niedziela, 31 maja 2009

#181 - Trans-Atlantyk 40

Dwie ostatnie kolejki SuperEkstraklasy zafundowały kibicom spore emocje. Dla mnie wiązały się one głównie z dołem tabeli, bo góra aż tak bardzo tym razem mnie nie interesowała. Oczywiście, sympatyzując z Legią W., która ostatecznie zajęła miejsce numer dwa, trzymałem kciuki za jej jak najlepszy wynik. Wydaje mi się jednak, że lepiej by było gdyby tym razem zajęła miejsce poza podium, bo może to dałoby do myślenia rządzącym klubem (najlepszy przykład - miejsce Wisły w poprzednim sezonie i wczorajsze zdobycie Mistrza Polski). Nie ma co się oszukiwać - trener nie ma woli zwycięstwa, a przynajmniej ja tego w nim nie widzę, zawodnicy to też co najwyżej porządni kopacze i nie ma nikogo z charakterem jak to kiedyś miał Szamotulski, Kucharski czy Boruc. Ot, taka zbieranina kopaczy. Żal Lecha, bo to co pokazywał w Pucharze UEFA, czy w niektórych meczach na polskich boiskach zasługiwało na pierwsze miejsce. Żal też samego Smudy, bo jak wróble ćwierkają, zostanie zastąpiony przez średniawego Jacka Zielińskiego i obawiam się, że charakter drużyny ucieknie razem z Franciszkiem S. (podobno ma oferty z Japonii..). No ale to góra tabeli. Dół był o tyle ciekawy, że do ostatniej minuty ostatniego spotkania, wszystko się zmieniało. Na szczęście Lechia Gdańsk wybroniła w Gliwicach ekstraklasę i podejrzewam, że wczoraj na starówce mogło być równie wesoło, co rok temu po awansie do najwyższej klasy rozgrywek. Drugi trójmiejski klub - Arka Gdynia - rzutem na taśmę zapewnił sobie baraże, w których mam nadzieję zmierzy się z Koroną Kielce (jeszcze jedna kolejka I ligi) i w których mam nadzieję polegnie z kretesem. Bezpośrednio z ligi spadły takie ekipy jak Górnik Zabrze (kuriozum roku jak dla mnie), czy Cracovia. Czy to ostateczny wynik? Czy już nic się nie zmieni? Oczywiście, że nie. Leśne dziadki z PZPN'u zaczęły już (patrz: ŁKS, Odra Opole) swoją ulubioną zabawę w odbieranie licencji i inne dyskwalifikacje. Podejrzewam, że może być podobnie jak w poprzednim roku, kiedy do pierwszej kolejki, niemal co dzień, zmieniały się decyzje czy ktoś spada, czy nie i nikt z zainteresowanych nie wiedział czy aby na pewno gra w Ekstraklasie, czy może jednak w I lidze. Śmiech na sali, ale to jednak nasza skopana rzeczywistość. Cieszy natomiast - odchodząc od piłki nożnej - finał NBA z udziałem Gortata. Co prawda koszem nie interesuję się ni cholery, ale obecność rodaka sprawia, że nie przechodzę obok wyników plejofów obojętnie.. No ale wiadomo, sport jest dobry dla dzieciaków i ludzi niepoważnych, więc wracajmy czym prędzej do komiksów. (a.)

#1 Czas leci, kolejne miesiące mijają z prędkością światła, a komiksowej Obamomanii nie ma końca. W trakcie kończącego się właśnie tygodnia Dynamite Entertainment ogłosiło światu wieść radosną, że tym razem prezydent USA połączy swe siły z ulubieńcem milionów, bożyszczem tłumów Ashem Williamsem! Kultowa postać z trylogii Sama Raimiego, tradycyjnie będzie musiała sprostać hordom umarłych przyzwanych przez Necronomicon, tyle tylko, że tym razem wplątany w całą sytuację będzie sam Barack Obama. Ash będzie miał sporo czasu na rozwałkę swoją piłą mechaniczną, bo mini-seria "Army of Darkness: Ash saves Obama" ma liczyć sobie cztery części, napisane przez Elliota Sorreano i narysowane przez Ariela Padille. Początek koszmaru w sierpniu tego roku. I jeszcze z Obamopodobnych wieści - w czwartym numerze przygód zwierzaków Marvela "Lockjaw and the Pet Avengers" wystąpi prezydencki psiak, Bo Obama. Na koniec chciałbym zadać pytanie "co / kto będzie następne?", ale to chyba nie ma sensu. (a.)

#2 Cóż jeszcze można dodać do tego, co napisał arcz? Chyba tylko to, że oprócz psa Obamy, swój komiksowy występ zaliczyła także jego żona Michelle, która wraz z Sarą Pallin i Hillary Clinton była bohaterką "Female Force". Seria sprzedawała się na tyle dobrze, że doczekała się trzech dodruków. Bluewater Comics, wydawca tych znakomitych dzieł, nie zamierza jednak na tym poprzestać, bo swoje komiksowe pięć minut dostaną również Colin Powell i Condoleezza Rice. A ja byłem przekonany, że to polskie komiksy historyczne od IPNu i kolejne, coraz bardziej ciężkostrawne komiksy o Powstaniu Warszawskim to szczyt obrazkowej żenady... (j.)

#3 W maju ubiegłego roku Kultura Gniewu wypuściła zacny komiks jakim były "Kobiety" Yoshihiro Tatsumiego. O kolejnych historiach tego pana w naszym pięknym kraju jak na razie ani widu ani słychu, więc póki co trzeba by skierować swe kroki za granicę coby poszerzyć swą wiedzę na temat twórczości Tatsumiego. Pod koniec tego roku Top Shelf wypuści 400 stronicową antologię komiksów wybranych z japońskiego dwumiesięcznika "Ax", który od dekady publikuje historie stojące w opozycji do tego co pierwsze kołacze się w głowie na myśl "manga i rzeczy pokrewne". Oprócz komiksu Yoshihiro T. "Love's Bride" (którego 22 stronicowy priwju znajduje się tutaj) znajdą się również rzeczy od 32 innych artystów, takich jak Kazuichi Hanawa, Shinichi Abe czy Akino Kondoh. Przyjemność obcowania z twórczością tych panów to 30$, bez jednego centa. (a.)

#4 "Ulubieniec" wielu nietoperzych fanów, Grant Morrison, uchylił nieco rąbka tajemnicy odnośnie swojej nowej Bat-serii "Batman and Robin". Jedną z ważniejszych informacji jest to, że nowy tytuł jest kontynuacją pomysłów szkockiego scenarzysty, które swe początki miały w "Batman and son", czy w niedawnym "Batman R.I.P". Z wypowiedzi Morrisona, można też wnioskować, że w serii tej nieustannie coś będzie się działo i nie będzie chwili na złapanie oddechu. Coś mi tu śmierdzi klonem "olstarowego" Batmana pisanego przez Millera, ale obym się mylił. Run tego pana trwać ma przez 12 numerów, na które składać będą się cztery historie po 3 numery każdy. Pierwszą i ostatnią zilustruje Frank Quitely (dla grafik którego warto nabyć te kilka zeszytów), drugą Philip Tan (o taki se wybór, przy "New Avengers" mnie do siebie nie przekonał), a trzecią jeszcze nie wiadomo kto. Aha, Morrison wprowadzi też kilku nowych przeciwników nietoperzastego, m.in. niejakiego Flamingo, Profesora Pyga czy Domino Killera. Zapowiada się wesoło. Chociaż do poziomu Loeba chyba jeszcze z jeden, góra dwa, poziomy zostały. (a.)
#5 Rafael Grampa, twórca komiksu "Mesmo Delivery" (AdHouse Books; preview) oraz jeden z autorów antologii "5", która zdobyła w ubiegłym roku Eisnera, umieścił na swojej stronie Batmanową grafikę, która ma znaleźć się na wystawie poświęconej temu herosowi, z okazji 70lecia istnienia postaci. O samej imprezie nic więcej nie wiadomo, ale Batman i Robin Grampy jest tak fenomenalny (coś tam jest z Quitely'ego!), że wystarczy aby poświęcić mu dzisiejszego newsa. Lepsza wersja, niż to co powyżej, czy na blogu artysty, tutaj. (a.)

#6 Marvel chyba nigdy nie przestanie mnie zadziwiać swoimi pomysłami na kolejne, „oryginalne” mini-serię, które mają rekrutować nowych czytelników. Po „Marvel Divas”, o którym wspominał arcz, w zapowiedziach na sierpień znalazł się kolejny tytuł z przedstawicielkami płci pięknej w roli głównej, kierowany… no właśnie, do kogo kierowany? Zarys scenariusza wygląda mniej więcej tak - zbroja Iron-Mana wystawiana w ramach nowojorskiego tygodnia mody staje się celem kradzieży tajemniczego złoczyńcy i tylko Mary Jane Watson, Patsy Walker, Millie the Model, czyli najlepiej ubrane damy z uniwersum Marvela, mogą go powstrzymać. Oprócz tego, że w „Models, INC.” (bo tak to cudo będzie się zwało) nie braknie cycków w obcisłych wdziankach, wysokich obcasów od Blahnika, torebek od D&G, pojawi się również Tim Gunn, zaproszony do komiksu na fali „featuringów” celebrytów. Nie martwcie się, ja też nie wiedziałem, kto i zacz. Zapowiada nam się crossover roku, normalnie. (j.)

#7 W poprzednim wydaniu TA pisałem o tym Dwayne McDuffie daje dupy w „JLA”. Sprawdziło się przysłowie, że najłatwiej być prorokiem w obcym kraju, bo McDuffie został zwolniony z pracy nad serią. I doszło do przedziwnej sytuacji, w której czytelnicy psioczący na scenarzystę mają teraz wyrzuty sumienia, że przyczynili się do jego zwolnienia, a sam „zainteresowany” tłumaczy, że to nie ich, tylko jego wina wyłącznie. A właściwie nie jego, tylko redaktorów, którzy ciągle wtrącali mu się do pracy i układów, panujących „w środowisku”, o których puścił nieopatrznie parę… dwa lata temu. Cała ta sytuacja ma bardzo żenujący posmak. A w sieci aż zawrzało od spekulacji kto przejmie tytuł – na giełdzie padają nazwiska Jima Lee, Granta Morrisona i Geoffa Johnsa. (j.)

#8 Tytuły z serii „Noir” musiały się Marvelowi dobrze sprzedawać, skoro wydawca zapowiedział start kolejnych. Pierwszy odcinek mini „Luke Cage: Noir” uderzy na sklepowe półki jeszcze w te wakacje. Scenariusz napiszą Mike Benson („Moon Knight”, „Wolverine: Chop Shop”) i Adam Glass (nawias pusty), a za oprawę wizualną ma odpowiadać Shawn Martinbrough („World War Hulk: Front Line”). Inną, niemniej kozacką postacią, która zostanie podana w sosie noir będzie sam Frank Castle, a „Punihser: Noir” zajmą się scenarzysta Frank Tieri (podobno świetne „Weapon X” i niezły run w „Wolverinie”) i rysownik Paul Azaceta (także nawias pusty). (j.)

sobota, 30 maja 2009

#180 - Poete maudit po japońsku

Mijał właśnie deadline złożenia plansz z komiksu, nad którym pracował mangaka Hideo Azuma. Rysunki nie były jeszcze gotowe, a do tego męczył go mocarny kac, pozostałość po uprzednio wypitym alkoholu. Azuma postanowił zrobić sobie przerwę. Powiedział kolegom ze studia, że „wyskakuje tylko po fajki”, po czym wyszedł i nigdy już nie wrócił. Ani do pracy, w której powodziło mu się całkiem nieźle, ani do domu, w którym prowadził życie statecznego małżonka. Postanowił zostać… bezdomnym.

„Dziennik z zaginięcia” jest autobiograficzną mangą, w której autor powraca do dramatycznych wydarzeń sprzed blisko 30 lat. Opowieść podzielona jest na trzy rozdziały, a każdy z nich zbudowany jest z luźnych, krótszych bądź nieco dłuższych epizodów. Pierwsza część jest praktycznym podręcznikiem jak radzić sobie bez dachu nad głową. Azuma pokazuje jak pokątnie kołować fajki i żarcie, zdobywać alkohol, unikać ludzi i policjantów i nie zamarznąć w nocy. Drugi rozdział poświęcony jest kolejnej ucieczce, gdy były mangaka weźmie się do roboty fizycznej i zatrudni się w ekipie kładącej rury. Po tych wszystkich wydarzeniach Azuma, mocno nadużywający napojów wyskokowych, wyląduje wreszcie w klinice psychiatrycznej, gdzie będzie zmagał się z choroba alkoholową, co stanowi treść trzeciego i ostatniego rozdziału.

Znany z kart komiksu Hideo Azuma nie jest ani pracowity, ani powściągliwy. Nie ma zatem tych cech, z których przeciętni Japończyków są dumni i, przynajmniej stereotypowo, słyną w świecie. Autor i jednocześnie bohater tej historii ma zwyczajnie dość rysowniczego kieratu, goniących terminów, gorączkowej pracy ponad siły, ciągle niezadowolonych i wrzeszczących redaktorów. W pewnym momencie mówi sobie „pierdolę to” i odchodzi, nie do końca uświadamiając sobie, że był wykorzystywany przez swoich pracodawców. Decyduje się na egzystencję na marginesie społeczeństwa, jako bezdomny. Nie ma żadnych oporów przed opowiadaniem o życiu na ulicy czy pisaniem o swoich problemach z piciem. Brutalnie rozlicza się ze swoją przyszłością i z samym sobą, choć przyznaje, że na kartach komiksu nie poruszył trudnego i delikatnego problemu relacji ze swoją żoną.

„Dziennik z zaginięcia” utrzymany w żartobliwej poetyce, co doskonale podkreśla grafika w mangowym stylu „super-deformed” i fabuła zbudowana z nieco pikarejskich rubasznych anegdotek z beztroskiego życia Azumy. Rysunki w „Dzienniku z zaginięcia” przypominają oprawę wizualną komiksu dla dzieci – kreska jest uproszczona i cartoonowa, bohaterowie są okrągli i sympatyczni. Taka estetyka mocno kontrastuje z dramatyczną historią walki z choroba alkoholową, pozbawioną jednak napuszonego tragizmu. Azuma opowiada o sobie ze zdrowym dystansem, nie boi się używać ironii i humoru, co daje niezwykły efekt, który ostatecznie dla dzieci przeznaczony nie jest. Bardzo daleko złamanemu przez pracę mangace, który nie stroni od alkoholu od patosu i pozy naszego, europejskiego modelu zblazowanego „poety przeklętego”.

Rzadko piszę o mangach na Kolorowych Zeszytach, bo też niewiele ich zrobiło na mnie takie wrażenie, jak „Dziennik z zaginięcia”. Praca Azumy to wyborny komiks, jeden z najlepszych, jakie czytałem do tej pory w bieżącym roku. Szczery w swoim autobiografizmie, poruszający interesujący problem, a także mnie, czytelnika. Nie dziwię się, że zdobył wiele prestiżowych nagród, z Grand Prix Tezuka Osamu Cultual Prize (liczące się wyróżnienie na wschodnim rynku) w 2006 i został uznany przez magazyn „New Yorker” za najlepszą powieść graficzną roku. Był również nominowany do najlepszego komiksu na Międzynarodowym Festiwalu Komiksu w Angouleme. Do tych laurów możecie dołączyć również znak jakości od Julka.

niedziela, 24 maja 2009

#179 - Trans-Atlantyk 39

W dzisiejszym wstępie będzie troszkę mniej, hmmm… nerdowo. Podaruje sobie rozpływanie się nad zapowiedziami pierwszej fali zeszytów „Blackest Night” i planszami najnowszego numeru „Green Lanterna”, bo w końcu ile można. Wiadomo, że z niecierpliwością czekam, wiadomo, że fajnie się zapowiada i wiadomo, że liczę na Johnsa. Oszczędzę Wam również opowiadania o „historiach nieopowiedzianych”, które Chris Claremont chciał napisać podczas swojej pracy przy „X-Menach”, ale edytorzy z Marvela mu nie pozwolili (o złośliwych redaktorach jeszcze w tym wydaniu TA będzie), bo mam świadomość, że to mocno hermetyczny temat. Co ciekawe – temat, który został rozpracowany przez polskich fanów blisko trzy lata temu, dopiero teraz został wzięty na tapetę przez Briana Cronina z „Comic Book Legends Revealed”. Ale, jak pisałem, ja nie o tym. Christopher Handley, lat 39, mieszkający w Glenwood, w stanie Iowa, został dnia 21 maja bieżącego roku skazany za posiadanie obscenicznych rysunków, przedstawiających seksualne molestowanie nieletnich i ich rozpowszechnianie. W maju ubiegłego 2006 roku Immigration and Customs Enforcement (ICE) przejęła paczkę nadaną do pana Handleya z Japonii, pełną mang z „illegal content”, przedstawiającymi napastowanie małoletnich lolitek przez dorosłych mężczyzn i zwierzęta. Za te „kolorowe zeszyty” grozi mu nawet do piętnastu lat więzienia, grzywna w wysokości ćwierci miliona dolarów i jeszcze trzy lata w zawiasach (o ile dobrze zrozumiałem prawniczy slang). Oczywiście w sieci natychmiast zawrzało od licznych komentarzy (żebyprzytoczyć tylko kilka opinii), o całej sprawie wspomniał nawet Neil Gaiman na swoim blogasku. Co więcej, obrona oskarżonego była wspomagana przez The Comic Book Legal Defense Fund, organizację broniącą Pierwsze Poprawki w zastosowaniu do komiksów. Jak widać, na niewiele to się zdało. I właściwie sam nie wiem, jak sam mam się do tego odnieść, bo komentarz sam ciśnie się na klawiaturę… (j)

#1 „Źle się dzieje w państwie duńskim”, czyli kolejny wywiad z Danem DiDio dla Newsaramy, w którym executive editor robi bardzo czarny PR swojemu chlebodawcy. DiDio bez żadnej żenady przyznał, że to nie ciało Batmana widzieliśmy na finałowym kadrze ostatniego zeszytu „Final Crisis”. Co prawda dla większości czytelników to żaden spoiler, bo i tak spodziewano się, że Mroczny Rycerz prędzej czy później, w taki czy, inny sposób wróci do świata żywy. Szkoda tylko, że dowiadujemy się o tym z ust redaktora wykonawczego, a nie z samego komiksu, z zapowiedzi, czy od biedy – od któregoś ze scenarzystów. Nie od dziś znane są dyktatorskie zapędy Dana. Czyżbyśmy wracali do epoki Bob Harrasa, byłego executive editora w Marvelu, który swego czasu wręcz pogrzebał Dom Pomysłów, kiedy miał do powiedzenia więcej w kwestii scenariusza, niż jego autorzy? Niepokojące. (j)

#2 „Źle się dzieje w państwie duńskim”, czyli Marvel zamyka po piętnastym numerze „Captain Britain and MI-13”. Seria pisana przez Paula Cornella i rysowana przez Leonarda Kirka według bossów Marvela nie sprzedawała się najlepiej (na poziomie 20 tysięcy egzemplarzy). Fani są raczej niepocieszeni, bo w powszechnej opinii „Captain Britain” uchodził za jeden z najrówniejszych tytułów ze stajni Domu Pomysłów. Redaktorzy zapewniają, że pozwolą do końca zrealizować Cornellowi jego pomysły i historia „Vampire State” zostanie doprowadzona do swojego efektownego finału bez żadnych fabularnych cięć. (j)

#3 Tajemniczy projekt Millara i Hitcha, czyli mini-seria "Reborn", to mój ulubiony temat do spekulacji, więc każdą kolejną teorię czytam z ciekawością i przedstawiam tutaj w niedzielne poranki. Tym razem swoje domysły udostępniła światu Lisa Lopacinski, która uważa, że ów projekt będzie dotyczył nie tyle Steve'a Rogersa, co czarnoskórego Kapitana, znanego z niedawno zebranej na nowo serii "Truth" Moralesa i Bakera. Argumenty? Nazwa "Reborn" jest bardzo podobna do nazwy projektu w którym uczestniczyli czarnoskórzy amerykanie z "Project Rebirth". Kolor skóry obecnego prezydenta USA też miałby mieć niebagatelny wpływ (a pamiętać też trzeba, że jednym z poważnych kandydatów do roli Rogersa w ekranizacji przygód Kapitana Ameryki jest Will Smith). Nieco zaskakujące odświeżenie historii Bakera i Moralesa sprzed kilku lat też daje do myślenia. Projekt trzymany jest w całkowitej tajemnicy, więc nie zdziwię się jak coś więcej będzie można powiedzieć dopiero w dniu premiery pierwszego numeru, tj. 1 lipca. (a.)

#4 Również w lipcu, dzięki IDW Publishing zadebiutuje seria "The Last Resort". Odpowiedzialni za nią są Jimmy Palmiotti i Justin Gray (scenarzyści), Giancarlo Caracuzzo (rysunek) oraz Darwyn Cooke (okładki). Pięcioczęściowa historia będzie hołdem dla katastroficznych filmów z lat 70, oraz tych z gatunku grindhouse - czyli dużo akcji, monstrów i golizny. Palmiotti mówi, że seria ta jest dla niego doskonałą odskocznią od wieloletniej pracy nad komiksami z nurtu superhero i bardzo sobie chwali wolność twórczą jaką ma zagwarantowaną ze strony włodarzy wydawnictwa. Dla ciekawskich zajawka pierwszego numeru znajduje się tutaj. (a.)

#5 Coś się kończy, ale i coś się zaczyna, w Marvelu zamykają, a w DC (tak jakby) ruszają od nowa. James Robinson („Starman”, „Superman”) będzie scenarzystą nowego otwarcia najbardziej rozpoznawalnego zespołu z oferty tego wydawnictwa. Po tym jak trzecia seria przygód „Justice League of America” pisana przez Dwayne McDuffiego osiągnęła poziom żenady porównywalny tylko z „The Uncanny X-Men”, DC poszło po rozum do głowy i postanowiło wreszcie coś z tym zrobić. Co prawda McDuffie ma dalej odstawiać manianę przy on-goingu, ale Robinson dostał tylko sześcioczęściową mini-serię. Premierowy zeszyt „JLA: Cry fo Justice” pojawi się w czerwcu, a pierwsze skrzypce mają ogrywać Green Lantern Hal Jordan i świetny rysownik Mauro Cascioli („The Trials of Shazam!”, „Batman: Legends of the Dark Knight”). (j)

#6 Fantagraphics, które do tej pory było znane jako wydawca wyrafinowanych „graphic novels” dla „mature readers”, będzie miało w swojej ofercie najprawdopodobniej pierwszy komiks przeznaczony dla nieco młodszego czytelnika. Lincoln Butterfield przygotuje bowiem komiksową adaptację „RIP, MD”, serialu animowanego o małym chłopcu, który odkrywa, że potwory istnieją naprawdę. Co więcej – zdarza im się chorować, przytrafiają im się kontuzję i bolą ich zęby. Należy im się odpowiednia opieka zdrowotna więc Ripley Plimpt (owy chłopiec) postanawia zostać MD (Monster Doctor). Seria ma zadebiutować w 2010 roku i cóż więcej powiedzieć ponad to, że zapowiada się ciekawie. (j)

#7 Po sierpniowych zapowiedziach Marvela wiele wyjaśniło się odnośnie Hulkowych tytułów. Sześćsetny numer "The Incredible Hulk", który w pewnym momencie zapowiedziany był nawet jako one-shot, będzie początkiem nowej / starej serii z zielonym olbrzymem w roli głównej. Numer, za który odpowiedzialny będzie znienawidzony Loeb i McGuinness, zapozna czytelników z tym co stało się pomiędzy zakończeniem "World War Hulk" a początkiem serii "Hulk" i prawdopodobnie wyjaśni kim jest Rulk (czyli czerwony Hulk). Numer 601 przyniesie nową ekipę - Loeb wróci do bez przymiotnikowego "Hulka" (McGuinnessa zastąpi Ian Churchill), a za Nieprawdopodobnego weźmie się wracający do tytułu Grek Pak (scenar), oraz Ariel Olivretti (grafika). Powrót "The Incredible Hulk", nie oznacza bynajmniej, że przygody Herculesa i Amadeusa Cho (którzy swego czasu przejęli tytuł, przemianowany później na "The Incredible Hercules") zostaną zakończone. Seria będzie kontynuowana - bez zmiany tytułu czy też numeracji. (a.)

#8 Dave Johnson - artysta odpowiedzialny m.in. za okładki do zakończonej niedawno hitowej serii "100 naboi" - zaprezentował na swoim deviantarcie promocyjny poster, stworzony na potrzeby imprezy, która odbędzie się przy okazji sklepowego debiutu finałowego trejda o tytule "Wilt" zbierającego ostatnie 11 zeszytów serii. A widzimy na nim agenta Gravesa siedzącego za pianinem na którym z kolei spoczywa Megan. Pan Johnson dziwi się, że nikt wcześniej nie wpadł na pomysł pianina w kształcie pistoletu i próbuje dodać pikanterii umieszczając w charakterystycznym miejscu loga organizacji Trust. Sama impreza odbędzie się 11 lipca w Las Vegas w sklepie "Meltdown Comics". (a.)

wtorek, 19 maja 2009

#178 - Bałtycki Festiwal Komiksu

Na Bałtycki Festiwal Komiksu z wielką chęcią bym się wybrał, gdyby nie fakt, że odbywa się on o jedną, męczącą podróż pociągiem za daleko od Krakowa i to pod koniec czerwca, pory dla każdego leniwego studenta szczególnej. A szkoda, bo z roku na rok BFK-GDAK! prezentuje się coraz okazalej. Oficjalnego programu tegorocznej edycji jeszcze chyba nie ma, ale oprócz standardowego zestawu atrakcji, czyli zapewne giełdy, warsztatów komiksowych, wystaw (w tym potwierdzonej o japońskim komiksie), konkursu na pasek komiksowy (taka nowa, świecka tradycja rodzimych festiwali), prelekcji, spotkań z wydawcami i twórcami, prawdziwym gwoździem programu będzie wizyta Guya Delisle`a i Davida Lloyda. Rzadko się zdarza, żeby komiksiarze naprawdę światowego formatu odwiedzali lokalny (jeszcze?) konwent komiksowy. Zauważyliście, jak to wszystko się fajnie złożyło – w dwudziestolecie rozpadu ustroju komunistycznego w Polskę, w Gdańsku spotkają się autorzy „V jak Vendetta” i „Phenianu”. Oprócz tego wszystkiego tematem panelu (dyskusyjnego?) „Pisać i mówić o komiksie” będzie „Blogi kontra serwisy internetowe”. Temat, skądinąd znajomy i chyba jednak wart porządnej, merytorycznej dyskusji.

Dodatkowo, organizatorzy całej imprezy (wydawnictwo Hanami i Pracownia Komiksowa w Gdańsku) zaprosili wszystkich, którzy zajmują się komiksem, do wspierania BFK. Odezwali się już KRL i komiksowa sekcja Poltera. Inicjatywa ciekawa, zobaczymy jak to wyjdzie w praniu, ale gorzej niż z blogiem WSKi na Esensji wyjść już chyba nie może.

A pod wpisem chciałem się pochwalić kolejną porcją recenzji, które goszczą na stronach „Splotu” – do wspominanego już wcześniej „Dick4Dick” dołączyły „Księga Wiatru” autorstwa dwóch utalentowanych Japończyków Furuyamy i Taniguchiego, „Wyspa Burbonów” również dwóch utalentowanych, ale Francuzów, Appollo i Trondheima, egmontowa antologia „Powstanie 44” oraz „Lwy z Bagdadu” Vaughana i Henrichona (też utalentowanych). A jeszcze w tym tygodniu powinny pojawić się recki kompletu twardookładkowych „Tintinów” Herge`a i jednego z najlepszych komiksowych wydanych w pierwszym półroczu 2009, czyli „Dziennika z zaginięcia” Hideo Azumy.

I to tyle z „drobiażdżków” na dziś.

niedziela, 17 maja 2009

#177 - Trans-Atlantyk 38

Od dobrych kilku tygodni nie w głowie mi komiksy - wyszło kilka tytułów na które ostrzyłem sobie zęby od dłuższego czasu ("Lupus", "Wyspa Burbonów"), kolejne są w drodze ("Bez Komentarza", "Saga o potworze.."), ale będą musiały one poczekać na lepsze czasy. Pokoncertowe. Dawno, może nawet nigdy, nie było tak dobrego sezonu jeśli chodzi o występy gwiazd i gwiazdeczek w zasadzie każdego muzycznej szufladki. Za tydzień (i za darmo) Clawfinger na Juwenaliach (22.V - Podzamcze), chwilę później Trapped Under Ice (30.V - Progresja), pierwsza z dwóch irlandzkich popijaw w postaci Flogging Molly (9.VI - Progresja), a dwa dni później po raz kolejny wystąpi u nas L'esprit Du Clan (11.VI - Radio Luxembourg). Ale to dopiero początek - po zdanych sesjach i opuszczeniu uczelnianych gmachów na trzy długie miesiące, czeka mnie pielgrzymka do Krakowa, gdzie z uwagą będę słuchał co też ma do powiedzenia Phil Anselmo z Downa (22.VI - Klub 'Studio') aby nieco ponad tydzień później udać się tam gdzie jeździ pół 'warszaffki', czyli na Open'er. Cel główny to Faith No More, o czym pisałem w poprzednią niedzielę, a jak Bóg da, to uda mi się jeszcze zobaczyć niepokorną Brytyjkę z trzecim sutkiem, czyli Lily Allen (4-5.VII - lotnisko Babie Doły). Grande finale tego muzycznego sezonu to dwunasty lipca i druga z dwóch irlandzkich popijaw, czyli Dropkick Murphys, którzy po ponad dekadzie postanowili ponownie odwiedzić nasz kraj (Progresja po raz trzeci). To będą dobre dwa miesiące - przynajmniej muzycznie. Do komiksów wracam w sierpniu. (a.)

#1 Marzec był pierwszym miesiącem od lat, kiedy żaden z wydanych komiksów (zeszytów) nie sprzedał się w liczbie przekraczającej 100.000 egzemplarzy (mowa oczywiście o liczbach największego dystrybutora - Diamond Comics). Najczęściej kupowanym był trzeci numer "Dark Avengers", któremu do setki zabrakło około 3.500 sprzedanych kopii, zaraz za nim uplasował się kolejny numer "New Avengers" (#51) i pierwszy zeszyt "Batman" Battle for the Cowl". W pierwszej dziesiątce tradycyjnie najwięcej tytułów pochodzi z Marvela (7), podczas gdy jego największy konkurent, DC Comics, w TOP10 umieścił zaledwie dwa zeszyty. "Dziesiątkę" uzupełnia Dark Horse z 23 numerem przygód pogromczyni wampirów Buffy. Słaba sprzedaż w marcu dziwi, chociażby dlatego, że zwykle był to miesiąc w którym stała ona na całkiem przyzwoitym poziomie, średnio sięgając około 150.000 egzemplarzy. Można się zastanawiać nad przyczynami - czy jest to tylko przypadek, czy może efekt braku wielkich eventów? A może to pierwsza oznaka podniesienia większości cen do 3.99$? Bo jeśli chodzi o wpływ kryzysu to więcej na ten temat będzie można powiedzieć po opublikowaniu statystyk z kwietnia czy maja. Co by nie mówić, czasy kiedy komiksy sprzedawały się w kilkuset tysiącach egzemplarzy, a serie zamykane były przy sprzedaży takiej jaką teraz mają największe hity raczej nie wrócą.. (a.)

#2 Stan Sakai, twórca przygód uwielbianego przez wielu królika, zaprezentował na swoim blogu okładkę, oraz przykładowe strony z nadchodzącego "Usagi Yojimbo: Yokai". Co ciekawe, historia ta zostanie zebrana w jeden 64 stronicowy tomik, który przed złem tego świata chronić będzie twarda okładka, a w środku zamiast czarno-białych kadrów, czekać będą na czytelników w pełni kolorowe obrazki. Nowa przygoda Usagiego liczyć będzie 56 stron, a pozostałe przeznaczone są na różnego rodzaju dodatki. A czym jest tytułowe "Yokai". A raczej czym są? Otóż jest to nazwa, którą określa się wszelkie monstra, demony i duchy japońskiego folkloru. Nowy tom przygód Usagiego kosztować będzie 14.95$ i spodziewać się go można w okolicach listopada, jako głównej atrakcji obchodów 25-lecia postaci. (a.)

#3 Na lipiec Dynamite Entertainment przygotowuje kontynuację dobrze przyjętego przez czytelników za Oceanem „Man with no Name” Christosa Gage`a i Wellingtona Diasa. Rzecz będzie się nazywała „The Good, the Bad and the Ugly”, grafiki przygotuje Esteve Polls a scenariuszem zajmie się Chuck Dixon (między innymi świetny run w Batmanie” w latach dziewięćdziesiątych), prawdziwy weteran komiksowego pisarstwa, pracujący na tyle długo w branży, że przysłowiowej pizdy nie zrobi. Tutaj możecie znaleźć krótką rozmowę z Dixonem. Tym, którym powyższe tytuły kojarzą się ze spaghetti westernami, Sergio Leone i Clintem Eastwoodem nie mylą się – obydwie pozycje robione są na filmowych licencjach niskobudżetowych westernów z lat sześćdziesiątych. Według mnie – świetny pomysł. Bo gdzie najlepiej kiczowate i przerysowane historie o niezłomnych herosach Dzikiego Zachodu można opowiadać, jak nie na kartach komiksu, który, swoją droga, ma spore tradycje, jeśli chodzi o westerny właśnie. (j)

#4 Tymczasem po naszej stronie Atlantyku trwa komiksowy rok w Brukseli, który anonsował Pharas na swoim blogu, przy okazji prezentując największą komiksową planszę, jaka kiedykolwiek została narysowana (a właściwie powiększona). Z tej okazji odbyła się również aukcja pamiątek związanych z Tintinem. Łączny dochód ze sprzedaży dosłownie kilku oryginalnych plansz autorstwa Herge`a wyniósł, bagatelka, 1.172 miliona euro. Jedna z ilustracji z albumu „Les bijoux de la Castafiore” została kupiona przez belgijskiego kolekcjonera, pragnącego zachować anonimowość, za 312 tysięcy ojro. Ciekawe, jakie sumy osiągnęłyby oryginalne plansze „Tytusa” albo „Żbika” na rodzimym rynku kolekcjonerskim… (j)

#5 Szósty numer „Black Panther” będzie ostatnim napisanym przez Reginalda Hudlina. Marvel w oficjalnym komunikacie twierdzi, że scenarzysta będzie zbyt zajęty pracą nad serialem animowanym z Czarną Panterą w roli głównej i nową mini-serią, która ukaże się pod szyldem Marvel Knights (szczegółów brak), żeby poświęcić odpowiednią ilość czasu na on-goinga. Jakiś powód to jest, ale przypuszczam, że Dom Pomysłów wsłuchał się w głosy czytelników, którzy nie byli zachwyceni pracą Hudlina (delikatnie mówiąc) a i seria nie należała do najlepiej sprzedających się. W sierpniu, od numeru siódmego „Black Panther” zostanie przejęta przez Jonathana Maberry`ego, znanego autora horrorów i rysownika Willa Conrada, który na swoim koncie ma grafikę do „Serenity” czy „Elektry”. (j)

#6 Wielkimi krokami zbliża się sześćsetny numer Kapitana Ameryki, więc coraz więcej informacji i zachęcaczy trafia na wszelkiego rodzaju serwisy. W tym tygodniu był to tajemniczy teaser z tytułem "Dziewczyna Bez Świata", prezentujący kobietę, wyglądającą niczym żeńska wersja Bucky'ego Barnesa. I tutaj pojawia się pytanie kim ona tak w zasadzie może być? Jak na razie spotkałem się z dwoma teoriami - jedna z nich zwraca uwagę na spore podobieństwo do Bucky'ego z cyckami z "Onslaught Reborn", druga natomiast opowiada się za tym, że może być to Sharon Carter, która stanie się Buckypodobnym pomocnikiem obecnego Kapitana Ameryki. Znając życie i Brubakera, który za tę historię jest odpowiedzialny, będzie to zupełnie inne rozwiązanie. A jakie? O tym będzie okazja się dowiedzieć 17 czerwca, kiedy jubileuszowy zeszyt trafi na sklepowe półki. (a.)

#7 Idol wszystkich nerdów świata, Kevin Smith, w wywiadzie dla „Entertainment Weekly” zdradził, że rozpoczął pracę nad dwoma projektami komiksowymi. Dla DC przygotowuje maxi-serię z Mrocznym Rycerzem w roli głównej. „The Widening Gyre” będzie liczyć 12 części, podzielonych na dwie serie po 6 zeszytów. Pierwszą narysuje Walt Flanagan, z którym Smith współpracował przy okazji innego bat-projektu „Cacaphony”. W komiksie ma pojawić się postać, która będzie głównym bohaterem nowego on-goinga do scenariusza Smitha. Natomiast dla Dynamite Entertainment przerobi na opowieść obrazkową swój filmowy scenariusz do „Green Horneta” z 2004 roku, który nigdy nie został zrealizowany. Nie podano jeszcze, kto narysuje „Zielonego Szerszenia”, wiadomo tylko, że okładki przygotują same zakapiory - Alex Ross, John Cassaday, Jae Lee i David Finch. (j)

#8 Klimaty superhero są coraz popularniejsze w sklepach z ciuchami, więc jeśli jesteś dziewczyną i chciałabyś nosić na swych piersiach koszulkę z komiksowym wzorem, leć biegiem do Pull and Bear, gdzie czekają na ciebie t-shirty z Wonder Woman (różne wzory). Natomiast jeśli jesteś twardym gościem, co to nie jeden komiks już miał, to w wolnej chwili możesz skierować swe kroki do Bershki, gdzie czekają koszulki z Marvelowymi herosami - Wolverinem, Hulkiem czy Iron Manem. I dla ciebie koleżanko i dla ciebie kolego taka przyjemność to plus minus równowartość Egmontowego "Hard Boiled". (a.)

"Geek Honey of the Week"

(dzisiaj coś dla fetyszystów - Amber Moelter w roli Catwoman)

sobota, 16 maja 2009

#176b - Ankieta: Co z tą polską (siecią komiksową)?

Paweł Kamiński (Verminard) – trzeci (chronologicznie) z redaktorów Motywu Drogi:

1) Szybkie i celne, przeciętnie długie recenzje z nikłymi elementami analizy - teksty kierowane do czytelnika, a nie mające uzasadnić wydumane tezy i fundować komiksowi wysoki etos.

2) Blogi, w sensie właściwym tego słowa, nie czeka nic nowego. Zawsze będą i ktoś na nich będzie pisać czego ostatnio słuchał, gdzie jadł i jaki komiks przeczytał - takie jednoosobowe dzienniki nie wyginą. A nie należy z nimi mylić serwisów na silniku blogowym, na których pisze 2-3-5 osób na określony temat. To po prostu serwisy, magazyny, które będą sobie egzystować, rozrastając się stopniowo - sprzyja temu choćby łatwość zarządzania treściami na stronie postawionej na silniku blogowym i rozbudowana interakcja z innymi stronami tego typu (cytowanie, linkowanie) i czytelnikami. Nadrobione zostaną braki w stosunku do "tradycyjnych" serwisów - bazy danych i newsy. Choć, czy takie elementy są w ogóle potrzebne? Bazy danych częściowo zastąpi Wikipedia i inne wiki tylko o komiksie + strony wydawnictw. A zdobycie newsów w epoce Twittera i rssów nie stanowi dla czytelnika trudności i może to robić sam.

3) Moim zdaniem jeszcze na razie się uzupełniają, ale inicjatywa należy do blogów i magazynów. One są w stanie reagować szybciej na nowości, nie są uzależnione od egzemplarzy recenzenckich, mogą sobie pozwolić na bardziej kontrowersyjne opinie i subiektywny dobór opisywanych rzeczy. Mają też ułatwiony kontakt z czytelnikami. O ułatwionym zarządzaniu treścią, dzięki czemu redaktor może być sam sobie webmasterem, już wspomniałem.

4) Zamierzam dalej pisać, pewnie hobbystycznie i pewnie dalej na luzie. Nie sądzę, że powstanie potrzeba pisania naukowego o komiksie – ludzie w sieci szukać będą raczej opinii i okazji do podyskutowania. Miło by było z pisania o komiksie uczynić niewielkie źródło dochodu, ale nie jestem na tym skupiony i nie jest mój główny cel. Chcę pisać i widzieć, że komuś sprawia frajdę czytanie tego. Lub nie sprawia i jest to okazja do gorącej dyskusji.

Kuba Oleksak (Julek) – były redaktor „Below Radars”, o komiksie bloguje na Kolorowych Zeszytch i pisze do „Splotu”:

Bawiąc się nieco w jasnowidza wieszczę, że polska sieć komiksowa będzie rozwijała się w dwóch kierunkach. Na jednym biegunie będą serwisy komiksowe, które będą funkcjonowały jako obszerne bazy danych wydanych i zapowiadanych komiksów, specjalizujące się w podawaniu bieżących informacji i newsów. Na blogach wylądują szybkie recenzje, komentarze i będą prowadzone dyskusje.

Nie jest żadną tajemnica, że na chwilę obecną dynamicznej rozwijają się blogaski, natomiast wśród serwisów i magazynów panuje zgodna stagnacja. Kombinuje właściwie tylko Repek i Polter z próbami większego „uspołecznienia” witryny, inni (Gildia, Aleja, Wrak) nie mają chyba pomysłu, w która stronę pociągnąć cały ten bałagan. A mieć powinny, skoro są stosunkowo hojnie „sponsorowane” przez polskich wydawców.

Nie sądzę, żeby doszło do sytuacji, w której blogi wyprą serwisy, bądź na odwrót – będą się raczej dopełniały i uzupełniały, choć w sportowej rywalizacji między nimi z pewnością będzie dochodziło do mniej lub bardziej brutalnych fauli.

Nie widzę przeszkód, żeby za kilka lat ta tendencja się odwróciła, ale na chwilę obecną tak to właśnie wygląda. O komiksach czytam (głównie) na blogaskach, a informacji praktycznych (kto kolorował stare „Punishery” rysowane przez Larsena?) szukam na serwisach. Niekoniecznie polskich. Problemem jest nieobecność publicystyki, tej luźniejszej (analizy, teksty przekrojowe, sylwetki/biografie), i tej poważniejszej, naukowej, krytycznej. Ją, niejako z założenia, powinny zajmować się magazynu komiksowe, których… no cóż, nie ma za wiele. Ani „Zeszyty Komiksowe”, borykające się chyba z jakimiś problemami, ani „Ziniol”, ani „Kazet”, o którym trudno coś dobrego powiedzieć nie wywiązują się z tej roli. Inna sprawa, że niewiele osób chyba interesuje pogłębione spojrzenie na komiks, który przecież wszyscy zgodnie, jak jeden mąż, uważamy za sztukę. I wcale nie musi to oznaczać nudnych elaboratów, pełnych wyszukanych egzegez, trudnych terminów i naukowego zacięcia, względnie zadęcia.

Przyznam, że nie lubię takiego rozdrobnienia, które za każdym razem trzeba ogarniać. Zdecydowanie jestem za konsolidacją piszących w sieci o komiksie w dwóch, trzech miejscach, gdzie mógłbym znaleźć wszystko, co jest mi potrzebne. Inna sprawa, że nie widzę kandydata, wokół którego warto byłoby trud takiej konsolidacji podjąć.

Maciej Pałka – rysownik (niedawno wydane „Strange Places”, przedtem „10 Bolesnych Operacji” i „Waciane Kafliki Żyttu”), siedzący „w komiksie” od zawsze, bloger:

Myślę, że będzie tak jak do tej pory, czyli zróżnicowanie. Z wszystkimi zaletami i wadami takiego stanu. Skłaniałbym się jednak do przewagi lapidarnego chłamu niż rozwoju sieciowej „komiksologii”. Z drugiej strony, już teraz widać, że mało kogo obchodzą wynurzenia przykładowego Jasia wchłaniającego popkulturę. W sieci jest miejsce chyba tylko na jeden Motyw Drogi. Reszta blogasków piszących w tym stylu nie ma przyszłości. Blogaski w polskiej sieci stanowią kolejną platformę integracji środowiska komiksowego i jest to fajne zjawisko. Wystarczy podpatrzeć, kto publicznie śledzi jakie blogi i gdzie komentuje, żeby móc naszkicować sobie koleżeńską pajęczynę komiksowego półświatka. Siłą napędową blogów są albo osoby prowadzące danego bloga, albo niepowtarzalna tematyka. Na ciągnięcie bloga siłą swojej osobowości może pozwolić sobie niewiele osób (Śledziu, Daniel Chmielewski, KRL), więc jedynym rozsądnym wyjściem jest chyba coraz większa specjalizacja i szukanie swoich nisz (w niszach). Tutaj artyści mają przewagę nad „zwykłymi” bloggerami, bo już z założenia prezentują wyjątkowy materiał, którego nie można wygrzebać w necie.

Takie blogi - portfolia nie są też przedłużeniami for dyskusyjnych, gdzie nikt już nie dyskutuje tylko wygłasza opinie. Za to trafnym przykładem strony sprofilowanej pod względem publicystyki są Kolorowe Zeszyty. Jest pewna linia, motyw przewodni. Nie jest to zbiór przypadkowych recenzji tego co wpadło w oko autorowi bloga. Serwisy nadal będą istniały. To nie ulega wątpliwości. Część blogów stanie się również „mini serwisami”, ale funkcjonującymi na innych zasadach niż serwisy - molochy.
Na swoim blogu bawiłem się już w osobisty pamiętnik komiksiarza, recenzje, newsy i wywiady. Znalazłem sobie złoty środek, którym są ziny. W przyszłości mam zamiar bardziej skupić się na tym temacie a nawet zaznaczę to w nowym layoucie strony. Powrócą (jeszcze nie wiem kiedy, ale wkrótce) recenzje zinów, będzie więcej wywiadów z młodymi twórcami i dopingowanie polskich komiksiarzy. Jednym słowem - kumoterstwo! Głównym celem blogaska pozostanie oczywiście automotywacja i lansik.

Współpraca między jednymi a drugimi była, jest i będzie. Serwisy tworzą przecież ludzie, którzy też są obecni w fandomie. Mogę wypowiadać się tylko z własnego doświadczenia, ale sam czasami współpracuję z Gildią Komiksu i publikuję tam niektóre wywiady z komiksiarzami, które wcześniej wrzucam na bloga.

Tomasz Pstrągowski (Pstraghi) – o komiksie pisze na wp.pl i do „Splotu”; redaktor naczelny zamkniętego „Komikzu”, bloger:

Blog to blog – nad blogiem nikt nie ma żadnej kontroli. Można publikować subiektywne recenzje, chwalić komiksy swoich kumpli, objeżdżać kretynów, którzy nagabują twoją koleżankę, lub umawiać się na piwo na najbliższym WSK. Nawet świetnie pisany blog wciąż pozostaje tylko notatnikiem, internetowym śmietniskiem, na który można wrzucać, co się chce i kiedy się chce. Od blogowych tekstów nie oczekujemy intelektualnego ładunku (dlatego niestety nikt nie czyta wielgaśnych artykułów Daniela Chmielewskiego), ani obiektywizmu (obiektywizmu zresztą nie oczekujemy zwłaszcza), nie przeszkadza nawet, że recenzje na blogach mogą być krótkie i powierzchowne (Kamil Śmiałkowski). Polskie blogowisko to w sporej mierze siatka kolegów, którzy nawzajem linkują do swoich stron i komentują swoje posty (to nie jest zarzut, tak działa społeczność blogowa i nic w tym złego). Oczywiście najbardziej cenię sobie Motyw Drogi, ale pomimo starań twórców wciąż uważam, że to blog – magazyn kieruje się jednak nieco innymi zasadami, jest jakiś zaplanowany numer, jakaś regularność ukazywania się numerów, mnogość tekstów w jednym miejscu sprawia, że nieco inaczej się je odbiera.

Ale dużo też prawdy jest w tym, że bywa, że polskie serwisy niewiele różnią się od blogów – przede wszystkim nikt ich nie kontroluje merytorycznie (co widać zwłaszcza przy wpadkach Alei i obsuwach Gildii). Szczerze – nie wiem dlaczego serwisy komiksowe w Polsce działają tak jak działają, choć mam silne podejrzenia, że chodzi o brak kasy i czasu, o to, że jak wiele innych rzeczy w polskim komiksie i one robione są hobbistycznie. A przy tym wszystkim paradoksalnie najbardziej nielubiana Aleja Komiksu jest moim zdaniem najlepsza, bo jej redaktorzy przynajmniej radzą sobie z w miarę regularnym dodawaniu newsów, przeglądaniem anglojęzycznych portali i kontrolowaniem wypowiedzi wydawców na swoim forum. Na Gildii i Polterze jest z tym gorzej. Nie odpowiada mi mierny, czasami wręcz licealny poziom niektórych recenzji, ale moim zdaniem nie są też wyjściem krytycznoliterackie recenzje profesora Szyłaka – od takiego tekstu raczej oczekuje odpowiedzi na pytanie „Czy kupić komiks?” niż „Jak go odczytać, by nic nie przegapić?”. Na takie refleksje miejsce powinno być na oddzielnej publicystycznej półce, ale tej niestety nie ma nigdzie poza Zeszytami Komiksowymi. Największą zaletą serwisów są bazy danych (dobrze prowadzone na niemal wszystkich serwisach na szczęście). Blogi tego nigdy nie będą miały z racji silnika, na którym działają – zresztą nad bazą trzeba tracić dużo czasu, a tego zazwyczaj pisarze blogowi nie mają – ich pisarstwo to niezobowiązujące hobby, za które nikt nie może ich rozliczać.

A na marginesie - cała dyskusja wydaje mi się nieco nietrafiona – ani blogi nie staną się bardziej profesjonalne, ani serwisy nie zatrudnią dobrych autorów. Blogów bronić będą ich autorzy i ich czytelnicy/koledzy, a serwisów redakcje serwisów i tysiące użytkowników, którzy mogą na nich znaleźć informacje na temat tytułu sprzed 10 lat. Chciałbym, żeby to się zmieniło, ale by tak się stało serwisy muszą zacząć skupiać wokół siebie społeczność – dobrych, zaangażowanych publicystów, którzy poświęcą im tyle czasu, co własnym blogom – a żeby tak się stało potrzebne są pieniądze.

Maciej Reputakowski (Repek) – redaktor naczelny działu komiksowego Poltera, komiksiarz i bloger:

1) Po pierwsze zakładanie, że w sieci coś będzie głębokie lub analityczne, to dla mnie marzenia ściętej głowy. Sieć, pojmowana masowo, a więc także publicystyka sieciowa ogólnie, będzie zawsze dążyć do skrótowości i powierzchowności. Tak działają serwisy (poza sporadycznymi publikacjami), takie są też w większości blogi. W nielicznych przypadkach pojawiają się rzeczy obszerniejsze, ale to margines na granicy błędu statystycznego. Alternatywą na marginesie mainstreamu mogłoby być najwyżej publikowanie w całości w sieci tego, co np. ukazało się w „Zeszytach Komiksowych” czy „Ziniolach” (z braku innych regularników, które próbują głębiej wnikać w tematy komiksowe).

Drugie pytanie brzmi, co nazywamy publicystyką. W serwisach ona niemalże nie występuje. Ja przynajmniej nie zaliczam do niej recenzji, już szybciej wywiady, ale tylko takie, które mają na celu rozmowę o czymś więcej niż tylko o planach wydawniczych. W blogach publicystyka przybiera formy... blognotek. Porządnych, ciekawych felietonów lub głębszych analiz PRAWIE nie ma. Są za to krótkie, fajne, wciągające teksty na rozmaite tematy.

I po trzecie - kto miałby takie analizy pisać i skąd miałby na to wziąć czas? Nie wiem jak na blogach, ale w serwisie jest zazwyczaj tyle codziennej roboty, że nikt nie myśli jeszcze o tekstach na dziesięć stron.

2) Pamiętajmy, że komiksiarze i ich blogi nie istnieją w próżni, to część większego zjawiska. Dlatego, co do blogów ogólnie - nie mam pojęcia co będzie dalej. Tu trzeba by pytać osoby, które śledzą rozwój trendów w sieci. Gdy ktoś pisze, że blogi zawładną siecią, to mam refleksję, że pewnie już dawno to zrobiły, a my nawet nie widzimy, że niebawem zostaną wyparte przez coś nowego. Gdy sześć lat temu w serwisie blog.pl (ktoś go jeszcze pamięta?) prowadziliśmy blog fikcyjnej nastolatki promującej naszą imprezę, to była względna nowość. Dziś to jest passe na maxa.

Co do blogów komiksowych, to świetnie, że są. Wydaje mi się, że Maciej Pałka pisał jakiś czas temu na swoim blogu, że to one w jakiś sposób stanowią o sile fandomu komiksowego w Polsce. Siła ta jest niewielka (wystarczy spojrzeć na wkład fanów w imprezy komiksowe i w ogóle ich aktywność w sieci), ale jakaś jest. Kiedyś były tylko fora, teraz są blogi, na których każdy może podzielić się swoimi wrażeniami z lektury. A także - co znacznie cenniejsze - opowiedzieć o czymś, do czego nie wszyscy mają dostęp. Przykładem są chociażby Kolorowe Zeszyty. :)

3) Po pierwsze, na razie to nie ma żadnych relacji, więc nie wiem, co ma się kształtować. Blogi robią zupełnie co innego niż serwisy. Nie znam bloga, który pokrywałby, choć 90% tego, co biorą na siebie serwisy (i vice versa!). Dla mnie to działalność w dwóch zupełnie różnych sferach, więc nawet nie ma jak się wypierać.

Po drugie, rywalizacja dotyczy po prostu tego, gdzie wejdzie czytelnik. Czy spędzi pięć minut tu, czy po dwie i pół w obu miejscach, zanim pójdzie na facebooka. Wydaje mi się jednak, że mamy raczej zjawisko poszerzania oferty, co zawsze jest pozytywne. Ja w każdym razie nie czuję najmniejszego zagrożenia ze strony blogów, bo naszą konkurencją są inne serwisy. I my sami, nasze własne ambicje, by robić coś lepiej.

Mnie działalność blogów ogromnie cieszy. Szczególnie tych, które robią coś dla ludzi, a nie tylko dla siebie - konkursy, jakieś akcje. Dzięki temu coś się dzieje. Jeszcze parę lat temu, gdy zaczynałem się bawić w prowadzenie serwisu, była tu jedna wielka pustynia. Teraz wreszcie są jakieś oazy, choć tylko na kilku jest coś dobrego do picia. Warto też uważać na stawianie opozycji blogi (liczba mnoga) - serwisy (liczba mnoga). Może ona prowadzić do błędów w obliczeniach. Każdy blog jak i serwis działa bowiem na własną rękę.

4) Rozumiem, że chodzi o dział komiksowy Poltera? Dla mnie od początku to był sposób za zajmowanie się własnym hobby. I będę się tym zajmował, dopóki będę miał na to siłę i czas, którego nie zabierze mi tzw. życie. Czyli czynności, które dają pieniążki. Ewentualnie, jeśli znajdzie się ktoś ze świeżymi pomysłami, zapałem i czasem, kto to przejmie. Znaleźć taką osobę niestety nie jest łatwo.

I to największy plus blogów: można je robić nieregularnie, robić czasem krótkie przerwy, nic nas nie goni, nie ma wielkiej presji poza tą wywieraną przez oczekujących czytelników. W serwisie tej presji jest więcej z różnych stron. To - czysto psychologicznie, nie czasowo - robota na pelny etat. Nie masz dnia w ciągu tygodnia, w którym nie musisz się zastanowić, co masz do zrobienia, wrzucenia, zredagowania, odpisania. Przerwa na więcej niż tydzień to masakra, więcej niż miesiąc - w zasadzie koniec zabawy. Późniejszy powrót to naprawdę sporo zachodu. Zaletą serwisu jest wsparcie większej struktury i własne źródło dopływu ludzi, którzy mogą ci pomóc. Przy większości blogów ich autorzy muszą liczyć tylko na siebie.

Dominik Szcześniak (Lucek) – scenarzysta (między innymi „Dom Żałoby”, „Kraina Herzoga”, „Waciane Kafliki Żyttu”) i rysownik komikowy („Czaki”), redaktor naczelny „Ziniola”:

Wybrałem opcję sztywnego trzymania się pytań. Przy fristajlu nie wyrobiłbym się do niedzielnego wieczora…

Po pierwsze - nie wiem. Zielonego ani bladego pojęcia nie mam. Wnikliwe analizy raczej odpadają, bo chyba w świecie internetowym bardziej liczy się krótka, zwarta forma, którą każdy szybko może łyknąć w pięciominutowej przerwie w pracy. Ale może się mylę. Generalnie sieć to tak duże miejsce, że może pomieścić i elaboraty i analizy i zwykłe opinie czytelników, więc zapewne jak już będzie musiała, to pomieści. A to, że będą wojny między zwolennikami jednej a fanami drugiej opcji, to już inna sprawa...

Po drugie - we wróżkę bawił się nie będę z tą przyszłością. Według mnie, obecnie, na stan dzisiejszy (15 V 09, 00:41) blogi są ok. Są szczere - to przede wszystkim. Czasem gówniarsko szczere, ale to też ma swoje plusy. Blogi dla serwisów są jak ziny dla magazynów. Takie nieposkromione ksero, o czasem bardzo autentycznej jakości. Czy ich przyszłość będzie świetlana? - tego nie wiem, ale że teraźniejszość jest bardzo ciekawa, to pewne.

Po trzecie - Wszystko będzie się rozgrywało na polu konstruktywnej i mobilizującej konkurencji. Pod warunkiem, że serwisy zerwą ze swoją konfekcyjną formułą rodem z toi-toia. A jeśli nie zerwą, to pewnie będą musiały pogodzić się z niską frekwencją na nich, aż w końcu zemrą zapewne...

I po czwarte – „Ziniol” się usieciowił w dość poważny sposób. Prawdopodobnie w momencie, gdy wydawcy odechce się wtapiać pieniądze, a redakcji naginać po godzinach za friko, przeniesie się do tej sieci na stałe. Nie jest to, co prawda przyszłość, jaką sobie wymarzyłem, no ale zawsze jakaś.

#176a - Ankieta: Co z tą polską (siecią komiksową)?

Dzisiaj, na stronach Kolorowych Zeszytów po raz pierwszy pojawia się komiksowa ankieta, która w swoich założeniach ma być taką środowiskową sondą na jakiś konkretny, kontrowersyjny i komiksowy (mniej lub bardziej) temat. Trzy razy K. Bezpośrednią inspiracją do jej przeprowadzenia była dyskusja, do której dał sygnał Jarek „Bekon” Kopeć na forum Wraka. Pośrednią – chęć udowodnienia, że na Kolorowych można znaleźć nie tylko „recenzje i newsy”, jak mylnie sądzą niektórzy. Jeśli pomysł się przyjmie, to możecie się spodziewać podobnych sondaży, które będą pojawiały się wtedy, kiedy będzie ku temu jakaś okazja(czytaj – temat).

Przyznam, że praca nad tą ankietą przebiegała nieco po partyzancku, ale mam nadzieję, że efekt jest zadowalający. Pierwsze koty za płoty. Ze spraw technicznych – dla wygody podzieliłem całość na dwie części z możliwością komentowania tylko pod drugą, co by ewentualna dyskusja toczyła się w jednym miejscu. No, ale nie przedłużając już zbytnio, zapraszam do lektury!

Oto pytania, które zadałem moim respondentom:

# Jak przyszłość czeka „publicystykę” komiksową obecną w sieci, w którą stronę skręci, jak będzie się rozwijała? Szybkie, celne reakcje, długie, recenzyjne elaboraty a może ciekawe, wnikliwe analizy?
# Jak postrzegasz zjawisko blogoizacji polskiej sieci (o ile można o niej mówić), co czeka blogi w bliższej i dalszej przyszłości?
# Jak kształtują się, jak będą się kształtowały relację między serwisami/e-magazynami a blogaskami zajmującymi się komiksami? Raczej narastająca, ale cicha rywalizacja, zgodna współpraca czy jak między jedną a drugą Koreą? Jedno wyprze drugie?
# Jak widzisz swoje miejsce w sieci teraz i w przyszłości?

A, w kolejności alfabetycznej, tak odpowiadali:

Daniel Chmielewski – komiksiarz, autor „Zostawiając powidok wibrującej czerni”, bloger:

Blog jest w tej chwili jednym z najpotężniejszych mediów komunikacyjnych. Przez medium rozumiem "pośrednika", który charakteryzuje się pewnymi autonomicznymi cechami. Wyjaśniam to, bo wciąż wszyscy dyskutują o tym, czy blog to silnik, czy pewien sposób pisania, etc. I mimo, że na blogu mogą być prezentowane inne media - fotografia, komiksy, muzyka, to sam nośnik jest dla mnie autonomicznym medium organizującym wszystko, co w nim zawarte w przejrzysty przekaz.

Jak każde inne medium, blog może być wykorzystywany w dowolny sposób w ramach technicznych ograniczeń, jakie są z nim związane. Dlatego też, pytanie o to, w jaką stronę pójdzie publicystyka komiksowa nie wydaje mi się właściwe. Zawsze znajdą się tacy, którzy chcą i potrzebują pisać długie elaboraty. Tak samo zawsze znajdą się Ci, którzy wolą dzielić się krótkimi impresjami. Oczywiście przeważająca ilość tekstów jest i będzie krótka, bo trwamy w tej chwili w medialnym przebodźcowieniu i wolimy wchłaniać dużo krótkich rzeczy. Krótką rzecz szybciej skończyć czytać lub oglądać, łatwiej przetrwać do końca. Tak samo zrezygnowanie z czytania lub oglądania krótkiej formy jest łatwiejsze. Dlatego malarstwo, właściwie już martwe medium, wciąż cieszy sie popularnością, bo ludzie mogą obraz zarejestrować w kilka sekund i wydaje im się, że obraz znają, bo zaliczyli. Oczywiście jest to błędne rozumowanie, bo odbiór obrazu często wymaga o wiele więcej czasu, niż kilka sekund, albo nawet minut, ale to jest temat na inną dyskusję.

Blog pozwala reagować szybko, najczęściej bez zewnętrznej cenzury i przez to też nie czuje się aż takiej zewnętrznej presji, redagując tekst. To wszystko, połączone z faktem, że jest się jawnym autorem tekstu, wpływa motywująco na chęć dzielenia się opinią. Pisanie dla serwisów, gdzie mimo osobistego stylu trzeba zachować pewną "dziennikarską obiektywność", gdzie jest się częścią niknącą w większej całości, gdzie wynagrodzenie materialne za wszelkie kompromisy i większy nakład pracy, jest niewystarczające, motywacja jest mniejsza. Dlatego trudno oczekiwać, że serwisy komiksowe będą stanowiły konkurencję dla blogów, jeśli chodzi o ilość tekstów, o ich intensywność emocjonalną i często intelektualną.

Z drugiej strony - zanim założyłem swojego bloga, sam blogów nie czytałem. Jeśli już miałbym gdzieś szukać informacji o komiksach, zwróciłbym się do serwisów. Ich rola jest nie do przecenienia. To one są pierwszą internetową instancją dla wielu miłośników komiksu, a tym bardziej dla laików po prostu szukających jakiejś informacji. Nie powinny być zaniedbywane. Wręcz przeciwnie, powinny dążyć do umieszczania jak największej ilości recenzji lub drogą linków swoim autorytetem sugerować, które recenzje blogowe są warte przeczytania.

Dużo się dyskutuje o jakości tekstów na serwisach i blogach, ale bądź, co bądź, kultura dyskusji jest tragicznie niska. Rzadko, kiedy pod jakimś artykułem zdarzają się rzeczowe dyskusje. Najczęściej pod postami w serwisach nie ma w ogóle komentarzy, na blogach kończy się to żartami, a na forach dyskutuje się o peryferiach (jakości wydania, oczekiwaniach lub narzekaniach, a nie na wartości merytorycznej danej pozycji). W tym przebodźcowieniu wolimy odbierać, rzucić szybką opinię i zaliczać kolejne rzeczy. W dużej mierze reakcje czytelników nie motywują piszących do dłuższych, wnikliwych tekstów, bo, po co? Bekon na forum Wraka słusznie zauważył, że nie ma już „tekściorów numeru”, tekstów, o których dyskutowałoby się tygodniami. Co najwyżej są żarty, typu "plecy, koń, lokomotywa", czy "zabicie polskiego komiksu", które jako hasła funkcjonują całymi miesiącami lub latami. Wynika to znów z technologiczno społecznych uwarunkowań. Kiedyś, jak kupowało się Produkt, to nie taki jeden numer kursował po znajomych przez miesiąc lub dwa, wymieniało się opinie przy spotkaniach na żywo, potem przy większych zgromadzeniach (np. konwent) wracało się do pewnych tekstów, komiksów, etc. i znów dyskutowało. Teraz, czytamy Ziniola, a kiedy skończyliśmy, już na blogu pisma pojawiło się kolejne 5, 10 tekstów. W tym czasie na innych blogach, które czytamy, pojawiło się kolejne kilkanaście. Nie ma czasu analizować jednego tekstu dogłębnie przez kilka tygodni. Nie piszę tego w formie narzekania. Bo i pewnie kilka lat temu dyskusje nie były na wyższym poziomie (przynajmniej takie odnoszę wrażenie, gdy przeglądam stare ziny) - po prostu dłużej się na każdy temat rozmawiało i stąd wrażenie, że kiedyś było lepiej, a teraz gorzej.

Coraz większy udział sieci w naszym życiu też powoduje, że większość teledysków znamy z tragicznej rozdzielczości YouTube, a nie, jak to kiedyś bywało, z Vivy Zwei, czy MTV 2. Wiele z nas ogląda filmy kiepskiej jakości ściągnięte z torrentów i słucha gorszej jakości muzyki w formacie mp3. Większość słynnych dzieł malarskich nie znamy z wystaw, ani z książek o malarstwie, a z kiepskich reprodukcji na ekranie monitora z przekłamanymi kolorami. Wystarczają nam coraz częściej "znaki" po prostu, a nie oryginalne przedmioty. Nie robi dużej różnicy, czy przeczytamy tekst czy komiks na papierze, czy na ekranie komputera (choć oczywiście wielu ludzi pamiętających życie przed internetem będzie miało do tego twierdzenia wielkie obiekcje).

Nie wiem, jak będzie wyglądała przyszłość. Papier staje się zbyt nieekonomiczny i wydawanie wszelkich pism i magazynów stoi pod wielkim znakiem zapytania już w niedalekiej przyszłości. Jeśli chodzi o serwisy i blogi, to i jedne i drugie będą prosperować. Autorzy blogów muszą pamiętać, że mimo wszystko są tylko pewnym "przysmakiem", na który człowiek ma w danym momencie ochotę. Jak ktoś obeznany w blogosferze komiksowej czuje głód na komiksowy mejnstrim, wejdzie na Kolorowe Zeszyty, jak chce pretensjonalnego elaboratu, wejdzie na Pub pod Picadorem, jak chce luźnej, dowcipnej rozmowy o ciekawostkach z pogranicza gier i komiksów, wejdzie na Motyw Drogi, etc. Serwis z kolei wciąż kojarzy się z bazą wiedzy, a nie z "potrawą, na którą ma się w danej chwili ochotę". Dlatego twórcy blogowi nie powinni odwracać się od serwisów, a aktywnie współdziałać z nimi. Taką formą aktywności jest linkowanie serwisów do tekstów (vide Repek na Polterze) lub do ciekawych wieści z serwisów na blogach. Serwisy mogłyby zapraszać blogerów do krótkich rozmów, jak to bywa w telewizyjnych programach publicystycznych albo jak ma to miejsce w polterowych typach roku, gdzie wypytywani są twórcy komiksu o ich ulubione pozycje.

Nie widzę sensu rywalizacji, bo nikomu nie będzie to służyło, ani powolnym, topornym serwisom, ani niszowym blogom.

Co do mojego miejsca w sieci - Jak już wspomniałem, uważam blog za jedno z najpotężniejszych mediów komunikacyjnych, jakie teraz istnieją. Mogę za darmo publikować swoje eseje i mieć pewność, że dotrą do szerokiego grona osób. Mam kontrolę nad lejałtem strony, mogę wprowadzać poprawki do starych tekstów (czego nie można zrobić po wydrukowaniu na papierze). W każdej chwili ktoś może zostawić mi komentarz, wejść w dyskusję. Dzięki linkom wiem, że jak coś polecam, to istnieje szansa, że ktoś kliknie na link do polecanej rzeczy i może ją zobaczy, co raczej się nie zdarza, gdy ktoś trafia na nowe pojecie w książce. Wciąż powracam do „Powidoku”, który dzięki blogu nie jest produktem końcowym, a zalążkiem dyskusji, którą wciąż prowadzę z czytelnikami.

Przed założeniem Pubu miałem niskie mniemanie o blogach. Takie też mieli moi znajomi z Akademii, gdy usłyszeli, że prowadzę bloga, ale byli zaskoczeni, gdy okazało się, że blog jest nie tylko pamiętniczkiem nastolatki, ale medium, przez które można powiedzieć najpoważniejsze rzeczy. Co ciekawe, większość znajomych z Akademii blogów nie ma. Tylko jedna ilustratorka i jeden człowiek parający się animacją. Reszta co najwyżej zakłada jakieś strony dla danych projektów albo portfolia reklamowe. Istotne dla mnie jest, że dzięki blogowi istnieję w sieci, czego nie można powiedzieć o większości moich znajomych, a nawet profesorach.

Blog stał się dla mnie najważniejszym aspektem mojej twórczości i traktuję go tak, jak gombrowiczowskie Dzienniki, które są przez wielu uznawane za jego najważniejsze dzieło. Wszelkie komiksy, prace plastyczne i filmy, jakie robię, są pewnymi punktami przystankowymi, gdzie zbieram myśli w pewną zorganizowaną całość, która jest łatwiejsza do objęcia przez czytelnika i ciekawsza. Ale wszystkie te rzeczy są podległe, blogowi, który jest żyjącym organizmem.
Michał Chudoliński (Chudy) – założyciel serwisu BatCave, jeden z redaktorów w KaZecie, sporadycznie publikujący w blogosferze (Motyw Drogi, Kolorowe Zeszyty):

Osobiście uważam, że rozwój publicystyki komiksowej w Polsce będzie szedł dwutorowo - z jednej strony będą serwisy oraz magazyny, obejmujące komiks ogólnie, zajmujące się szeroko rozumianą publicystyką, z drugiej zaś będą blogi z krótkimi, skrajnie subiektywnymi recenzjami, pisane prymitywnym językiem i nie podparte argumentacją. Niemniej zastrzegam – pisząc blogi mam na myśli ich WIĘKSZOŚĆ, nie wszystkie. Wśród 90% śmieci i grafomaństwa można znaleźć profesjonalne blogi osób oczytanych, piszących dobrą polszczyzną, znających się na rzeczy. Mają oni jednakże inny problem - w blogosferze zaczyna się tworzyć grupka wzajemnej adoracji, gnuśna oraz pełna pychy. Wystarczy powiedzieć jedno „ale” na temat działalności jednego z członków grupy i od razu następuje emocjonalny kontratak, którego autorami są zwykle osoby nie mające dystansu zarówno do swojej radosnej twórczości, jak i do siebie. Osoby te myśląc, że działają w swoim interesie, w rzeczywistości uprawiają samo destrukcję pisząc między innymi, że tworzą prostackie teksty dla prostych ludzi. Recenzent uznający siebie za prostaka i piszący prostackie recenzje sam traktuje (często mimowolnie) swojego odbiorcę jak prostaka, sądząc, że ten nie potrzebuje mądrości, a jedynie tego, by powiedzieć mu, co ma sądzić. Jest to niebezpieczne i zaniża sferę merytoryczną takiego autora, bo w końcu od kiedy brak wiedzy i niemożność używania jej w tekstach jest zaletą? Co nie oznacza, że takie teksty nie znajdują niszy. Moim zdaniem jednak ta nisza mówi sama za siebie. Dodam jeszcze, że czy to blog, czy to magazyn, to korekta jest potrzebna. Zawsze lepiej, gdy ktoś znający się na rzeczy sprawdzi tekst, ponieważ nie zawsze potrafimy dostrzec własne błędy.

Według mnie zjawisko blogoizacji jako takie nie istnieje, a jeżeli już to przypomina potop kału, z którego można wygrzebać diamenty. Ta tendencja się nie zmieni i nadal będziemy bombardowani mało wyrobionymi blogami, robionymi od czapy i dla przyjaciół. Z rzadka będą pojawiać się blogi z misją, w których autor rzeczywiście ma coś do powiedzenia, potrafi obronić swój światopogląd i ma ku temu zamierzenie.

Chciałbym, żeby relacje między serwisami/e-magazynami a blogaskami przebiegały w miłej, przyjacielskiej atmosferze. Niemniej za sprawą ludzi o nabrzmiałym ego, lubiących się przechwalać i broniących swoich ludzi oraz jednostek grających nieczysto tak nie jest. Pierwsi z nich często nie potrafią dzielić się z innymi swoja pasją, bo uważają ich a to za nowicjuszy, a to niegodnych ich czasu. Drudzy sami sobie wyrabiają „markę” i ponoszą za to konsekwencje. Nie sądzę jednak, ażeby blogi wyparły serwisy. Każdy sobie rzepkę skrobię. Napięcia będą miały miejsce, gdy ktoś komuś wejdzie w paradę. Wierzę jednak, że są w naszym środowisku ludzie dobrej woli, potrafiący być uprzejmi, nie szerzącym nienawiści, oceniający ludzi nie po tym, co myślą, ale po tym co zrobili i co chcą zrobić. I to oni są przyszłością publicystyki komiksowej.

Moje miejsce w sieci... Żeby je określić muszę wpierw powiedzieć, czym dla mnie jest pisanie. A jest ono dla mnie frajdą, sposobem spędzania wolnego czasu, w którym dziele się zdaniem i poglądami. Gdy widzę człowieka z misją, uważającego siebie za pępek świata poprzez to ile osób odwiedziło go na blogu tudzież stronie, to aż mi się śmiać chce. Takie osoby biorą swą działalność za poważnie. Owszem, pisanie dla mnie to nie jest lajtowa sprawa, ale nie popadam w skrajność. Myślę, że to jest kwestia szczerego powiedzenia sobie, co chcę robić i dokąd chce zmierzać oraz konsekwentnego realizowania swoich celów. Ale wracając do sedna sprawy - widzę siebie jako takiego wagabundę, który pisze sobie to tu, to tam. Nie chce utkwić w jakiejś tam specjalizacji ani zostać schwytany przez schemat. Chce po prostu robić to, co sprawia mi radość, chociaż nie ukrywam, że czasy się zmieniają. Nowi ludzie przychodzą, niektórzy odchodzą, inni zaprzestają działalności w hermetycznych elytach, inni chcą się dzielić sobą z innymi. Ogółem jednak widzę swoją przyszłość jasno i klarownie - nie ograniczam się i staram się być elastycznym, międzyczasie zawierając coraz to więcej relacji z ludźmi o podobnych zainteresowaniach. Niemniej wagabunda, o którym wspomniałem przedtem, wcześniej czy później będzie musiał znaleźć ostoję. I to niekoniecznie w Internecie. Cokolwiek to by miało oznaczać.

Grzegorz Ciecieląg (Yaqza) – redaktor naczelny Alei Komiksu:

Obstawiam raczej stosunkowo krótkie recenzyjki pokroju alejowych „Rzutów Okiem”. Oczywiście zawsze będzie istniała pewna grupa, którą zadowoli tylko porządna, wnikliwa recenzja. Jednak ogólny trend jest następujący: szybko, łatwo, w miarę jednoznacznie, podane na tacy. W morzu informacji użytkownik poszukuje danych, które do niego od razu przemówią, w których nie będzie musiał grzebać lub - Boże broń - zmuszać się do wysiłku intelektualnego. Mnie ta tendencja smuci, ale tak już niestety jest.

Blogów ci u nas dostatek. Każdy teraz sobie bloga zakłada i cudzego bloga obserwuje. Ludzie opowiadają o swoim życiu, dzielą się wzlotami i upadkami, opiniami i problemami. Blog sam w sobie jest neutralny, jak każde narzędzie. Wszystko zależy od tego, jak zostanie wykorzystany. Podczas obcowania z jednymi mam masę frajdy (boli.blog jest tu koronnym przykładem), inne w mojej opinii po prostu zaśmiecają sieć. I znowu - nie unikniemy tego. Ci, którzy mają zacięcie będą kontynuować swe dzieło. Inni się znudzą i zrezygnują. Ale na ich miejsce przyjdą następni. I tak w koło Macieju, cały czas napływ świeżej krwi.

Interesujące pytanie. Różnica między serwisem a blogiem polega na tym ze serwis komiksem zajmuje się w całości, kompleksowo - wrzucamy informacje o premierach, zapowiedziach, imprezach itp. itd., archiwizujemy dane, segregujemy je. Ot, taki komiksowy IPN. Na blogach pisze się o tym, co kogo akurat interesuje. Blog, jeśli miałby serwis zastąpić, musiałby się tym serwisem stać. Konkurencji tutaj nie ma, bo to dwa różne środowiska. Zgrzyty za to jak najbardziej.

Sieć to piękny wynalazek, stawiam ją na piedestale zaraz obok kanalizacji. I tak, wiążę z nią swoją przyszłość - praca na odległość to moje marzenie. Ciężko mi wyobrazić siebie samego siedzącego za biurkiem w jakiejś firmie.

Konrad Hildebrand (KonradH) – piszący na Motywie Drogi, którego jest założycielem, komiksiarz („Ke?” wraz z Przemysławem Pawełkiem), udziela się również w „Splocie”:

Nie widzę tutaj żadnej sprzeczności czy rozdroża, na którym niby ta publicystyka miałaby się znajdować. To jest internet, więc jeżeli komuś tęskno za długim elaboratami, to niech je pisze, a na pewno znajdzie się ktoś, kto będzie miał ochotę je czytać. Miejsca starcza dla wszystkich. Choć osobiście wątpię, aby istniała duża ilość osób czekających na te dłuższe formy.

Jeżeli za zjawisko blogoizacji polskiej sieci komiksowej można uznać fakt, że cokolwiek zaczęło się w niej dziać, to nie mam innego wyboru, jak tylko temu przyklasnąć. Formuła dyskusji na forach na ten moment się wyczerpała, podejrzewam, że za jakiś czas ludzie znowu zatęsknią za jednym, scentralizowanym ośrodkiem i fora odżyją. I tak w kółko. Co do samych blogów, to zależy co przez nie uważasz - jeżeli cokolwiek opartego na silniku blogowym, to część z nich nadal pozostanie na poziomie „to jest mój blog, a to jest moje zdanie na temat...” inna postanowi się „sprofesjonalizować” i nie będzie już blogami miała wiele wspólnego. Jeżeli zaś chodzi o blogi-strony osobiste autorów, to będą one tak długo, jak długo ludzie nie wymyślą jakiegoś nowego sposobu na wyrażanie siebie w sieci. Nie mam pojęcia, co to będzie, ani kiedy. Przewiduje, że w najbliższej przyszłości będzie miał miejsce marsz na mikroblogi i ich 160 znakowe wiadomości. To już pewnie do końca załamie komiksowych intelektualistów.

Nie wiem, o jakiej konkurencji można mówić w sytuacji, gdy na „scenie” jest raptem kilka ośrodków i każdy reprezentuje inne podejście do tematu i zajmuje inną niszę. Serwisy komiksowe są jakieś dwa lata do tyłu i powoli nadrabiają zaległości technologiczno-warsztatowe, „Kazet” wygląda jak eksponat muzealny i mam nadzieję, że zapowiadane przez nich jakiś czas temu zmiany w końcu wejdą w życie. Jeżeli chodzi o Motyw, to od zawsze mówiliśmy na nim o innych stronach i polecaliśmy je naszym czytelnikom. Nie wyobrażam sobie, aby to miało się zmienić. Istotą sieci jest interakcja, wymiana myśli, linków, przepływ czytelników, wspólne akcje i zamykanie się swoim grajdołku nie jest nikomu na rękę.

Prowadzenie Motywu jest moim hobby i codzienna praca przy magazynie, organizowanie życia redakcji czy współpraca z jej członkami sprawia mi mnóstwo satysfakcji i czuję, że w jakiś sposób mnie rozwija. Cieszę się, że mam znajomych, którzy lubią przebywać na stronie i gadać na proponowane przez nas tematy, miłe jest też to, że poznaję dzięki niej kolejnych. Co będzie w przyszłości, nie mam pojęcia, pewnie pójdę wreszcie do roboty i nadal będę po godzinach zajmował się Motywem, nie wyobrażam sobie za bardzo życia bez tego.

Jakub Jankowski (Qba) – bloger, tłumacz, komiksiarz; pisze o komiksie na poważnie („Zeszyty Komiksowe”, „Sympozjum Komiksologiczne #8”) i trochę mniej poważnie („Splot”, Aleja Komiksu):

Myślę, że w warunkach panujących w naszym półświatku komiksowym sieć jest dobrym miejscem na publicystykę komiksową wszelkiego rodzaju. „Zeszyty Komiksowe” i „Ziniol” są w tej chwili jedynymi cyklicznie ukazującym się drukiem pismami, ale przecież przy ich cyklu wydawniczym nie są w stanie odpowiednio szybko reagować na wydarzenia, a poprzez objętość nie wszystko da się w nich zmieścić. Antologie sympozyjne to już zupełnie inna bajka. Reszta pism o komiksach piszących robi to nieregularnie, co nie sprzyja zainteresowaniu nimi tzw. publiczności stricte komiksowej. To raczej takie uproszczone wersje recenzji dla sporadycznie sięgających po komiks. Myślę, że sieć to doskonałe miejsce na recenzje, bo dla tego typu tekstu potrzeba jego względnej aktualności. A i recenzja może przybrać formę wnikliwej analizy i stać się dłuższym, rzetelnym i wyczerpującym tekstem.

Blog to fajna, dostępna i łatwa w obsłudze platforma wyrażania opinii. Mam jednak wrażenie, że blogów jest za dużo. Dobrze, że autorzy komiksowi je mają (zawsze się pochwalą nad czym pracują, skraca się dystans między nimi i publicznością), że mają je wydawnictwa (to lepsze niż kontakt z czytelnikiem przez forum), że mają je komiksowi pasjonaci, ale powoli robi się tłok i fizyczną niemożliwością jest śledzenie wszystkiego, nawet przy eresesie. Myślę, że blogi będą sobie istnieć, a tylko od ich poziomu będzie zależeć liczba odwiedzin, co przełoży się na długość życia. Ogólnie blog to tylko narzędzie i może to być zarówno portfolio autora, serwis zbudowany na takim silniku czy też miejsce na wyrażanie swoich subiektywnych i niezobowiązujących komentarzy na aktualne tematy.

Myślę, że blogi, większość z nich, to tylko uzupełnienie tego, co w polskim i światowym komiksie piszczy, a więc zdecydowanie widzę tu możliwość współpracy z serwisami, choć niekoniecznie bezpośredniej. Redaktorzy większych portali powinni je śledzić i wyłapywać co ciekawsze rzeczy, żeby na nie nakierowywać swoich czytelników. Blog działa na zasadzie „podaj dalej”, czyli taka samopomoc :-) Zresztą serwisy na blogi autorów zaglądają.

Myślę, że obecnie to jest bardzo niszowe, pisanie o komiksie portugalskim, ale mi ogólnie pisanie sprawia przyjemność, a i podejmuję tematy około komiksowe nie tylko z Portugalią związane. Aktualnie prowadzę pRzYpAdKiEm dla przyjemności. Jak mam coś do napisania, to piszę. Czasami mogę zdradzić coś zza kulis pracy tłumacza, zza kulis przygotowywania na rynek polski jakiejś publikacji czy coś z moich życzeń, co chciałbym z „portugalskości” w Polsce zobaczyć. Lubię coś polecić z komiksu światowego. Czasami mi się filozofowanie włączy, albo teoretyzowanie na temat komiksu. Ogólnie jest miszmasz, ale docelowo chciałbym przekształcić pRzYpAdKiEm w bardziej naukowego bloga, tzn. wrzucać tu teksty teoretyczne dotyczące jakiegoś komiksowego zjawiska, unaukowione, rozszerzone i analityczne recenzje, omówienia decyzji tłumaczeniowych podyktowanych specyfiką medium komiksowego, eseje naukowe - takie lżejsze odpowiedniki tego, co w antologiach sympozyjnych. Może zmiana na taki profil przy udziale innych naukowców, zajmujących się komiksem? Oczywiście z pisania o Portugalii nie będę rezygnował.