sobota, 30 sierpnia 2008

#52 - Batman z krótkimi uszami i bez majtek na spodniach

Byłem na „Mrocznym Rycerzu”. I wiem, że na pewno pójdę na „Zohana” z Sandlerem, który zapowiada się świetnie. Na trailer „Strażników” już nie zdążyłem.

Ale bądźmy poważni! Szósty „Batman” jest filmem co najwyżej średnim, jeśli nie słabawym (ale nie słabym), który mnie nie porwał.

Dlaczego?

(możliwe spoilery – szczególnie w dwóch przedostatnich akapitach)

Jak na film sensacyjny – za mało w nim akcji, jak na kryminał – razi trywialnością, jak na typową adaptację komiksu – za mało komiksowy, za mało efektowny i za mało mrugnięć w stronę fanów. Jakimkolwiek by nie był, i tak jest za długi, a niektóre sceny można by spokojnie wyciąć (wyprawa Bruce`a do Hong Kongu, scena otwierająca ze Scarecrow`em i naśladowcami Batmana). Irytują liczne dłużyzny, niektóre wątki aż proszą się żeby je rozbudować (relacje w trójkącie Wayne-Dent-Gordon), inne, takie jak scena pościgu, sprawiają, że się rumienię. I jednak zakończenie, jak na niesamowicie dynamiczny film, który przez te dwie godziny trzymał w napięciu, jest zbyt słabe. Spodziewałem się czegoś więcej po ostatecznej konfrontacji Mrocznego z Jokerem. Niemniej film prawie do końca trzyma w napięciu i nawet pomimo tych mankamentów, dało się na nim usiedzieć. I dupa nawet nie bolała.

Co było w nim dobre? Ledger, któremu wpycha się Oskara i jego kreacja Jokera, która sprawia, że wszystkim fanbojom twardnieją i wydłużają się siurki, jest rzeczywiście dobry i widać, że Nolan miał pomysł na ta postać. Dobry, ale nie genialny. Magiczna sztuczka z ołówkiem przednia, chyba najlepsza z całego jego arsenału, znakomite wystąpienie w telewizji i żart z mostami. Film trzyma w napięciu, trzeba mu to przyznać. Widz, jest zastraszony jak mieszkaniec Gotham, jest świadkiem i ofiarę festiwalu chaosu, który urządza sobie Joker. Nie wiadomo gdzie uderzy, co zrobi, nie wiadomo, kto z nim pracuje i komu można zaufać, nie wiadomo, co urodzi się w tej jego szalonej głowie. To wyszło świetnie. Źle wyszło natomiast samo zakończenie (jeszcze o nim napiszę poniżej), które jest po prostu wulgarnym cliffhangerem do kolejnej części. Kaman, oczywistą oczywistością jest, że powstanie trzecia części nolanowego cyklu, nie trzeba AŻ tak tego zaznaczać.

„Mroczny Rycerz” miał pokazać Batmana takim, jakim byłby gdyby tylko istniał naprawdę, gdyby nie był jedynie herosem w pelerynie z kart tanich komiksów. Christopher Nolan chciał go maksymalnie zdekomiksować, urealnić, a potem zdekonstruować i pokazać, że to postać na wskroś tragiczna. Chciał zrobić z Batmana Edypa albo Prometeusza, co dla mnie jest pomysłem tyle bezsensownym, co irracjonalnym. Jak mniemam chciał się stać kimś w rodzaju Moore`a kinowych adaptacji komiksowych. I uważam, że poniósł na tym polu porażkę i piszę to siląc się na obiektywizm, a pisząc to z pozycji nieuleczalnego fanboja Mistrza Alana i fanboja „Strażników”, któremu twardniej i wydłuża się na widok Rorscacha, w niezdrowym uniesiony mamrotałbym, że nie jest godzien porównywać się z Bogiem Komiksu. Choć muszę przyznać, że na razie Batman, wśród innych superbohaterów, wypada najbardziej realistycznie, co wcale nie znaczy, że dobrze, bo w nolanowym Batmanie jest bardzo małe stężenie Batmana. Przecież tego Batmana w tym filmie jest tyle, co Denta, Gordona, czy Jokera, którzy odgrywają równie ważne rolę, nie robię za statyczne tło.

Inną sprawą jest problem moralny, problem istoty „superbohaterszczyzny”, którą Nolan podnosi w zakończeniu. Bruce i Gordon muszą wybierać, w jaki sposób wykorzystają śmierć Harvey`a, muszę zdecydować się czy nad prawdę nie przedłożyć ogólnego dobra, czy w imię większego dobra możemy nagiąć trochę prawdę. Ach jak wspaniale i z jaką maestrią ten problem podjął Moore w finale „Strażników” właśnie! Nolanowi wyszło natomiast patetycznie i sztucznie, zdradził się sileniem na tragizm, epatował, zamiast przedstawiać, dał odpowiedz, zamiast postawić pytanie.

I jeszcze jedno – o ile mogę zrozumieć hype i cały ten marketingowy szum za Oceanem, tak nie bardzo rozumiem i nie bardzo mi się podoba, że ta gorączka przyjmuje się również w Polsce, vide tydzień z Batmanem z Motywie Drogi. Jest kupa komiksów, które zasługują na ułamek uwagi, która poświęca się "Mrocznemu Rycerzowi". Mnie Batman jako postać niespecjalnie rusza, tak po prawdzie niewiele jest naprawdę dobrych komiksów z nim w roli głównej, można je policzyć właściwie nie palcach jednej ręki („DKR”, „Year One”, „Killing Joke” i „Year 100”). Co w nim takiego wyjątkowego?

31 komentarzy:

pjp pisze...

Nie za bardzo rozumiem co ma znaczyć "gorączka" an Motywie drogi, która gorączką nie była.

Zauważ, że teksty publikowane mówiły o postaci Batmana i sprawach wokół, który wniósł do popkultury od cholery. My trafiliśmy po prostu na dobry moment z takim pomysłem, wykorzystując aktualną popularność postaci i przeobrażając ją w tydzień z Batmanem, nie z filmem "Mroczny Rycerz".

pjp pisze...

Ah. I mógłbyś linkować, jak już wymieniasz jakieś tam źródła, inne strony. Tak jak arcz to robi na przykład.

Gonzo pisze...

a z tą ilością dobrych komiksowych batmanów toś pojechał po bandzie...

Anonimowy pisze...

W trzecim akapicie piszesz, że film za nudny, mało efektowny i długaśny a zaraz potem, że dynamiczny i trzymający w napięciu. Sam sobie przeczysz. I na dokładkę porównujesz film Nolana do komiksu Moore'a, co jak dla mnie jest zupełnie bez sensu, bo nawet nie wiesz jak wyjdzie ekaranowa wersja "Strażników".

pjp pisze...

I "czy wyjdzie" po ostatnich tych.

Kuba Oleksak pisze...

Gonzo - nie znajduje więcej fajnych komiksowych Batmanów. Jakbym się uparł do dodałbym jeszcze "Holy Terror", "Long Halloween" i "Living Hell". Tyle.

Pjp - tydzień Batka zorganizowaliście z okazji premiery "TDK", prawda? Gdyby jej nie było, nie byłoby tygodnia. Że Batman wniósł do popkultury do cholery? Wątpie, nie znam się, nie lubię popkultury, nie będę się kłócił.

A to linkowanie to jakiś big deal jest, siecowy savoir vivre czy coś? Bo nie wiem.

NN - napisałem, że pomimo tego, że ma dłużyzny i niedoróbki udało się mu trzymać mnie w napięciu. To chyba jasne? Dziwię się również, że nie pozwalasz mi porównywać komiksu do filmu - nie można, nie godzi się? Nolan wyraźnie porwał się na problem moore`owy to winien się liczyć z takimi porównaniami.

Anonimowy pisze...

Julek, polecam obejrzeć następujący dokument:

http://pl.youtube.com/watch?v=-h68CVU70n0
http://pl.youtube.com/watch?v=umFIOp2RnCY&feature=related
http://pl.youtube.com/watch?v=SqTnKharT6Y&feature=related
http://pl.youtube.com/watch?v=o1CJJDjeM8A&feature=related
http://pl.youtube.com/watch?v=M2MD-FgsVYE&feature=related

Może po obejrzeniu tego dokumentu zrozumiesz,na czym polega wyjątkowość tej postaci.

Ja tam Twoją opinię szanuję. Ale za to nie podoba mi się Twoja niekonsekwencja. Zdecyduj się - albo film jest nudny i długaśny, albo efektowny i dynamiczny. Wyszło... dziwnie.

Julek, spróbuj poczytać "Batman: Faces" Matta Wagnera, "Blades" Robbinsona i Sale'a, "Gothic" Morrisona i Jansona, "Mad Love" Diniego i Timma.

Zmienisz zdanie. Słowo.

Anonimowy pisze...

A ten filmik zapodaje wszystkim, co nie cierpią TDK:

http://www.youtube.com/watch?v=3ea70gOrZCI

Pozdrawiam

pjp pisze...

Raczej chodziło mi o to, że linkowanie poszerza wartość wpisu. Ja lubię sobie kliknąć i poczytać cośtam jeszcze, na przykład jak arcz dał linka do bloga Tima ostatnio itd.

Gonzo pisze...

Juleczku, zamiast przyjąć krytykę ot tak, i uznać ją za sensowną lub nie, to się spinasz. poluzuj kucyk, bo Ci oczy pękną. taka dobra rada to, nie przycinek.

Ja tam z samych semikowych mogę wskazać cztery. Killing Joke (wiadomo), Engines (nie tak się nazywał tem McKeevera?), Sanctum (za klimat i rysunki, szkoda że takie krótkie) i eee.. eeeee... nie pamiętam ale coś tam było. Dziwnym wydaje mi się stwierdzanei że bohater o ponad 50-letniej tradycji ma mieć tak malo fajnych komiksów. Znaczy co, raz na dekadę ktoś przypadkiem robił coś dobrego? z rachunku prawdopodobieństwa wynika że tego jest więcej, co najwyżej o tym nie wiesz. Nie upieram się że to same przemega komiksy są, ale jest sporo fajnych.

Kuba Oleksak pisze...

To co piszesz, ma sens, Bąbielku.

Gozno, nie spinam pośladów, Batman mnie nie kręci zwyczajnie, a wszystkie wspomniane przez Ciebie i Chudego pozycje znam i przeczytałem - tą czwartą, o której zapomniałeś mógł być "Mroczny Rycerz Mrocznego Miasta". I tak, Batman nie miał szczęścia do utalentowanych twórców, jak Konwerski na swym blogu napisał. Prawda, szczera prawda.

I żadna niekonsekwencja - film może mieć dłużyzny, ale mimo tego trzymać w napięciu. Na Boga, tak samo jest z "Y", nie szukając daleko.

Kuba Oleksak pisze...

Gonzo, może inaczej - komiksów fajnych było z Batmanem sporo, ale tcyh naprawdę dobrych, powiedzmy "Wybitnych" było bardzo mało. Gwoli ścisłości terminu fajny.

Łukasz Mazur pisze...

"Zohan" rzeczywiście zapowiada się na kawal niezłej komedii.

Na "Mhrocznym" byłem x2. Za pierwszym razem byłem moooocno rozczarowany (pewnie przez te wszystkie recenzje ociekające świeżym fanowskim nasieniem), ale za drugim razem, kiedy wiedziałem czego mam się spodziewać było zdecydowanie lepiej.

No i prawdą jest, że "Eckhart wypadł lepiej od Ledgera".

Ale i tak wolę Ajron Mena i Łonteda.

Gonzo pisze...

Dla mnie fajne = przynajmniej dobre, podobałomisie. Niekoniecznie wybitne. Ale i tak jakoś więcej dobrych/b.dobrych Batmanów potrafię wymienić niż Spidermanów, Supermanów, Daredevilów czy innych. Skoro trzymamy się superhero genre, to ja tam nie kojarzę bohatera w rajtuzach co miał więcej szczęścia niż Nietoperek. Dlatego uwieszenia się na koniec nie czaję. Inna sprawa że Tobie postać nie podchodzi, a mi owszem.

Anonimowy pisze...

Julek: "Batman nie miał szczęścia do utalentowanych twórców, jak Konwerski na swym blogu napisał. Prawda, szczera prawda."

Raczej nieprawda. Oto ludzie, jacy mieli okazję dodać swoją cegiełkę do nietoperzastego pomnika: Alan Moore, Grant Morrison, Mark Waid, Dennis O’Neil, Frank Miller, Mark Millar, Brad Meltzer, Neil Gaiman, Kia Asamiya, Tony Wong, Warren Ellis, Peter Milligan, Norm Breyfolge, Kubertowie, Adams, Ostrander, Wagner, Lapham, DeMatteis. Śmietanka komiksu mainstreamowego i niezależnego. A mógłbym jeszcze wymieniać. Nazywanie ich nieutalentowanymi twórcami jest głębokim nieporozumieniem.

Rozumiem, gdyby Karol napisał, że Batman ma problemy z edytorami, redaktora (bo to w rzeczywistości jest jego pięta achillesowa). A tak mamy do czynienia z odbrązawianiem wizerunku "ot tak", jak to ma miejsce na gildii z Sandmanem (konweka też go nie lubi). Całe szczęście, że można to rozpatrywać jako ocenę subiektywną, a nie obiektywną. Obiektywnym nie można również nazwać powyższego stanowiska.

Ale blog charakteryzuje się tym, że jest pełen subiektywizmu.

Kuba Oleksak pisze...

Hyhyhyhy.

Nie ma tam/nie wymieniłeś Rucki i Bendisa, nie ma Clowesa i Lutesa, nie ma wielu innych, naprawdę genialnych artytsów.

Jest tylko Moore i Miller. To są dla mnie komiksiarze z najwyższej półki. Bo co takiego genialnego Ellis i Millar napisali Batmanowi? Albo Azzarello, Morrison czy Waid?

Może ujmę to inaczej - Gacek miał szczęście do scenarzystów, ale nie miał szczęścia do dobrych historii.

I proszę Chudy, nie unaukawiaj dyskusji o komiksie w skrzypczykowym stylu, szyszka z dupy i nie pitol o subiektywizmie i obiektywizmie. Gadamy se o Batmanie!

Gonzo - w skrócie chodzi mi o to, że szum wokół Batmana (czego chyba najlepszym dowodem jest choćby ta dyskusja) nie jest adekwatny do jego wartości. Jasne, jest kilka wybitnych pozucji z Batmane, sporo dobrych.

Ale popatrz na takiego Daredevila w wydania Bendisa, Brubaker, Lark i Macka. To już ponad setka numerów regularnej serii na poziomie (jakości) nieosiągalnym dla rzadnego on-goinga z Batmanem (z wyjątkeim Gotham Central). A inna sprawa, że DD miał tylko dwa świetne tpb tj. Born Again i Man without Fear, kiedy Batman miał ich jednak więcej.

Anonimowy pisze...

Rucka pisał Detective'a, Gotham Central oraz Death & Maidens. Zrobił dużo dla Batmana dobrych rzeczy, w szczególności dla Two-Face'a, Renee Montoyi i Huntress.

Bendis napisał 21 zeszyt Batman Chronicles, ale to gówno jest, więc nie polecam.

Ellis zrobił ciekawą historię do B&W 2 oraz świetny crossover Batman/Planetary, pokazujący z pomysłem ewolucję historyczną Batmana.

Millar zrobił bardzo dobry zeszyt Legends of the Dark Knight #79, który został załączony do jednego z tomów the greatest stories ever told. Jedna z lepszych historii komiksowych bożonarodzeniowych, jakie kiedykolwiek czytałem.

Azzarello zrobił "working through pain" dla Gotham Knight i ciekawe historyjki dla B&W 2. A niedługo zobaczymy jego Jokera dla dorosłych wraz z Bermejo, w którym pokładam nadzieję po tym, jak zobaczyłem Lexa Luthora.

Morrison zrobił Gotyk. Przy Azylu też się nieźle napocił, gdyż pokazał istotę psychologii Junga. To jest WYBITNA rzecz.

Waid zrobił JLA: Wieżę Babel, pokazującą paranoiczną podejrzliwość Batmana i do czego ona może prowadzić.

Clowes nie napisał Batmana, bo jak to tłumaczy jeden z epizodów Simpsonów, edytorzy mu nie pozwolili :) A Lutesa superherosi najzwyczajniej nie interesują. Więc nie oczekuj od każdego wizjonera komiksowego, ażeby odcisnął swoje piętno na Batmanie, jeśli tego nie chce. Żyjemy w wolnym świecie.

Ale mimo to nie łapiesz sedna.
Batman ma szczęście do scenarzystów.
Batman ma szczęście do dobrych historii, jak żaden heros.

Jego problemem są edytorzy i redaktorzy, którzy nie pozwalają twórcom co poniektórym pokazać swojej wizji postaci. Bez ich zgody nie można zrobić nic ciekawego. Do czasu O'neila jakoś to szło, a teraz to strasznie wygląda. Nawet Grant i Breyfolge mówią o tym w swoim wywiadzie:

http://ohdannyboy.blogspot.com/2007/01/batman-alan-grant-norm-breyfogle-speak.html

Zgodziłbym się z Tobą, gdybyś napisał, że Batman OBECNIE nie ma szczęścia do twórców z powodu konfliktów w redakcji DC, błędów edytorialnych i realizowania niedorzecznych pomysłów fabularnych. Z tym się zgodzę. Z tym, że ta sytuacja trwa od czasu Husha.

Ale nie od zawsze.

I zgadzam się odnośnie Daredevila, aczkolwiek sam Brubaker odcina moim zdaniem kupony od Bendisa i robi schematycznie z Matta nieszczęśnika pechowca, jak to robili Miller i Nocenti wcześniej.

Anonimowy pisze...

Szum wokół Batmana jest adekwatny do jego wartości. Batman i postacie z jego pobliża poruszają wyobraźnię odbiorcy, są nośnikami idei jak mało który bohater czy uniwersum danej postaci. Gdyby tak nie było, to nie pojawiłoby się tyle książek naukowych o Batmanie, a na świecie nie byłoby takich scen jak ta z meczu Lechu Poznań:

http://www.gc-zone.ch/Library/20080828%20h%20poznan/21.jpg

Batman jest ikoną, która jest zrozumiała i znana prawie że dla każdego. A popularność zawdzięcza twórcom, którzy ukazali jego wyjątkowość.

Kuba Oleksak pisze...

Chudy, ja wiem co pisali i 80procent z tego czytałem i proszę nie pisz, że "Arkham Asyulum" to arcydzieło, komiks wybitny, bo tak nie jest.

To ja spróbuje trafić.
W sedno trafić.

Wydaję mi się, że Twoim zadaniem jest odzielać ziarno od plew. Umieć dostrzeć wartość komiksu wbrew otoczce, która mu towarzyszy, umieszczać komiks w odpowiednim kontekście, popatrzyć szerzej. Nie tylko na popkulturę, nie tylko na Batmana.

Jest wielkie ciśnienie na Mrocznego Rycerza. To potężna machina marketingowa, wypluwając setki produktów, gorszej i lepszej jakości. Powinieneś umieć dostrzec w nim to, co ktoś próbuje Ci bezczelnie sprzedać pod płaszczykiem wybitnego dzieło.

Wizjnerzy robią własne, świetne komiksy, a Batman to dla nich zbyt ciasny gorset, przy którym mogą przychałturzyć.

Tyle ode mnie.

Anonimowy pisze...

"i proszę nie pisz, że "Arkham Asyulum" to arcydzieło, komiks wybitny, bo tak nie jest."

Z całym szacunkiem, ale to bzdura.
A ten artykuł dowodzi słuszności mojego stanowiska (zresztą miła lektura):

http://komiks.nast.pl/artykul/3082/Cien-Azyl-Arkham/

Sądzę, że szukasz dziury w całym. Z ponad milona komiksów o Batmanie ja wspominam jedynie o parudziesięciu, które zasługują na uwagę. Jestem krytyczny wobec mitu Batmana, bo jak każde komiksy superobhaterskie, i ten ma swoje gorsze momenty. I Batman ma w swojej beznadziejne momenty. Mam tego świadomość, dlatego też u mnie na półce nie leżą filmy Schumachera, nie leżą brudy Liebermana, Winnicka i Willinghama.

Nie potrzebuję wszystkiego, co jest związane z Mrocznym Rycerzem. Swój rozum mam i nie poddaje się żadnej gorączce marketingowej, bo to dobre dla bardziej naiwnych osób.

Można być krytycznym. Ale niekoniecznie można mieć te same zdania. Ja tam Twoje szanuje, aczkolwiek zacieśniasz pole widzenia. Stawiasz komiks mainstreamowy na równi z alternatywą i undergroundem, a to są obszar zgoła od siebie różne.

Koniec końców sądzę, że oczekujesz od Batmana czegoś... innego, prawda? Czegoś, co się do tej pory w jego komiksach nie pojawiło.

Komiksy o Batmanie serwują świetne rzeczy.
Trzeba umieć je jedynie dostrzec w stercie zeszytów i TPB's. Ciężkie i czasochłonne, ale efektywne.

Tyle ode mnie.

Gonzo pisze...

wiem, którego Batmana z Semica zapomniałem. oczywiście bross z Dreddem.

Chudeusz - litości, ten tekst od kopistów to porażka, czytać się nie da, nic nim nie udowodnisz, nawet jeśli autor ma rację...

Gonzo pisze...

eee, cross nie bross. oczywizda.

Kuba Oleksak pisze...

To chyba wszystko sobie wyjasniliśmy i chyba masz rację Chudy w tym że oczekuje od Batmana tego, czego od niego dostać nie mogę..

I prosze, nie podpieraj się txtem z Alei Komiksu, bo to świadczy o ostatecznej desperacji. Nikt mnie nie przekona, że AA genialnym komiksem jest. Morrisonowi nie wyszło drugie "Mystery Play", które naprawdę kopie zadek.

Anonimowy pisze...

Panowie, nie darze szacunkiem Alei Komiksu po awanturze z motywem, ale bądź co bądź ten tekst dobrze pokazuje powiązanie Azylu z teoriami Junga. Widać, że osoba zna się na psychologii, studiowała ją i potrafi analitycznie pokazać podobieństwa między komiksem a symboliczną psychoanalizą.

Nawet Morrison wspomina w swoim scenariuszu do Azylu, jaki wpływ wywarły na tą pozycję tezy naukowe Junga.

To są fakty.

O jakiej ostatecznej desperacji mówisz? To nie jest jakaś walka na śmierć i życie, a zwykła dyskusja. Ale skoro twoja postawa jest ignorancka ("Azyl nie jest genialny, a jeżeli ktoś tak myśli to jest taki a taki gorszy") jedynie świadczy o czymś negatywnym.

Azyl jest wybitny.
Nawet, jeśli nasi rodzimi znawcy sądzą inaczej.

Anonimowy pisze...

I właśnie odnalezienie analogii pomiędzy Azylem a Jungiem uważam za szersze patrzenie na fenomen tego dzieła. Owszem, bez psychologicznej wiedzy ten komiks traci na swej wyrazistości. Ale studiowanie socjologii ani innego kierunku studiów nie jest dla mnie przeszkodą w zaznajomieniu się z tajnikami psychoanalizy. Bo to ciekawe jest i sprowadza do patrzenia świata za pomocą symboli.

Oczywiście nikt nie musi interesować się psychologią. Ale niech potem nie wmawia innym, że Morrisonowi Azyl się nie udał, gdyż jest to nieprawda.

Anonimowy pisze...

gonzo: "Chudeusz - litości, ten tekst od kopistów to porażka, czytać się nie da, nic nim nie udowodnisz, nawet jeśli autor ma rację..."

Po pierwsze - Chudy. Jeżeli chcesz mnie nazwać pieszczotliwie, proponuję "chuderlaka" ;) Już jeden chudeusz jest na motywie, a jest to zgoła inna osoba :)

Po drugie: "nawet jeśli autor ma rację". Czyli nawet jakby miał (a ma) to należy go zignorować, bo jest z Alei Kopistów? Proszę Cię, już dawno nie słyszałem gorszego absurdu.

Rozumiem, że można pałać niechęcią do Alei, że to buce są (sam za nimi nie przepadam), ale wrogość ta nie powinna przesłaniać rzeczywistego obrazu. Wtedy jest to wielce niestosowne.

Unknown pisze...

Chudzielec - a czy ja dyskutuję o merytoryce? Nie. Nie mam pojęcia ani co autor ma na myśli, ani czy ma rację. Nigdy nie miałem na tyle samozaparcia żeby przeczytać ten tekst, bo jest po prostu fatalnie napisany, w dodatku w onanistycznej manierze. We mnie wzbudził tylko niesmak, a objętość 'recenzji' przekonała mnie, co bym sobie odpuścił.

Co do Junga - Morrison nowatorski nie jest. Batman od początku swojego istnienia jest archetypem Cienia, nie dziwne że po paru dekadach ktoś motyw rozwinął. Samymi archetypami przewybornie też zabawił się Moore w Strażnikach, tworząc tytułową ekipę. Tylko że on nachalnie tego nie uwypuklał, żeby każdy był w stanie zauważyć że czytał Junga.

Tak czy siak ja tam Azyl za McKeana uwielbiam. Trykociarstwo w takiej oprawie zawsze ma u mnie ocenę przynajmniej dobrą. Inna sprawa że Morrison momentami bełkoce...

Unknown pisze...

a i zapomniałem dodać, jako rozwinięcie poprzedniej myśli, którą źle zrozumiałeś. powołujesz się na źródło - to powołuj się na wiarygodne. nie mam na myśli ską wzięte, mam na myśli kompetencje autora.

Gonzo pisze...

eeee. pomyłka. powyższe wpisy moje, niechcący na logu koleżanki z pracy siedziałem.

Anonimowy pisze...

Ja tam przeczytałem to raz dwa, bez obrzydzenia. Tyle tylko, że to nie recenzja, a analiza.

Ale szanuję Twoją opinię ze względu na merytoryczne wytłumaczenie stanowiska, aczkolwiek mnie osobiście to nie przekonuje, gdyż czytanie Azylu dla mnie było niesamowitą przyjemnością. Ale są różni ludzie i różne podejścia do pewnych rzeczy.

Pozdrawiam

P.S. A co możesz mi powiedzieć o kompetencjach autora? Znasz go?

Gonzo pisze...

Za autora mówi dzieło/teks. Jak ktoś pisze tak że mnie odrzuca, to mnie mówi to o autorze dostatecznie dużo. Mogę się mylić, ale przecież nie będę wytłuszczał co zdanie IMHO.

Coś się tak uwziął, to Twoja produkcja?

A tekst może zawiera w sobie analizę (co w sumie już jest błędem ze strony autora) - ale to recenzja. Tak jest tekst opisany na Alei, acz powiedzmy sobie, że tego akurat za wyznacznik traktować nie można. Inna sprawa że kończy się oceną komiksu jako dzieła, a nie podsumowaniem analizy. Autor mądrzy się żeby udowodnić wielkość dzieła, a nie żeby na koniec spłentować cały wywód o psychoanalizie. Dla mnie więc - tak jak i dla redaktorów AK - jest to recenzja. I jako taka po prostu leży.