochłopiec, tajna nukleoprotonowa broń japońskiego rządu jest bezsilna wobec bestii. Wszystko wskazuje na to, że nie tylko stolicę kraju kwitnącej wiśni, ale również cały świat czeka niechybna zagłada. Ostatnią nadzieją ludzkości jest Big Guy, najbardziej niesamowita zdobycz amerykańskiej myśli technicznej. Tylko bohaterski żołnierz zamknięty w ciele tytanowego kolosa ma szansę w starciu kreaturą. Komiks prowadzony jest właśnie w takim, ociekającym patosem stylu, pełnym dialogów i monologów charakterystycznych dla komiksu super-bohaterskiego złotego i srebrnego wieku. Rzecz w sam raz dla miłośników rasowej pulpy i przysłowiowej rozpierduchy.

Podobnie, jak w przypadku „Hard Boiled”, tak i na kartach „Big Guy`a…”, Geoff Darrow mógł w pełni popisać się swoim niesamowitym kunsztem graficznym. Te 80 stron zmagań ludzkości z dinozauropodobnym stworem wypełniają po brzegi szczegółowe, czasem aż do przesady, rysunki autora „Shaolin Cowboy”. Z niesamowitą pieczołowitością Darrow odtwarza samochody, budynki, automaty z zimnymi napojami, linie wysokiego napięcia, teczki biznesmenów, reklamy. Dosłownie wszystko. Najbardziej uważni czytelnicy powinni być w stanie policzyć ilu ludzi padło ofiarą krwiożerczej bestii. Rysownik w swojej pracy idzie pod prąd klasycznej i uchodzącej za najwłaściwszą technice opowiadania obrazem w komiksie. Zamiast wzorem Herge`a i innych klasyków upraszczać nieistotne elementy tła, drugiego i trzeciego planu, Darrow rysuje je jednakową dokładnością, co głównych bohaterów. Tym samym staje w poprzek założeniom ligne claire i wykładowi Scotta McClouda o dwóch rodzajach graficznego przedstawienie – tych, które pozwalają odbiorcy „widzieć” i tych, które pozwalają „być”. Jerzy Szyłak trafnie określił styl „Hard Boiled” i „Big Guy`a...” jako „kakofonia obrazów”, w której czytelnik atakowany feerią obrazów, zostaje pozbawiony jakichkolwiek wskazówek, na co zwracać uwagę, co w komiksie jest najistotniejsze.

„Big Guy i Rusty Robochłopiec” niewątpliwie jest komiksem słabszym od „Hard Boiled”. Nie wiem, czy winą mogę obarczać pastiszową konwencję, na jaką zdecydowali się autorzy, ale po całkiem sympatycznej lekturze komiksu, chce się go odłożyć na półkę. Nie ma w nim nic, co przykuwałoby na dłużej moją uwagę, w przeciwieństwie do „Hard Boiled”, po którym zadawałem sobie pytanie, o co właściwie w tym komiksie chodzi. Po lekturze „Big Guy`a...” wiedziałem wszystko. Ale doskonale pamiętam, że w pierwszej ocenie poprzedniego komiksu Millera i Darrowa po prostu się myliłem i po pewnym czasie się zreflektowałem. Może tak będzie i w tym przypadku?

niedziela, 28 czerwca 2009

#193 - Trans-Atlantyk 44

Do końca „Ultimatum” pozostał jeszcze jeden numer, zatem czytelników czeka jeszcze ostateczna, zapewne „epicka”, bitwa pomiędzy Magneto, a tymi herosami, którzy przeżyli pomysły Jepha Loeba. Potem dostaniemy jeszcze pożegnanie ze starym tytułami linii „Ultimate” na łamach tytułów oznaczonych winietką „Requiem” i wstęp do „Ultimate Comics” na kartach „Ultimate Comics Sampler”, napisanego przez Arune Singh. A zanim jeszcze opadnie kurz po finałowym starciu, Marvel ogłosił już, kto będzie budował na nowo uniwersum Ultimate. Wśród scenarzystów wymieniani są ci, którzy już zrobili wiele dobrego dla U-imprintu Domu Pomysłów. Brian M. Bendis nadal będzie ciskał skrypty do „Ultimate Spider-Mana” przemianowanego na „Ultimate Comics Spider-Mana”, bez względu na to, czy Peter Parker przeżyje, czy też jego miejsce zajmie ktoś inny. Warren Ellis, któremu nie udało się jeszcze napisać słabego komiksu super-bohaterskiego (przynajmniej według mnie) dostanie mini-serię „Ultimate Comics Armor Wars” (rysunkami zajmie się Steve Kurth), w której główne skrzypce będzie grał Tony Stark. Wreszcie Mark Millar dostanie swoją szansę zatarcia złego wrażenia, jakie pozostało po jego runie w „Fantastuc Four” i powróci do tytułu, który wywindował go do pierwszej ligi komiksowych scenarzystów, czyli do „Ultimates”. O jego „Ultimate Avengers” szerzej pisaliśmy tutaj (pod numerem drugim). To są krzepiące i raczej dobre wieści dla fanów pisanego na poziomie komiksu super-hero. Niestety, do tej trójki trzeba również dołączyć samego Loeba, który dla restartowanego imprintu będzie pisał ciąg dalszy trzeciej serii „Ultimatesów”. I to jest ta zła wiadomość. (j)

#1 Na początku tygodnia pojawiły się plotki o opuszczeniu przez J.M. Straczynskiego funkcji skryby serii "Thor", które sam zainteresowany potwierdził kilkadziesiąt godzin później. Ostatnia przygoda JMS z bogiem piorunów zostanie zaprezentowana we wrześniowym "Thor: Defining Moments Giant Size" #1, którą zilustruje Marco Djurdievic. Na razie nie wiadomo kto zastąpi byłego scenarzystę "Amazing Spider-Mana", ale decyzja co do następcy została już ponoć podjęta i wielce prawdopodobne, że zostanie zaprezentowany podczas zbliżającego się wielkimi krokami San Diego Comic Con (23-26 lipca). Zresztą poszukiwania kolejnego skryby miały być ponoć przyczyną sporych opóźnień, które ostatnio były dużym problemem dla tej cenionej serii. (a.)

#2 W ostatnich numerach „New Avengers” poznaliśmy bohatera, który przejął schedę marvelowego Sorcerer Supreme po Doktorze Strange`u. Nowym ziemskim mistrzem sztuk magicznych został niejaki Brother Voodoo, postać raczej zapomniana i nieco przykurzona, z która Bendis wiąże spore plany. Ustępujący z urzędu czarodziej i jego następca dostaną wkrótce swoje mini-serie. Voodoo, oprócz tego, że będzie odgrywał sporą rolę w drużynie Mścicieli, pojawi się również na kartach „Doctor Voodoo: Avenger of the Supernatural” do scenariusza Ricka Remendera („Punisher War Journal”, „The End League”). Natomiast Strange wystąpi na łamach zamkniętej w czterech częścią historii „Strange” pisanej przez weterana Marka Waida („Superman: Birthright”, „52”, no i „Kingdom Come”). Osobiście jestem ciekaw, czy ta zamiana miejsce będzie permanentna. Tymczasem co bardziej przenikliwy czytelnicy w całym tym zamieszaniu wokół magiczno-demonicznego zakątka 616-stki dopatrują się pierwszych oznak „Unholy War”, nowego, wielkiego eventu, o którym wspomina się półgębkiem w kuluarach i pokątnie plotkuje na forach. (j.)

#3 Uniwersum Piekielnego Chłopca konsekwentnie jest rozbudowywane przez swojego twórcę. Pięcioczęściową mini-serię dostanie niejaki sir Edward Grey postać, która okazjonalnie przewijała się na łamach „Hellboya” i „B.B.P.O.”. Pierwszy zeszyt „Witchfinder: In the Service of Angels” ukaże się już w lipcu, jego skryptem zajmie się Mike Mignola, a rysunkami Ben Stenbeck. Z tego, co Mike mówi, w rysach głównego bohatera, będącego okultystą-detektywem w służbie Królowej, można dopatrzyć się inspiracji Johnem Constantine`m, co wcale nie musi być zarzutem. No i sam komiks, jak każda z pozycji osadzonych w hellboy-verse zapowiada się co najmniej dobrze – wiktoriańska Anglia, masoni i tajemnicze morderstwa – pysznie! (j.)

#4 Ed Brubaker chyba nie planuje żadnych wakacji w tym roku, bo do tytułów, nad którymi obecnie pracuje („Captain America”, „Captain America: Reborn”, końcówka „Daredevila”, „Incognito”, „Project: Marvels”) dojdzie kolejny. Arcz wspominał już w poprzednim Trans-Atlantyku o startującym we wrześniu „The Sinners”, kolejnym rozdziale znakomitej serii „Criminal”, rysowanej przez Seana Phillipsa. Na kartach nowej historii ma powrócić Tracy Lawless, główny bohater drugiej historii pierwszego woluminu („Lawless”) i co by nie pisać – znowu zapowiada się pysznie, akurat na osłodzenie wrześniowej sesji poprawkowej. (j.)

#5 Na sklepowych półkach (przynajmniej tych po tamtej stronie Oceanu) można już znaleźć „The Art of Harvey Kurtzman: Mad Genius of Comics”. Album określany jest jako biograficzny art-book, traktujący o jednej z najwybitniejszych postaci amerykańskiego komiksu. O życiu i twórczości zmarłego w 1993 roku klasyka undergroundowego komiksu, założycielu magazynu „MAD” i autorze innych utworów, piszą Denis Kitchen i Paul Buhle. W tym twardookładkowym tomie będzie można znaleźć mnóstwo szkiców, niepublikowanych stripów, okładek i wszelakich materiałów związanych z projektami, w które zaangażowany był artysta z Brooklynu. (j.)

#6 Udany występ Deadpoola na kinowym ekranie u boku samego Wolverine`a nie tylko zaowocował zapowiedzią filmowego spin-offa z udziałem Wade`a Wilsona, ale również wpłynął na jego komiksową karierę. „Merc with Mouth”, podobnie jak niegdyś Rosomak, jest obecnie wciskany wszędzie, gdzie tylko się da. Oprócz swojej regularnej serii „Deadpool”, pisanej przez Daniela Way`a, i niedawno zakończonego starcia z Thunderboltsami w historii „Magnum Opus”, Wade odgrywa jedną z wiodących ról podczas „Messiah War”, występuje w mini-serii „Deadpool: Suicide Kings” tworzonej przez Mike`a Bensona i Carlo Barberiego, a już w lipcu pojawi się na kartach kolejnej. Do „Deadpool: Merc With A Mouth” scenariusz napisze Victor Gischler, a rysunkami zajmą się Bong Dazo, Arthur Suydam, Jose Pimentel. (j.)

#7 „Treehouse of Horror” był trzecim odcinkiem drugiej serii „Simpsonów”, wyemitowanym w zamierzchłym już roku 1990, który zapoczątkował tradycję halloweenowych specjali liczących sobie dzisiaj już 19 sztuk. Ale co kultowy serial ma wspólnego z komiksami? Otóż we wrześniu na sklepowych półkach pojawi się antologia „The Simpsons: Treehouse of Horror” zbierająca krótkie komiksowe wariacje na temat święta duchów i pracy Matta Groeninga. W projekt będą zaangażowane takie tuzy, jak Jordan Crane (Timofie, czekam i doczekać się nie mogę!), Kevin Huizenga („Ganges”, „Or Else”), Jeffrey Brown („Incredible Change-Bots”, „Clumsy”) czy C.F. (podobno znakomite „Powr Mastrs”). Redaktorem całego przedsięwzięcia jest Sammy Harkham, ten od obsypanej nagrodami antologii „Kramers Ergot”. (j.)

#8 Nie jest to news zza wielkiej wody, a bardziej taki informacyjno-organizacyjny, ale nic to - Bałtycki Festiwal Komiksu dobiegł końca i jak dla mnie impreza ta była niezwykle udana i warta telepania się ze Stolicy. Ciekawy plan, ciekawe rozmowy, dużo dobrego jedzenia i Bitwy Komiksowe z udziałem Delisle'a i Lloyda. To wszystko tam było. A szerszej relacji można się spodziewać w najbliższych dniach (zapewne we wtorek), a oprócz niej postaram się wrzucić jeszcze kilka wpisów postBFKowych. Tyle na tę chwilę - idę odsypiać! (a.)

"Geek Honey of the Week"
(tym razem zapraszamy do galerii niejakiej Sashy, która przebrała się z Mary Jane w wersji Zombie znanej z okładki do piątego numeru "Marvel Zombies"!)

#192 - Mały Świat Golema

Na kartach „Małego świata Golema” jego autor Joann Sfar, chyba jeden z najpłodniejszych i najwybitniejszych obecnie komiksowych twórców, zaprasza czytelnika na opowieść wraz z bohaterami znanymi z innych jego dzieł. W tym nietypowym crossoverze wezmą udział między innymi dwaj spryciarze - elegancki Michel Douffon i zgryźliwy Vincent Ehrenstein, nie mogący się zdecydować, w którą stronę wyruszyć Drzewiec, komisarz wileńskiej policji nazywany złośliwie Humpty`m Dumpty`m, melancholijny wampir Fernand oraz piękna Mandragora.

Niestety, polski czytelnik nie miał jeszcze okazji zapoznać się z tymi postaciami, występującymi na łamach swoich własnych tytułów i serii. W„Małym świecie Golema” cały ten konglomerat został bardzo udanie połączony w jedną, spójną i frapującą całość, co znamionuje komiksowy kunszt Sfara, znanego z „Kota Rabina” (wydawanego nakładem Postu) i „Klezmerów” (niedawno opublikowanych przez Kulturę Gniewu). Francuski artysta żydowskiego pochodzenia w swoim komiksie łączy krótkie nowelki z bohaterami w nich występującymi delikatną nicią głównego wątku, tworząc nastrojową opowieść. Pełną humoru, napisaną i narysowaną lekkim piórem, ciepłą, ironiczną, ale jednocześnie mądrą. W swoich pracach Sfar bardzo często dotyka tradycji żydowskiej i „Golem” od tej reguły nie jest wyjątkiem. Ja mogę się tylko domyślać znaczenia i wymowy tu i ówdzie pozostawianych przez autora śladów, bo nie jestem specjalista w tej dziadzienie, przez co moja lektura nie może być pełna.

Pod względem wizualnym komiks prezentuje się bardzo dobrze. Sfar narysował „Mały świat Golema” urokliwą i skromną czarno-białą kreską, adekwatną do swobodnie prowadzonej historii. Chwilami lirycznej i spokojnej, a chwilami bardzo ekspresyjnej, albo i nawet ekspresjonistycznej.

Mroja Press chwali się wysoką jakością edytorską swoich komiksów i rzeczywiście, trudno coś zarzucić „Małemu światu Golema” pod tym względem. Odpowiednio utwardzona okładka ze skrzydełkami, dobrej jakości, gruby papier, oryginalne liternictwo i świetne tłumaczenie. Co więcej, ciekawym pomysłem jest wydanie komiksu w wersji „czystej”, to jest pozbawionej czegokolwiek, co nie należy do dzieła. Na skrzydełkach nie znajdziemy biogramu twórcy, na tylnej stronie okładki nie ma krótkiego streszczenia utworu i wyliczanki patronów medialnych.

Nie wahałbym się nazwać „Małego świata Golema” komiksem z licznymi elementami poetyki postmodernistycznej, gdyby nie to, że obdarzając go takim określeniem wyrządzę prędzej więcej szkody niż pożytku. Nie chcę obciążać go brzemieniem utworu wydziwionego i niezrozumiałego, bo przecież „Golemowi” bardzo od tego daleko. Ale da się dostrzec w komiksie kilka cech charakterystycznych dla tradycji ponowoczesnej, z których korzysta Sfar. W same założenia jego komiksu wpisana jest nieoryginalność, bowiem autor swobodnie korzysta ze swoich poprzednich utworów. Podkreślona została jego umowność jako utworu literackiego (strona 29 i przerwanie ciągłości narracji), a samego komiksu nie można traktować jako utworu koherentnego, spójnego (w 1894 roku nie mógł istnieć taki samochód, jakim poruszają się Michel i Vincent). Wreszcie „Golem” wyrasta z lokalnego i indywidualistycznego doświadczenia swojego autora, które nijak ma się do wartości powszechnie uznawanych za uniwersalne i powszechne, choć ten argument chyba najłatwiej obalić.

„Mały świat Golema” jest dobrą, a może nawet bardzo dobrą pozycją w dorobku wybitnego i płodnego twórcy, ale nie prezentuje klasy choć zbliżonej do „Kota Rabina”. Słowem – nie jest to wybitny komiks.

piątek, 26 czerwca 2009

#191 - Sandman Przedstawia: Furie

Egmont konsekwentnie kontynuuje swoją politykę penetrowania najdalszych zakątków Śnienia i prezentowania komiksów, będących odpryskami uznanej serii „Sandman” autorstwa Neila Gaimana. Tym razem sięgnięto po „Furie”, które ukazały się w cyklu „Sandman Przedstawia”. Mike Carey i John Bolton, twórcy tego albumu, dopisują epilog do wątku jednej z najważniejszych postaci serii, Lyty Hall, anektując do gaimanowskiego uniwersum kolejne połacie greckiej mitologii.

Musze przyznać, że nie należę do największych fanów twórczości epigonów Gaimana, literacko żerujących na jednym z jego największych komiksowych dzieł. Fabularny przepis na „Furie” jest podobny do tego, jaki został zastosowany w innych spin-offach „Sandmana” – w pobocznych seriach „Lucyfer” i „Śnienie” czy albumie „Śmierć”. W rozgrywki między nieśmiertelnymi istotami, bóstwami i innymi stworzeniami, znanymi z literackiego dorobku ludzkości, zostaje mimowolnie, ale nie do końca przypadkowo, wplątany człowiek. Mike Carey sięgając do helleńskich mitów przedstawia konflikt pomiędzy Kronosem, próbującym przechytrzyć ścigające go tytułowe Furie, boginie zemsty, stojące na straży prawa społecznego. Kluczową rolę w planach tytana, który zabił swojego własnego ojca, odgrywa właśnie Lyta Hall, próbująca ułożyć sobie życie po stracie swojego syna, będąca ziemskim wcieleniem gniewu Pań Łaskawych. Dramat z udziałem tych bohaterów zostanie odegrany we współczesnej scenerii Aten, gdzie świat rzeczywisty będzie przenikał się z antycznymi wierzeniami i krainą Śnienia.

„Furie” czyta się bardzo sprawnie, historia poprowadzona jest składnie i dynamicznie, choć bez większych fajerwerków. Te 96 stron znamionuje solidny warsztat scenarzysty, który ma na swoim koncie takie tytuły, jak fatalne „Boże, zachowaj królową” czy niezłego „Hellblazera”. W żadnym jednak momencie „Furie” nie wybijają się ponad mocną przeciętność, nie mówiąc już o poziomie gaimanowskiego „Sandmana”. To zupełnie inna liga. Niestety, oprawa wizualna nie jest mocną stroną „Furii” i nieco odstaje poziomem od opowiadanej historii. Rysownik John Bolton, znany polskiemu czytelnikowi z malarskich i niemal fotorealistycznych ilustracjo do „Hellraisera”, „Ksiąg Magii” czy „Baśni: Z 1001 nocy Królewny Śnieżki”, tym razem się nie popisał. W swojej pracy zwyczajnie przesadził w korzystaniu ze zdjęć. Grafika momentami wygląda bardzo sztucznie, niektóre malarskie obróbki zdjęć wykonane są kiepsko i niedbale.

Jeśli chodzi o polską edycję to nie można mieć większych pretensji do Egmontu, któremu ostatnimi czasu przytrafiło się kilka edytorskich wpadek. Przekładowi Pauliny Braiter, oprócz jednej czy dwóch nieporęczności, trudno jest coś zarzucić. Tym razem Białostockie Zakłady Graficzne niczego popsuły i jakość wydania komiksu jest wysoka. Dodajmy, że przy całkiem przystępnej cenie.

„Furii” nie muszę rekomendować fanom twórczości Neila Gaimana i miłośnikom Morfeusza, wszak to głównie do nich skierowana jest ta pozycja. Innym, którzy chcieliby zapoznać się z „Furiami” polecam najpierw lekturę oryginalnej serii, dzięki czemu przygoda z utworem Carey`a i Boltona będzie miała odpowiednią wymowę i będzie pełniejsza. Bo w gruncie rzeczy to całkiem niezłe czytadło.

środa, 24 czerwca 2009

#190 - BFK: rozkład jazdy

Słowem wyjaśnienia - déjà vu (czyt. deżawi), które może pojawić się przy czytaniu dalszej części wpisu, może wynikać stąd, że podobny tekst pojawił się równo 24h temu na Motywie Drogi. Poniższe kilka słów o BFK skrobałem od jakiegoś czasu i gdyby wszystko odbyło się zgodnie z planem to notka poszłaby z automatu wczoraj o 12:00 - ale nie poszła i na dodatek jeszcze obywatel Babiel Łukasz był szybszy (zresztą nie po raz pierwszy). Więc jeśli czytaliście jego wczorajszy wpis, to ten poniższy potraktujcie raczej jako utrwalenie informacji.

Bałtycki Festiwal Komiksu (Gdańsk, Targ Rakowy 5/6, Wojewódzka i Miejska Biblioteka Publiczna, wstęp wolny!) już za chwilę, więc najwyższa to pora na zaprezentowanie planu imprezy. Co prawda został on ogłoszony dobrych kilka dni temu i wisi na każdym chyba serwisie komiksowym, ale będzie i tutaj. Tyle, że w nieco innej formie. Program festiwalu zaskoczył mnie swoim bogactwem i widzę, że będę miał ciężki orzech do zgryzienia w przypadku kilku nakładających się na siebie punktów programu. Poniżej więc program uwzględniający co też w danej godzinie dzieje się w Sali 1 i Sali 2. Jest jeszcze Sala 3, ale założyłem (może mylnie), że jej program raczej nie będzie interesował nawiedzających dwie pierwsze i umieściłem go w dalszej części wpisu. Główne atrakcje festiwalu przeznaczone są na sobotę i niedzielę, ale dzień wcześniej w Centrum Sztuki Współczesnej Łaźnia będzie miał miejsce pierwszy punkt imprezy, czyli wernisaż otwierający wystawę "Komiks japoński - bogactwo stylów, bogactwo treści" (ul. Jaskółcza 1, start o 19:30, wstęp wolny - w późniejszych dniach zniżka na bilet po okazaniu karty imprezy). A po piątku jest..

Sobota - 27 czerwca:
10:00 – 10:30
Uroczyste otwarcie festiwalu

10:30 – 11:30
Mówić i pisać o komiksie – blogerzy kontra serwisy komiksowe
Warsztaty komiksowe – Przemysław „Trust” Truściński

11:30 – 12:30
Spotkanie z wydawcami
Warsztaty komiksowe – Ireneusz Konior i Karol "KRL" Kalinowski

12:30 – 14:30
Spotkanie z Davidem Lloyd - autorem V jak Vendetta czy Hellblazer
Warsztaty komiksowe – Janusz Wyrzykowski i January N. Misiak (do 13:30)
Hello Kitty - prawda i mity - Jaśmina Kotlarek (od 13:30)

14:30 – 15:30
Spotkanie z Ireneuszem Koniorem (do 15:00)
Komiks belgijski – prowadzi Michał Janowski (od 15:00)
Dziwne opowieści i Podróż w nieznane. Czyli o pewnych magazynach, które zmieniły oblicze komiksu – Maciek Wycinek

15:30 – 16:30
Jak działa japońskie wydawnictwo komiksowe – Yoshimasa Mizuo
Mroczny Rycerz Gotham w obiektywie kamery Christophera Nolana - Michał "Chudy" Chudoliński, Michał Siromski, Jakub Syty

16:30 – 18:00
Spotkanie z Guyem Delisle - autorem Phenianu i Kronik birmańskich
Hiroshige i Mizuki Shigeru. Mistrz i uczeń? – Joanna Zaremba-Penk (do 17:30)
Warsztaty komiksowe – Jacek Frąś (do 18:05)

18:05 – 18:30
Rozdanie GDAK-ów, wyłonienie zwycięzców konkursów: „Pasek z energią i klimatem” oraz „Pasek w pomorskich klimatach”.

Po czym o 20:30 rozpocznie się Interparty w Irish Pubie (ul.Korzenna 33/35 - piwnice Ratusza Staromiejskiego), gdzie znany i nagradzany poeta Bartosz Sztybor poprowadzi pomorską edycję "Bitew Komiksowych". Dla spragnionych zniżka na piwo (z 7zł na 5zł) za okazaniem karty imprezy. Party ciągnąć się będzie zapewne do późnych godzin nocnych / wczesnych porannych i jak zwykle w takich przypadkach będzie się o nim rozprawiać jeszcze długo po całej imprezie. Wiec jeśli chcecie znać wszystkie ploty i njusy to do Irisha przybywajcie.
Nocne wrażenia nie zdążą jeszcze opaść a zacznie się ostatni dzień imprezy, czyli..

Niedziela - 28 czerwca:
10:00 – 11:00
Kompozycja jako coś więcej niż zbiór elementów na płaszczyźnie – Daniel Chmielewski
Formy chmurowe w sztuce komiksu – Filip Bąk

11:00 – 12:00
Projekt Karton - Tomasz „Asu” Pastuszka oraz Piotr Nowacki
Warsztaty z kompozycji – Daniel Chmielewski

12:00 – 13:00
Sen nocy letniej Neila Gaimana – Jakub Syty
Warsztaty komiksowe – Tomasz „Asu” Pastuszka, Piotr Nowacki oraz Bartosz Sztybor

13:00 – 14:00
Promocja miasta poprzez komiks - jak to się robi w Wejherowie
Życie narysowane - krótka historia komiksowego autobiografizmu – Tomasz Pstrągowski

14:00 – 15:00
Spotkanie z autorami City Stories
Warsztaty komiksowe z twórcami komiksu o Wejherowie

15:00 – 16:00
Wizje futurystycznego świata w dziełach Franka Millera – Marcin Andrys
Warsztaty komiksowe z autorami City Stories

We wstępie wspomniałem o Sali 3 w której to pociechy będą miały i dla siebie sporo atrakcji wyszczególnionych poniżej. Zgodnie z powszechnym przekonaniem, że komiksy są dla dzieci, powinny one (atrakcje, nie dzieci) znaleźć się raczej na samym początku wpisu, ale niech i ci nieco starsi miłośnicy kadrów i dymków mają coś dla siebie i nie czują się dyskryminowani. Przyszłe pokolenia komiksiarzy marzące na razie o tym, żeby być w przyszłości policjantami albo strażakami mam nadzieję, że mi wybaczą.

Sobota - 27 czerwca:
10:30 - 11:30: Zajęcia z rysowania komiksów
11:30 - 12:30: Bajki z Wielkiej Brytanii
12:30 - 13:30: Nauka języka angielskiego z wykorzystaniem komiksu
13:30 - 14:30: Bajki francuskie i belgijskie
14:30 - 15:30: Nauka języka francuskiego z wykorzystaniem komiksu
15:30 - 16:30: Gry i zabawy
16:30 - 17:30: Bajki czeskie i słowackie

Niedziela - 27 czerwca:
10:00 - 11:00: Gry i zabawy (w tym pląsy z różnych stron świata)
11:00 – 12:00: Rysowanie komiksów
12:00 - 13:00: Nauka języka francuskiego z wykorzystaniem komiksu
13:00 - 14:00: Bajki włoskie i hiszpańskie
14:00 - 15:00: Spotkanie z autorem komiksów
15:00 - 16:00: Nauka języka angielskiego z wykorzystaniem komiksu

Wspomniane chwilę wcześniej zniżki na piwo to nie jedyne bonusy związane z posiadaniem wejściówki z imprezy. Organizatorzy Bałtyckiego Festiwalu zadbali również o żołądki komiksiarzy i w wyszczególnionych poniżej lokalach w sobotę i niedzielę obowiązuje dziesięcioprocentowa zniżka. W przypadku trzech pierwszych miejscówek do zniżki przyda się również kupon z imprezowego informatora!
- Pizzeria Napoli (ul. Długa 62/63)
- Restauracja Euro (ul. Długa 79/80)
- Restauracja Santorini (ul. Długa 37/39)
- Restauracja Piwnica Rajców (ul. Długi Targ 44)
- Restauracja Rooster (ul. Długa 4)
- Bar Harcówka (ul. Za Murami 2-10)
- Restauracja Kresowa (ul. Ogarna 12)
Tego typu spendy to oczywiście doskonała okazja do uzupełnienia swoich zbiorów o komiksy archiwalne, jak i nowości wydawnicze. Giełda znajdować się będzie w tym samym budynku w którym odbywać się będą spotkania z twórcami i wydawcami, więc obędzie się bez przymusowych spacerów jak to było ostatnio na MFK, czy parę lat temu na wuesce. W sobotę giełda czynna jest od 10:00 do 18:00, natomiast w niedzielę do 15:00.

Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na dwie pozycje, które w okolicach BFKi będą miały swoją premierę i które na samej imprezie będzie można zakupić. Bezinteresownie nakłaniam do rzucenia okiem w stronę "Bez Komentarza" Ivana Bruna (Kultura Gniewu), na który ostrzę sobie kły od momentu pojawienia się tego tytułu w planach wydawnictwa. Przykładowe plansze plus wizyta na blogu robią oszałamiające wrażenie i już teraz ośmielę się powiedzieć, że to jeden z lepszych pod względem graficznym albumów wydanych w tym roku w Polsce. Tematycznie też wygląda na niezłą petardę, co zresztą dobrze oddaje fragment z opisu komiksu - "(...) jedną ręką chwyta czytelnika za gardło a drugą wali go prosto w twarz". Druga rzecz - już interesownie - to piąty numer Ziniola. Prawie równo rok temu, kiedy czytałem #1 czekając na pociąg do Gdańska (!) nie spodziewałem się, że po 12 miesiącach moje nazwisko będzie gdzieś widnieć w spisie treści. A jednak. Tym samym zapraszam serdecznie do zapoznania się z tekstem "Zielony facet z gadzim grzebieniem na głowie" traktującym o pojawiającym się tu często Savage Dragonie oraz jego twórcy Eriku Larsenie. Tekst ten miał być jednym z kilku poruszających tematy Larsenopodobne w numerze, ale niestety nie wyszło - mówi się trudno. Oprócz tego polecam trzy krótkie komiksy Patricio Betteo, który przygotował je specjalnie na potrzeby piątej odsłony Ziniola. Sympatyczny meksykańczyk gościł już na łamach Kolorowych i pewnie jeszcze nie raz będzie można o nim tutaj poczytać, a powyższe szorciaki to jego pierwsze prace publikowane w naszym kraju. Tyle prywaty. Widzimy się na pomorzu.

Ahoj!

poniedziałek, 22 czerwca 2009

#189 - Dreszczowiec kolejowy

Lewis Trondheim dał się już poznać polskiemu czytelnikowi jako autor nie do końca typowej opowieści o piratach („Wyspa Burbonów. Rok 1730” od Egmontu) i odkrywca pierwszego komiksu spoza naszej galaktyki („A.L.I.E.E.N.” od Kultury Gniewu). Teraz, na kartach „Dworca Centralnego” (od Mroja Press, rysunki - Jean-Pierre Duffour), francuski twórca odsłoni kolejne ze swoich artystycznych wcieleń.

Wraz z głównym bohaterem utworu czytelnik trafi na tytułowy dworzec, gdzie nie przyjeżdżają żadne pociągi. Rozkłady jazdy utrzymywane są w tajemnicy, a każdy z zegarów pokazuje inną godzinę. Wszystkie kasy pozostają zamknięte, żaden z pracowników nie potrafi udzielić jakiejkolwiek sensownej pomocy. Groteskowość i grozę tej sytuacji potęgują obecne na miejscu dziwaczne indywidua – religijny fanatyk, nawracający przypadkowych podróżnych, biznesmen wydający irracjonalne polecenia ze swojego wagonu czy tajemniczy mnisi nastawiający wszystkie zegary na jedną godzinę. Poszukiwanie jakiejkolwiek informacji o pociągu przez głównego bohatera (przedstawionego w postaci animorficznego kota) i próba przetrwania w tym festiwalu szaleństwa stanowią treść tego komiksu.

Myślę, że „Dworcowi Centralnemu” więcje szkody niż pożytku wyrządziło porównanie z twórczością Franza Kafki. Bo rzeczywiście pewne cechy charakterystyczne dla prozy praskiego pisarza można odnaleźć w pracy Trondheima i Duffoura. Bezimiennego i anonimowego bohatera ścierającego się z bezduszną instytucją, której praw działania nie pojmuje, narrację utrzymaną na granicy jawy i koszmarnego snu, z którego nie sposób się obudzić, zdeformowaną rzeczywistość pełną parabolicznych obrazów czy dojmującą atmosferę niepokoju, stale towarzysząca czytelnikowi podczas lektury. Cały ten arsenał kafkowskich środków jest obecny w komiksie. Podobnie, jak „Proces”, możemy odczytywać „Dworzec Centralny” jako alegorię zagubienia się człowieka w obcym i wrogim mu świecie. Lecz ci, którzy będą chcieli wejść głębiej, poza tę nieco powierzchowną interpretację, mogą poczuć się zawiedzeni, skoro nie znajdą w komiksie religijnej egzegezy nowoczesności czy literackich egzorcyzmów tragicznej biografii. Ja przynajmniej ich nie znalazłem, ale wcale nie czuję się zawiedziony, bo utwór Duffoura i Trondheima broni się sam. To świetny kolejowy dreszczowiec, żerujący na moich lękach przed zagubieniem się na dworcu w obcym mieście, przesiadką do złego pociągu czy kradzieżą dokumentów. „Dworzec Centralny” swoim niepokojącym, dusznym nastrojem i przedziwnymi, absurdalnymi konceptami potrafił utrzymać mnie w napięciu aż do ostatniej strony, jako pierwszy komiks od czasów Maxa Anderssona i Thomasa Otta.

Wielka w tym zasługa grafika, który potrafi świetnie prowadzić fabułę i stopniowo dozować napięcie. Jean-Pierre Duffour stworzył „wyciszoną” oprawę wizualną utrzymaną w stonowanych i surowych odcieniach szarości, doskonale podkreślających klimat komiksu, będącego jego najmocniejszą stroną. Lekturą „Dworca Centralnego” najbardziej usatysfakcjonowani będą ci czytelnicy, którzy oczekują nastrojowej i wciągającej lektury. Ja na szczęście mogę się zaliczyć do tej grupy.

niedziela, 21 czerwca 2009

#188 - Trans-Atlantyk 43

Steve Rogers wraca do uniwersum Marvela!
Taka wiadomość obiegła internet (i nie tylko) w miniony poniedziałek i rozwiała wszelkie wątpliwości co do tajemniczego do tej pory projektu Millara i Hitcha "Reborn", którego pełna nazwa brzmi od teraz "Captain America: Reborn". Niby nie jest to jakaś wielka niespodzianka, bo o powrocie oryginalnego Capa mówiono od czasu jego zejścia z tego świata w 2007 roku, ale dobra kampania reklamowa Marvela polegająca na nieudzielaniu żadnych konkretnych informacji (ponad to, że coś ważnego zostanie pokazane w 600 numerze serii "Captain America") zrobiła swoje. O całym tym wydarzeniu postaram się napisać nieco więcej już po zbliżającym się Bałtyckim Festiwalu. Ale zanim to nastąpi, czeka mnie jeszcze ostateczna walka z logiką, zarządzaniem, ewaluacją, ekonomią i metodologią po której nic nie będzie takie samo.. (a.)

#1 Podczas zbliżającego się San Diego Comic-Con (23-26 lipca) premierę będzie mieć "Strangers in Paradise Omnibus" Terry'ego Moore'a. Ponad 1400 stron zebranych będzie w trzy twardo okładkowe tomy - dwa z samą historią, a wszelkie dodatki w postaci okładek i innych rarytasów stanowić będą treść tomu trzeciego. Wszystko to zapakowane w etui z grubego kartonu, slipcasem zwane, za niemałą kwotę, bo 160$ bez jednego centa. Seria ta - pod tytułem "Obcy w raju" - została u nas zapowiedziana w ubiegłym roku przez Taurus Media, ale dotychczas nie ukazał się nawet tom pierwszy w temacie którego od dłuższego czasu panuje cisza. Jeśli ktoś się w związku z tym niecierpliwi, ma teraz szansę zapoznać się całością za jednym zamachem. (a.)

#2 „Clone Saga” powraca! Historia, która była jednym z gwoździ do trumny TM-Semic i zabiła polskiego „Spider-Mana” zostanie opowiedziana raz jeszcze. Tym razem tak, jak była oryginalnie planowana przez swoich twórców. Nie jako do znudzenia ciągnącą się latami soap operę, obrastającą coraz bardziej groteskowymi wątkami, tylko jako zwartą i dynamiczną opowieść. Pierwszy (z planowanych czterech) numerów nowej „Sagi Klonów” ukaże się we wrześniu tego roku. Scenariuszem zajmą się Howard Mackie i Tom DeFalco, oprawą graficzną Todd Nauck. A tymczasem w „oficjalnych” przygodach (a dokładnie w „The Amazing Spider-Man Annual” #36 pisanym przez Marka Guggenheima) naszego ulubionego Pajęczaka z sąsiedztwa ma powrócić nie kto inny jak sam… Ben Reilly, domniemamy klon Petera Parkera i sprawca całego tego zamieszania. (j)

#3 Nie musieliśmy długo czekać na ogłoszenie nazwisk twórców, którzy przejmą serię „JLA” po odejściu Dwayne`a McDuffiego (o czym pisaliśmy tutaj, pod siódemką). Po zakończeniu runu Lena Weina i Toma Derenicka w październiku pracę przy flagowym teamie DC podejmą scenarzysta James Robinson i rysownik Mark Bagley. I o ile uważam, że wybór Robinsona, zbierającego mnóstwo pozytywnych opinii za skrypty do „Supermana” za trafny, o tyle zatrudnienie Bagley`a, artysty od dłuższego czasu jadącego na jednym patencie, uważam za pomysł kuriozalny. Oczywiście, jak to przy takich okazjach bywa, obaj twórcy są strasznie podekscytowani pracą przy nowym projekcie i obiecują wielkie, przełomowe zmiany w Lidze Sprawiedliwych. (j)

#4 W sierpniu pojawi się ostatni numer komiksu "Madman Atomic Comics" Mike'a Allreda. Seria, która ukazywała się od 2007 roku zakończy się wraz z numerem siedemnastym. Nie oznacza to jednak definitywnego końca przygód Franka Einsteina aka Madmana i jego kumpli z grupy The Atomics, gdyż autor planuje już kolejną odsłonę perypetii swoich bohaterów. Po raz pierwszy jego najbardziej znany twór pojawił się w 1990 roku w komiksie "Creatures of the Id" i od tamtej pory jego osoba zaszczyciła swoją obecnością takie wydawnictwa jak Tundra Publishing, Dark Horse, DC Comics, AAA Pop Comics, Oni Press czy w końcu Image. Każdego roku obiecuję sobie, że przynajmniej w małej części zapoznam się z przygodami płatnego mordercy, który stracił życie w wypadku samochodowym po czym wrócił do formy dzięki pomocy szalonych naukowców, ale jak do tej pory jeszcze mi się to nie udało.. (a.)

#5 Na blogu Vertigo zaprezentowano okładkę i kilka stron z ciekawie zapowiadającej się graphic novel „Luna Park”. Historia jest określana jako historyczny thriller, którego akcja rozciągnięta jest na całe stulecie. Scenariuszem zajął się pisarz Kevin Baker, autor takich powieści jak „Dreamland” (której echa będziemy mogli odnaleźć w rzeczonym komiksie) czy „Paradise Alley”. Za rysunki będzie odpowiadał Danijel Zezelj, znany już polskiemu czytelnikowi z „Loveless”. (j)

#6 Jeszcze zanim zauważyłem Bryana Talbota, jako autora świetnie przyjętego albumu „Alice In Sunderland” (Dark Horse, 2007), angielski artysta dał się poznać, jako autor mini-serii „The Adventures of Luther Arkwright” (jak podaje Wiki „różni wydawcy”, 1978), futurystycznej opowieści utrzymanej w nieco steampunkowych klimatach. I do tych właśnie klimatów Talbot zamierza powrócić wraz ze swoją powieścią graficzną „Grandville”. Akcja jego najnowszego komiksu będzie się działa w jednym z równoległych światów znanych z „The Adventures…”, a głównym bohaterem będzie detektyw LeBrock, który jest… borsukiem. Opowieść ma być detektywistycznym thrillerem z antropomorficznymi postaciami w rolach głównych w retro scenerii. Ciekaw jestem, co może wyjść z takiej mieszanki i czy tylko mnie ten opis przypomina polskie „Jutro będzie futro”? (j)

#7 Konwent w San Diego dopiero za miesiąc, a podczas obecnego weekendu mają miejsce aż dwie inne komiksowe imprezy - Wizard World (Philadelphia) oraz Heroes Con (Charlotte), na którym przedstawiono informacje odnośnie nowej mini-serii Marvelowego imprintu MAX. Jej głównym bohaterem będzie tytułowy Starr Zabójca ("Starr the Slayer"), który po raz pierwszy pojawił się w czwartym numerze "Chamber of Darkness" (kwiecień 1970) Roya Thomasa i Barry'ego Winsdor-Smitha. Rok temu w swoim "newuniversal" odświeżył tę postać Warren Ellis, a teraz bierze się za niego duet Daniel Way oraz Richard Corben. Historia ta opowiada o Lenie Carsonie, będącym twórcą fikcyjnej postaci Starra, która dziwnym trafem przenosi się z literackiej fikcji do świata swego twórcy. Tak przynajmniej było te prawie 40 lat temu. Tym razem to Len Carson, za sprawą swojego innego tworu - Trulla, trafia do barbarzyńskiego świata Starra. Brzmi tak sobie, ale dla rysunków Corbena jestem w stanie kupić wszystkie cztery zeszyty składające się na całą historię. Dla zachęty pięć przykładowych plansz z komiksu. (a.)

#8 Pozostając jeszcze chwilę przy Corbenie - na wrzesień zapowiedziane jest zbiorcze, twardo okładkowe wydanie dwóch serii, które ukazały się pod szyldem "Haunt of Horror". Za grafikę i scenariusz odpowiedzialny jest tam właśnie Pan Corben, chociaż określanie go w tym wypadku scenarzystą jest nadużyciem. Historie które wypełnią tę ponad dwustu stronicową księgę są adaptacjami twórczości takich legend jak Edgar Allan Poe ("HoH: EAP" #1-3) czy H.P. Lovecraft ("HoH: HPL" #1-3). Zdecydowanie warto mieć to na swojej półce. Oprócz tego we wrześniu będzie się można zaopatrzyć w inną cegłę - "Criminal: The Deluxe Edition" Brubakera i Phillipsa, zbierającą wszystkie trzy dotychczas wydane historie ("Coward", "Lawless" i "The Dead and the Dying"). Czterysta trzydzieści dwie strony, twarda oprawa i mnóstwo dodatków za 49.99$. W sam raz przed startującą również we wrześniu czwartą odsłoną komiksu Eda i Seana o podtytule "The Sinners"! (a.)

"Geek Honey of the Week"
(dzisiaj - podobnie jak w poprzednim tygodniu - zdjęcie od internetowego entuzjasty uwiecznionego na jednym z pasków Tomasza Pastuszki. A cała sesja tutaj.)

sobota, 20 czerwca 2009

#187 - New British Comics

Przeciętnemu polskiemu czytelnikowi udało się dożyć czasów, kiedy wirtualne półki sklepów komiksowych uginają się pod naporem dziesiątek albumów, zeszytów i tomików. I to nie tylko tych, importowanych z najbardziej rozwiniętych rynków (amerykańskiego, japońskiego czy frankofońskiego), ale również z komiksowych peryferiów, jak Portugalia, Szwecja, Finlandia, Rosja, Niemcy. Wielką Brytanię możnaby umieścić gdzieś pomiędzy tymi dwoma biegunami, wszak jest to ojczyzna magazynu „2000 A.D.” i sędziego Dredda. Komiks wyspiarski prezentowany jest w Polsce szczątkowo, głównie przez obfity dorobek szkockich i angielskich emigrantów, jak Alan Moore, Neil Gaiman, Grant Morrison czy Warren Ellis, tworzących w Ameryce. Próbą wypełnienia tej luki jest projekt Karola Wiśniewskiego „New British Comics”, który swoją premierę miał podczas. marcowych Warszawskich Spotkaniach Komiksowych. Na jego łamach zaprezentowano prace młodego, wybijającego się dopiero na komiksową dojrzałość pokolenia Brytyjczyków. Lwią część stanowią twórcy tuż po swoich debiutach, mający najczęściej na swoim koncie pierwsze prace, choć zdarzają się również weterani ołówka, jak Timothy Rees, powoli pukający do mainstreamu.

Wiadomo, jak to bywa z antologiami – „czasem słońce, czasem deszcz”. Z „New British Comics” jest trochę tak, jak ze sprowadzeniem zagranicznych futbolistów przez polskie kluby piłkarskie. Z reguły jest to piłkarski szrot z Bałkan, piątoligowcy z Ameryki Łacińskiej albo odrzuty ze Słowacji bądź Czech nie nadający się na grę nawet w rezerwach. Ale czasem uda się trafić będąca na dorobku perełkę, którą po jednym, dwóch udanych sezonach, za kilka milionów euro zostanie wyekspediowana do lepszego piłkarsko świata. Obok komiksów trącających jeszcze nieco amatorszczyzną, jak „Towarzysze Broni” Petera Rogersa, Toma Walsha i Jarosława Zielińskiego czy „Jackie idzie do piekła” Dana White`a, chamskich, (a do tego kiepskich) andergrandów w stylu pracy Malcy Duff czy „Bezsensu życia wg Elexendera Browne`a” oraz komiksów mieszczących się w kategorii „jest ok., może następnym razem” („To szczera prawda…” Daniela Locke`a oraz „Andromeda i wąż morski” Tony`ego Hickmana i Leonie O`Moore) znaleźć można dwa, przepyszne rodzynki.

Pierwszym z nim jest „Damienne Hobbs Odbija” (fragment prezentowany powyżej) Nelsona Evergreena, frywolnie napisana etiuda, będący wariacją na temat „Alicji po drugiej stronie lustra”. I tylko żal, że został zaprezentowany jedynie w odcieniach szarości, bo znakomite malarskie rysunki Evergreena o wiele lepiej prezentowałby się w pełnej palecie barw. Drugim rodzynkiem są dwa jednostronicowe szorciaki „Charlie Parker: Złota Rączka” (fragment prezentowany obok). Humorystyczne opowieści leniwym fachowcu od wszystkiego Paula O`Connela i Lawrence`a Elwicka tryskają niebanalnym humorem doprawionym igraszkami z formą komiksu.

Z pewnością trudno o jakieś wiążące oceny brytyjskiej sceny komiksowej po lekturze jednej, 80-stronnicowej antologii, prezentującej poziom rodzimego „Jeju”. Na pewno cieszy sama inicjatywa przedstawienia polskiemu odbiorcy tego, co dzieje się po tamtej stronie kanału La Manche. Znajdujący się na okładce napis „Nr. 1, marzec 2009” każe sądzić, że na jednej antologii brytyjskiego komiksu się nie skończy, a „NBC” stanie się tytułem cyklicznie przedstawiającym komiksowe dokonania wyspiarzy. Oby jak najlepsze.

niedziela, 14 czerwca 2009

#186 - Trans-Atlantyk 42

W zeszły weekend odbył się nowojorski MoCCA Comics Arts Festival, konwent miłośników komiksu niezależnego. Impreza organizowana przez pracowników Manhattan's Museum of Comics and Cartoon Art jest prawdopodobnie największym festiwalem amerykańskiej sceny niezależnej. Wszyscy w swoich relacjach powtarzają, jak impreza była udana i w ogóle, ale w sumie jak mogła nie być? Wśród gości pojawiło się mnóstwo indie-celebrytów w okularach z rogowymi oprawkami i modnych koszulach. Żeby wymienić tylko kilku – Adrian Tomine, Paul Hornschemeier, Seth, Gabrielle Bell, Jason, David Mazzucchelli. Oprócz największych z tego segmentu, czyli choćby Fantagraphics (przywieźli między innymi „You Shall Die By Your Own Evil Creation!” i „Tales Designed To Thrizzle” Micheal Kuppermana, o którym poniżej) czy Top Shelf (z premierą „Far Arden” Kevina Cannona) mnóstwo mniejszych edytorów prezentowało swoje powieści graficzne, zeszytów i sketchbooków. Samych premier było prawie 50, mnóstwo spotkań z twórcami, paneli dyskusyjnych, wystaw i prezentacji. Oj, chciałoby się na taki konwent wpaść! (j.)

#1 Są takie chwile, kiedy czytając komiks, przeglądając zapowiedzi czy spoilery, te robią na nerdowsko - geekowskich umysłach tak wielkie wrażenie, że szczęka opada niekontrolowanie do samej niemal ziemi. Rzadkie to momenty, ale jakie piękne. U mnie taka chwila przydarzyła się w piątek, przy przeglądaniu zapowiedzi Image Comics na wrzesień i okładce do #152 mojego ulubionego "Savage Dragona". Zielonopłetwy w wersji evil bad-ass? Jestem jak najbardziej za! Do połowy września - kiedy to zapewne będę miał ten numer w swoich łapach (premiera 2go) jeszcze trochę czasu, który warto by poświęcić na nadrobienie kilku zaległych numerów. Bo dzieje się i dziać będzie sporo, jak to można wywnioskować z wywiadu z Erikiem Larsenem na Newsaramie. (a.)

#2 W czerwcu nakładem wydawnictwa Fantagraphics ukaże się antologia „Abstract Comics” pod redakcją Andrei Molotiu. Artyści, których prace prezentowane będą w tym albumie (z bardziej rozpoznawalnych Robert Crumb, Gary Panter, Lewis Trondheim i James Kochalka) eksplorują granice narracji obrazkowej i próbują swoich sił w „komiksie abstrakcyjnym”, czyli takim, który nie jest ilustracją jakiegoś scenariusza, a swobodną grą wyobraźni jego autora. Tak przynajmniej definiuje go Molotiu i pokazuje, że „abstract sequential art” ma swoje korzenie w twórczości takich twórców jak Jackson Pollock, Wassily Kandinsky czy Jasper Johns. Przeglądając przykładowe plansze dostępne na blogu poświeconym temu projektowi miałem nieodparte wrażenie, że poemiksy Pszrena świetnie by pasowały do tej antologii. (j.)

#3 Nieco ponad miesiąc temu informowaliśmy (TA36 - #5) o zakończeniu przygody Joe Quesady z serwisem MySpace i rubryką "MyCup o' Joe", w której co piątek odpowiadał on na pytania fanów, zdradzał (czasem przez przypadek) ciekawostki odnośnie przyszłości uniwersum Marvela czy prezentował przykładowe grafiki. Nie trzeba było jednak długo czekać na powrót szefa Domu Pomysłów i jego paplaniny do sieci. Tym razem padło na serwis ComicBookResources, w którego przypadku nie będzie to jednak tylko cotygodniowa relacja z pola bitwy, ale również wiele innych niespodzianek, które Joe Q. przygotował dla fanów wydawnictwa. Na pierwszy ogień poszła pierwsza odsłona piątkowego "Cup o' Joe", oraz prezentacja krok po kroku, jak powstawała okładka do 593 numeru "The Amazing Spider-Man" (autorstwa oczywiście JQ). Jeśli chodzi o sam wywiad, który przeprowadził redaktor CBR Jonah Weiland, to przyznam szczerze, że Quesada od dawna nie mówił tak ciekawie. Szczególnie o pojedynku pomiędzy jego Marvelem, a DC Comics Dana DiDio, m.in. na okrągłą numerację flagowych tytułów obu wydawnictw, którego efektem jest.. 900 numer "Deadpoola" przy którym pracuje Kyle Baker. Wesoło. (a.)

#4 A na wspomnianej we wstępie MoCCe swoją premierę miało ekskluzywne (twarda okładka, zremasterowane kolory) zbiorcze wydanie pierwszych czterech epizodów „Tales Designed to Thrizzle”, serii, za którą jej autor był nominowany do dwóch Eisnerów w roku 2007 (Best Humor Publication, Best Writer/Artist — Humor i Special Award for Humor in Comics). Okładka z kolesiem przebranym za różowego królika witającego się z kosmonautą na tle zielonej planety daje pewne rozeznanie w typie humoru prezentowanego przez Michela Kuppermana. Odjechane pomysły i abstrakcyjny dowcip tak bardzo się spodobały, że „Tales Designed to Thrizzle” doczekały się telewizyjnej adaptacji, jako część programu „Snake ’N’ Bacon” emitowanego na antenie Cartoon Network Adult Swim. (j.)

#5 Na początku kwietnia wydawnictwo DC Comics uruchomiło bloga, na którym częste aktualizacje przynoszą kolejne wieści z uniwersum Batmana czy Supermana. Ten sposób promocji i kontaktu z czytelnikami okazał się strzałem w dziesiątkę, więc nie ma co się dziwić, że parę dni temu uruchomiono kolejne blogi przeznaczone na prezentowanie najświeższych wieści z imprintów DC - Vertigo i WildStorma. Blog wydawnictwa, które ma na swoim koncie takie tytuły jak "Sandman" czy "100 Bullets" zwie się Graphic Content, natomiast wieści ze świata takich grup jak Authority czy WildCats prezentowane są na blogu The Bleed zwanym. Jak widać wzmożona rywalizacja pomiędzy dwoma największymi wydawcami ma miejsce również w internetowej przestrzeni. W pojedynku trzech blogów DC vs nowa wersja "Cup o' Joe" wygranym na pewno będą czytelnicy. A mnie cały czas zastanawia, czemu na naszej polskiej ziemi nikt oprócz Kultury Gniewu, nie pokusił się o założenie wydawniczego bloga z prawdziwego zdarzenia.. (a.)

#6 W cieniu doniesień o prawdopodobnym powrocie do życia oryginalnego Kapitana Ameryki, o których na bieżąco pisze arcz, może dojść do innej, równie spektakularnej, „reinkarnacji” w Marvelu. Po tym, jak w 510 numerze „Uncanny X-Men” grupa super-przestępczyń zwana Sisterhood wykradła z pokoju tego starego romantyka Wolverine`a kosmyk włosów Jean Grey, w numerze 511 zapowiada się więc kolejny powrót Phoenix. Symbolu tego, co najlepsze („The Dark Phoenix Saga” Chrisa Claremonta i Johna Byrne`a) i najgorsze (właściwie cała reszta z nielicznymi wyjątkami) w „X-Menach”. No chyba, że to jedna wielka podpucha, podobna do tej ze śmiercią Invisible Women w „FF” (tak, swego czasu daliśmy się nabrać), a widmo Jean straszy jedynie czytelnika z koszmarnej okładki autorstwa Grega Landa. (j.)

#7 O nowym projekcie Petera Milligana wspomniałem już przy okazji naszej Trans-Atlantykowej relacji z New York Comic-Conu. Lipcowa premiera pierwszego zeszytu „Greek Street” coraz bliżej, warto więc napisać o nim nieco więcej. Opowieść ma być połączeniem kryminalnego dramatu ze wzniosłą estetyką greckiej tragedii i wszystkimi jej klasycznymi elementami – nieubłaganym przeznaczeniem, krwawymi porachunkami rodzinnymi i mrocznymi przepowiedniami. A współczesny Londyn, pełen brudu i zepsucia, to najlepsze miejsce na odegranie opowieści o synu, mordującym własną matkę. Wspomniany Milligan będzie odpowiadał za scenariusz on-goinga, a rysunkami zajmie się Davide Gianfelice. (j.)

#8 O sześćsetnym numerze Kapitana Ameryki pisaliśmy już nie raz w naszych niedzielnych Trans-Atlantykach - o tym, że ma to być wielki, szokujący numer, po którym "już nic nie będzie takie samo", o tym, że nic ponad to nie wiadomo i o tym, że w tym właśnie zeszycie pojawią się najpewniej wskazówki co do tego, o czym ma być mini-seria "Reborn". Czy te zapowiedzi okażą się prawdziwe, będzie można się przekonać już w najbliższym tygodniu. Nie jednak, jak to zwykle bywa, w środę. Marvel - chcąc podkreślić wyjątkowość tego wydarzenia - przesunął termin premiery na jutrzejszy dzień, tj. poniedziałek i jest to pierwszy od wielu lat przypadek, kiedy komiksy z tego wydawnictwa wychodzą w innym dniu niż środa właśnie (nie licząc przesunięć ze względu na święta narodowe). Czy #600 będzie równie szokujący jak pamiętny numer dwudziesty piąty, o którym mówiono nawet w "Panoramie"? Joe Quesada zapewnia, że tak, że gdyby nie była to tak wyjątkowa rzecz, to nie robili by wokół niej tyle hałasu i nie przekładaliby dnia jej premiery. Przekonać się o tym będzie można już jutro (monitory), bądź dla tych nieco cierpliwszych później (sprowadzony papier). (a.)

"Geek Honey of the Week"
(dziś w nieco innej formie niż zwykle - znalezione przez Łukasza Babiela, gdzieś na jego sławetnej dyskietce z całym internetem - kontrkandydatem była taka fota)