czwartek, 2 kwietnia 2009

#153 - Oskar Ed

Wydawnictwo Timof i cisi wspólnicy kontynuuje penetrację komiksowych rubieży Europy, w poszukiwaniu kolejnych perełek. Po owocnej wycieczce na wschód, z której przywieziono antologię „Syberyjskie Sny”, pochodzącego z Rosji Konstantina Komardina, i ciepło przyjętą „Sukę” ukraińsko-rosyjskiego tandemu Woronowicz-Tkalenko, Timof kieruje się w stronę centralnej części naszego kontynentu. Prosto ze Słowacji do rąk polskich czytelników trafia opasły, prawie trzystu stronicowy komiks Branko Jelinka „Oskar Ed”.

Tytułowego bohatera komiksu od reszty społeczeństwa odróżnia dziwaczna, podłużna głowa zakończona ostrymi zębami, zamkniętymi w kagańcu. W umownym i odrealnionym świecie tej fizycznej przypadłości nikt się dziwi, przerażenie budzą natomiast zdolności Oskara. Potrafi on bowiem ożywiać przedmioty wbrew własnej woli. Jest przeklętym demiurgiem, otoczonym spersonifikowanymi (dosłownie) kubkami, miotłami, jabłkami, który pragnie uwolnić się od swojego „daru” i prowadzić „normalne” życie, nie licząc już nawet przedziwnych snów. W tej groteskowej i wizyjnej estetyce bohater, a może i sam autor, dąży do rozrachunku z własną rodziną. „Oskar Ed” posługując się skomplikowaną, często hermetyczną dla czytelnika, metaforyką opowiada o trudnych relacjach ze swoją matką i ojcem. Można tylko spekulować ile w tych „familijnych egzorcyzmach” znaleźć można autobiograficznej prawdy, na ile Jelinek jest komiksowym Oskarem, na ile rozlicza swoją własną przeszłość.

W przeciwieństwie do metaforycznej fabuły, której daleko od komiksowej dosłowności, oprawa graficzna utrzymana jest w bardzo „klasycznym” stylu, przynoszącym ma myśl francuskie, masowe produkcje komiksowe. Zresztą, sam autor przyznaje się do wczesnych inspiracji choćby Grzegorzem Rosińskim. Zdyscyplinowane, pracochłonne, gęsto cieniowane rysunki zdradzają również wpływ Katsuhiro Otomo, do którego poziomu jeszcze słowackiemu komiksiarzowi trochę brakuje. Zestawienie niejednoznacznej, momentami onirycznej (retrospekcje głównego bohatera), czy wręcz upoetyzowanej (pojawienie się ojca Oskara w finale opowieści) fabuły z bardzo klarowną i jednoznaczną estetyką jest bardzo ciekawym zabiegiem, który każe zastanawiać się czytelnikowi „dlaczego?”.

Właściwie „Oskar Ed” jest tytułem godnym polecenia. To interesująca, a chwilami intrygująca pozycja, której można, co prawda zarzucić kilka fabularnych pęknięć i dłużyzn nie psujących jednak pozytywnego odbioru całości. Niestety, cała praca Branko Jelinka została zmarnowana przez polskiego edytora. Niechlujne, bardzo często nieprecyzyjne tłumaczenie, pozbawione jakiejkolwiek redakcji czy korekty odbiera całą radość z czytania. I nie chodzi tu o jedną, czy pięć wpadek językowych, które mogą się przydarzyć każdymi. Tu błędy, niedopatrzenia czy nieporadności idą w dziesiątki. Żeby wymienić tylko kilka - „Już mam po dziurki w nosie tego głupiego życia w ciągłej ucieczce", „I kto to mówi, jakby ktoś był pod pantoflem?”, „Każda gospodyni właśnie to ceni ze wszystkiego najbardziej", „To chyba bardziej oczywiste niż by ci się nawet mogło wydawać", „Wyluzować atmosferę”, „Czy rzeczywiście jest najlepszym, jakiego do tego mamy?”, „Dalekosiężnych możliwych jej skutków”. A to tylko część błędów, które nie powinny mieć miejsca w takiej ilości w profesjonalnie wydanym komiksie, za który czytelnik płaci ciężko zarobione pieniądze.

2 komentarze:

Gonzo pisze...

'I nie chodzi tu o jedną, czy pięć wpadek językowych, które mogą się przydarzyć każdymi.' - cóż za ironia losu.

Kuba Oleksak pisze...

:)

Literówka. "I" jest obok "u". Ze też Łukasz, tego nie zauważył!