środa, 6 maja 2009

#172 - Rzut za Trzy: Dark Reign

Panowanie Normana Osborna w uniwersum Marvela stało się faktem. Ukazuje się coraz więcej zeszytów z charakterystycznym logiem „Dark Reign” na okładce, w których ci źli, pokonują tych dobrych. Nie podejmę się trudu przebrnięcia przez wszystkie tytuły, a do dzisiejszej „Trójki” wybrałem, nieco egoistycznie, trzy serie, które mnie najbardziej interesują.

„New Avengers”
Scen.: Brian M. Bendis
Rys.: Billy Tan


Czytając „New Avengers” wróciłem do czasów, kiedy z utęsknieniem wpatrywałem się w kioskowe witryny, wyszukując nowych numerów „X-Menów” czy „Spider-Mana”. Znowu poczułem to samo podekscytowanie i to niecierpliwe drżenie rąk przy przewracaniu kartek w zeszycie za przysłowiowego „piątaka”, a obecnie za „trójkę”. Brian M. Bendis bezbłędnie potrafił wykorzystać mój sentyment i super-bohaterskie wychowanie komiksowe.

Położenie Nowych Mścicieli jest nie do pozazdroszczenia. H.A.M.M.E.R. Osborna nie będzie tak pobłażliwy jak S.H.I.E.L.D. Starka w polowaniu na niezarejestrowanych herosów, a możliwości manewru drużyny Ronina i nowego Kapitana Ameryki są znacznie ograniczone po zniknięciu Dra Strange`a. Co gorsza, podczas ostatecznego starcia ze Skrullami dziecko Luke`a Cage i Jessiki Jones zostało porwane przez najeźdźców, a jego rodzice będą gotowi podpisać pakt z samym diabłem (czytaj – Osbornem) byle tylko odzyskać swoją pociechę.Na dobrą sprawę w „NA” zrezygnowano z budowania fabuły opartej na permanentnej nawalance, szybkiej akcji i epickich, wielkopanelowych starciach między herosami. Niech ci, którzy oczekiwali szybkiej konfrontacji „Nowych” z „Mrocznymi” Mścicielami już w jubileuszowym, pięćdziesiątym numerze, przygotują się na niespodziankę.

Bohaterowie bardzo rzadko opuszczają mieszkanie Capa, pozostawiając mnóstwo możliwości Bendisowi na robienie tego, w czym jest najlepszy, czyli w rozwijaniu relacji interpersonalnych. Zamiast tłuc się z super-łotrami, bohaterowie pół numeru spędzają na złośliwym komentowaniu telewizyjnego występu Mścicieli Osborna. Peter Parker „ponowne” ujawnia swoją tożsamość, na światło dzienne wychodzi szkolny sekret Spider-Mana i Mockingbird. Nie braknie również mięsistych dialogów i celnych one-linerów, no i Logana, który w wydaniu Bendisa jest chyba najlepiej prowadzonym Wolverinem w obecnej ofercie Marvela.W „New Avengers” najbardziej zawiodłem się na grafice. Regularny rysownik Billy Tan (nie mylić z Phillipem, który robi w DC) ma ten charakterystyczny, mainstreamowy sznyt, ale warsztatowe niedociągnięcia i niechlujna kreska psują ostateczny efekt.


„Dark Avengers”
Scen.: Brian M. Bendis
Rys.: Mike Deodato Jr.


„Dark” jest komiksem poniekąd komplementarnym do „New”. Pierwsze przygody zespołu  Normana Osborna to zebranie do kupy nowej ekipy (pierwszy numer i kawałek drugiego) i potężna nawalanka (kawałek drugiego i trzeci). Podczas bitwy z Morganą La Fey w Latverii dzieje się dużo, efektownie i nierzadko dowcipnie, bo w roli dyżurnych wesołków występują Venom i Bullseye.

Jak żadna z serii dark-reign`owych „Mroczni Mściciele” mają potencjał stać się świetnym i choć trochę nowatorskim komiksem. Bo cóż więcej chcieć może miłośnik trykotów od zespołu swoich ulubionych villainów (byłego Green Goblina, wcielającego się w mieszankę Iron-Mana i Kapitana Ameryki, Bullseye`a podszywającego się pod Hawkeye`a, nowego Venoma udającego Spider-Mana, a do tego zawsze skorego do bitki Aresa) odgrywających rolę najpotężniejszych i najpopularniejszych herosów uniwersum Marvela? Tylko tego, żeby zabrał się za to Bendis.Mike Deodato może nie jest wybitnym rysownikiem, ale trzyma fason. W porównaniu z Tanem i Larroccą, o którym poniżej, wypada naprawdę korzystnie. Jego ilustrację da się oglądać z pewną przyjemnością, choć słabiej wychodzą mu covery. Ogólnie – raczej na plus.

Na razie „Dark Avengers” są średni. Wyraźnie widać, że Bendis dopiero nabiera rozpędu i powoli skleja poszczególne wątki w jakąś fabułę, a niektórzy z bohaterów wciąż czekają na swoje przysłowiowe pięć minut (Sentry). Seria prezentuje się słabiej od „New Avengers”, ale i tak jest warta lektury.


„The Invincible Iron-Man”
Scen.: Matt Fraction
Rys.: Salvador Larocca


Po „Secret Invasion” Tony Stark stał się wrogiem publicznym numer jeden. Obarczony odpowiedzialnością za inwazję Skrulli i niezapewnienie mieszkańcom Ziemi bezpieczeństwa, a przez wielu uważany wręcz za zdrajcę ludzkiej rasy, ma stanąć przed sądem wojennym zorganizowanym przez Normana Osborna. Bohatera dnia, dla którego wielka porażka Iron-Mana będzie trampoliną do własnej kariery. Teraz, po utracie pozycji szefa S.H.I.E.L.D, po niepowodzeniu Inicjatywy, bankructwie Stark Industries i wykradnięciu danych wszystkich zarejestrowanych bohaterów, za Starkiem wysłano list gończy.

Pomysł Matta Fractiona na historię „World`s Most Wanted” jest naprawdę interesujący i szkoda tym bardziej, że jego wykonanie tak strasznie kuleje. Fabuła, jak na opowieść o pościgu za najbardziej poszukiwanym zbiegiem wszech czasów, rozwija się ślamazarnie, pełna jest dialogów skutecznie wynudzających czytelnika, brakuje jej dynamiki i spójności. Również rysunki Salvadora Larocki należą do słabych punktów serii. Znałem tego artystę ze starannej, nieco zdeformowanej krechy z „Uncanny X-Men”, a na kartach „Iron-Mana” Larocca sili się realistyczną estetykę, dość nieporadnie posiłkując się komputerem. I efekt wygląda fatalnie. Komiks w moich oczach doszczętnie skompromitował dialog, w którym Stark przywołuje los nazistowskiego oprawcy Adolfa Eichmanna, w kontekście Hanny Arendt (skądinąd słusznym) i pozwala mi traktować spokojnie Fractiona jak amerykańskiego półgłówka.

Jedynym, interesującym motywem, który pojawia się w „The Invincible Iron-Man” jest wizerunkowa kampania na konferencje prasowa toczona przez szefa H.A.M.M.E.R.a. Element ten obecny jest także w innych tytułów okraszonych szyldem „Dark Reign”, lecz właśnie w serii Fractiona i Larocki odgrywa jedną z kluczowych ról i jest najjaśniejszą stroną komiksu.

Oprócz wyżej wymienionych w dalszej kolejności warto się zapoznać z trzecim komiksem z „Mścicielami” w tytule, czyli „Mighty Avengers”, w którym Dan Slott pokazuje jak wiele można wycisnąć z drugoplanowych postaci i jak powinno się robić fabularne twisty oraz z „Secret Warriors Jonathana Hickmana, ze świetnymi rysunkami Stefano Caselliego i kozaczącym Nickiem Fury`m w roli głównej.

Brak komentarzy: